Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska
Gdy Sejm pracował nad ustawą o SN, jego budynki zabezpieczało w szczytowych momentach: 2341 policjantów, 98 strażników Straży Marszałkowskiej, nieznana liczba borowców i 40 przyszłych strażaków. W dniu po nawałnicy na Pomorzu zawodowi strażacy wyjeżdżali w teren zaledwie 1632 razy. W tygodniu po burzach wspierało ich maks. 474 policjantów i 185 żołnierzy
We wtorek 12 września 2017, w pierwszym dniu powakacyjnego posiedzenia Sejmu, rząd miał przedstawić informację o działaniach podejmowanych po nawałnicach, które w sierpniu 2017 przetoczyły się przez północną Polskę. Konkretów padło jednak niewiele.
Szef MSWiA Mariusz Błaszczak - któremu podlegają policja i Państwowa Straż Pożarna - mówił za to:
„Muszę (...) odnieść się do prymitywnych i bezczelnych ataków opozycji, która zarzucała rządowi i strażakom opieszałość w niesieniu poszkodowanym. Strażacy, zarówno zawodowi, jak i ochotnicy, wspierani przez policjantów, stanęli na wysokości zadania”.
To samo od pierwszych dni po nawałnicach powtarza premier Beata Szydło. 19 sierpnia 2017, podsumowując pierwszy tydzień akcji służb, przekonywała w wywiadzie dla "Wiadomości TVP - w remizie strażackiej - że poszkodowani otrzymali pomoc "w odpowiednim momencie" i stosowną do potrzeb.
Gdy lider PO Grzegorz Schetyna, z trybuny sejmowej wytknął we wtorek ministrom, że za późno podjęli działania i uruchomili podlegające im służby, a szefowi MON – że przyjechał na Pomorze dopiero 3 dni po nawałnicach i na dodatek utknął samochodem w błocie, Antoni Macierewicz stwierdził, że to kłamstwa.
„Wojsko było na miejscu zdarzenia natychmiast po informacji ze strony wojewodów” – mówił.
12 września od nawałnicy na Pomorzu minął równo miesiąc. Równo dwa miesiące upłynęły, odkąd do Sejmu wpłynął pisowski projekt ustawy, która miała rozwiązać obecny Sąd Najwyższy. Miało to być przypieczętowanie pisowskiej "reformy" sądownictwa, ale dało początek wielotysięcznym protestom obywateli i organizacji, sprzeciwiających się zamachowi na niezależność sądów.
OKO.press porównało mobilizację służb mundurowych, które skierowano w sierpniu - do pomocy poszkodowanym przez nawałnice na Pomorzu i miesiąc wcześniej w Warszawie - do zabezpieczania budynków parlamentu przed protestującymi pokojowo obywatelami.
Prosiliśmy służby mundurowe o dane dotyczące tygodnia od 12 do 18 sierpnia 2017 (nawałnica przetoczyła się przez Pomorze w nocy z 11 na 12 sierpnia) i od 14 do 21 lipca 2017 (w tym okresie pod Sejmem odbywały się kolejne protesty przeciw pisowskim "reformom" sądów).
Z zestawienia danych wyłania się dość przygnębiający obraz państwowych służb - które licznie i sprawnie mobilizują się, by chronić władzę przed obywatelami, ale dość niemrawo i skromnymi siłami ruszają z pomocą potrzebującym obywatelom.
Bilans nawałnicy na Pomorzu był tragiczny: pięć ofiar śmiertelnych, kilkadziesiąt osób rannych, kilka tysięcy uszkodzonych budynków i kilkadziesiąt tysięcy odciętych od prądu domów, tysiące hektarów powalonego lasu.
Jako pierwsi z pomocą poszkodowanym mieszkańcom ruszyli strażacy. Od 12 sierpnia usuwali z dróg powalone drzewa, zabezpieczali domy, z których wiatr zerwał dachy, dostarczali wodę pitną i pomagali mieszkańcom okolic Rytla udrażniać zawalone drzewami koryto rzeki Brda (pozostawienie jej w tym stanie groziło powodzią).
Jak nas poinformował st. bryg. Piotr Socha, wiceszef Komendy Wojewódzkiej PSP w Gdańsku, system komputerowy straży nie pozwala na ustalenie i podanie dokładnej liczby strażaków, którzy w dniach 12-18 sierpnia udzielali pomocy poszkodowanym.
PSP nie liczy bowiem, ilu strażaków bierze udział w akcjach w poszczególnych dniach, lecz ile akcji przeprowadzili strażacy.
I tak na przykład, 12 sierpnia - w dniu nawałnicy - pomorscy strażacy zawodowi uczestniczyli w 1632 akcjach. Ale ponieważ nie wiadomo, w ilu działaniach tego dnia brał średnio udział każdy strażak – nie wiadomo również, ilu ich było zaangażowanych w niesienie pomocy poszkodowanym. Gdyby każdy wyjeżdżał tego dnia do akcji średnio 4 razy – łącznie musiałoby tego dnia pełnić służbę 408 strażaków, ale jeśli średnio wyjeżdżali w teren po 5 razy – już tylko 326 strażaków itd.
Z danych udostępnionych redakcji OKO.press przez KW PSP w Gdańsku widać jednak wyraźnie, że zawodowi strażacy sami nie poradziliby sobie sami z usuwaniem skutków nawałnicy na Pomorzu.
Od pierwszego dnia akcje prowadziły także Ochotnicze Straże Pożarne (organizacje społeczne, współpracujące z państwową strażą). Każdego dnia wyjeżdżały do akcji kilkakrotnie częściej niż PSP. 12 sierpnia podejmowały działania aż 6816 razy - czyli 4 razy częściej niż zawodowa straż!
Minister Błaszczak miał więc rację mówiąc, że po nawałnicach na Pomorzu strażacy stanęli na wysokości zadania. Chwalił się jednak głównie i zasłaniał działalnością formacji społecznej, pozarządowej. Pod adresem której nikt nie formułował z resztą żadnych zarzutów.
W przyszłości zaangażowanie OSP w podobne akcje może się zmienić. Jak alarmowała już kilka miesięcy temu opozycja, PiS stopniowo podporządkowuje ochotnicze straże władzy centralnej. Niedawno zmienił zasady ich finansowania - tak, by pieniądze na ich działalność rozdysponowywał Komendant Główny PSP, a nie jak dotąd – Zarząd Główny Związku OSP RP, na czele którego stoi były lider PSL Waldemar Pawlak.
Już 12 sierpnia mieszkańcy pomorskich gmin, najbardziej zniszczonych przez nawałnicę, apelowali do wojewody o wezwanie na pomoc wojska. Dzień później Brda osiągnęła stan alarmowy i mieszkańcy Rytla stanęli w obliczu groźby kolejnej klęski - powodzi. Mieszkańców i strażaków udrażniających koryto rzeki wsparli liczni wolontariusze z całego regionu.
14 sierpnia wojewoda pomorski Dariusz Drelich wysłał wreszcie pismo do MON z prośbą o wsparcie wojska w usuwaniu zwalonych drzew z rzeki. Ale zastrzegał, że nie widzi potrzeby ogłoszenia stanu klęski żywiołowej (co znacznie ułatwiłoby prowadzenie działań na terenach dotkniętych kataklizmem).
15 sierpnia MON zakomunikował, że Antoni Macierewicz, na wniosek wojewody, "wydał decyzję o wydzieleniu żołnierzy oraz sprzętu wojskowego do pomocy mieszkańcom terenów miejscowości Rytel".
I że oprócz żołnierzy zostaną tam skierowane również "samochody ciężarowo-terenowe, łodzie, spycharki oraz specjalistyczne maszyny inżynieryjne".
Tego samego dnia, po defiladzie w stolicy z okazji Święta Wojska Polskiego, szef MON pojechał na Pomorze. To wówczas wiozące go auto zakopało się w błocie.
To co mówił Macierewicz na wtorkowym posiedzeniu Sejmu - że wojsko zostało wysłane do pomocy wkrótce po wniosku wojewody, jest więc prawdą. Ale prawdą jest również to, co mówił Grzegorz Schetyna - że administracja rządowa (wojewoda) reagowała niemrawo.
Zapytaliśmy MON, ilu dokładnie żołnierzy uczestniczyło w akcjach na Pomorzu w pierwszym tygodniu po nawałnicy. Ministerstwo odesłało nas do swojej strony internetowej. O działaniach wojska w okresie, o który pytaliśmy, jest tam jednak niewiele informacji.
Jak podaje resort, 17 sierpnia w pomoc na Pomorzu zaangażowanych było 120 żołnierzy i ponad 65 jednostek sprzętu wojskowego. A 18 sierpnia - 185 żołnierzy i 100 jednostek sprzętu.
Mimo wielokrotnych próśb, MON nie podał nam liczby żołnierzy, którzy uczestniczyli w akcjach 15 i 16 sierpnia.
Jak mówił 15 sierpnia, w rozmowie z TVP Info, ppłk Krzysztof Mikrut, dowódca 3. Włocławskiego Batalionu Drogowo-Mostowego w Chełmnie, który udrażniał koryto Brdy - do działań na Pomorzu skierowano wówczas 70 żołnierzy i 30 jednostek sprzętu. Czyli siły zaledwie symboliczne.
17 sierpnia "Wiadomości" TVP ogłosiły jednak, że to „Wojsko uratowało Rytel przed powodzią”.
W działania po nawałnicach zaangażowana była także pomorska policja. Jak informuje podkom. Michał Sienkiewicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, w pierwszych dniach po kataklizmie funkcjonariusze starali się przede wszystkim docierać do osób, których życie lub zdrowie mogło być zagrożone, a które ze względu na podeszły wiek albo odcięcie od świata mogły mieć problemy ze zgłoszeniem tego odpowiednim służbom. Policjanci pilnowali również, by złodzieje nie okradali zniszczonych i chwilowo opuszczonych domów. I informowali mieszkańców, które drogi są po burzy nieprzejezdne, wskazując objazdy.
Ilu funkcjonariuszy policji brało udział w akcjach w pierwszym tygodniu po nawałnicy na Pomorzu?
Według danych, które przekazała OKO.press KWP w Gdańsku,
najwięcej funkcjonariuszy - 474 - skierowano do pomocy 12 sierpnia, czyli pierwszego dnia po kataklizmie. Dzień później - zaledwie 52 i w kolejnych dniach także po kilkudziesięciu.
Dodajmy, że cały pomorski garnizon liczy około 5,5 tys. funkcjonariuszy.
18 sierpnia liczba policjantów zaangażowanych w pomoc Pomorzanom nagle wzrosła - do 137 (może dlatego, że następnego dnia na Pomorzu zorganizowano spotkanie premier Szydło z ministrami, podsumowujące pierwszy tydzień działań rządu i służb po nawałnicach).
Ale i ta liczba wydaje się śmieszna, gdy porównać ją z zaangażowaniem sił policyjnych w zabezpieczanie Sejmu w czasie lipcowych prac nad ustawami o sądach.
Przypomnijmy. W lipcu w Sejmie trwały prace nad pisowskimi projektami ustaw o sądach powszechnych i o Krajowej Radzie Sądownictwa. W nocy z 12 na 13 lipca wpłynął niespodziewanie kolejny projekt - ustawy rozwiązującej obecny Sąd Najwyższy i dający ministrowi sprawiedliwości prawo wskazania, którzy sędziowie SN mogliby nadal orzekać. To wywołało falę społecznych protestów, z których znaczna część odbywała się w okolicach Sejmu.
14 lipca rano budynki parlamentu zostały obstawione barierkami, a później - otoczone kordonem policji. Funkcjonariusze "zabezpieczali" je aż do nocy z 21 na 22 lipca, gdy Senat przegłosował ustawę o Sądzie Najwyższym i ogłoszono wakacje parlamentarne.
W trakcie ostatnich przedwakacyjnych posiedzeń Sejmu i Senatu, na tyłach parlamentu czekały w odwodzie dziesiątki policyjnych wozów i armatka wodna.
Zapytaliśmy Komendę Stołeczną Policji, ilu funkcjonariuszy zaangażowanych było w zabezpieczanie parlamentu w dniach 15-21 lipca.
Jak nas poinformował rzecznik KSP kom. Sylwester Marczak, 14 i 15 lipca nad bezpieczeństwem w okolicach Sejmu czuwali funkcjonariusze z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I. 14 lipca było ich 179, a dzień później - 198.
Według relacji kom. Marczaka, w kolejnych dniach "zabezpieczenie było realizowane w formie operacji policyjnej zarządzonej przez Komendanta Stołecznego Policji". Liczba funkcjonariuszy kierowanych do akcji niemal codziennie rosła.
Rekord padł 20 lipca - gdy pod Sejmem zorganizowana została jedna z największych manifestacji. Porządku pilnowało wówczas 2341 policjantów.
Swój udział w zabezpieczaniu Sejmu miała także straż pożarna. Nie chodziło jednak o podstawienie wozów na wypadek pożaru, czy szczególny stan gotowości przeciwpożarowej.
Jak informowała „Gazeta Wyborcza”, komendant główny PSP Leszek Suski - w porozumieniu z ministrem Błaszczakiem - w nocy z piątku na sobotę (14/15 lipca) wysłał ponad 40 podchorążych ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, do ustawiania barierek wokół Sejmu.
Prosiliśmy władze SGSP i komendanta głównego PSP o potwierdzenie tych informacji i podanie dokładnej liczby podchorążych, którzy brali udział w akcji. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
W czasie prac parlamentu nad ustawami o sądach postawiono również w stan pełnej gotowości Straż Marszałkowską, która odpowiada za przestrzeganie porządku w Sejmie i Senacie. To na jej wniosek budynki parlamentu zostały otoczone barierkami.
17 lipca, dzień przed posiedzeniem Sejmu, na którym miał zostać wprowadzony do porządku obrad i uchwalony projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, nowym komendantem SM został płk. Piotr Rękosiewicz. Jak pisała „Wyborcza” – „były oficer BOR oraz były funkcjonariusz jednostek nadwiślańskich MSW", specjalizujący się w ochronie obiektów i "likwidowaniu zagrożeń takich, jak próba wdarcia się do budynku rządowego czy okupacja urzędu”.
Jak nas poinformowało Centrum Informacyjne Sejmu, w dniach 16-21 lipca 2017, nad bezpieczeństwem w budynkach parlamentu czuwało od 52 do 98 strażników marszałkowskich (cała SM liczy 169 osób).
Zgodnie z prawem - strażnicy Straży Marszałkowskiej, tak jak policja, mogą stosować środki przymusu bezpośredniego i używać broni palnej.
CIS nie chciało nam udostępnić danych, ilu dokładnie strażników pracowało w Sejmie w poszczególnych dniach, twierdząc, że mogłoby to „godzić w wartości chronione przepisami o ochronie informacji niejawnych” i "w bezpieczeństwo osób przebywających w obiektach pozostających w zarządzie Kancelarii Sejmu”.
Z informacji, którą otrzymał z Kancelarii Sejmu nasz Czytelnik wynika, że "wynagrodzenie strażników Straży Marszałkowskiej za pracę w godzinach nadliczbowych, z tytułu zwiększonej obsady posterunków SM w dniach 12- 19 lipca br. wyniosło 141.562,44 zł"
Tajemnicą - i to całkowitą - zasłoniło się także Biuro Ochrony Rządu.
Jak relacjonowali w lipcu posłowie opozycji, w Sejmie przebywało wówczas - poza Strażą Marszałkowską - wielu funkcjonariuszy BOR. Zapytaliśmy więc Biuro, czy oddelegowało w tamtym czasie do zapewnienia bezpieczeństwa w Sejmie jakiś funkcjonariuszy (poza tymi, którzy na co dzień ochraniają uprawnione osoby np. premiera)? A jeśli tak - to ilu?
„Biuro Ochrony Rządu ze względów bezpieczeństwa nie udziela informacji pozwalających na ocenę sił i środków wykorzystywanych do realizacji zabezpieczeń" - odpowiedział nam zespół prasowy BOR. Jednocześnie zaznaczając, że Biuro wykonuje zadania zapisane w ustawie, która "precyzyjnie określa, iż do zadań realizowanych przez BOR w budynkach Sejmu i Senatu należą sprawdzenia pirotechniczno-radiologiczne”.
Policja i służby
Mariusz Błaszczak
Antoni Macierewicz
Beata Szydło
BOR
nawałnica
Sejm
Straż Marszałkowska
straż pożarna
wojsko
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze