0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Radosław Miazek #JESTEMZŁOSIEMFot. Radosław Miazek...

6 stycznia 2024 roku w gminie Purda pod Olsztynem, podczas polowania zbiorowego, zginął łoś. To zwierzę, które widnieje na liście gatunków łownych, jednak od 2001 roku jest objęte moratorium – nie można na nie polować. O zastrzeleniu łosia informowały media z całej Polski, przede wszystkim dlatego, że w polowaniu brał udział były siatkarz, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej i ówczesny kandydat na prezydenta Olsztyna Marcin Możdżonek.

Przeczytaj także:

Możdżonek w rozmowach z dziennikarzami przekonywał, że nie był świadkiem zdarzenia. Miał podejrzenia, kto mógł oddać feralny strzał i wzywał do usunięcia sprawcy z Polskiego Związku Łowieckiego. Sprawa trafiła do prokuratury.

Jak dowiedziało się OKO.press, pod koniec września 2024 Prokuratura Okręgowa w Łomży umorzyła postępowanie.

Co się wydarzyło podczas polowania?

Z informacji, którą przekazała nam prokuratura, do zabicia łosia doszło rano, między godziną 08:30, a 10:10.

„Polowanie zostało zorganizowane zgodnie ze sztuką i literą prawa. Prawo łowieckie mówi natomiast wyraźnie, że strzelamy tylko i wyłącznie do rozpoznanego celu. Trudno więc zrozumieć postępowanie osoby, która to zrobiła” – komentował w rozmowie z olsztyńską „Wyborczą” Marcin Możdżonek. W Wirtualnej Polsce wyjaśniał, że polowanie było prowadzone metodą szwedzką – na dużym terenie, a myśliwi nie widzą siebie nawzajem, są rozstawieni na tzw. zwyżkach. Nie miał więc szans zobaczyć, kto spośród ok. 30 uczestników polowania oddał strzał do łosia.

„Sprawa jest jasna. Tylko jedna osoba mogła oddać strzał w tamtą stronę. Sprawa trafiła do odpowiednich służb. Czekamy na rozwój sytuacji i wyciągnięcie wniosków” – mówił w WP. Lokalne media spekulowały, że może chodzić o jednego z olsztyńskich biznesmenów. „Gdybym tylko dostał odpowiednie narzędzia od Ministerstwa Klimatu i Środowiska, to ten człowiek jeszcze dzisiaj zostałby wyrzucony z Polskiego Związku Łowieckiego” – mówił „Przeglądowi Sportowemu” prezes NRŁ.

Możdżonek dodawał, że kiedy usłyszał o znalezieniu postrzelonego łosia, polecił wezwanie policji na miejsce. Funkcjonariusze zabezpieczyli ciało łosia wieczorem, po godz. 21:00. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci łosia było postrzelenie. Nie udało się znaleźć pocisku, ale zabezpieczono łuskę po pocisku jako dowód.

Łoś zastrzelony, sprawcy nie ma

Początkowo sprawą zajmowała się Prokuratura Okręgowa w Olsztynie, jednak, jak wyjaśniał prokurator Daniel Brodowski, „z uwagi na pewne okoliczności formalne sprawa została przekazana do prokuratury regionalnej w Białymstoku, która rozważy czy nie przekazać jej do innej jednostki prokuratury”. Nieoficjalnie „Wyborcza” ustaliła, że „formalnymi okolicznościami” był fakt, że w polowaniu brał udział jeden z olsztyńskich prokuratorów.

W ten sposób sprawa zastrzelenia łosia trafiła do Łomży. Za zabicie zwierzęcia, które jest objęte moratorium, grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Zastrzelenie łosia to czyn z art. 35 ustawy o ochronie zwierząt („Zabijanie, uśmiercanie lub ubój zwierząt z naruszeniem przepisów”).

Zapytaliśmy rzeczniczkę tamtejszej prokuratury Dorotę Leszczyńską o postępy w sprawie. Wcześniej media informowały, że wszyscy uczestnicy polowania zostali przesłuchani, ale nikt nie przyznał się do winy.

Leszczyńska informuje, że 30 września 2024 roku prokuratura umorzyła postępowanie „z uwagi na niewykrycie sprawcy”.

Zapytaliśmy Koło Łowieckie „Żubr” o komentarz w tej sprawie. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy osoba, którą Marcin Możdżonek podejrzewał o zabicie łosia, nadal jest członkiem koła. I jak to możliwe, że mimo wcześniejszych zapowiedzi dotyczących konieczności ukarania winnego, nie udało się wskazać sprawcy.

Czekamy na odpowiedzi.

Łoś potrzebuje moratorium

Moratorium na łosie obowiązuje już od 24 lat. Było ostatnim ratunkiem dla gatunku, który prawie straciliśmy już dwa razy. W OKO.press wspominaliśmy wielokrotnie, że po II wojnie światowej łosie praktycznie zniknęły z terenu Polski. Garstce osobników udało się przetrwać w niedostępnych biebrzańskich bagnach. „Dzięki temu, że łoś trafił pod ochronę, ze wschodu zaczęły migrować białoruskie i ukraińskie łosie, a do Puszczy Kampinoskiej łosie wsiedlono. W ten sposób zaczął się ich mozolny powrót. Przerwał go dopiero nadmierny odstrzał pod koniec XX wieku” – pisał w OKO.press Paweł Średziński, współautor książki „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”. Sytuacja łosia stała się tak dramatyczna, że zdecydowano o wprowadzeniu moratorium.

„Jego liczebność z drastycznie niskiej, szacowanej na 1000 osobników, wzrosła do ponad 20 tysięcy. Te liczby są tylko szacunkowe, bo inwentaryzacja łosi do dziś nie jest prowadzona metodami dostosowanymi do gatunku, żyjącego w niskich zagęszczeniach, co umożliwiłoby ustalenie wiarygodnych wartości” – mówił Średzińskiemu prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN.

Mimo powracającej ze strony myśliwych idei, żeby zdjąć moratorium z tego gatunku, obowiązuje ono do dziś. I powinno zostać utrzymane – podkreśla prof. Kowalczyk.

„Nie obserwujemy znacznego wzrostu zagęszczeń, bo jest to połączone z rozprzestrzenieniem populacji. W tradycyjnych ostojach, na przykład nad Biebrzą, są w miarę stabilne zagęszczenia. Nie obserwujemy też drastycznego wzrostu konfliktów z łosiem, w tym szkód powodowanych przez te zwierzęta w uprawach leśnych i polnych, czy też liczby kolizji z udziałem łosi. Nie można powiedzieć, że te konflikty są na takim poziomie, żeby uzasadniały powrót do polowań i redukcję jego liczebności” – wyjaśniał naukowiec. Co więcej, odstrzał byłyby – obok wypadków komunikacyjnych i zmian środowiskowych – ogromnym zagrożeniem dla populacji łosia. Szczególnie przy niedoskonałej inwentaryzacji, przez którą nie wiemy dokładnie, ile łosi żyje w Polsce.

Klępa zastrzelona pod Szczecinem

Na początku stycznia 2025 w OKO.press informowaliśmy o innym zastrzelonym łosiu – tym razem pod Szczecinem. Nie wiadomo, kto jest sprawcą. W miejscu, gdzie znaleziono ciało łosia, nie było w ostatnich tygodniach żadnego polowania. "W głowie, szyi i okolicy klatki piersiowej stwierdziliśmy dziesiątki odłamków pocisku. Płuca i serce klępy były bardzo mocno uszkodzone” – mówił nam Michał Kudawski z Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Szczecinie. Jak podkreślał, łoś – a właściwie samica, klępa – zginął od strzału z broni myśliwskiej. Ciało klępy było już w stanie rozkładu. Musiała zginąć na początku grudnia 2024.

„Nadzieja matką głupich, ale jednak mam nadzieję, że uda się namierzyć sprawcę. Klępa zginęła bez sensu, a jej śmierć tylko utrudni dalsze odradzanie się gatunku na Pomorzu Zachodnim” – dodał Kudawski. Za pomoc we wskazaniu sprawcy wyznaczono nagrodę – 7 tysięcy złotych.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze