0:00
0:00

0:00

W środę 23 czerwca program "Jedziemy" Michała Rachonia emitowany rano na antenie TVP 1 poświęcony był warszawskiej Paradzie Równości. Pokazano przebitki kręcone przez Telewizję Republika. Wybór był taki, jak można się było spodziewać - szukano jak najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi, ubiorów, zachowań.

Przeczytaj także:

Pokazano między innymi jak grupa osób skanduje "jebać PiS", jakieś wyrywki zdań ("szatan jako pierwszy upominał się o równe prawa"), drag queens przechadzające się w fantazyjnych strojach i perukach.

Goście programu z lubością analizowali, co i gdzie widzą. "Ale widzisz tam idzie coś w tych majteczkach i coś mu tam się odznacza" - mówił Jarosław Jakimowicz. Prezenterzy TVP podkreślali, że kuse stroje są wielką nieprzyzwoitością, choć na koncertach disco polo organizowanych przez tę samą telewizję tancerki występują w podobnych kreacjach.

Kto jest normalny, a kto nie

Rachoń zaprosił do swojego programu także ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka. Pytał go nie tylko o wrażenia z Parady Równości, ale także o wypowiedzi amerykańskiego chargé d’affaires w Polsce Bix Aliu, który stwierdził, że „brak inkluzywności wobec środowisk LGBTQI+ kosztuje Polskę miliardy”.

"To jest obraza inteligencji Polaków. Polacy dokładnie wiedzą, kto jest normalny, a kto nie. W tej chwili przed telewizorami siedzą normalni ludzie. Zobaczcie państwo, przed momentem zdjęcia z tej tak zwanej Parady Równości, bo to z równością nie ma nic wspólnego. Widzieliście zdjęcia osobników ubranych jakoś dziwacznie, jakiegoś mężczyznę ubranego jak kobieta. Czy to są ludzie normalni państwa zdaniem?" - twierdził Czarnek.

Minister na Twitterze argumentuje teraz, że nikogo nie nazwał nienormalnym, tymczasem zupełnie dosłownie wskazywał na osoby idące w paradzie. Fakt, że użył tu pytania retorycznego, nic nie zmienia w kontekście jego wypowiedzi.

"Przecież wszyscy dokładnie widzą, co się dzieje na tych ulicach i wiedzą, na czym polega równość i tolerancja. To jest fetyszyzowanie równości i tolerancji. Ten osobnik, czy ci osobnicy, którzy tam chodzą, to nie są ludzie, którzy zachowują się zgodnie ze standardami i normalnie. To jest demoralizacja publiczna, obraza moralności" - odpowiedział Czarnek.

"Równość tak, wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, wszyscy jesteśmy równi w godności osoby ludzkiej, ale nie jesteśmy równi w uprawnieniach. Ktoś, kto demoralizuje, promuje różnego rodzaju dewiacje, nie ma takich samych praw publicznych jak osoba zachowująca się zgodnie ze standardami i normami, która nie demoralizuje".

Przy tych słowach Czarnka warto na chwilę się zatrzymać. We wtorek 22 czerwca w Otwocku Janusz Korwin-Mikke poszedł do sklepu w samych majtkach. Jest wysoce wątpliwe, żeby w związku z tym wydarzeniem polityk dostał sądowy zakaz zawierania małżeństw. Tymczasem zdaniem profesora prawa z KUL w Polsce mężczyzna nie ma prawa poślubić mężczyzny, ponieważ ktoś w Paradzie Równości wyszedł w stroju drag queen.

Na słowa Czarnka zareagowała Kampania Przeciwko Homofobii:

Jak Czarnek krążył po gejowskiej dzielnicy w LA

Prowadzący rozmowę Michał Rachoń "żartobliwie" dopytywał, jakich praw publicznych Czarnek chce pozbawiać osoby chodzące w marszach i czy chodzi może o prawo do zakładania sukienek.

"Ale w sukience niech sobie chodzi. Mnie to nie obchodzi. Czy ten pan, czy ta pani ubrana w majteczki. To jego sprawa. Ale są sytuacje na różnego rodzaju paradach, które pokazywałem swego czasu na zdjęciach z Los Angeles w telewizji publicznej, gdzie ludzie roznegliżowani całkowicie chodzą po ulicach.

Czarnek nawiązał do swojego występu w programie TVP Info "Studio Polska" z 13 czerwca 2020 roku. To wtedy padły jego niesławne słowa: "Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”.

Dosłownie kilka sekund przed tą wypowiedzią Czarnek precyzował, o kogo konkretnie mu chodzi. Pokazał na antenie zdjęcie z telefonu i powiedział: "To są jegomoście z Los Angeles, z centrum Los Angeles z zeszłego roku z czerwca. Byłem tam w delegacji i przejeżdżałem. I akurat była tam parada tak zwanej DUMY gejowskiej. My jesteśmy na wcześniejszym etapie, jeszcze takich rzeczy u nas nie ma. Ale tacy jegomoście chodzą bez wstydu po ulicach zachodniego miasta, Los Angeles. I do tego zmierza również Europa, do tego zmierza Polska".

Los Angeles Pride rzeczywiście odbywa się w czerwcu, w gejowskiej dzielnicy West Hollywood. Wbrew temu jednak, co mówił minister, nie mógł on obok parady po prostu „przejeżdżać”, bo w trakcie wydarzenia ze względów bezpieczeństwa wyłączone są z ruchu nie tylko bulwary, którymi przechodzą ludzie, ale również sąsiadujące ulice.

Co najważniejsze jednak – LA Pride, jak wszystkie inne parady, odbywa się w ciągu dnia. W 2019 przechodziła w godzinach 10.30 – 14.00. Zdjęcie, które pokazuje Czarnek, jest ciemne, najprawdopodobniej wykonane w nocy. Wygląda więc na to, że poseł pojechał do gejowskiej dzielnicy po zmroku i robił zdjęcia bawiącym się ludziom.

Czarnek chciałby zakazu parad

Czarnek kontynuował swój wywód:

"Czy zdaniem pana człowiek chodzący goło po ulicach miasta, w centrum miasta, ma prawo do tego spaceru? Czy to prawo do spaceru ma ojciec z dzieckiem zachowujący się normalnie? Otóż nie ma równości w uprawnieniach między tymi ludźmi, bo ktoś, kto demoralizuje, nie ma prawa publicznie w ten sposób występować. Jest coś takiego jak moralność publiczna i obraza moralności publicznej i w tym sensie nie możemy fetyszyzować równości".

Słowa Czarnka można odczytywać tak, jak już to zrobiliśmy wyżej - osoby LGBT+ nie mają pewnych praw, to jest na przykład prawa do zawarcia małżeństwa, ponieważ zachowują się w niegodny sposób. To rodzaj racjonalizacji homofobii. Ale fragment o spacerach może dotyczyć także prawa do zgromadzeń. Czarnek, jeszcze jako wojewoda lubelski, próbował doprowadzić do prewencyjnego zakazu Marszu Równości w Lublinie, właśnie powołując się na "naruszanie moralności publicznej". Bezskutecznie.

Co to jest dewiacja?

Rachoń poprosił też Czarnka o odniesienie się do postulatów parady. Jednym z nich był pomysł, by w szkoła wprowadzony został język inkluzywności względem osób o różnych orientacjach seksualnych i tożsamościach psychopłciowych.

"W polskiej szkole obowiązuje język polski, nie jakiejś inkluzywności. W języku polskim zaspokajanie popędu seksualnego w sposób odmienny od przyjętej normy nazywa się zboczeniem i dewiacją. Tego języka będziemy przestrzegać w polskich szkołach" - stwierdził Czarnek.

To znowu nie jest nic nowego. Czarnek używał tego samego argumentu już w 2018 roku. Sprawdzaliśmy jego wypowiedź:

„Zboczenie” zgodnie ze „Słownikiem Języka Polskiego” PWN (...) to zaspokajanie potrzeb seksualnych w sposób odmienny od normy. Nasze społeczeństwo składa się w ogromnej większości z heteroseksualistów więc to jest normą.

wpolityce.pl,07 października 2018

Sprawdziliśmy

Wojewoda sprawdza definicje w niewłaściwym źródle. Nie rozumie też, że norma zgodnie z definicją w ulubionym słowniku wojewody to ogólnie przyjęta zasada, czyli konstrukt społeczny

Uważasz inaczej?

Nauka - psychologia i seksuologia - uważa orientację heteroseksualną, homoseksualną i biseksualną za prawidłowe warianty rozwojowe ludzkiej seksualności. „Zboczenie” to termin, który wypadł ze słowników seksuologicznych i psychologicznych. Używanie go w kontekście medycznym uznawane jest za nieetyczne.

Jeśli Przemysław Czarnek upiera się przy słownikowych definicjach, powinien zdawać sobie sprawę, że to jego wypowiedzi i zachowania w stosunku do osób LGBT+ są na tle europejskiego systemu wartości oraz systemu praw człowieka dewiacją. Stanowią bowiem:

1. «silne odchylenie od normy w zachowaniu, postępowaniu lub myśleniu» 2. «znaczne naruszenie równowagi jakiejś struktury lub systemu» 3. «zboczenie z kursu lub odchylenie od właściwego kierunku».

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze