Nie zabiłem, nie ukradłem, chciałem tylko zmienić imię. Musiałem pozwać moją mamę, a sędzia skierował mnie na badania do biegłego psychiatry. Pan w todze pyta pana w lekarskim kitlu: Czy u powódki występują nieodwracalne cechy transseksualizmu męskiego?
Mijają dwa tygodnie od rozprawy. Dzwonię do sądu: Czy mogę już umawiać się na badanie do biegłego?
Nie. Sąd musi najpierw go powołać i wysłać akta.
Powołanie biegłego to jednostronicowy papier. Kiedy sędzia go wystawi?
Nie wiadomo.
Wściekłość, zamiast opadać po rozprawie, tylko we mnie wzbiera. Piszę do moich prawniczek. „Czy znacie kogoś, kto próbował pozwać państwo polskie za tę procedurę sądową ustalania płci, wysyłanie do biegłych i wypytywanie na sali sądowej o preferencje erotyczne i zabiegi?”.
„Cześć Leo! Dałeś nam do myślenia z tym pozwem. Są podstawy, żeby iść z tym prosto do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Takiej skargi przeciwko Polsce jeszcze nie było. Co Ty na to?”.
TAK! Idźmy do Strasburga i zróbmy z tym porządek!!!
Wizja złożenia skargi do Strasburga dodaje mi skrzydeł. Od teraz, wysoki sądzie, wszystko, co zrobisz w tej sprawie, może być wykorzystane przeciwko tobie. Wysyłam do sądu potwierdzenie wpłaty 1000 zł na pracę biegłego.
Dołączam pismo, w którym wrzucam jedno zdanie z myślą o Strasburgu: „Pragnę podkreślić na piśmie, że jako strona powodowa nie wnioskowałem o dowód z opinii biegłego, nie wnioskowała o nią również strona pozwana. Decyzję tę podjął Sąd. (…) Dlatego wnoszę, aby Sąd nie zwlekał i niezwłocznie przesłał akta mojej sprawy do biegłego i pozwolił tę sprawę jak najszybciej zakończyć”.
Już nie biegam na pocztę. Założyłem sobie profil w portalu poznańskiego sądu. O wszystkich zmianach w sprawie sąd informuje mnie mailowo.
16 listopada przychodzi pismo adresowane do biegłego.
“Sąd Okręgowy w Poznaniu XII Wydział Cywilny […] przesyła akta sprawy celem sporządzenia opinii na okoliczność występowania cech transseksualizmu u powódki – istnienia niezgodności pomiędzy płcią psychiczną powódki i jej cechami anatomicznymi oraz dla ustalenia, czy ta niezgodność ma charakter trwały i nieodwracalny”.
Więc pan w todze prosi pana w lekarskim kitlu, by stwierdził, czy u powódki występują cechy transseksualizmu.
W najnowszej Międzynarodowej Klasyfikacja Chorób (ICD-11) prowadzonej przez WHO nie ma już terminu „transseksualizm”. Zastąpiono go terminem „niezgodności płciowej”, która nie jest jednostką chorobową. ICD-11 obowiązuje od 1 stycznia 2022 roku, ale kraje należące do WHO, w tym Polska, mają pięć lat na wprowadzenie zmian w życie. Zatem do końca 2026 roku sądy nadal mogą zlecać biegłym wypowiedzenie się, czy osoba jest transpłciowa, czy nie.
Sąd na wydanie opinii dał biegłemu miesiąc. Czyli do świąt będę miał biegłego z głowy, uspokajam się.
Biegły wyznaczony już dwa tygodnie temu, a ja nadal nie znam terminu badania. Wydzwaniam do szpitala, nic. W końcu mail: „Badanie sądowe odbędzie się 10 stycznia 2023 r.”.
Wiem, że to spotkanie może nie być przyjemne, bo biegli potrafią pytać o takie rzeczy jak pozycje seksualne czy masturbację. Chcę mieć dowód na to, jak wygląda zlecone przez sąd „badanie” osoby transpłciowej. Użyję ukrytej kamery.
Pożyczam „szpiegowskie” okulary od kolegi z redakcji. Przynosi je, ale uważa, że nie powinienem robić materiału dziennikarskiego o własnej sprawie. „Znajdź kogoś w podobnej sytuacji i namów, żeby wziął ukrytą kamerę na swoje badanie u biegłego”.
Mam prosić kogoś, kogo zmuszą do wywlekania najintymniejszych szczegółów, żeby to nagrał i pokazał światu dla „dobra sprawy”? Nie. Muszę to zrobić sam.
Na badanie jadę tramwajem. Robię dyskretnie selfie, żeby się upewnić, czy nie widać kamery ukrytej w okularach. Mają plastikowe szkła „zerówki” i czarne oprawki z grubego plastiku. Na mojej twarzy wyglądają dość topornie, ale obiektywu nie widać.
Wysiadam przystanek wcześniej. Typowy zimowy dzień w Warszawie, szaro, niebo zakryte pancerzem chmur. W słuchawkach Bono z U2 próbuje dodać mi otuchy:
I’m not afraid of anything in this world There’s nothing you can throw at me That I haven’t already heard
Szukam w holu spisu szpitalnych oddziałów. Głupio mi pytać na głos o Zakład Seksuologii, Psychiatrii i Psychoterapii. W końcu trafiam i pytam o mojego biegłego.
„Proszę zaczekać na korytarzu”.
Zamykam się w łazience. Nad sedesem rysunek z granatem: „Szczotka nie granat. Ręki nie urwie”. Zdejmuję okulary i naciskam niewielki plastikowy guziczek. Włączam też dyktafon w telefonie i wkładam do marynarki. W końcu wchodzę do gabinetu.
Badanie prowadzi kobieta w sukience w kwiatki, chyba w moim wieku. Psycholog i psychoseksuolog, przedstawia się. Tylko że to nie ją sąd wyznaczył na biegłą w mojej sprawie.
Psycholożka: – Badanie składa się z trzech części… Są też pytania szczegółowe dotyczące sfery intymnej. Czy wyraża pan zgodę
Leonard Osiadło: – Nie.
Psycholożka: – Yhm. Jakby profesor, on przyjedzie… Też będzie z panem rozmawiać. Uważa, że jakby jest w stanie tę opinię sporządzić, kiedy ten wywiad będzie dość dokładnie zebrany. Czyli ta sfera intymna, no, musi też być.
Leonard Osiadło: – Czy ja mogę nie wyrazić zgody?
Psycholożka: – Pierwszy raz zderzam się z czymś takim, że ktoś nie wyraża zgody.
Bo Rzeczpospolita Polska bierze nas, osoby transpłciowe, za zakładników. Każdy doskonale wie, że jeśli sąd wysyła nas do biegłych, to musimy robić, co nam biegli każą. Bo inaczej pan w lekarskim kitlu nie wyda pozytywnej opinii, a pan w todze nie wyrazi zgody na inne imię w dowodzie.
Psycholożka: – Rozumiem, że te pytania są intymne, krępujące… niemniej jednak muszę je zadać.
Leonard Osiadło: – Tylko że ja już mam opinię seksuologiczną i psychiatryczną. Dla sądu ona jest bezwartościowa, bo jest opinią „prywatną”. Sam sąd na sali sądowej wypytał mnie wzdłuż i wszerz, w tym o moje zainteresowania erotyczne i planowane operacje. Po czym zasądził biegłego. Nie rozumiem tego.
Psycholożka: – No rozumiem, że jest pan sfrustrowany, niemniej jednak zostałam wytypowana przez profesora do przeprowadzenia tego wywiadu.
Leonard Osiadło: – Wszyscy mówią, że to jest tylko ich rola. Sędzia mi mówił, że to jego praca, więc musi podejść rzetelnie, państwo podchodzą rzetelnie… No tylko, kurczę, czemu to się odbywa moim kosztem?
Psycholożka: – Przeglądając pana akta… uważam, ale to jest moje osobiste zdanie, że ten wywiad jest trochę pro forma… Więc niektórych pytań, które są dla mnie jasne, nie będziemy rozszerzać, tak?
Leonard Osiadło: – Dobrze.
Sąd zlecił wykonanie tego badania konkretnemu biegłemu, który ma odpowiednie kwalifikacje. Dlaczego więc nie on prowadzi ze mną badanie?
Z zamyślenia wyrywa mnie litania pytań.
Czym się pan w życiu kieruje, jaki ma pan światopogląd?
Jakie choroby przewlekłe, urazy ortopedyczne, alergie, przyjmowane leki, nałogi? Pali pan? Pije? Narkotyki? Hazard, seks?
Czy byłem u psychoterapeuty, czy mam myśli samobójcze, czy w rodzinie były próby samobójcze, nałogi?
W jakim środowisku rodzinnym pan się wychował? Inteligenckim, robotniczym, wiejskim, mieszanym?
Ile lat ma mama? […] A czy może być atrakcyjna, może podobać się mężczyznom?
Stop. Jeszcze raz.
Leonard Osiadło: – Nie myślałem nigdy o mamie w ten sposób.
Psycholożka: – A jak by się pan teraz zastanowił?
Leonard Osiadło: – Nie wiem, chyba tak… A jakie to ma znaczenie dla mojej diagnozy?
Psycholożka: – Dostałam wywiad od profesora, sam go konstruował.
Dalej pytania o to, w co bawiłem się w dzieciństwie, czy przyjaźniłem się z dziewczynkami, czy z chłopcami, jakie miałem relacje z rówieśnikami w podstawówce, w liceum i na studiach. Wywiad „rodzinno-medyczny” trwał jakieś dwadzieścia minut.
Psycholożka: – I teraz przechodzimy do pytań bardziej intymnych. Kiedy po raz pierwszy zaczął się pan masturbować?
Pytania leciały jedno po drugim:
Leonard Osiadło: – Czy to naprawdę konieczne?
Psycholożka: – No niestety, te pytania są konieczne.
Leonard Osiadło: – Tylko nikt nie umie mi wytłumaczyć dlaczego. Nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem. W toku mojego diagnozowania przedsądowego, tego, które jest nieważne dla sądu, bo zapłaciłem swoje prywatne pieniądze, więc jak rozumiem, przekupiłem lekarza, żeby mi wydał tę opinię, psychiatra seksuolog powiedział mi – co było dla mnie nawet dosyć trudne – że nie ma testu, który obiektywnie powie, czy sobie tego nie wymyśliłem. „To pan musi wiedzieć, nie ma testów, które to stwierdzą”. Tak mówił mi specjalista od transpłciowości w Polsce.
I oto ląduję na badaniu, które ma to stwierdzić. Niebywałe.
Psycholożka: – Wie pan, coraz częściej zdarzają się sytuacje, kiedy osoby po tranzycji oskarżają biegłych o błędne rozpoznanie.
Leonard Osiadło: – Każdy bierze odpowiedzialność za swoje życie. Nie rozumiem dlaczego to, że ktoś podjął błędną decyzję, powoduje, że inne osoby muszą przechodzić przez te badania. Zwłaszcza że niektóre osoby tego nie przechodzą. Idą do sądu, pięć minut i po sprawie.
Psycholożka: – Ech, no widzi pan…
Leonard Osiadło: – To naprawdę uwłaczające. Z psychiatrą, który mnie opiniował, spotykałem się przez kilka miesięcy. A tu, z całym szacunkiem do państwa pracy, no ile dziś porozmawiamy? Godzinę, dwie, trzy?
Psycholożka: – Ja sobie zdaję sprawę… […] Możemy kontynuować? Najczęściej do kontaktów seksualnych z czyjej inicjatywy dochodzi? Pana? Partnerki?
I znów litania pytań:
Psycholożka: – Jak pan określa siebie w roli partnera seksualnego?
Leonard Osiadło: – Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
Psycholożka: – A jakieś niespełnione potrzeby, oczekiwania?
Leonard Osiadło: – Nie. Wszystko jest zajebiście i cudownie.
Psycholożka: – Próbuję pana trochę naprowadzić odnośnie…
Leonard Osiadło: – Co ja mam powiedzieć, żeby było dobrze? Może mi pani powie, tak będzie łatwiej?
Psycholożka: – Tylko to nie jest pytanie o niespełnione potrzeby seksualne, tylko ogólnie o niespełnione potrzeby.
Leonard Osiadło: – Ale jakie to ma znacznie, czy mam jakieś potrzeby spełnione, czy nie, w kontekście tego, że chcę zmienić imię w dowodzie? Na Boga.
Psycholożka: – No… OK. Proszę mi przypomnieć, od kiedy pan bierze leki? I czy jest pan zadowolony z tych zmian, które nastąpiły?
Leonard Osiadło: – Tak.
Psycholożka: – Czy planuje pan jeszcze jakieś operacje?
Leonard Osiadło: – Ja już jestem po operacji.
Psycholożka: – Mastektomii, ale… kolejne jakieś.
Leonard Osiadło: – Czy ja muszę odpowiedzieć na to pytanie? To, kurde balans, jakby moja decyzja, czy sobie zrobię jakąś operację. To samo powiedziałem sądowi.
Psycholożka: – Yyy, no to ma znaczenie… Profesora jeszcze będzie można o to dopytać.
Krzyżowy ogień pytań seksuologicznych trwał trzydzieści minut. To mniej niż jedna wizyta u psychoterapeuty. Z żadną osobą w całym swoim życiu nie rozmawiałem na wszystkie te tematy razem. A teraz obcy człowiek strzelał we mnie tymi pytaniami jak z karabinu maszynowego.
I kiedy już wydaje się, że to koniec wywiadu, psycholożka zaczyna znowu.
Psycholożka: – OK. Może się wydać trochę dziwne to, o co będę pytała, ale niech pan sobie wyobraża, że ma pan magiczne moce i umie pan czarować. Jakim zwierzęciem by pan był?
Oho, czyli teraz o opinię na temat mojej płci zapytamy jeszcze wujka Freuda?
Leonard Osiadło: – Lwem.
Psycholożka: – A jakim drzewem?
Leonard Osiadło: – Sosną.
Nie do wiary! Nie mogę opanować śmiechu.
Psycholożka: – Jakim kwiatem lub krzewem?
Leonard Osiadło: – Różą.
Cholera, to chyba kiepska odpowiedź. To o kobietach się mówi, że są piękne jak róże, prawda?
Psycholożka: – Jakim przedmiotem martwym?
Leonard Osiadło: – Fotelem.
Psycholożka: – Instrumentem muzycznym?
Leonard Osiadło: – Perkusją.
Gram na perkusji, dlatego tak powiedziałem. Ale może źle?
Psycholożka: – Widzi pan, jak panu pięknie idzie? Jaką postacią z bajki?
Leonard Osiadło: – Myszką Miki.
Klnę pod nosem na ten absurd, ale Myszka Miki chyba jest bezpieczna? Trochę bezpłciowa mysz, ale trochę jednak facet, bo chodzi z Minnie?
Psycholożka: – Jaką rolę w cyrku by pan przyjął?
Leonard Osiadło: – Klauna! Myślę, że świetnie się spełniam w tej roli.
Potem czarowałem jeszcze mężczyzn, kobiety i swoją partnerkę. Nie wiem, czy zdałem test wujka Freuda.
Dalej były kwestionariusze. Skala Depresji Becka z pytaniami, czy czuję się przygnębiony, czy mam myśli samobójcze, czy towarzyszy mi poczucie winy.
Drugi kwestionariusz dotyczył orientacji seksualnej i tożsamościowej autorstwa Sandry Leiblum i Raymonda Rosena, autorów podręcznika „Terapia zaburzeń seksualnych”.
Jeśli dobrze czytam nagłówek na kartce, badanie opracowano w 2005 roku, prawie dwadzieścia lat temu. I znowu pytania o masturbację i fantazje. „Proszę je opisać”.
„Pierwsze doświadczenia seksualne z partnerką/partnerem? (Podać wiek swój oraz partnera/partnerki). Z iloma partnerkami/partnerami przeciwnej płci? Z iloma partnerkami/partnerami tej samej płci? Czy ma lub miał(-a) Pan/Pani kontakt z innymi osobami, które są lub prawdopodobnie są tacy jak Pan/Pani (np. należą do środowiska gejów, transseksualistów lub biseksualistów)? Czy kiedykolwiek przebierał się Pan/Pani w ubrania płci przeciwnej?”.
Na koniec miałem narysować kobietę, mężczyznę, swoją partnerkę i siebie. Mężczyznę i siebie narysowałem niebieską kredką, kobietę i partnerkę – różową. Żeby nie było wątpliwości.
Psycholożka poszła się zorientować, kiedy przyjedzie biegły. Okazało się, że specjaliście, któremu sąd zlecił wykonanie tego kluczowego dla sprawy badania, „niestety nie uda się dzisiaj dojechać”.
Psycholożka wykręciła jednak jego numer i podała mi słuchawkę.
Biegły: – Ciężko było?
Leonard Osiadło: – No przyznam, że ciężko.
Biegły: – Dlaczego ciężko było?
Leonard Osiadło: – Bo to jest naprawdę uwłaczające godności, te wszystkie pytania.
Biegły: – Mój Boże, a co my mamy zrobić w związku z tym?
Leonard Osiadło: – No a co ja mam zrobić w związku z tym?
Biegły: – To jest procedura sądowa… Ja bym sam się chętnie tego pozbył…
Leonard Osiadło: – Co ma do zmiany paru liter w dowodzie tożsamości pytanie o to, co myślę, kiedy się masturbuję, i ile razy w tygodniu uprawiam seks?
Biegły: – Są tu trzy istotne punkty. Pierwszy – sądy, które powołują biegłych, wymagają od nich przeprowadzenia badania. To, że pan już przeszedł to wszystko w całym procesie tranzycji, znajduje się w aktach sprawy. Ale biegły nie może odnieść się do akt i wydać rozpoznania zaocznie, tylko musi osobiście przeprowadzić badanie. To pierwsza rzecz.
„Biegły musi osobiście przeprowadzić badanie”. To gdzie pan teraz jesteś?
Biegły: – Ale jest ważniejsza sprawa, szanowny panie. Sprawa ma charakter międzynarodowy. Nie wiem, czy pan jest zorientowany, ale w mniej więcej 20 proc. przypadków dochodzi do detranzycji.
I tu mam problem. Kiedy spisuję potem nagranie z telefonu ukrytego w marynarce, jest w tym miejscu krótkie zakłócenie, więc nie wiem na pewno, czy biegły powiedział 20 proc., czy podał inną liczbę.
I do kogo są kierowane potem zarzuty? Do tych, którzy wydali rozpoznanie. No, więc jeżeli to jest taka skala zjawiska, a w Polsce już mamy do czynienia z szóstym przypadkiem detranzycji, gdzie oskarża się między innymi biegłego, że wydał pochopną diagnozę, no to, wie pan, sprawa jest dosyć poważna. Biegły musi się w jakiś sposób chronić przed zarzutem, że nie dobadał, że nie był zbyt dokładny. Bo nie jesteśmy w Europie Zachodniej, gdzie rzeczywiście nie pozywa się rodziców. U nas obowiązuje prawo bardziej restrykcyjne…
Biegły: – …No więc pogadaliśmy sobie, że jesteśmy w dwójkę niezadowoleni z tego, co się dzieje. No ale ja muszę wykonać swoje obowiązki biegłego. Ja mogę odmówić wydania opinii, tylko nie wiadomo, czy pan by nie trafił do bardziej rygorystycznego biegłego sądowego, bo tacy też się zdarzają w Polsce. Nie wszyscy wam sprzyjają. Bardzo dużo sądów powołuje w takich sprawach czterech biegłych: dwóch psychiatrów, seksuologa i psychologa. Wie pan, że takie rzeczy są?
Leonard Osiadło: – Ale inne sądy po prostu nie powołują biegłych.
Biegły: – Nieliczne. To dopiero zwiastun. No a w pana przypadku biegły wystąpił i tyle. Musimy w dwójkę przez to przejść. Ma pan jeszcze jakieś uwagi, życzenia?
Leonard Osiadło: – Żeby pan wydał tę opinię jak najszybciej.
Biegły: – Dobrze. To pytanie za pięć punktów. Jaki jest średni czas wydawania opinii tego typu na terenie Polski?
Leonard Osiadło: – Na terenie Polski to pewnie jakieś kilka miesięcy.
Biegły: – A jak ja panu to zrobię w ciągu miesiąca, to OK?
Leonard Osiadło: – Bardzo OK… A mam jeszcze jedno pytanie. Jakie znaczenie dla tej opinii ma pytanie, czy uważam, że moja mama jest atrakcyjna dla mężczyzn?
Biegły: – Nie, to nie ma znaczenia diagnostycznego. Nie wszystkie dane z wywiadu przedstawiam w opinii. Ale nie jesteście jedną grupą, identyczną. I proszę mi wierzyć, że w biografii różnych ludzi, to może mieć znaczenie.
Leonard Osiadło: – A czy pana zdaniem, jeśli transpłciowość nie jest już w rejestrze chorób, to można zbadać i wykazać testem albo wywiadem, czy ktoś jest transpłciowy, czy nie?
Biegły: – Ale przepraszam bardzo, w Polsce obowiązuje jeszcze ICD-10, a nie ICD-11.
Leonard Osiadło: – OK, czyli trzymamy się, że to jednostka chorobowa?
Biegły: – W polskim prawie podstawą do metrykalnej zmiany płci jest jednostka chorobowa, która się nazywa transseksualizm. Takie jest prawo.
Leonard Osiadło: – A co się stanie, jak zacznie obowiązywać ICD-11, a nadal będą te procesy sądowe?
Biegły: – Nie wiem, co władze zrobią. Rozmawiałem z kimś z Ministerstwa Zdrowia, specjalnie sprowokowałem dyskusję. I nie udzielono mi odpowiedzi. Wiadomo, że pracują tam nad jakąś ustawą, bo wiedzą, że będzie ta zmiana, więc coś tam kombinują. Ale szanowny panie, żeby nie było tak jak na Węgrzech.
Wiele osób się śpieszy, żeby te sprawy sądowe mieć jak najszybciej za sobą, bo nie wiadomo, co jeszcze może się zdarzyć.
Moja rozmowa z biegłym odbyła się 10 stycznia 2023 roku, czyli kiedy jeszcze PiS był u władzy. Po wyborach 15 października scenariusz węgierski, czyli całkowite zakazanie tranzycji prawnej, już nam nie grozi. Ale nic więcej się nie zmieniło.
Wychodzę ze szpitala po trzech godzinach badań. Kręci mi się w głowie. Wkładam znów słuchawki i puszczam Ralpha Kamińskiego:
Jest mi przykro, jest mi smutno Że tyle zniosło moje małe serce
Idę przez szarą i zimną Warszawę, i po prostu wyję. Czuję, jakby ktoś przed chwilą zrobił mi ogromną krzywdę.
Tej nocy śni mi się, że w mojej łazience znajduję dwie koleżanki z dzieciństwa powieszone na prysznicu. Biegnę po pomoc do taty, ale nie mogę wydusić słowa. A potem mi się przypomina w tym śnie, że tata przecież od trzynastu lat nie żyje.
Budzę się zlany potem i wrzucam sen na Facebooka.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Komentarze