0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot . Kuba Atys / Ag...

Na najbliższym posiedzeniu (17 grudnia 2025) Sejm będzie głosował nad nowelizacją ustawy o ochronie przyrody. To projekt, który już wiosną był przedstawiany przez rządowy zespół zajmujący się deregulacją. Zakłada ułatwienie właścicielom działek wycinkę drzew na własnym terenie.

Projekt na początku grudnia pozytywnie zaopiniowały sejmowe komisje, tymczasem organizacje społeczne alarmują: to Lex Szyszko 2!

Czekanie w nieskończoność?

Według obecnie obowiązujących przepisów właściciel musi zgłosić planowaną wycinkę drzewa z obwodem pnia większym niż 50 cm (dla niektórych gatunków obwód jest większy). Zgłasza to właściwemu organowi – wójtowi, burmistrzowi, prezydentowi miasta lub wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków. Organ w ciągu 21 dni powinien przeprowadzić oględziny, a potem ma 14 dni na zgłoszenie ewentualnego sprzeciwu. Jeśli go nie wniesie – drzewo może być wycięte. Haczyk polega na tym, że jeśli do oględzin nie dojdzie, sprawie nie nadaje się biegu.

To powoduje, że właściciele mogą w nieskończoność czekać na zgodę na wycinkę – argumentował zespół deregulacyjny, na którego czele stał przedsiębiorca Rafał Brzoska.

Przeczytaj także:

W maju 2025 przedstawiono projekt, który miał ten problem rozwiązać. Według projektu oznaczonego numerem UDER25 urzędnicy mieliby 35 dni na ewentualnie wyrażenie sprzeciwu wobec wycinki. Jeśli po 35 dniach nie zgłosiliby uwag, właściciel mógłby wyciąć drzewo – niezależnie od tego, czy doszło do oględzin. Zastosowana miała być zasada „milczącej zgody”.

Naukowcy krytykują

Fundacja EkoRozwoju podczas konsultacji społecznych projektu podkreślała: „Deregulacje polegające na pozornym ułatwieniu wycinki drzew osobom, które tę łatwość zasadniczo już posiadają, jest w naszej opinii działaniem promocyjnym, które w efekcie może być bardzo szkodliwe społecznie i wzbudzić kolejną wielką falę wycinek jak miało to miejsce po Lex Szyszko”.

Projekt skrytykowały nie tylko organizacje przyrodnicze, ale również Państwowa Rada Ochrony Przyrody, podkreślając, że rozwiązanie „stwarza ryzyko pogorszenia ochrony drzew w Polsce”. Wiceminister Mikołaj Dorożała ogłosił w mediach społecznościowych: „STOP Lex Szyszko II. Procedowanie projektu dot. wycinki drzew wstrzymane”. Resort klimatu zaproponował swój projekt, który miał łatać niedoskonałości noweli UDER25.

60 dni zamiast 35

Temat wycinek wrócił dopiero pół roku później, kiedy łączone komisje sejmowe (deregulacyjna i samorządu terytorialnego) głosowały nad nową wersją projektu. 4 grudnia 2025 pozytywnie oceniły nowelizację ustawy o ochronie przyrody i skierowały do drugiego czytania w Sejmie. Ma do niego dojść na najbliższym posiedzeniu, które – jak pisaliśmy – zaczyna się 17 grudnia.

Co przewiduje nowa wersja projektu?

  • wydłużenie terminu, który miałby obowiązywać urzędy – z pierwotnej propozycji 35 dni do 60 dni (od momentu złożenia wniosku przez właściciela drzewa);
  • utrzymanie „milczącej zgody”. Jeśli w ciągu 60 dni organ nie odmówi wycinki, właściciel będzie mógł dokonać jej bez dalszego czekania na urzędnicze decyzje;
  • dopisek, według którego „w przypadku gdy wnioskodawca uniemożliwia lub utrudnia przeprowadzenie oględzin, organ (...) wyznacza termin przeprowadzenia oględzin w drodze postanowienia”;
  • rozszerzenie wniosku o zgodę na wycinkę. Właściciel będzie musiał podać m.in. nazwę gatunku drzewa, obwód pnia drzewa, a także cel wycinki.

Lex Szyszko 2?

„Uważamy, że termin 60 dni daje gwarancję, że uda się przeprowadzić oględziny drzewa” – mówił podczas posiedzenia komisji wiceminister Dorożała. „Taki termin to najsensowniejszy kompromis, zaakceptowany przez Komisję Wspólną Rządu i Samorządu Terytorialnego” – dodał. Podkreślił, że uzyskany kompromis był „trudny” i zauważył, że często za opóźniającymi się zgodami na wycinkę stoi „problem etatowy” w urzędach. W uzasadnieniu projektu czytamy, że zapewni „większą przejrzystość i przewidywalność czasową procedur związanych z usuwaniem drzew”.

Mimo zmian projekt krytykują organizacje społeczne.

„Ten projekt wciąż zakłada milczącą zgodę na wycięcie drzew. Co prawda termin jest wydłużony z 35 na 60 dni, ale główny problem tego rozwiązania nie znika” – komentuje w rozmowie z OKO.press Aleksandra Wiktor z Greenpeace.

"Nieważne, czy to będzie 35 dni, czy 60 – nie możemy pozwolić na to, żeby drzewa były wycinane bez ich wcześniejszej weryfikacji.

Już w 2017 roku, kiedy wchodziło Lex Szyszko, widzieliśmy dosłownie rzeź drzew na terenach prywatnych. Jak szacują eksperci, wtedy zniknęły nawet 3 miliony drzew. Ówczesna opozycja, Platforma Obywatelska, protestowała przeciwko Lex Szyszko – a dziś sama proponuje rozwiązanie, które znacząco ułatwi wycinkę. Oczywiście zapisy tego projektu i Lex Szyszko nie są tożsame – wtedy można było wycinać drzewa bez jakiegokolwiek zezwolenia. Ale wciąż, niezależnie od tego, kto zasiada w rządzie, proponowane są przepisy, które szkodzą przyrodzie" – dodaje.

Czy urzędy mają problem?

Jak zaznacza, projekt ma „deregulować”, a tymczasem sam resort klimatu przyznaje, że problem z wydawaniem zgód nie jest powszechny.

„W samym uzasadnieniu tego projektu jest wskazane, że znaczna część urzędów dotrzymuje obecnie obowiązujących terminów wydawania zgód czy zgłaszania ewentualnego sprzeciwu” – komentuje. Rzeczywiście, w uzasadnieniu można znaleźć wyliczenia z kilku urzędów. Na przykład: „Urząd Miasta Bydgoszczy – w 2023 roku wpłynęło 367 zgłoszeń zamiaru usunięcia drzewa. W 2024 roku wpłynęło 397 zgłoszeń. Średni czas rozpatrywania zgłoszenia wynosił w 2023 roku 11 dni. W 2024 roku: 14 dni”.

„Jak wskazuje Państwowa Rada Ochrony Przyrody w swojej opinii, problem może pojawiać się w mniejszych gminach, gdzie urzędy mają niewystarczającą ilość pracowników albo gdzie urzędnicy mają za dużo zadań na głowie lub potrzebują dodatkowych ekspertyz. Państwo, zamiast pomagać urzędnikom, nakłada na nich ogromną odpowiedzialność. Jeżeli się nie wyrobią w terminie, bez jakiejkolwiek kontroli może zniknąć nawet cenne, stare drzewo albo takie, które jest domem dla chronionych gatunków. Od tego są oględziny, aby takie drzewa chronić” – dodaje.

Utrudnianie oględzin

Aleksandra Wiktor pozytywnie ocenia dopisek o wyznaczeniu terminu oględzin, jeśli właściciel utrudnia ich organizację. „Ten zapis powoduje, że w momencie, kiedy urzędnik wyznaczy termin oględzin, uzasadniając to utrudnieniami powodowanymi przez właściciela drzewa, ograniczenie 60 dni się zeruje. Nie obowiązuje. To jest jakieś wyjście. Ale ono też nie rozwiązuje wszystkich problemów. Przede wszystkim nie odciąża urzędników w miejscach, gdzie pracy jest za dużo, a pracowników zbyt mało” – ocenia.

Takie rozwiązanie krytykował z kolei Paweł Pawlaczyk z Klubu Przyrodników, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody. „To jest rozwiązanie, którego nie da się wprowadzić w praktyce. Bo jak gmina udowodni, że ktoś utrudnia? To, że nie odbierze telefonu, czy że nie będzie go w domu w godzinach pracy urzędników, nie oznacza od razu utrudniania. W jaki sposób organ miałby orzec, że to już nie przypadek, a utrudnianie?” – komentował w maju w rozmowie z OKO.press.

Przyroda płaci za błędy systemu

Krokiem w dobrą stronę jest rozszerzenie formularza, jaki musi wypełnić właściciel chcący dokonać wycinki – ocenia Wiktor. „Jest tu jednak kłopot – formularz wymaga od właściciela, żeby wpisał gatunek drzewa. Obywatele nie mają obowiązku być ekspertami przyrodniczymi. Mogą mieć kłopot z dokładnym rozpoznaniem gatunku drzewa. Od takich analiz są wyznaczone instytucje. I do tego służą oględziny” – mówi.

Jak komentuje, przyroda nie powinna cierpieć przez to, że państwo jest niewydolne.

Jej zdaniem obecne przepisy mogłyby zostać zmienione, ale nie tak, jak proponuje to rząd. „Można się zastanowić, jak umożliwić właścicielowi posesji ponaglenie urzędu, jeśli nie dokonuje oględzin w wyznaczonym terminie. Aby rozwiązanie było dobre jednocześnie dla ludzi i przyrody – zgłaszający powinien mieć pewność, że do oględzin dojdzie. Choć w samym projekcie nowelizacji ustawy nie jest wskazane, czy problem zalegających wniosków o wycinkę jest tak powszechny, żeby wymagał zmiany prawa. Wiem na pewno, że rozwiązaniem problemów nie jest milcząca zgoda na usuwanie drzew” – mówi.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).

Komentarze