31 października w szkockim Glasgow rozpoczyna się 26. klimatyczny szczyt ONZ (COP26). Przez dwa tygodnie świat będzie śledził – a przynajmniej powinien – wysiłki blisko 200 państw i organizacji, takich jak UE, by „utrzymać 1,5°C przy życiu”. O co w tym chodzi?
COP to coroczny szczyt państw-stron ONZ-owskiej Ramowej Konwencji ds. Zmian Klimatu (UNFCCC), którego zadaniem jest wypracowanie światowych mechanizmów wyzerowania emisji gazów cieplarnianych, zniwelowania i adaptacji do zmian klimatycznych, oraz sfinansowania tych celów w państwach rozwijających się przez kraje rozwinięte.
„Światowi przywódcy muszą nie tylko zobowiązać się do wyzerowania emisji netto do połowy stulecia, ale także pokazać nam, jak to osiągnąć” – napisał na Twitterze Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres.
Nadrzędny cel działań na rzecz klimatu wyznacza nauka, choć przełożenie jej wskazań na politykę bywa – mówiąc eufemistycznie – trudne, ponieważ nie brakuje na świecie polityków otwarcie kwestionujących naukowe ustalenia. Prawa fizyki stanowiące podstawę klimatologii są jednak bezwzględne: wraz z koncentracją gazów cieplarnianych w atmosferze temperatura Ziemi rośnie w bezprecedensowym tempie. Aby uniknąć katastrofalnych dla naszej cywilizacji skutków ocieplenia, niezbędny jest wysiłek całej ludzkości, by zatrzymać ocieplenie właśnie na poziomie 1,5°C powyżej średniej temperatury z czasów sprzed rewolucji przemysłowej.
To do tego celu odnosi się hasło „keeping 1.5 alive” brytyjskiej prezydencji szczytu. Jeśli brzmi cokolwiek desperacko, to dlatego, że… taka właśnie jest sytuacja ludzkości.
Temperatura Ziemi już jest wyższa o ok. 1,1°C w porównaniu do epoki przedprzemysłowej, a spalanie paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu – i emisja gazów cieplarnianych mają się świetnie. W 2000 roku udział tych trzech paliw kopalnych w produkcji energii na świecie wynosił 86,1 proc. W 2019 – 84,3 proc.
Spadek o zaledwie 1,8 pkt proc. w niemal 20 lat dowodzi braku prawdziwej woli politycznej oraz gigantycznej inercji systemów politycznych i energetycznych mimo płynących zewsząd deklaracji, jak to kryzys klimatyczny jest „największym wyzwaniem ludzkości”.
Według opublikowanego w sierpniu raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu klimat ociepla się w tempie ok. 0,2°C na dekadę, co oznacza, że próg 1,5°C osiągniemy już do 2040 roku. Porozumienie paryskie zakłada, że miałoby się to stać 60 lat później.
Według niektórych danych jest nawet gorzej, a deklarowane przez rządy cięcia emisji są dalece niewystarczające, a mówiąc wprost – nie są żadnymi cięciami.
Przed COP26 państwa przedstawiły aktualizacje swoich planów klimatycznych – to jeden z wymogów porozumienia paryskiego – na podstawie których ONZ oszacowała, że do 2030 roku emisje… wzrosną o 16 proc.! To ścieżka do katastrofalnego ocieplenia o 2,7°C do końca tego stulecia.
Co to oznacza? Przede wszystkim fale upałów z rekordowo wysokimi temperaturami maksymalnymi niemal każdego lata. Innym ważnym i bardzo odczuwalnym skutkiem będzie wzrost częstości najbardziej intensywnych opadów, które trudno jest precyzyjnie przewidzieć i do których trudno jest się zaadaptować, jak pokazały niedawne powodzie w Niemczech. To także stopnienie wielu lodowców górskich – a więc brak wody pitnej i susze, a wraz z nimi załamanie się rolnictwa - a w dłuższej, milenijnej perspektywie, co najmniej częściowe stopnienie lądolodu Grenlandii, z poziomem oceanów wzrastającym o kilka do kilkunastu metrów.
Po co więc światowi przywódcy i eksperci spotkają się w Glasgow? Przede wszystkim po to, by państwa zaprezentowały nowe i oby jak najdalej idące plany redukcji emisji, zgodnie z wymogami porozumienia paryskiego. I przedstawiły sposoby ich realizacji. Większość państw już przedłożyła swoje nowe plany (w żargonie polityki klimatycznej nazywa się je „krajowo określonymi wkładami”, a w angielskim akronimie - NDC). Niemniej wciąż brakuje kilku deklaracji, w tym od tak znaczącego emitenta, jak Indie. Niektóre państwa mogą – choć nie muszą - także przedstawić długoterminowe cele redukcji emisji na rok 2050 bądź 2060, będące w istocie celami neutralności klimatycznej.
W tle ambicji klimatycznych oraz oficjalnych i nieoficjalnych dyskusji na COP26 będzie też temat węgla. I choć o odejściu od spalania węgla nie ma dosłownie mowy w porozumieniu paryskim, jest ono oczywistą częścią wypełniania jego postanowień, a brytyjska prezydencja zrobiła z tego jeden z wiodących tematów szczytu, zgodnie z hasłem „consign coal to history” czyli „zakończyć historię węgla”.
Teoretycznie Polska może mieć tu coś do powiedzenia, bo koniec węgla łączy się z wiodącym tematem „polskiego” COP24 w Katowicach w 2018 roku, czyli tzw. sprawiedliwą transformacją. To takie przeprowadzenie zmiany ekonomiczno-społecznej w regionach węglowych, by - mówiąc obrazowo - nie powtórzyć historii Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego, zostawionego bez wsparcia po zamknięciu kopalń w Wałbrzychu i Nowej Rudzie w latach 90. Można spodziewać się, że polskie scenariusze transformacji i odchodzenia od węgla z końcem przewidzianym dopiero na 2049 rok znajdzie się w Glasgow w ogniu trudnych pytań.
Ponadto ważne będą technikalia, czyli negocjacje dotyczące konkretnych narzędzi do osiągnięcia celów porozumienia paryskiego. W szczególności chodzi o decyzję czy cele w ramach porozumienia mają być na 5 czy 10 lat, a także o kształt mechanizmu nowego globalnego systemu handlu emisjami. W ramach tworzenia tego ostatniego państwa będą spierać się o uzgodnienie tzw. jednolitych metryk do przeliczania siły gazów cieplarnianych - tak, aby emisje różnych substancji mogły być przeliczalne według jednego wzorca, by umożliwić handel nimi - oraz o przejrzystość raportowania.
Natura ONZ-owskiego procesu klimatycznego zakładająca, że blisko 200 delegacji z krajów tak różnych jak Norwegia i Indie, albo Brazylia i Nauru (to ostatnie zagrożone dosłownie zatonięciem na skutek wzrostu poziomu wód oceanu spowodowanego topnieniem lodowców) podejmuje decyzje na drodze konsensusu, sprawia, że o stuprocentowe spełnienie postulatów wynikających z nauki będzie trudno. Jednak nie to jest największym problemem.
“Przepaść pomiędzy tym, co COP26 powinien dostarczyć, a co najprawdopodobniej dostarczy, jest ogromna. Wiemy, co mówi nauka - to ostatni moment na skuteczne działania”
– mówi Katarzyna Snyder, z Instytutu Zielonej Gospodarki, była szefowa delegacji Polski w negocjacjach klimatycznych.
„A tymczasem w polityce mamy kontekst post-pandemiczny, kryzys energetyczny, nagły boom w sektorze paliw kopalnych, polaryzację polityczną uniemożliwiającą agresywną politykę proklimatyczną Bidenowi oraz Chiny i Rosję, których przywódcy nie pojawią się na COP-ie. To, na czym zależy Afryce i innym krajom rozwijającym się - czyli 100 mld dolarów rocznie od krajów rozwiniętych na łagodzenie skutków zmian klimatycznych i adaptację - też nie zostanie osiągnięte. Nie wróży to dobrze. Nie jest to wina samego procesu. To kwestia woli politycznej na świecie, której wciąż za mało” – mówi Snyder.
Kraje UE co do zasady są reprezentowane na COP przez Komisję Europejską i aktualną prezydencję Słowenii - dlatego raczej nie ma co oczekiwać dużej aktywności polskiej delegacji. „Bez zapowiedzi krajowych zobowiązań wobec neutralności klimatycznej, za to z wodorem i dużym spadkiem węgla w miksie energetycznym. Oto, z czym Polska jedzie na szczyt klimatyczny do Glasgow” – napisała w tym tygodniu Interia, odpytując wiceministra Adama Guibourgé-Czetwertyńskiego.
Niemniej Polska na COP26 po prostu będzie musiała się zmierzyć z naciskiem na przyspieszenie planów wyjścia z węgla. Nie wiadomo jednak, co powie – jeśli w ogóle – nowa polska ministra klimatu Anna Moskwa, o której kompetencjach w dziedzinie polityki klimatycznej milczą archiwa. “Odwołanie ministra Michała Kurtyki to ponury sygnał przed COP-em na poziomie dyplomatycznym. Bo do tej pory, może nieco pokracznie i chaotycznie, ale jakoś to szło z tą transformacją w Polsce. Teraz nie wiadomo, jak zachowa się Polska” – mówi anonimowo osoba od lat bliska polskiej dyplomacji klimatycznej.
Pierwszą okazję do wypowiedzi rząd PiS będzie miał już 1 listopada, w czasie sesji plenarnej otwierającej szczyt, podczas której występują głowy państw lub rządów krajowych delegacji. Premier Mateusz Morawiecki wygłosi wówczas krótkie wystąpienie.
Trudno jednak spodziewać się w nim przełomowych zapowiedzi, a prędzej – powtórki ze stałego repertuaru rządzących, czyli przywołanie wyższej niż zobowiązania redukcji emisji w ramach protokołu z Kyoto, organizacji przez Polskę trzech COP-ów (w 2008, 2013 i 2018), być może wzmianki o programie rozwoju morskiej energetyki wiatrowej i planach budowy energetyki jądrowej, a także o sprawiedliwej transformacji.
COP26 to początek nowej fazy w światowej dyplomacji klimatycznej, która musi zakończyć się w 2030 roku, by ludzkość miała szansę na uniknięcie najgorszych skutków ocieplenia.
"Myślę o tym w ten sposób, że na naszą planetę nadlatuje meteoryt, który ma bardzo realny potencjał zniszczenia ludzkości. Nie planety, ale ludzkości. Skoro to wiemy i skoro dowody naukowe są tak jasne, to nie mamy czasu na wybieranie jednego lub drugiego mechanizmu reagowania lub mówienia, że ten będzie bardziej skuteczny, albo tamten.
Nadszedł czas na kompleksową reakcję, z wykorzystaniem wszystkich instrumentów, jakimi dysponujemy. Nie widzę jeszcze tej odpowiedzi. Widzę pewne zalążki i są one bardzo cenne, ale pełna kompleksowa odpowiedź, której potrzebujemy od teraz do 2030 roku, nie jest jeszcze widoczna” – powiedziała w oświadczeniu Christiana Figueres, była sekretarz wykonawcza UNFCCC.
COP26 odbędzie się w cieniu niewygasłej pandemii COVID-19, co miało wpływ na równość dostępu do wydarzeń szczytu, a także na równość stron w procesie negocjacji.
Pandemia i globalne nierówności w dostępie do szczepionek utrudniły wielu delegacjom aplikowanie o wizę, przeloty (wymagane kwarantanny), zwiększyły koszty i generalną niepewność co do możliwości wzięcia udziału w szczycie. Największe szanse pełnego uczestnictwa mają państwa bogate, co oczywiście spowoduje napięcia, bo każda decyzja negocjacyjna podejmowana na szczycie powinna być podejmowana przy równym udziale wszystkich państw.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze