0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. materiały prasowe Lewicyfot. materiały praso...

"Mamy przed sobą nie miękkie lądowanie, ale prawdopodobnie wejście w okres stagflacji, czyli stagnacji gospodarczej, bardzo niskiego wzrostu gospodarczego, a może nawet spadku aktywności gospodarczej i wciąż galopującej inflacji. Z tego będzie naprawdę trudno wyjść" - mówił na konwencji gospodarczej Lewicy w niedzielę 2 kwietnia były premier i prezes NBP Marek Belka, dziś europoseł.

I przekonywał, że ostatnie lata to morze problemów: niski poziom inwestycji, wspomniana inflacja, która dopadła konsumpcję, wzrost ubóstwa, centralizacja gospodarki.

Po diagnozie Belki, kolejni politycy prezentowali rozwiązania.

Magdalena Biejat, współprzewodnicząca partii Razem, mówiła o 300 tys. mieszkań na wynajem, które miałby być budowane przez samorządy, ale finansowane z budżetu centralnego.

"Musimy zmienić sposób myślenia o mieszkalnictwie i rozpocząć wielki program społecznego budownictwa. Czas, w którym państwo zachęca do brania jeszcze więcej kredytów na jeszcze droższe mieszkania, jest już za nami" - przekonywała posłanka.

"Państwo musi zapewnić bezpłatną opiekę nad dziećmi, gdy mamy wracają do pracy. Zamiast »babciowego« powinno powstać »żłobkowe«, dzięki któremu powinno powstać 1000 żłobków rocznie. W ciągu dwóch lat zlikwidowalibyśmy problem dostępu do żłobków wszystkich dzieci w Polsce" - mówił Robert Biedroń.

"Uwolnimy energię Polaków, którzy chcą inwestować w swoje przydomowe OZE. Chcemy zmodernizować stare i budować nowe linie przesyłowe. W najbliższych 10 latach konieczne jest przeznaczenie 40 mld zł na budowę 4 tysięcy kilometrów linii. Przeznaczymy 100 proc. środków ze sprzedaży certyfikatów CO2 na inwestycje infrastrukturalne w energetyce" - mówił Włodzimierz Czarzasty.

  • Odblokowanie 270 mld zł z funduszy unijnych
  • 20 proc. podwyżki dla budżetówki
  • 22 mld na wsparcie dla małych biznesów
  • 100 tys. nowych miejsc w żłobkach
  • 300 tys. nowoczesnych mieszkań na wynajem
  • 5,5 mld na zeroemisyjne środki transportu i OZE
  • Wzrost wydatków na badania i rozwój do 2 proc. PKB
  • Wzrost poziomu inwestycji w PKB z 16 do 25 proc.
  • 10 mld na unowocześnienie szpitali
  • Budowa nowoczesnych fabryk leków

O szczegółach pomysłów zaprezentowanych na konwencji rozmawiamy z ekspertem ekonomicznym Lewicy, Dariuszem Standerskim.

19.02.2022 Warszawa , ul. Racjonalizacji 6/8 . Dariusz Standerski podczas konwencji gospodarczej Lewicy " Nowoczesna Gospodarka . Uczciwe Podatki ".
Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Dariusz Standerski. Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Jakub Szymczak, OKO.press: Załóżmy, że jesienią zmienia się władza. Jakie widzi Pan dzisiaj największe wyzwanie dla gospodarki po ośmiu latach rządów PiS?

Dariusz Standerski*: To przywrócenie przyzwoitego poziomu inwestycji. Najpierw trzeba wyjść z dołka, w który wepchnął nas PiS i dojść do średniego poziomu w UE, czyli 22 proc. udziału inwestycji w PKB, a potem dążyć do 25 proc.

W danych widać, że dotychczasowa podstawa polskiego wzrostu gospodarczego - konsumpcja - słabnie. A nowego źródła nie widać.

Zaniedbania inwestycyjne rządu PiS będą odczuwalne przez kolejne lata. Aparat wytwórczy, infrastruktura produkcyjna, to wszystko będzie się starzało. A to będzie miało dla polskiej gospodarki negatywne konsekwencje.

Skąd takie problemy PiS z inwestycjami?

Brak stabilności politycznej, zmienność prawa, brak pieniędzy z UE, błędna polityka gospodarcza. W kłopotach z inwestycjami ogniskują się wszystkie problemy rządów PiS.

W 2016 roku ówczesny minister rozwoju Mateusz Morawiecki przedstawił Plan Zrównoważonego Rozwoju, popularnie zwany Planem Morawieckiego. A tam jednym z celów było właśnie 25 proc. inwestycji w PKB. Co poszło nie tak?

Sam Plan Morawieckiego był matematycznie nierealny. Założenia były błędne, jest to udowodnione naukowo. Według tego planu do celu 25 proc. próbowano dojść za pomocą wielkich, flagowych inwestycji, a nie rozwiązań systemowych.

Tymczasem z większości inwestycji nic nie wyszło.

Nikt już dzisiaj nie pamięta o takich pomysłach jak pociąg Luxtorpeda, czy prom Batory. Gospodarkę miała ruszyć budowa CPK, tymczasem na razie sprowokowała protesty społeczne, i dała lukratywne zatrudnienie kilkaset osobom bliskim władzy.

Zaraz po ogłoszeniu i przyjęciu Planu Morawieckiego poszczególne ministerstwa wcale go nie realizowały. A zamiast inwestycji w rozwój mieliśmy dalsze inwestycje w montownie, by dalej konkurować niskimi kosztami pracy. Ten model dawno się wyczerpał, a rząd dotąd niczym innym go nie zastąpił.

Cała polityka gospodarcza PiS wynikała z błędnych założeń. A do tego doszło wysokie poczucie niepewności, które było potęgowane przez czynniki zewnętrzne - pandemię, wojnę. Ale też przez gąszcz nieprzyjaznych przepisów, nocne wrzutki sejmowe, poprawki pisane na serwetce oraz brak właściwej komunikacji rządu i NBP.

Ta niepewność przyczyniła się do zmniejszenia inwestycji w wielu regionach w Polsce.

Przeczytaj także:

Wy jednak twierdzicie, że jesteście w stanie ten cel osiągnąć. Dlaczego wyborca ma uwierzyć, że wam się uda?

Cały plan Morawieckiego był nierealistyczny - zakładał dojście dochodu rozporządzalnego do poziomu średniej unijnej w 2030. To wymagało wzrostu PKB Polski o 5-6 proc. rocznie, przy niskim rozwoju reszty UE. To było nierealne.

Dzisiaj Eurostat podaje, że dochód rozporządzalny w Polsce w 2021 roku wynosił 74 proc. unijnego – tylko jeden punkt procentowy więcej niż w momencie uchwalania planu Morawieckiego.

Błędne założenia musiały doprowadzić do błędnych wniosków.

Dzisiaj 25 proc. udziału inwestycji w PKB nie powinno być rozpatrywane w kategoriach ambitnego celu, tylko ratunku dla spowalniającej gospodarki. Przez ostatnie osiem lat na gospodarce odcisnął się niedobór inwestycji – obecnie gorzej jest tylko w Bułgarii i Grecji.

Ale dziś mamy okazję to nadrobić, w dużej mierze dzięki środkom z Europejskiego Funduszu Odbudowy.

W zeszłym roku wskaźnik inwestycji wyniósł 16,8 proc., celem jest 25 proc. Jeżeli podsumujemy wszystkie środki, na które Polska może liczyć z Funduszu Odbudowy, to mamy 58,1 mld euro, czyli około 270 mld zł. To około 8 proc. rocznego PKB Polski.

Inwestycje z KPO mogły zostać uruchomione już od 2021 roku.

Czyli mamy do nadrobienia trzy lata - 2021, 2022, 2023 – to połowa całego okresu inwestycyjnego przewidzianego przez Komisję Europejską!

Nadrabiając te opóźnienia, wskaźnik inwestycji może wzrosnąć o kilka punktów procentowych. A jeśli wierzyć Keynesowi, którego teorie rozwijają się i sprawdzają od dekad, może to być impuls do następnych inwestycji.

W 2016 roku zwiększenie inwestycji było szansą na przyspieszenie rozwoju, obecnie to konieczność, by nie wpaść w drugą część dekady ze starzejącym się aparatem wytwórczym i luką w PKB.

A czy macie plan polityczny na odblokowanie KPO? Dziś środki wstrzymane są przez decyzję prezydenta i Trybunału Konstytucyjnego. A w tych instytucjach po jesieni zasiadać będą te same osoby.

Lewica już kilka tygodni temu prezentowała Pakiet Europejski. Znajduje się w nim między innymi

projekt ustawy o likwidacji Izby Odpowiedzialności Zawodowej, co jest realizacją jednego z kamieni milowych.

To projekt, który zapewne nie wzbudziłby wątpliwości prezydenta.

Lewica proponuje powrót do poprzedniego systemu, który był zgodny z Konstytucją. Do zmiany Regulaminu Sejmu, która też jest konieczna do spełnienia wymogów KE, nie potrzeba ani prezydenta, ani Trybunału Konstytucyjnego.

Nasi politycy są aktywni w Brukseli, rozmawialiśmy o kamieniach milowych z unijnymi komisarzami. Wielokrotnie uzyskaliśmy zapewnienie, że jeśli kamienie milowe zostaną spełnione, pieniądze zaczną płynąć.

Skąd ten nacisk na inwestycje w programie gospodarczym, a nie na przykład na podatki?

Program podatkowy Nowej Lewicy pokazywaliśmy już rok temu. O postulatach polityki społecznej też mówimy. Dziś chcemy przebić się do wyborców z koniecznością zdecydowanie większej liczby inwestycji, bo te wszystkie wymienione polityki są od siebie zależne.

Ale nie zapominamy o innych, palących problemach, jak o inflacji. Walka z inflacją powinna mieć trzy solidne filary.

Pierwszy to właśnie inwestycje wycelowane w źródło tej inflacji, czyli między innymi w energię. Trzeba inwestować w sieci przesyłowe; efektywność energetyczną; w nowe, niezależne od Rosji odnawialne źródła energii, by zapobiegać takim sytuacjom w przyszłości.

Francuzi ocieplili już setki tysięcy mieszkań z pieniędzy unijnych.

Po drugie trzeba ściągać pieniądze z rynku, ale od tych, którzy je mają, a nie od ubogich emerytek i młodych rodzin.

Czyli potrzebne są podatki od nadmiarowych zysków firm paliwowych i energetycznych.

Konieczne są także obligacje antyinflacyjne z prawdziwego zdarzenia.

Trzeci to pakiet osłonowy dla tych, którzy najsilniej odczuwają wysokie ceny. Mówimy o tym w programie Bezpieczna Rodzina, wskazując na drugą waloryzację rent i emerytur we wrześniu lub urealnienie płac w sferze budżetowej.

Kilka dni temu cała demokratyczna opozycja złożyła projekt ustawy o 20-procentowej podwyżce wynagrodzeń nauczycieli.

Czy projekty podatkowe z zeszłego roku znajdą się w programie wyborczym?

Pełny program wyborczy przedstawimy w kampanii wyborczej. W zakresie szczegółowego programu podatkowego dopracowujemy go i konsultujemy, dlatego może jeszcze ulegać modyfikacjom. Trudno w kwietniu mówić o tym, co będziemy przedstawiać latem. Sytuacja gospodarcza może też ulec zmianie.

Fundamenty pozostaną. Uważamy, że progresja podatkowa powinna być większa, że ubożsi nie powinni płacić podatku dochodowego wcale lub płacić bardzo niskie podatki. VAT należy obniżyć, bo to on najmocniej obciąża najuboższych.

Należy uporządkować finanse publiczne, przywrócić parlamentarną kontrolę nad środkami publicznymi.

Na konwencji była mowa o zwiększeniu udziału samorządów w PIT i CIT. Ale gdy rząd się środkami dzieli, ma ich w budżecie mniej. A mówicie też o zwiększaniu wydatków, na przykład na badania i rozwój. Jak to połączyć?

Składaliśmy już w tej kadencji projekt ustawy zwiększający udział samorządów w podatkach. To reakcja na obniżanie wpływów podatkowych do samorządów przez obecny rząd.

Od wielu lat państwo zleca samorządom zadania, które nie są adekwatnie finansowane z budżetu centralnego. To między innymi ochrona zdrowia, oświata, bezpieczeństwo.

Pytanie, czy chcemy, by te usługi publiczne były wykonywane sprawnie i żeby były na nie pieniądze, czy też chcemy, by szpitale się zadłużały, żeby likwidowano transport lokalny w gminach, żeby nie było dostępu do żłobków.

Uważamy, że samorządy powinny zostać wyposażone w większe finansowanie, także po to, by realizować zadania, o których mówiliśmy. Nie może być tak, że dzisiaj samorządy, pilnie szukając oszczędności, muszą na przykład wyłączać światła uliczne na kilka godzin po zmroku.

Jeżeli samorządy nie otrzymają tych pieniędzy, to na koniec i tak te środki będzie musiało znaleźć państwo. A im bardziej się zwleka, to zwykle trzeba zapłacić więcej. To zatem odłożona w czasie oszczędność.

A co zrobić, by wpływy podatkowe rosły? W danych za 2022 widzimy zaskakującą stagnację. Przez zmiany Polskiego Ładu wpływy z PIT nie rosną, wpływy z VAT realnie, po uwzględnieniu inflacji, są niższe niż rok wcześniej, choć to podatek, który powinien na inflacji zyskiwać.

Przede wszystkim problemem jest to, że budżet państwa jest dziś dokumentem o coraz mniejszym znaczeniu merytorycznym. Założenia ustawy budżetowej na 2022 rok rozjechały się z rzeczywistością co najmniej w połowie roku, a rząd na to nie reagował. Prezes pozabudżetowego Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys dysponuje dziś tak dużymi środkami, że to on jest rzeczywistym ministrem finansów, a nie pani minister Rzeczkowska.

Ale rząd sam mówi już o konsolidacji finansów publicznych. Przy pracy nad ustawą budżetową na 2024 rok fundusze mają być do budżetu włączane. Choć szczegółów brak.

Świetnie, ale to tylko zapowiedź. Do wyborów mamy pół roku, a ostatnia duża zmiana w finansach publicznych nazywała się Polski Ład i wszyscy pamiętamy, jak się skończyła. Premier mówił tylko o obniżce podatków, a dostaliśmy ulgę dla klasy średniej, której w Ministerstwie Finansów nie potrafili policzyć.

Dzisiaj mierzymy się z finansami publicznymi, w których Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 ma budżet w wysokości 25 mld zł na 2023 rok, gdy rząd z pandemią już nie walczy.

To wszystko trzeba będzie uporządkować. A to da nam większą kontrolę nad wydatkami i pozwoli zmniejszyć oprocentowanie długu, bo przywróci nam międzynarodową wiarygodność. Dziś rząd ma z pożyczaniem problem, bo oprocentowanie jest stosunkowo wysokie.

Fundusze pozabudżetowe należy zlikwidować?

Wszystko trzeba poddać kontroli parlamentarnej. Wszystkie środki, którymi dziś dysponują pozabudżetowe fundusze, powinny zostać wpisane do ustawy budżetowej.

Zasada jedności budżetu stanowi, że powinien być tylko jeden dokument opisujący całość dochodów i wydatków państwa. W finansach publicznych potrzebujemy transparentności, a ta w czasach rządów PiS została zniszczona.

*Dariusz Standerski, ekonomista i prawnik, wykładowca. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji oraz Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Dyrektor ds. legislacyjnych Klubu Poselskiego Lewica.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze