PiS dopiął swego. TK orzekł 22 października 2020 roku, że aborcje ze względu na ciężkie, nieuleczalne, a także śmiertelne wady płodów są niezgodne z konstytucją. To koniec legalnych aborcji w Polsce. Wyrok na kobiety wejdzie w życie praktycznie od zaraz
Upolityczniony Trybunał Konstytucyjny stwierdził dziś podczas posiedzenia, że aborcja ze względu na "duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu" jest niezgodna z Konstytucją. Do przekucia orzeczenia w prawo nie potrzeba nowelizacji ustawy - zakaz wejdzie w życie po opublikowaniu w "Dzienniku ustaw", czyli w ciągu najbliższych kilku dni.
TK stwierdził, że ten właśnie artykuł 4a ust 1 punkt 2 Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (tzw. przesłanka embriopatologicznej) jest niezgodny z art. 38 (zasada ochrony życia) w związku z art. 30 (ochrona godności człowieka) i z art. 31 ust. 3 konstytucji (zasada proporcjonalności). Powołując się na wartości konstytucyjne TK odnosił je do praw płodu - uznając go za człowieka - i pomijał prawa kobiet do godności i wolności.
O rozstrzygnięcie w tej sprawie wnioskowała jesienią 2019 grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości.
Przyjęcie wniosku przez TK sprawia, że aborcja będzie legalna tylko w przypadkach, gdy zagrożone jest życie czy zdrowie kobiety oraz w przypadku gwałtu czy kazirodztwa. W 2019 roku spośród 1 100 legalnych aborcji aż 1 074 zostało wykonanych z powodu wad płodu (prawie 98 proc. wszystkich zabiegów). 33 zabiegi były spowodowane zagrożeniem życia kobiety, a ledwie trzy – czynem zabronionym (gwałtem lub stosunkiem kazirodczym).
Przyjęcie tego wniosku oznacza zatem w praktyce koniec legalnej aborcji w Polsce.
Na tej samej zasadzie i przy podobnej argumentacji wyrok TK pod przewodnictwem Andrzeja Zolla w 1997 roku zlikwidował obowiązującą przez kilka miesięcy przesłankę społeczną przerywania ciąży (ze względu na "ciężkie warunki życiowe lub trudną sytuację osobistą kobiety ciężarnej"; kolor zielony na poniższym wykresie). Decyzja PiS wykonana przez TK Przyłębskiej sprawi, że z oficjalnych statystyk znikną aborcje oznaczone na czerwono, gdy kobiety nie decydują się na rodzenie dziecka skazanego na życie w chorobie i cierpieniu.
Zdanie odrębne do wyroku złożyli sędziowie Leon Kieres oraz Piotr Pszczółkowski.
We wniosku do Trybunału posłowie domagali się zbadania, czy przesłanka embriopatologiczna nie “legalizuje praktyk eugenicznych w stosunku do dziecka jeszcze nieurodzonego, odmawiając mu tym samym poszanowania ochrony godności człowieka”. W razie nieuwzględnienia tego zarzutu, TK miał zbadać, czy przesłanka embriopatologiczna nie prowadzi do niekonstytucyjnej dyskryminacji "dzieci nieurodzonych" obarczonych nieuleczalnymi chorobami.
W trakcie posiedzenia posłowie Wróblewski i Uściński odczytali treść wniosku poselskiego. Po nich wystąpiła reprezentantka Sejmu Barbara Bartuś z PiS, która streściła stanowisko Sejmu w sprawie wniosku przygotowane przez Biuro Analiz Sejmowych. Stanowisko to przepadło w głosowaniu podczas posiedzenia Komisji ustawodawczej w piątek 16 października. Zgodnie z regulaminem marszałek Sejmu mogła jednak opinię komisji zignorować. I tak właśnie uczyniła.
Po przedstawieniu stanowisk przez wnioskodawców, przedstawicieli Sejmu i Prokuratora Generalnego, przyszła kolej na zadawanie pytań przez sędziów Trybunału. Jedynie trzech spośród obecnych na sali trzynastu zdecydowało się na ten krok. Byli to sędzia Justyn Piskorski (który przejął miejsce po sędzim-dublerze Lechu Morawskim), Piotr Pszczółkowski oraz sędzia Leon Kieres. Kieres zasiada w TK od 2012 roku, jest jedynym sędzią w obecnym TK, który nie został wybrany przez rząd PiS.
"Czy państwo uważacie, że system opieki nad osobami niepełnosprawnymi jest wystarczający? I czy znacie inicjatywy, które zmierzają do poprawy tego stanu?" - pytał Justyn Piskorski.
Barbara Bartuś odpowiedziała, że od 2015 roku, gdy rządy przejęła Zjednoczona Prawica, zwracano uwagę, że ta pomoc jest niewystarczająca. Ale chwaliła się "ustawą za życiem" (czyli tzw. "trumienkowe" - 4 tysiące złotych za urodzenie chorego dziecka), która ma być początkiem prac nad ta pomocą.
Niestety, jak ubolewała posłanka, na razie jest trudna sytuacja, ponieważ jest pandemia, a poza tym rząd musi się też skupić na pomocy osobom starszym.
Bartłomiej Wróblewski próbował ratować sytuację, twierdząc, że rząd pracuje nad różnymi ustawami wspierającymi osoby niepełnosprawne. Ale nie podał żadnych konkretów.
Piskorski zadał kolejne pytanie: "Dlaczego Sejm nie podjął działań w swoim zakresie?
Bartuś odpowiedziała, że w Sejmie toczą się prace nad obywatelskim projektem "Zatrzymaj aborcję". Tak, chodzi o ten sam projekt, który wpłynął do Sejmu kilka lat temu, a obecnie leży zamrożony w Komisji rodziny i nikt z nim nic nie robi.
Pozostali dwaj sędziowie nie uznali tej odpowiedzi za wystarczającą i drążyli temat, dlaczego właściwie Sejm wysługuje się Trybunałem w sprawie, w której sam mógł podjąć inicjatywę.
Piotr Pszczółkowski: "Czym innym jest wnioskowanie do TK w sprawie źle skonstruowanych przepisów podatkowych. Tu mamy do czynienia z przepisem, który kształtuje pewną sferę decyzyjną, wolności obywatela, a ewentualny wyrok Trybunału może powodować pewien impas. Jesteście prawodawcą z takimi samymi uprawnieniami jak prawodawcy z 1993. Jeśli są jakieś niejasności, to z winy prawodawców właśnie. Czy będziecie podejmować jakieś działania legislacyjne po ewentualnym wyroku? Czy uznacie, że sprawa jest zamknięta?".
W odpowiedzi na to Wróblewski stwierdził, że tak skomplikowana sprawa nigdy nie będzie zamknięta raz na zawsze.
Pszczółkowski przypominał także, że były próby dookreślenia w Konstytucji ochrony życia "od poczęcia do naturalnej śmierci", ale wszystkie upadały. Wróblewski odpowiadał na to, że... w Sejmie każda sprawa, nawet głosowanie o przerwę, kończy się konfliktem. "Gdyby dało się racjonalnie i spokojnie pracować w parlamencie, to żylibyśmy w innej rzeczywistości" - wzdychał poseł.
"Wszystko w RP powinno być zgodne z wolą narodu, skoro taka interpretacja nie miała poparcia tej woli, to dlaczego taką legitymację wnioskodawcy widzą po stronie TK?" - dopytywał Pszczółkowski. Wróblewski chwalił się, że w Sejmie jest poparcie dla takiej zmiany, a w poprzedniej kadencji pojawił się analogiczny wniosek do TK.
Pszczółkowski stwierdził, że to zatem zdumiewające, że mając w Sejmie przewagę, posłowie - wybierani w wyborach bezpośrednich - zdecydowali się oddać sprawę piętnastu osobom, które wybierane są przez Sejm.
Wróblewski powoływał się na to, że przecież TK ma do tego kompetencje, a także "duże doświadczenie w tej sprawie".
Sędzia Leon Kieres dopytywał także posła Wróblewskiego, czy da się odcyfrować, którzy posłowie podpisali się pod wnioskiem do TK. Bartłomiej Wróblewski najpierw sądził, że sędzia Kieres sugeruje, że doszło do jakiegoś błędu formalnego i na przykład pod wnioskiem nie ma wymaganych 50 podpisów. W toku dyskusji wyjaśniło się, że sędzia ponownie nawiązywał do niespójnego zachowania Sejmu, który nie chce podjąć kwestii aborcji w drodze legislacyjnej, tylko przerzuca ją na Trybunał.
W 2017 bowiem w Sejmie pojawił się wspominany już projekt "Zatrzymaj aborcję". Projekt zakładał wykreślenie z ustawy przesłanki embriopatologicznej, czyli dokładnie to, czego domagają się posłowie we wniosku skierowanym do TK.
W głosowaniu nr 10 z dnia 16 kwietnia 2020 za przejściem do drugiego czytania zagłosowało jednak zaledwie 52 posłów PiS. Między innymi Bartłomiej Wróblewski, Piotr Uściński, Zbigniew Ziobro, Marcin Warchoł, Michał Woś. "Za" zagłosowali również wszyscy posłowie Konfederacji oraz pięciu posłów PSL-Kukiz'15.
Przeciwko skierowaniu do drugiego czytania głosował cały klub Lewicy, KO, większa część PSL-Kukiz'15 i aż 177 posłów PiS.
Rzeczywiście, tak jak sugerował Leon Kieres, część nazwisk, które podpisały się pod wnioskiem do TK, jednocześnie nie zagłosowała za ustawą w Sejmie. Byli to między innymi:
OKO.press publikowało listę wnioskodawców: To oni chcą całkowitego zakazu aborcji. Publikujemy nazwiska posłów, którzy poparli wniosek do TK.
Od rana przed siedzibą TK przy alei Szucha w Warszawie gromadzą się protestujący przeciwko posiedzeniu w sprawie aborcji oraz środowiska popierające całkowity zakaz.
OKO.press prowadzi relację live na FB:
Wyrok TK z 22 października jest zakończeniem kilkuletnich podchodów PiS do zdelegalizowania aborcji w Polsce.
W 2016 roku w Sejmie procedowano projekt fundamentalistycznie katolickiej organizacji Ordo Iuris, który zakładał całkowity zakaz aborcji. Zarówno z przyczyn embriopatologicznych, jak i w wyniku gwałtu. Projekt wzbudził ogromny sprzeciw, a Czarnemu Protestowi, Ogólnopolskiemu Strajkowi Kobiet i innym pokrewnym inicjatywom, udało się wyprowadzić setki tysięcy kobiet na ulice miast. Pod wpływem tej presji sejmowa większość zdecydowała o porzuceniu prac nad projektem.
Ale temat całkowitego zakazu aborcji wciąż wracał:
Czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie powtarzali, że sprawa jest dla nich ważna. Jeszcze w 2016 roku po Czarnym Proteście Jarosław Kaczyński obiecywał, że problem zostanie rozwiązany i że „aborcja eugeniczna” będzie zakazana. Powtórzył to w 2020 roku. w 2018 roku prezydent Andrzej Duda kilkakrotnie obiecywał, że gdyby ustawa „Zatrzymaj aborcję” trafiła na jego biurko, podpisałby ją.
Dlaczego posłowie PiS zdecydowali się na skierowanie przepisów dotyczących aborcji z powodów embriopatologicznych do Trybunału Konstytucyjnego? Odpowiedź staje się jasna, kiedy przyjrzymy się poglądom Polaków na prawo dotyczące przerywania ciąży. Ale po kolei.
Kwestia aborcji jest sondażowo bardzo wrażliwa - wynik badania w dużym stopniu zależy od sposobu zadania pytania. Proporcje zmieniają się w zależności od tego, czy zapytamy respondentów o techniczne, ustawowe rozwiązania, osobistą perspektywę, czy nasycimy pytanie językiem ideologicznym ("dziecko nienarodzone", "życie poczęte", etc.).
Od września 2016 roku do kwietnia 2018 roku Ipsos dla OKO.press pytał Polaków o możliwe zmiany w ustawie z 1993 roku, która zakazywała aborcji z wyjątkiem trzech przypadków: zagrożenia życia matki, gdy ciąża pochodzi z gwałtu oraz w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. W tych sondażach ankietowani odpowiadali asekuracyjnie: za każdym razem opowiadali się w większości za pozostawieniem ustawy w takim kształcie, w jakim jest obecnie.
Na wykresie powyżej widać wahnięcie opinii po Czarnym Proteście, czyli masowych, wielotysięcznych demonstracjach w październiku 2016 roku przeciwko projektowi całkowitego zakazowi aborcji, którym wówczas zajmował się Sejm. Ale nawet wówczas zwolennicy "aborcyjnego świętego spokoju" minimalnie przeważali nad osobami, które uważały, że ustawę należy złagodzić.
Te sondażowe proporcje zmieniły się, kiedy w lutym wprost zapytaliśmy o prawo kobiety do przerwania ciąży, nie odwołując się do obowiązującej w Polsce ustawy. Zbadaliśmy więc pogląd Polaków na problem społeczny, a nie ich stosunek do konkretnej ustawy. Wynik, jaki uzyskaliśmy zaskoczył: okazało się, że aż 53 proc. respondentów opowiada się za prawem kobiety do przerwania ciąży do 12 tygodnia jej trwania.
Postawy zmieniły się jeszcze mocniej, gdy w kwietniu 2018 zapytaliśmy o osobistą perspektywę badanych. Poprosiliśmy, by wyobrazili sobie, że ich bliska znajoma chce przerwać ciążę z powodu trudnej sytuacji osobistej. Wówczas aż 55 proc. badanych odpowiedziało, że prawo nie powinno jej tego zabraniać, a przeciwnego zdania było 33 proc. respondentów.
Różnica między tymi perspektywami - oficjalną, prawną oraz osobistą - jest dojmująca. Można wysunąć z niej ostrożny wniosek, że Polacy w większości rozumieją i akceptują motywy, które stoją za decyzją kobiety o przerwaniu ciąży, ale jednocześnie boją się konfliktu politycznego, który byłby efektem próby zmiany obowiązującego prawa.
I właśnie stąd cyniczny zabieg Prawa i Sprawiedliwości, które zakaz aborcji przez wniosek do Trybunału Konstytucyjnego chciał wprowadzić w porządku proceduralnym, czyli w pewnym sensie neutralnym politycznie, a nie ustawowym. To manipulacja, bo Trybunał Konstytucyjny od 2016 roku jest prostym wykonawcą woli rządzącej partii, ale politycy obozu władzy liczą na to, że większość Polaków się w tym nie zorientuje, a zmiana wprowadzona rękoma TK przetrwa lata.
Czy tak się stanie? Nie można tego wykluczyć. Ale wymuszenie akceptacji dla zakazu aborcji ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu będzie bardzo trudne. Bo opinie na temat prawa aborcyjnego różnią się w zależności od sondażu, ale w tym jednym Polacy są w ogromnej większości zgodni: ustawa nie powinna być zaostrzona.
CBOS od 1992 roku regularnie pyta o przesłankę embriopatologiczną do przerwania ciąży i za każdym razem większość Polaków uważała, że w takim wypadku aborcja powinna być legalna:
Na to samo wskazuje również sondaż Ipsos dla OKO.press z grudnia 2018 roku:
Podobnie wskazuje badanie IBRIS z grudnia 2019 roku:
Jedno jest więc pewne i niepodważalne: większość Polaków z całą pewnością jest przeciwna zaostrzaniu obecnie obowiązującego prawa antyaborcyjnego. Od zdolności opozycji w przekonywaniu wyborców, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie jest kwestią techniczną, tylko polityczną wolą partii rządzącej, zależy, czy dzisiejszy brutalny zamach władzy na prawa kobiet przełoży się na jej poparcie wśród Polaków.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze