Od kilku dni na Litwie mają miejsce największe protesty od dekady przeciwko wprowadzeniu przez rząd prawa, które ułatwiałoby politykom kontrolowanie LRT, publicznego radia i telewizji oraz zdjęłoby zabezpieczenie przed politycznymi ingerencjami
Dziesiątki tysięcy ludzi przez trzy dni protestowało przed gmachem litewskiego sejmu. I – niestety – są przez władzę ignorowani. To już nie tylko spór o media publiczne, ale test odporności litewskiej demokracji.
Litwa na śpiewających rewolucjach zna się lepiej niż ktokolwiek inny – w styczniu 1991 roku, gdy wojska sowieckie wjechały czołgami do Wilna, dziesiątki tysięcy mieszkańców Wilna i osób, które przybyły z całej Litwy, stanęły w obronie właśnie ogłoszonej niepodległości i wolności słowa.
Cywile stanęli na straży m.in. Centrum Radia i Telewizji, parlamentu oraz wieży telewizyjnej. Najkrwawsze wydarzenia miały miejsce pod wieżą telewizyjną, gdzie sowieccy żołnierze strzelali do nieuzbrojonego tłumu, który wokół wieży utworzył żywą, ludzką barykadę. Wydarzenia te przekazywane są przez rodziców, którzy byli naocznymi świadkami tamtych wydarzeń, i w szkołach. Oprócz strzałów można było wtedy usłyszeć tłum śpiewający hymn.
Historia, niestety, zatacza koło. Obecnie spór toczy się między rządzącą koalicją (składającą się z Socjaldemokratów, Litewskiego Związku Chłopów i Zielonych, z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie oraz skrajnie prawicowej partii „Świt Niemna”), a opozycją i częścią społeczeństwa.
Na początku grudnia koalicja rządząca zaproponowała nowelizację ustawy o LRT – litewskim publicznym nadawcy radia i telewizji. Zgodnie z projektem, dyrektor generalny LRT może zostać odwołany, jeśli nie będzie należycie wykonywał funkcji przewidzianych w ustawie i jeśli Rada LRT nie zatwierdzi jego rocznego sprawozdania.
Według środowisk dziennikarskich, organizacji obywatelskich i części opozycji, ustawa stworzy warunki do łatwiejszego odwoływania dyrektora LRT oraz upolitycznienia mediów.
W petycji Stowarzyszenia Dziennikarzy Zawodowych, pod którą zebrano w krótkim czasie tysiące podpisów, można przeczytać:
"Poprawki zagrażają niezależności LRT (...) to próba przejęcia władzy nad nadawcą publicznym poprzez zastąpienie dyrektora osobą bardziej przychylną politykom. Znaczenie niezależności LRT jako wartości konstytucyjnej było wielokrotnie podkreślane w orzeczeniach Trybunału Konstytucyjnego. Media mogą swobodnie działać i informować opinię publiczną tylko wtedy, gdy są niezależne od wpływów polityków.
Poprawki mają na celu zmniejszenie liczby głosów członków rady LRT wymaganej do odwołania dyrektora, zmieniając tym samym procedurę odwołania dyrektora, która obowiązuje jako zabezpieczenie od ponad dwudziestu lat, od 2000 roku.
Część członków rady LRT jest powoływana przez organizacje publiczne, ale większość (8 z 12) jest powoływana przez polityków. Dzięki przyjęciu tych poprawek członkowie rady LRT delegowani przez polityków rządzącej koalicji łatwiej będą mogli odwołać dyrektora LRT i powołać nowego bardziej powolnego ich interesom politycznym. Dzięki tej zmianie prawa, zarówno obecni, jak i przyszli szefowie nadawcy publicznego nie mieliby gwarancji niezależności i mogliby zostać zwolnieni w dowolnym momencie, gdy tylko politycy by tego zapragnęli. Nie jest to w żaden sposób zgodne z zasadami wolnych i niezależnych mediów oraz demokratycznego państwa".
Projekt, któremu nadano już bieg legislacyjny, wywołał spory sprzeciw na Litwie nie tylko ze względu na zagrożenie upolitycznieniem mediów, ale też z racji tego, iż procedowany w trybie przyspieszonym przez rządzącą większość ogranicza czas na analizę projektu przez komisje sejmowe, zgłaszanie poprawek, publiczne wysłuchania ekspertów i zainteresowanych stron.
Oznacza to także brak realnych konsultacji społecznych. Do tego litewski sejm zaczął procedować projekt na nocnych posiedzeniach, zwoływanych w trybie pilnym.
Inicjatorzy ustawy twierdzą, że obecny model zarządzania LRT wymaga zmian w celu usprawnienia działania instytucji, zapewnienia większej odpowiedzialności wobec społeczeństwa, oskarżają kierownictwo nadawcy o stronniczość i nieefektywne wykorzystanie funduszy. A na zgłaszane protesty w sprawie trybu procedowania projektu, odpowiadają, że jest to uzasadnione potrzebą szybkiej reakcji na problemy funkcjonowania publicznego nadawcy.
W czwartek 11 grudnia Sejm zatwierdził projekt tej ustawy. Opozycja zażądała ekspertyzy skutków ustawy, ale Raimondas Šukys, wicemarszałek Sejmu, który przewodniczył posiedzeniu, najpierw poddał pod głosowanie wniosek o uznanie ustawy za pilną, a więc przyjmowaną w uproszczonym trybie. Opozycja opuściła salę obrad plenarnych i zapowiedziała, że nie wróci, dopóki ekspertyza nie zostanie zlecona.
Bojkot trwa. Niektórzy konserwatyści i liberałowie nie uczestniczą w posiedzeniach komisji Sejmu. Cała sprawa wywołała sprzeciw społeczności litewskiej – dziesiątki tysięcy obywateli wyszło następnego tygodnia na ulice, aby protestować.
Protest po litewsku odzwierciedla samo jestestwo tego państwa. Dziesięć tysięcy osób mówiło w różnych językach, dało się usłyszeć nie tylko litewski, ale też polski, ukraiński, angielski, łotewski, w tle powiewały kolory flag wielu państw.
Na Litwie ogromną wagę w soft power odgrywa kultura – zaledwie kilka miesięcy temu ludzie tłumnie wyszli na ulice, sprzeciwiając się mianowaniu ministrem kultury Ignotasa Adomavičiusa ze skrajnie nacjonalistycznej partii Świt nad Niemnem, który nie miał wcześniej żadnego związku z kulturą
Tym razem ludzie skandowali jedno hasło: „Ręce precz od wolnego słowa”. Osią całego wydarzenia było śpiewanie kultowej na Litwie piosenki o wolności (jako stanie ducha, a nie tylko tej politycznej, ubranej w dulce et decorum). Później, wokół ognisk rozpalonych pod Sejmem miały miejsce koncerty lokalnych artystów.
O wolność słowa i niezależne media walczy się tutaj ponad podziałami – ja stałam w gronie dla Polaków, dla których sprawa wolności słowa w języku litewskim jest tak samo ważna, jak kwestia wolności słowa w języku polskim.
„Dzisiaj czuję niepokój i strach. Lekki strach, bo z jednej strony martwi mnie rzeczywistość, w której władza nie uwzględnia interesów i sprzeciwu społeczeństwa, ale z drugiej strony, czuję jedność i nadzieję, bo te protesty udowadniają, że jest wiele odważnych, mądrych osób, które kochają swoją Ojczyznę i są gotowe walczyć o nią i o wolność słowa” – dzieli się ze mną Seweryna.
W mediach społecznościowych ludzie przypominają o godzinach i miejscu zgromadzenia, udostępniają nagrania reporterów, ukazujące obojętność władz, inni – zdają relacje z wydarzeń na miejscu. Jest też aktorka, Gabriela Andruszkiewicz, która wrzuca na media społecznościowe zdjęcia z protestu, opowiada:
„Gdy populiści i jedna z dwóch głównych partii na Litwie – socjaldemokraci – próbują burzyć podstawy naszego demokratycznego państwa, ograniczając wolność słowa poprzez upolitycznianie publicznej telewizji i radia, nie możemy siedzieć bezczynnie. Litwa jest moją ojczyzną, moim domem, a jak ktoś próbuje ograniczać wolność, za którą pokolenie moich rodziców i dziadków walczyło, i za którą było wywożone na Sybir – wstydem byłoby bezczynne siedzenie. (...) Widzimy, z jakim cynizmem traktowani są obywatele, którzy nie boją się wyrażać swojej opinii i krytyki wobec władzy.
Najstraszniejsze jest to, że w takiej sytuacji geopolitycznej, w jakiej jest aktualnie Litwa, gdy z powodu balonów z kontrabandą z Białorusi ciągle zamykane jest wileńskie lotnisko, priorytetem władzy jest przyjmowanie po nocy ustawy ograniczającej niezależność mediów… Obecnie Litwa jest wysoko notowana w rankingach wolności słowa – chcę, żeby tak pozostało. Widzę, że nasz rząd chce zrobić to samo, co władze zrobiły w Polsce z telewizją publiczną. Jeśli pozwolimy na to – przyszłe rządy dalej będą z tego korzystały…”.
Opozycyjna Partia Wolności nagłaśnia problem – to oni stoją za kultowym już symbolem protestów, ludzika bez kręgosłupa (bestuburis), karykaturalnie przedstawiającego prezydenta Litwy Gitanasa Nausėdę. Protestujący zarzucają mu brak kręgosłupa moralnego i oportunizm.
Daniel Ilkiewicz, wiceprzewodniczący partii, a zarazem przedstawiciel polskiej mniejszości narodowej, opowiada OKO.press: „Nasze działania są widoczne i cieszą się dużym zainteresowaniem społecznym. Na przykład, kultowy „bestuburis” był już nie tylko w Wilnie, ale także w Kownie, Kłajpedzie, a nawet w Brukseli. Protesty nie są partyjne, ale nasza partia je wspiera, uczestniczy w nich i pomaga nagłaśniać postulaty. Chodzi o obronę wartości demokratycznych, a nie o interes jednej partii. Zagrożenie nie polega na samym fakcie zmiany władzy po sierpniowym kryzysie, lecz na kierunku i stylu rządzenia. Już na początku kadencji widzimy próby politycznego podporządkowania obszarów, które w demokracji powinny pozostać autonomiczne, czyli właśnie kultury i mediów. To sygnał ostrzegawczy: ograniczanie pluralizmu, osłabianie niezależnych instytucji i centralizacja decyzji. Demokracja nie kończy się na wyborach, zaczyna się od poszanowania wolności słowa, twórczości i krytyki”.
Rządzący spieszą się z uchwaleniem nowego prawa. Sejm zbiera się nawet w nocy, aby omawiać tę kwestię. Społeczeństwo zaczyna być co do tego podejrzliwe, dlaczego kwestia ograniczenia wolności słowa jest aktualnie priorytetem.
Daniel Ilkiewicz komentuje: „Uważam, że pośpiech ma powody polityczne. Chodzi o to, by zdążyć przed konsolidacją sprzeciwu społecznego. Dzisiaj, media i kultura to kluczowe narzędzia soft power. Nie chodzi tylko o przekaz informacyjny, ale o wpływ na sposób myślenia obywateli. Na krótką metę może to dać rządzącym pewien komfort, ale długoterminowo niszczy zaufanie i odporność demokracji”.
Pomimo tego, że w tym tygodniu przez trzy dni z rzędu dziesiątki tysięcy obywateli gromadziło się w centrum Wilna przed Sejmem, władza nie zareagowała. „Widać, że reakcje są w dużej mierze lekceważące i defensywne. Protestujący są przedstawiani jako uprzywilejowane elity, grupy interesu albo jako osoby działające politycznie. Nie są oni traktowani jak obywatele korzystający z konstytucyjnych praw. Zamiast dialogu mamy przyspieszanie procedur” – mówi Ilkiewicz.
Obywatele jednak się nie zrażają, nadal się gromadzą i protestują, światełko w tunelu zatem jest.
Dziennikarka i felietonistka pochodząca z Wilna. Jej teksty opublikowały między innymi „TVP Wilno” czy „Kultura Liberalna”. Współprowadzi podcast „Hasztagi Tygodnia”. Mieszka w Warszawie. Studentka III roku sztuki pisania oraz II roku polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka 53. Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Zaangażowana w działania społeczne i wolontariat. Biegle włada pięcioma językami. Miłośniczka literatury, polityki i muzyki klasycznej. Opiekunka psa o imieniu Chopin.
Dziennikarka i felietonistka pochodząca z Wilna. Jej teksty opublikowały między innymi „TVP Wilno” czy „Kultura Liberalna”. Współprowadzi podcast „Hasztagi Tygodnia”. Mieszka w Warszawie. Studentka III roku sztuki pisania oraz II roku polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka 53. Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Zaangażowana w działania społeczne i wolontariat. Biegle włada pięcioma językami. Miłośniczka literatury, polityki i muzyki klasycznej. Opiekunka psa o imieniu Chopin.
Komentarze