0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Po 7-godzinnych obradach komisji edukacji, nauki i młodzieży PiSowi udało się przyjąć Lex Czarnek 2.0. wraz z własnymi poprawkami. Za projektem było 18 posłów, przeciw 16, nikt nie wstrzymał się od głosu. Podczas posiedzenia posłowie zajmowali się także projektem prezydenta Dudy - posłowie postanowili, że projekt poselski będzie wiodący wobec prezydenckiego i w zasadzie wyrzucili go do kosza.

To dość skomplikowane...

Spóźniony poseł

Napisane na kolanie poprawki do projektu lex Czarnek 2.0 dotyczące edukacji domowej poseł sprawozdawca z PiS Tomasz Zieliński odczytywał z trudem, sam nie wiedząc czego w zasadzie dotyczą. Posłowie opozycji pokazywali, że na drukach, które mają zawierać poselski projekt zmian w prawie oświatowym, widnieje metryka:

"stworzone w Ministerstwie Edukacji i Nauki".

"To farsa, bulwersujący sposób procedowania ustawy, na zamówienie polityczne. Powinniście się wstydzić, bo ograniczacie nie tylko autonomię szkół, ale też autonomię rodziców do wychowywania własnych dzieci" - komentowała chórem parlamentarna opozycja, od Konfederacji po Lewicę.

Posłowie zwracali uwagę, że procedowane w komisji dwa projekty ustaw czyli, odmrożony pomysł referendów szkolnych autorstwa prezydenta Andrzeja Dudy i lex Czarnek, które wróciło w formie inicjatywy poselskiej, są sprzeczne.

Jeden chce oddać w 100 proc. władzę w ręce rodziców (w formule, która w praktyce zablokuje wiele wartościowych inicjatyw). Drugi daje ostateczny głos kuratorowi oświaty, czyli de facto władzy politycznej.

Lex Czarnek 2.0 to też bat na niepokornych dyrektorów (furtka do zawieszenia bez postępowania dyscyplinarnego), ograniczenie autonomii szkół niepublicznych (przymusowe zalecenia pod rygorem wykreślenia z ewidencji), czy zamach na edukację domową (omówiony dokładnie tutaj, ale przed autopoprawkami PiS, który przestraszył się krytyki i złagodził obostrzenia, o tym niżej).

O zagrożeniach w obydwu projektach pisaliśmy więcej tutaj:

Przeczytaj także:

"Czyli w końcu to kurator Nowak będzie rodzicem wszystkich dzieci w Polsce" - komentowała posłanka KO Katarzyna Lubnauer.

"To ubezwłasnowolnienie obywateli. Minister Czarnek robi karierę na edukacji, krzywdzie dzieci. Chce stać się popularny i sławny w swoim elektoracie".

Posłowie PiS, w lekkiej przewadze, odrzucali wszystkie wnioski, a także poprawki opozycji. Dominacja PiS wcale nie była oczywista, bo na sali na początku nie było aż trzech stałych członków komisji z rządzącej partii. Nie było też koalicjanta Zbigniewa Girzyńskiego z Polskich Spraw. Gdy głosowano nad prezydenckim projektem ustawy, PiS miał w sumie cztery głosy mniej niż zazwyczaj (później już tylko trzy).

Jednak na obrady spóźniony dotarł Marcin Kulasek z Lewicy, który w Brukseli negocjował z KE sposób przekazania pieniędzy z KPO. Na tym głosowaniu nie było także Macieja Laska z KO - on także dotarł później. Jak tłumaczył: "To wina złej organizacji pracy Sejmu. W tym samym czasie miałem zwołaną wcześniej komisję obrony narodowej, podczas której byłem posłem wnioskodawcą. Niezwłocznie po zakończeniu komisji obrony zjawiłem się na komisji ENM".

Na ul. Wiejską nie przyjechali za to wcale: Joanna Fabisiak z KO oraz Bogusław Wontor z Lewicy (wiceprzewodniczący komisji, 25 października rano udzielał wywiadu dla Radia Zachód, w którym mówił, że jest w Zielonej Górze).

PiS przyjął własne poprawki dotyczące zasad prowadzenia edukacji domowej, uprzedzając głosy oburzenia tego środowiska, w tym rodzin z organizacji prawicowych:

  • wydłużył okres, w którym można zgłosić ucznia do edukacji domowej od 1 lipca do 21 września (wcześniej zakładał tylko trzy tygodnie września);
  • zrezygnował z zapisu, że szkoła musi mieć warunki do przyjęcia dziecka na naukę stacjonarną, na wypadek gdyby cofnięte będzie zezwolenie na edukację domową (trzymanie miejsc "na wszelki wypadek");
  • rozszerzył rejonizację edukacji domowej na obszar sąsiadującego województwa;
  • zrezygnował z maksymalnej liczby 50 proc. uczniów w edukacji domowej w szkole.

PiS: Lex Czarnek 2.0 ma wzmocnić państwo

Przewodnicząca komisji Mirosława Stachowiak-Różycka (PiS) bezwzględnie przerywała wypowiedzi tłumnie zgromadzonym na sali przedstawicielom strony społecznej, mimo że ci domagali się, by choć w takiej formie (i bez ograniczeń czasowych) rząd pozwolił im zrecenzować ustawy, które drastycznie przemodelują rzeczywistość szkół publicznych i niepublicznych.

Posłowie rządzącej partii twierdzili, że opozycja przypuściła furiacki atak na zmiany w prawie oświatowym, bo sama reprezentuje pozycje antypaństwowe. "Nasz projekt ma charakter państwowy. Ma wzmocnić państwo, bo państwo nie powinno abdykować w sferze wychowania dzieci i młodzieży. Autonomia szkół to absurd" - mówił Zbigniew Dolata (PiS).

"Poseł wyznał, że projekt ma wzmacniać państwo, a ja myślałam, że projekty dotyczące edukacji mają wzmacniać dzieci" - komentowała Zofia Grudzińska, przedstawicielka "Wolnej szkoły", inicjatywy społecznej, która pomogła wyrzucić do kosza pierwszą wersję lex Czarnek.

Za to posłanka PiS Maria Kurowska w ferworze debaty sama zgubiła się w tym, kto w zasadzie zgłosił nowy projekt. "Minister Czarnek robi to wszystko z troską o uczniów" - mówiła Kurowska.

Legislacyjny Frankenstein

Posiedzenie komisji zaczęło się nerwowo. Nie działała transmisja, przydzielona sala była za mała dla gości ze strony społecznej, ludzie się w niej nie mieścili, a przewodnicząca miała problem, by prowadzić posiedzenie.

Posłowie opozycji od początku zgłaszali wnioski formalne: o przerwę, o odroczenie posiedzenia do czasu konsultacji społecznych, czy do czasu zorganizowania wysłuchania publicznego.

Domagali się też, by na sali pojawił się "prawdziwy autor" projektu, czyli minister Przemysław Czarnek.

Posłanki opozycji od początku alarmowały, że oddzielne procedowanie dwóch projektów, które kłócą się ze sobą w zakresie procedury dopuszczania organizacji społecznych do szkół, będzie rodzić problemy legislacyjne.

Tuż przed północą, po ponad pięciu godzinach dyskusji, PiS przyznał, że w kontekście zgłaszania poprawek projekt poselski, czyli lex Czarnek 2.0 jest wiodącym, czyli priorytetowym.

"Powróćmy do zwyczajnej procedury. Jeśli dwa projekty gdzieś się zazębiają, a gdzie indziej są sprzeczne, proponuję, by powołać podkomisję, która na etapie uzgodnień pozwoli procedować projekt ujednolicony. Gdy przy każdej poprawce będziemy dokonywać szczegółowej egzegezy, po pierwsze nigdy stąd nie wyjdziemy, a po drugie stworzymy legislacyjny Frankenstein" - apelowała posłanka Lewicy Agnieszka-Dziamianowicz-Bąk.

Lex Czarnek "zjada" projekt prezydenta

Krystyna Szumilas z KO pytała: "Czy mamy rozumieć, że wszystkie rozwiązania w projekcie poselskim mają być wprowadzone, a projekt prezydencki zostanie wyrzucony do kosza?".

Minister Piontkowski odpowiedział, że w jego opinii projekt poselski, czyli lex Czarnek 2.0 realizuje "ideę prezydenta". W jaki sposób? PiS miał zapożyczyć od prezydenta wzmocnienie roli rodziców w decydowaniu o wejściu organizacji do szkół.

"Projekty może różnią się rozwiązaniami technicznymi, ale w jednym i drugim występuje propozycja, by rodzice otrzymali materiały, scenariusze. Różnicą jest opinia kuratora; ma on sprawdzić, czy propozycje zajęć są zgodne z prawem, czy są dostosowane do wieku. Ale ostateczna decyzja, czy dziecko będzie uczestniczyć, zależy od woli rodzica; od udzielonej na piśmie zgody" - przekonywał Piontkowski.

To oczywiście nieprawda, bo po wejściu w życie lex Czarnek 2.0, jeśli kurator nie zgodzi się na zajęcia, których chcą rodzice, te po prostu się nie odbędą.

Posłowie opozycji mówili, że to kpina z prezydenta, bo Andrzej Duda wetując ustawę nie zgadzał się właśnie na to, by to kurator miał ostateczną decyzję (miał też obiekcje co do zbyt długiej procedury).

Wcześniej pisaliśmy, że wyciągnięcie z zamrażarki prezydenckiego projektu ustawy i ewentualne wspólne uchwalenie zmian w prawie oświatowym miało przekonać głowę państwa do przychylnego spojrzenia na odświeżone "lex Czarnek". Teraz wiemy już na pewno, że PiS zamierza co najwyżej wchłonąć "intencje" prezydenta i spróbuje przekonać go, a także opinię publiczną, że różnice techniczne, jak nazywa bardzo poważne przesunięcia kompetencyjne, są w zasadzie drugorzędne.

Małgorzata Paprocka, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, która prezentowała projekt ustawy "Rodzice decydują" nie kryła konsternacji. Gdy pracownicy Rządowego Centrum Legislacji zasugerowali, by zarekomendowała, co z prezydenckiego projektu mogłoby stać się częścią lex Czarnek 2.0, odpowiedziała, że wnioskuje o jego całościowe przyjęcie, bo proponuje "inny model" dopuszczenia organizacji społecznych do szkół.

Posłowie opozycji wnieśli, by zapisy z ustawy prezydenta znalazły się w lex Czarnek 2.0, ale posłowie PiS poprawki odrzucili. Po siedmiu godzinach debaty było jasne: na dalsze procedowanie ma szansę pomysł ukuty w ministerstwie edukacji, a nie w Pałacu Prezydenckim. Co na to Andrzej Duda?

Centralizacja ma twarz kurator Nowak

Poniżej przytaczamy głosy, które pojawiły się w debacie podczas długiego posiedzenia komisji edukacji i nauki.

Kinga Gajewska, KO: Gdyby nasza debata była akademicką, rozmawialibyśmy o centralizacji lub decentralizacji edukacji. O tym, czy państwo powinno mieć wpływ na szkoły, na wyrównywanie szans, czy państwa to nie obchodzi. Dyskutowalibyśmy o tym, czy ma sens oddanie kompetencji szczebel niżej, do samorządów. Ale państwu chodzi o to, by ideologizować młodego człowieka; siłą go wyrzeźbić. Już dziś kurator Nowak, nie mając uprawnień, nakazuje, by zajęcia z religii były w środku lekcji, ale nie przejmuje się tym, że w szkole nie ma nauczyciela fizyki. Centralizacja ma twarz Barbary Nowak - zepsutej i zdewociałej".

Barbara Nowacka, KO: Odwiedziliśmy kuratoria, skarg na działalność organizacji społecznych było w sumie 27 na 20 tys. szkół w całej Polsce. Ciężko traktować poważnie prawo, które ograniczy młodzieży, która nie jest z dużych miast, dostęp do kultury, czy świata nauki. Żadnego sensownego uzasadnienia nie macie. Chcecie wszystko podporządkować kuratorium, które jest upolitycznione do granic przyzwoitości".

Michał Krawczyk, KO: Chcecie położyć łapy na edukacji niepublicznej. Wykreślać te szkoły, które nie będą spełniać waszych zaleceń. Edukację traktujecie jak polityczny łup, jak spółki skarbu państwa, jak Trybunał Konstytucyjny. Przekroczyliście kolejną nieprzekraczalną granicę.

Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy: Rolę samorządów sprowadzacie do bankomatów. Znów się okazuje, że czego się nie dotkniemy, to robimy źle. Proszę się zastanowić, dokąd zmierzamy, jeśli chodzi o oświatę. Jeżeli będziecie ją dalej tak demolować, będziemy mieć coraz więcej placówek prywatnych, coraz więcej rodziców i dzieci będzie uciekało. Pomyślcie, czy tego chcecie.

Zofia Grudzińska, Wolna Szkoła: Od marca nie zmieniliśmy zdania. Ten projekt jest wart wyrzucenia do kosza. Posłowie w 80 proc. ściągnęli z ministra. Jest mi bardzo smutno, bo projekt uniemożliwi pomoc psychiczną dla uczniów straumatyzowanych. Organizacja, która ma pomagać w terapii będzie czekać na zgodę trzy miesiące. To ma być prawo humanitarne? Zakaz prowadzenia zajęć przez organizacje społeczne w trakcie lekcji uniemożliwi organizacjom prowadzenie zajęć z języka polskiego dla uczniów niepolskojęzycznych. Nie pozwoli też nauczycielce geografii zaprosić na lekcje stowarzyszenie, które prowadzi edukację regionalną.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze