Leki dla zwierząt towarzyszących są nieporównanie droższe niż ich ludzkie odpowiedniki. Prawo nie pozwala na przepisywanie kotom i psom środków dla ludzi, gdy dostępne są leki weterynaryjne. A kto odmówi pupilowi leczenia?
Jedna tabletka na biegunkę u 4-kilogramowego kota kosztuje 8 zł. Gdyby leki ludzkie – często o zbliżonym składzie do leków dla zwierząt – kosztowały porównywalnie dużo, to 60-kilogramowy człowiek za tabletkę na biegunkę płaciłby 120 zł.
Leki dla zwierząt towarzyszących kosztują wielokrotnie więcej niż ich odpowiedniki dla ludzi oraz zwierząt hodowlanych. Poważna choroba czworonoga to zatem dla jego opiekuna często duży problem. Jak mówi Katarzyna, opiekunka gromadki zwierzaków, na lek na nadczynność tarczycy dla jednej starszej kotki wydaje miesięcznie 130 zł. Kolejny, na nadciśnienie, to 115 zł. Zastrzyk przeciwbólowy i przeciwzapalny raz w miesiącu – 230 zł.
Zwierzak nie cierpi na rzadkie choroby, tylko na zwykłe dolegliwości, które często pojawiają się z wiekiem. Z kolei Joanna wydaje miesięcznie 600 zł na leki i suplementy dla dwóch psów, ale jej zwierzęta mają poważne problemy zdrowotne (serce, stawy, tarczyca, wątroba, padaczka).
A., chcąca zachować anonimowość technik weterynarii, prowadząca dom tymczasowy dla kotów, tłumaczy, że zwierzęta przyjmują wiele leków w dużo większych dawkach na kilogram masy ciała w porównaniu do ludzi. Niższe dawki nie działają. A wraz ze wzrostem wagi zwierzęcia (a także opornością na leczenie) dawka rośnie.
Dorosła kobieta może więc dostawać niższą dawkę Euthyroxu niż jej pies, ważący połowę tego, co ona.
Wydawałoby się, że najprostszym panaceum na wysoki koszt leków weterynaryjnych byłoby aplikowanie zwierzętom leków dla ludzi, o ile mają taki sam skład. Tymczasem tego robić nie wolno.
W Polsce obowiązuje nakaz stosowania leków weterynaryjnych, chyba że dostępny jest lek ludzki, a nie ma odpowiednika weterynaryjnego. To jest tzw. kaskada. I nie ma tutaj znaczenia to, że w obu lekach jest ta sama substancja czynna, lek dla zwierząt jest dwudziestokrotnie droższy do leku dla ludzi, a opiekuna nie stać na kosztowne leczenie.
„Jeśli dostępny jest odpowiedni lek weterynaryjny, stosowanie leku przeznaczonego dla ludzi jest niedozwolone. Takie działanie może skutkować konsekwencjami prawnymi dla lekarza weterynarii, w tym odpowiedzialnością zawodową oraz sankcjami administracyjnymi” – podaje Witold Katner, rzecznik prasowy Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej.
Główny Inspektorat Weterynarii tłumaczy, że weterynarz może wyjątkowo leczyć chore zwierzęta produktami przeznaczonymi dla innych gatunków zwierząt, objawów lub w ostateczności produktami dla ludzi. Szczególnie wtedy, kiedy pozwoli to uniknąć cierpienia zwierzęcia. Robi to jednak na swoją własną bezpośrednią odpowiedzialność.
Zasada kaskady w weterynarii jest regulowana przez przepisy Unii Europejskiej, w szczególności przez rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/6 z dnia 11 grudnia 2018 roku w sprawie weterynaryjnych produktów leczniczych. Na poziomie krajowym obowiązuje rozporządzenie Ministra Zdrowia z 27 listopada 2008 roku w sprawie sposobu postępowania przy stosowaniu produktów leczniczych, w sytuacji, gdy brak jest odpowiedniego produktu leczniczego weterynaryjnego. Reguluje szczegółowe zasady stosowania kaskady przez lekarzy weterynarii w Polsce.
Nie ma jednak możliwości zastosowania tzw. kaskady ekonomicznej, czyli wykorzystania w leczeniu zwierząt korzystniejszych cenowo produktów leczniczych zarejestrowanych dla ludzi, w przypadku obecności w obrocie produktów leczniczych weterynaryjnych.
Jeśli więc kot ma nadciśnienie i weterynarz mu przepisze Amodip, to za opakowanie zawierające 30 tabletek po 1,25 mg zapłaci ok. 100 zł. Jeśli opiekun zwierzaka będzie miał szczęście i Amopdip akurat nie będzie dostępny w hurtowni, weterynarz może przepisać kotu „ludzki” Cardilopin. Cena za opakowanie 30 tabletek po 2,5 mg to ok. 6,50 zł.
W obu lekach substancją czynną jest amlodypina. Nie są to jednak leki identyczne. W części leków dla zwierząt substancja czynna jest lepiej dostępna dla zwierzęcia niż w leku ludzkim. Dzięki temu zwierzę potrzebuje mniejszej dawki leku weterynaryjnego niż leku ludzkiego (tak bywa na przykład w przypadku Euthyroxu). Ludzkie leki mogą też niekiedy działać w sposób nieprzewidywalny w organizmach zwierząt.
Czemu leki dla psów i kotów są takie drogie? Argumentów jest dużo, ale żaden nie uzasadnia aż tak dużej różnicy cenowej między tymi lekami a specyfikami dla ludzi czy nawet krów.
Radosław Knap, sekretarz generalny Polskiego Stowarzyszenia Producentów i Importerów Leków Weterynaryjnych POLPROWET tłumaczy, że ceny leków dla zwierząt towarzyszących są kształtowane przez szereg czynników charakterystycznych dla sektora farmacji weterynaryjnej.
„Większość z nas kupuje leki w połączeniu z usługą weterynaryjną. W Polsce, podobnie jak w większości krajów europejskich, przepisy nie nakładają obowiązku tworzenia aptek weterynaryjnych. Takie rozwiązanie funkcjonuje jedynie w nielicznych państwach” – mówi.
Przedstawiciele branży weterynaryjnej nie chcą się wypowiadać na ten temat. Tylko jeden z zapytanych weterynarzy zgodził się wypowiedzieć anonimowo.
Gdy kupujemy lek dla zwierząt, większość zysków ze sprzedaży niekoniecznie trafia do kieszeni właściciela lecznicy. K. weterynarz, mówi, że głównie po stronie producenta leży to, ile leki kosztują. Marża zakładu leczniczego to zwykle ok. 30 proc. Zdarzają się wyższe marże, zwłaszcza na tańsze leki. Tym bardziej, jeśli są silne (np. antybiotyki) lub podaje się je iniekcyjnie. W tym drugim przypadku koszt dawki jest bardzo mały, a cały sęk tkwi w zrobieniu zastrzyku.
Znaczenie ma przy tym to, że prawnie zakłady lecznicze dla zwierząt świadczą usługi lecznicze. Leki nie są sprzedawane, a wykorzystywane do leczenia, w tym „podawania pod nadzorem lekarza weterynarii”.
„Istotnym czynnikiem wpływającym na ceny jest brak refundacji leków weterynaryjnych, w przeciwieństwie do leków przeznaczonych dla ludzi. Oznacza to, że kupujący leki weterynaryjne zawsze ponoszą pełny koszt produktu”
– wskazuje Radosław Knap.
Problem jednak w tym, że często nierefundowany lek dla ludzi jest i tak kilkadziesiąt razy tańszy niż lek dla zwierząt.
„Ceny podnoszą również mniejsze wolumeny produkcji w porównaniu z lekami stosowanymi u ludzi lub przeznaczonymi dla zwierząt hodowlanych. Produkcja leków dla zwierząt towarzyszących odbywa się w ograniczonej skali, co skutkuje wyższymi kosztami jednostkowymi. Ważnym elementem są również nakłady na badania i proces rejestracji, które muszą być dostosowane do specyfiki poszczególnych gatunków zwierząt. To oznacza konieczność przeprowadzania kosztownych i czasochłonnych testów bezpieczeństwa, skuteczności i jakości, co dodatkowo wpływa na ceny” wyjaśnia Radosław Knap.
Podobnie wyjaśnia to Główny Inspektorat Weterynarii. Tłumaczy, że wydanie przez właściwy organ decyzji administracyjnej zezwalającej na obrót i stosowanie każdego weterynaryjnego produktu leczniczego poprzedzone jest często wieloletnimi badaniami klinicznymi potwierdzającymi możliwość stosowania danej substancji czynnej w leczeniu zwierząt, a także jej skuteczność i bezpieczeństwo.
Leki dla ludzi czy zwierząt hodowlanych również przechodzą takie testy – są one jednak znacznie tańsze.
Co więcej, leki zwierzęce często są też dosmaczane, więc opornemu we współpracy kotu łatwiej podać lek zwierzęcy niż gorzką tabletkę dla ludzi, która zwierzak będzie próbował wypluć, przy okazji próbując odgryźć opiekunowi palec.
Radosław Knap zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. „W przypadku leków dla zwierząt hodowlanych jednostkowe koszty produktów leczniczych mogą być niższe, ponieważ są one produkowane na większą skalę, a ich forma przechowywania i podawania różni się od tej stosowanej u zwierząt towarzyszących” – mówi.
Z kaskadą sami weterynarze radzą sobie różnie. Pierwsza kwestia to interpretacja przepisów: czy brak odpowiednika jest wtedy, gdy środka nie ma aktualnie w hurtowni, czy gdy nie ma go w sprzedaży w ogóle? Wielu weterynarzy interpretuje w pierwszy sposób.
Jak mówi K., niejeden nagiął kaskadę dla starszej pani z pieskiem, której nie starczy z emerytury, mimo że w razie kontroli recepty przez inspekcję weterynaryjną odpowiedzialność leży po stronie lekarza weterynarii. „Nikomu nie podoba się kaskada. Podłożenie się może jednak wiele kosztować lekarza osobiście” – tłumaczy K.
Jeśli ktoś ma zaprzyjaźnionego lekarza ludzkiego, to może poprosić go o wypisanie leku dla siebie i podawanie go zwierzęciu zgodnie ze wskazówkami weterynarza. Zdarzają się też weterynarze, którzy nie przejmują się wytycznymi i wypisują zwierzętom ludzkie leki. Dużo zależy od tego, w jakich lecznicach pracują, a tym samym, czy często mają kontrole.
"Ważne jest też, czy weterynarz pracuje sam dla siebie, czy jest jednym z kilku zatrudnionych przez szefa, którym może być weterynarz, choć nie musi. Jeśli odgórna polityka danej przychodni jest taka, że wydaje się leki weterynaryjne i nie stosuje się leków ludzkich, to ci zatrudnieni weterynarze odmówią klientowi, który będzie prosił o tańszy lek ludzki” – mówi A. Opowiada o jeszcze jednym stosowanym tricku.
Wśród leków weterynaryjnych są takie, które mają tę samą substancję czynną dla zwierząt towarzyszących i dla zwierząt gospodarskich. Leki dla tych drugich są tańsze, bo duże zwierzęta mają większą masę. Potrzebują więc większych dawek. Jednocześnie nie są tak hołubione, jak psy i koty.
Zdarza się, że weterynarze znajomym psiarzom czy kociarzom, zwłaszcza takim, którzy prowadzą domy tymczasowe, przepisują leki dla świń czy krów.
Teoretycznie mogłyby go za to spotkać konsekwencje, ale bez skargi nikt prawie na pewno tego nie wyłapie.
To może działać jednak tylko w niektórych przypadkach. Na przykład, kiedy kupujemy leki przeciwko pasożytom dla dużej liczby psów czy kotów, a wypisane są np. dla jednej świni.
Najczęściej jednak opiekunowie psów i kotów po prostu muszą wydać spore pieniądze na leczenie.
A. komentuje: „Jeśli ma się jednego pupila, najlepiej niedużej wagi, a przy tym pensję ponad minimalną krajową, to weterynaryjne leki tak bardzo nie wykańczają finansowo. Natomiast jeżeli ma się pod opieką więcej zwierząt albo jednego bardzo dużego psa, to pensja szybko się kurczy. Emeryci są na całkiem przegranej pozycji”.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze