0:000:00

0:00

Dopiero w niedzielę 31 stycznia uwolniono wszystkich zatrzymanych podczas masowych protestów, które przetoczyły się przez Warszawę po opublikowaniu 27 stycznia wyroku TK Julii Przyłębskiej, praktycznie zakazującego w Polsce legalnej aborcji. OKO.press relacjonowało przebieg demonstracji.

Przeczytaj także:

OKO.press rozmawiało z jednym z mężczyzn, którzy w czwartek wieczorem, 28 stycznia, razem z Klementyną Suchanow z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przeskoczyli przez płot i na drzwiach TK powiesili plakaty z symbolami Strajku Kobiet.

„Przeskoczyliśmy we troje, ale to nie był tylko nasz protest. Czujemy się częścią tych tysięcy ludzi, którzy protestowali przy ogrodzeniu. To był akt nieposłuszeństwa obywatelskiego. Nie stawialiśmy oporu i od razu oświadczyliśmy, że poddajemy się i poniesiemy wszystkie konsekwencje” - mówi OKO.press Łukasz Stanek, znany jako Syriusz, aktywista klimatyczny z grupy Extinction Rebelion.

To właśnie on, razem z Przemkiem Siewiorem, też z Extinction Rebelion, i Klementyną Suchanow przeskoczył w czwartek godzinie 19:00 przez płot na skwer przed Trybunałem. W rozmowie z nami podkreśla, że nigdzie się nie włamywał i nie zamierzał niczego niszczyć.

Przybicie plakatu do „brzoskwiniowego budynku, w którym kiedyś mieścił się prawdziwy Trybunał Konstytucyjny” policja potraktowała jako przestępstwo zniszczenia mienia. Stanek, znany z protestów klimatycznych, podkreśla, że protestuje solidarnie z kobietami, bo pozbawia się je elementarnych praw człowieka.

Aktywiści przybili pięcioma gwoździami plakat z napisem "Wczoraj Argentyna jutro Polska”.

„Kobietom w Argentynie oddano prawa człowieka, a tymczasem w Polsce rękoma tzw. Trybunału faktycznie zdelegalizowano aborcję. To był nasz gest sprzeciwu. Nie wtargnęliśmy tam, aby zniszczyć cokolwiek. Nie po raz pierwszy w historii Polski, ktoś przeskakuje przez mur, żeby zamanifestować swój przeciw” - mówi OKO.press Stanek.

„Stanęliśmy i poddaliśmy się. Kiedy wyprowadzono nas w miejsce, gdzie nie było już kamer, wykręcono nam ręce i zakuto w w kajdanki. Mówiliśmy, że to boli, że nie stawiamy oporu, powtarzaliśmy, że się wylegitymujemy - nie przestali. Trzymali nas przez godzinę. Dzwonili do przełożonych, bo nie wiedzieli jaki zarzut postawić” - relacjonuje.

W końcu stwierdzili, że zarzucają im zniszczenia mienia poprzez przybicie pięciu gwoździ do drzwi, oraz naruszenie miru domowego. Ścigania domagać się miał administrator budynku. Dwóch aktywistów przewieziono najpierw na komisariat w Warszawie na ul. Żytniej, a potem do Grodziska Mazowieckiego. Policja tłumaczyła potem, że wywiezienie poza Warszawę wynikało z tego, że nie wiadomo było, ilu jeszcze będzie zatrzymanych tego dnia.

„To specjalnie, żeby nie było solidemo [demonstracji solidarnościowej z zatrzymanymi, które odbywają się pod aresztami] i utrudnić prawnikom kontakt. Wyrecytowałem im przepis i natychmiast zażądałem obecności mojego prawnika. Nie od razu umożliwiono mi kontakt, a zareagowano dopiero na moje stanowcze żądanie i wyrecytowanie przepisów, które mówią o natychmiastowym dostępie do adwokata. Gdybym był młodszy, albo miał 17 lat, czułbym się mocno zagubiony” - mówi nam Stanek.

Policja złożyła wniosek o zastosowanie środków w postaci dozoru. Stanek relacjonuje, że od prokuratorki najpierw usłyszał, że nie widzi do tego podstaw, ale jej szefostwo podejmie ostateczną decyzję. Po konsultacjach zdecydowano o dozorze policyjnym.

„Zachowanie policji i ich reakcje są kompletnie nie adekwatne. Nie mamy czołgów, pałek ani tarcz. Nie jesteśmy kibolami, nie rzucamy w nich kostką brukową, nie rzucamy racami w czyjeś okna. Nie jesteśmy dla policji żadnym zagrożeniem. Teraz mamy raz w tygodniu być na Wilczej. To absurd, nigdzie nie zamierzamy uciekać, mieszkamy w Warszawie, nasze adresy są znane. To kolejny środek represji, ale efekt będzie odwrotny. Nie odpuścimy protestów” - podsumowuje Stanek.

Klementyna Suchanow została zatrzymana na 24 godziny. Postawiono jej dwa zarzuty analogiczne do tych, które usłyszeli mężczyźni, oraz naruszenie nietykalności osobistej funkcjonariusza poprzez oblanie go czerwoną substancją.

View post on Twitter

Linus „porwany” na 40 godzin

Linus Lewandowski to weteran ulicznych protestów. Pierwszy raz stał się szerzej znany podczas manifestacji po zatrzymaniu aktywistki Margot na Krakowskim Przedmieściu. Wskoczył wtedy na radiowóz.

Od tamtej pory był już zatrzymywany kilkanaście razy. W piątek 29 stycznia zatrzymano go pod Domami Centrum. Policja interweniowała po tym, jak ubrany na czarno mężczyzna prysnął w ich kierunku gazem. Kiedy rzucili się za nim w pościg zatrzymali przy okazji ubranego w pomarańczową kurtkę Linusa, który stał nieopodal z tęczową flagą. Pod komendą w Nowym Dworze Linusa Lewandowskiego wspierali jego przyjaciele.

„Jesteśmy przeciwko przemocy policyjnej. Demonstrujemy solidarność z osobami, które zostały bezprawnie porwane i są tu bezprawnie przetrzymywane” – mówił jeden z kolegów Linusa Lewandowskiego z grupy Homokomando, który demonstrował pod komendą z tęczową flagą.

View post on Twitter

Linusa wypuszczono dopiero po 40 godzinach. „Tym razem było dość spokojnie. Bardzo cieszyło mnie, gdy słyszałem odgłosy solidarnościowych demonstracji” - przekazał OKO.press tuż po swoim wypuszczeniu.

Zapowiedział, że w przyszłym tygodniu zamierza z przyjaciółmi powołać „Fundację +48”, której celem będzie niesienie pomocy zatrzymanym w skali całej Polski. Szczegóły inicjatywy mają być przedstawione w najbliższym tygodniu.

Policja zarzuca Linusowi zaatakowanie funkcjonariusza, choć według świadków nic takiego nie miało miejsca, a zatrzymano go, bo rzucał się w oczy trzymając tęczową flagę. Z filmów, które pojawiły się w internecie, wynika, że policjanci obezwładnili go razem z mężczyzną, który prysnął w nich gazem. Linus nie miał z nim jednak nic wspólnego.

„Zarzuty są całkowicie fikcyjne. Nie naruszyłem nietykalności żadnego funkcjonariusza. Mam nadzieję, że prokurator szybko sformułuje akt oskarżenia i przekaże sprawę sądowi, który oczyści mnie z zarzutów. Że nie będzie czekał w nieskończoność - tak jak w sprawie wejścia na radiowóz 7 sierpnia, gdzie od 8 sierpnia w sprawie nie stało się absolutnie nic” - napisał Linus na swoim profilu na facebooku.

Dodał, że trzymanie go przez tak długi czas było całkowicie bezzasadne, niezgodne z prawem. „Policja stwierdziła, że jest zagrożenie zatarcia śladów - nie wiem, miałbym znaleźć i pobić policjanta, żeby zmienił zeznania, czy włamać się na policję i wykasować nagrania, czy co? Co więcej - wiedząc, że zatrzymanie nie ma szans utrzymać się w sądzie - policja mojego zażalenia na zatrzymanie po prostu... nie wysłała do sądu” - napisał Linus.

Babcia Kasia poniżona przez policjantki

Drastyczną relację przekazała mediom Katarzyna Augustynek, znana z wielu protestów jako Babcia Kasia. Kobieta stanęła w obronie dziewczyny, którą zatrzymywała policja. Babci Kasi zarzucono, że uderzyła policjanta w plecy. Ona sama się tego wypiera, choć nie zaprzecza, że dotknęła policjanta. Film z jej zatrzymania zamieścił na twitterze poseł Piotr Borys.

View post on Twitter

Najpierw przewieziono ją do komisariatu w Pruszkowie, gdzie miała być poniżona przez policjantki, które miały zerwać z niej rajstopy i ściągać jej majtki. Potem przerzucono ją do Piastowa.

„Jechałam w nocy z gołymi nogami i tak było już do końca. Tam doznałam szykan od dwóch dyżurnych na komendzie, byłam szarpana i wyzywana np. »Zamknij mordę«. Dostałam śniadanie, którego nie mogłam skończyć, bo minął czas, i bardzo mało picia. Przerzucono mnie brutalnie do innej celi lodowatej, bez kurtki czy koca. Przez parę godzin dopominałam się głośno o picie i lekarstwa (mam choroby przewlekle) i o coś do ubrania. Do końca nie dostałam tych podstawowych rzeczy. W toalecie przez te 15 godzin byłam tylko dwa razy. Na przesłuchanie skuto mnie. Na stole stała nakierowana na mnie kamera i nagrywała. To tylko zarys wydarzeń” - przekazała Katarzyna Augustynek w relacji opublikowanej przez „Codziennik Feministyczny”.

Kiedy udało nam się dziś do niej dodzwonić stwierdziła dziarsko, że już doszła do siebie. „Wzmocniła mnie wiadomość, że wypuszczono już wszystkich pozostałych, więc teraz jestem już na manifestacji pod siedzibą TVP przeciwko ich kłamstwom” - powiedziała OKO.press.

Manifestacje w całej Polsce relacjonowaliśmy na łamach OKO.press

W czasie protestów policja przekonywała, że reaguje w uzasadnionych przypadkach, by zapewnić bezpieczeństwo "także pozostałym mieszkańcom miasta".

View post on Twitter

W odpowiedzi na wpis powtarzały się ironiczne komentarze o tym, że chodzi tylko o jednego mieszkańca - Jarosława Kaczyńskiego, pod którego domem po raz kolejny pojawili się protestujący w piątek wieczorem.

Dostępu do jego żoliborskiej willi broniły jednak szczelnie zgromadzone tam znaczne siły policji. Jeden z protestujących obliczył, że dom obstawiło około 100 radiowozów. Manifestujący po dojściu w pobliże domu prezesa PiS za namową Marty Lempart, liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, spokojnie się rozeszli.

Na weekend zaniechano protestów w związku z organizacją 29. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

;

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Komentarze