Państwo i prawo nie powinno stawiać człowieka w obliczu diabelskiej alternatywy, gdzie każde zachowanie jednostki oznacza konflikt obowiązków i wartości. A jeżeli już tak się dzieje, nie powinno stymulować zachowań pozbawionych empatii czy oportunistycznych.
Oto dwa drastyczne przykłady, gdy prawo i praktyka jego stosowania stymuluje takie właśnie złe zachowania – ale tych przykładów można dać więcej.
Prawo skłania lekarza do postępowania asekuranckiego, kosztem pacjentki
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego (K1/20) z października 2020, wykreślającym przesłankę embriopatologiczną jako decydującą o dopuszczalności aborcji, lekarze znaleźli się w diabelskiej alternatywie.
Zobacz uchylony przez tzw. TK warunek dopuszczalności aborcji
Przerwanie ciąży jest dopuszczalne, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili, gdy płód zyska możliwość samodzielnego przeżycia poza organizmem kobiety ciężarnej).
Sytuacja w wyniku wyroku paraliżuje wolę, demoralizuje lekarzy, a koszty płacą kobiety. Istnieje bowiem związek między wyrokiem K1/20, nic-nie-robieniem Sejmu po tym wyroku (nota bene idącym dalej, niż oficjalny wniosek, podobno mający na celu tylko trisomię), polityczną eksploatacją wyroku i opieszałością lekarzy „bojących się na zapas”.
Aborcja jest (i była przed orzeczeniem K1/20) dopuszczalna z uwagi na zagrożenie życia (zdrowia) kobiety. Ale decyzja o podjęciu na czas decyzji o ratowaniu matki dawniej nie była krępowana obawą, że dokonując aborcji lekarz narazi się (co najmniej) na konieczność tłumaczenia się i wyjaśnień. Bo dokonując aborcji mieścił się w ramach wyjątku dotyczącego płodu, skoro przerwanie ciąży embriopatologicznej nie było dla lekarza karalne.
Po wyroku decyzja trudniejsza. Lekarz, dokonując aborcji embriopatologicznej, działa w warunkach zwiększonego ryzyka. Chroni go tylko zakres wyjątku dotyczącego zdrowia i życia kobiety.
Prawo systemowo skłania go więc do postępowania nadmiernie asekuranckiego, kosztem zdrowia pacjentki.
Obrońcy wyroku TK powiadają, że winni są opieszali lekarze. Bo i dawniej, i teraz zagrożenie kobiety życia i zdrowia kobiety jest przesłanką aborcji, no i nie ma wyroków skazujących lekarzy, czego zatem się bać?
Sojusznikiem w poszukiwaniu winy przede wszystkim w oportunizmie lekarzy, są – paradoksalnie – kręgi nastawione „pro choice”, które dobrze pamiętają, że zaostrzenie przepisów antyaborcyjnych zaczęło się już w 1991 roku. Wtedy to Kodeks Etyki Lekarskiej (a więc akt samorządu lekarskiego uchwalony przez społeczność samorządową) groził usunięciem z zawodu lekarzom dokonującym aborcji zgodnej z ówcześnie panującym prawem państwowym. I dopiero później nastały wyroki TK ograniczające wyjątki dopuszczające aborcję.
Jednakowoż błędem jest ujmowanie sprawy w kategoriach zero jedynkowych: „albo winny system” albo „winni lekarze”. Tragedia z Pszczyny – ujawnia MECHANIZM, gdzie trzeba i systemu, i indywidualnego oportunizmu lekarza.
System jest tak zbudowany i zaprogramowany (poprzez ujęcie przesłanek aborcji w wyniku wyroku TK), aby wyzwalać z decydujących lekarzy nie aktywność i empatię, lecz bierność i obojętność.
Zastosowano tu technikę „przymusu dobrowolnego”: ustawodawca i sąd umyli ręce i przerzucili na bezpośrednio działających lekarzy ryzyko, demoralizując ich przy okazji, poprzez premiowanie braku uważności i empatii wobec kobiety.
Ustawa kagańcowa: chcecie być sędziami europejskimi? Będą represje
Identycznie działa diabelska alternatywa, w którą zapędzono sędziów.
Są zobowiązani (jako sędziowie europejscy) do stosowania prawa europejskiego i posłuszeństwa wyrokom TSUE oraz wyrokom ETPCz. Gdy to czynią, wyciągając wnioski z orzeczeń tych sądów, określających konsekwencje złej obsady sądu (ETPCz) czy braku cech sądu niezależnego i sędziego niezawisłego (TSUE) – narażają się na szykany i represje.
Wszczyna się wobec nich działania dyscyplinujące na podstawie ustawy kagańcowej z 2019 r., a nawet zawiesza w czynnościach orzeczniczych jako schwytanych na gorącym uczynku. Ustawa kagańcowa (jej stosowanie) kwalifikuje bowiem to, czego wymagają orzeczenia ETPCz i TSUE jako „kwestionowanie statusu” kolegów-sędziów, a więc jako rebelię wobec decyzji prezydenta, dającego nominację sędziemu.
Sędziowska diabelska alternatywa ma wyzwalać w sędziach niechęć do korzystania z ryzykownych pytań prejudycjalnych i do aplikowania ich rezultatów we własnym orzecznictwie, jak również niechęć do traktowania na serio art. 9 Konstytucji: „RP przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”.
Sofizmat używany przez władze: co zapisane już istnieje, bo zapisane
Rozumowanie mające uzasadniać działania mrożące wobec sędziów zasadzają się na błędnym wnioskowaniu z prawdziwych przesłanek. Ono wygląda tak:
- Konstytucja jest najwyższym prawem na terenie RP (święta prawda!);
- „organy państwowe działają na podstawie i w granicach prawa” (art. 7 Konstytucji), przestrzegając także Konstytucji (art. 8 );
- zatem brak jakichkolwiek podstaw do kwestionowania legalności i konstytucyjności ich zachowania i wyroki TSUE i ETPCz nie mogą stanowić, że Polska coś tu przeskrobała. A jeżeli wyroki te tak właśnie stanowią, to mają być one sprzeczne z polską Konstytucją. No bo brak podstaw faktycznych i prawnych aby wydawały niekorzystne dla Polski wyroki, skoro władze działają nienagannie, o czym zaświadcza art. 7.
Zobacz art. 8 Konstytucji RP
1. Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej.
2. Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej
Błąd rozumowania polega na tym że to, co w Konstytucji pisanej w trybie oznajmującym („działa na podstawie i w granicach prawa”) jest tylko potencjalną powinnością, a politycy uważają to za opis realnie istniejącej rzeczywistości.
I na tej podstawie kwestionują:
- i rzeczywistość nie odpowiadającą temu, jak być powinno,
- i powinność honorowania wiążących wyroków sądów takich jak TSUE i ETPCz.
Tymczasem użycie w Konstytucji trybu orzekającego „działają” nie znaczy, że co zadeklarowane, to rzeczywiste. Ale, aby to stwierdzić, trzeba przejrzystości sytuacji, efektywnej kontroli, niezależnego sądu i niezawisłych sędziów.
Stosowanie przymusu dobrowolnego wobec polskich sędziów ma siłą rzeczy doprowadzić do tego, że chce się ich wyeliminować jako gwarantów prawidłowej wykładni art. 7, 8, 9, 10 polskiej Konstytucji.
Zobacz art. 10 Konstytucji
1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.
2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.
Oba środowiska były i są wewnętrznie podzielone tak w stawach aborcji, jak i praworządności. W obu znalezli się osobnicy kolaborujący z PiS i KRK. Teraz, gdy sytuacja zagraża bezpieczeństwu wpadają w panikę. A co mają robić chorzy i podsądni. Pani prof Łętowska jest dla mnie autorytetem i dlatego pozwalam sobie zapytać ja jak widzi wymuszenie na PiS i KRK powrotu do normalności. Ocenić zło wielu potrafi, ale je zlikwidować…?
To, że rząd uważa, że "działa na podstawie i w granicach prawa" to naturalne. To, że opozycja uważa wręcz przeciwnie, to też naturalne – w końcu jest totalna. Gdyby więc był jakiś mediator, sąd, trybunał…
To wyroku takiego mediatora itd nie uzna władza/opozycja, w zależności od tego, na czyją będzie korzyść. Ja uważam prof. Łętowską za autorytet prawny, której opinie władza pomija tajemniczym milczeniem. Czyli jest coś na rzeczy.
@ Tomasz Mazan: Nasz rząd jak widać nie uznaje jednej prawdy, a wzorem ks. Tischnera – trzy. Święta prawda jest wtedy, gdy coś powie władza. Tys prawda – gdy tak orzeknie Kościół. Natomiast cokolwiek stwierdzi opozycja – zawsze będzie gówno prawda.
Jest sąd. W Polsce skorumpowany. W UE kunktatorski.
Symetryzm znów nie na miejscu, bo sądy europejskie wyraźnie stwierdzają, która strona łamie prawo.
I co z tego?
"Weź te granaty. Sąd – sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie."
ad Składanowski. Nie chciałbym aby Polska naśladowała Rumunię lub Ukrainę. Zwracam jednak uwagę, że UE wydała wyroki dopiero po długich i ostrych sporach wewnętrznych. Bez jakiejkolwiek perspektywy ich egzekwowania. Modne słowo "symetryzm" w niczym nie rozwija dyskusji.
Wyrok(i) wydał(y) sąd(y) unijne, do której systemu prawnego Polska należy, więc też i te wyroki są obowiązujące na jej terytorium. Czy dyskusja sędziów była długa i ostra, czy też raczej rutynowa (te sądy znane są z długotrwałego procedowania) to sprawa drugorzędna. Natomiast kary za niewykonanie wyroków są nieuchronne i zostaną z naszych pieniędzy wyegzekwowane mniej lub bardziej boleśnie. Przypomnę, że jednym z warunków pokojowego wyjścia z UE w czasie Brexitu było uregulowanie wszelkich należności finansowych obciążających Wielką Brytenię. Rząd pisoski robi ludziom mętlik w głowach butnie zapowiadając, że Polska nic nie zapłaci. Zapłaci, zapłaci. Choć wolałbym, aby jedynie zwolennicy zaczadzeni pisowską propagandą ponieśli koszty tej głupoty i buty.