0:000:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Radosław Miazekfot. Radosław Miazek

We wtorek zadzwonił do mnie Radek Miazek. Jest miłośnikiem przyrody, fotografuje łosie, a mieszka na Lubelszczyźnie. Mówi, że organizuje pomoc dla łosia, który pojawił się w gminie Kurów i zawędrował na prywatną posesję (na zdjęciu). Rano w tej samej wsi na płocie zginął inny łoś. O jego śmierci zdecydowały kolce, którymi zakończone było ogrodzenie broniące dostępu do działki. Takich przypadków jest co najmniej kilkanaście w każdym roku.

Radek chciał uratować tego drugiego łosia. Nie ma do tego uprawnień, ale może doradzić jak to zrobić i zorganizował ludzi. Zadzwonił do pogotowia dla zwierząt z Lublina, skontaktował się z wójtem, który obiecał pomoc i to nie po raz pierwszy, wreszcie poinstruował strażaków, którzy przyjechali pomóc. Najważniejsze było, żeby łosia nie wystraszyć i by nie skończył tragicznie, jak łoś na płocie sąsiedniej posesji.

Przeczytaj także:

Drugi łoś uratowany

Akcja trwała kilka godzin. Radek wyjaśniał strażakom zachowania łosia. Sami przyznali, że nie mają doświadczenia w takich sprawach i cenią każde fachowe wsparcie. Kładzie uszy, wystawia język – instruował ich Radek – to oznacza, że jest zdenerwowany. Zwierzę jest za ogrodzeniem, więc do czasu przyjazdu weterynarzy z lubelskiego pogotowia trzeba za wszelką cenę zapewnić mu spokój, żeby nie próbował się wydostać z pułapki.

Nikt Radkowi za tę pomoc nie płaci. On takich pieniędzy zresztą by nie przyjął. Prowadzi na co dzień facebookową grupę #JESTEMZŁOSIEM. Przyjeżdża tam, gdzie ma blisko i ratuje życie kolejnego łosia. Gdyby nie Radek, ten drugi łoś by zginął. Jego zdaniem to było rodzeństwo. Łoś, który nadział się na płot w Kurowie był młodą samicą. Drugi jest również młodym osobnikiem. Zabłądziły, bo najczęściej młode łosie wchodzą między posesje, nie wiedząc jeszcze, jakie zagrożenie kryją pułapki zastawione na płotach przez ludzi. Są niedoświadczone i płacą za to najwyższą cenę.

Drugiego łosia z Kurowa udaje się uratować. Uśpiony, wraca do lasu, gdzie wywozi go specjalnie podstawiony samochód.

Tam wybudza się i cieszy się znów życiem na wolności. Radek wraca do domu w środku nocy. Dzwonię do niego następnego dnia.

Mój rozmówca nie kryje radości, że tym razem się udało. Wyobraźmy sobie teraz, co by było, gdyby w gminie Kurów nie było Radka. Jeśli nie ma pasjonata, który chce pomóc i wie, jak to zrobić, do kogo zadzwonić, kogo uprosić o pomoc, dochodzi do improwizacji. Często jest już za późno. Czasami zwierzę umiera w cierpieniu przez kilka dni. System pomocy dzikim zwierzętom w Polsce wciąż opiera się na ludziach dobrej woli, a nie na kompleksowym wsparciu państwa.

Niestety pierwszy łoś z gminy Kurów nie miał szczęścia. Historia, jakich dziesiątki w Polsce. Ktoś stawia ogrodzenie, kupuje w markecie gotowe fragmenty płotu z ostrym zakończeniem. Sprzedawca nie instruuje nabywcy, że zgodnie z obowiązującymi w naszym kraju przepisami ostre zakończenia mogą być montowane wyłącznie powyżej wysokości 1,80 metrów. Ludzie stawiają groźnie zakończone płoty, nie zdając sobie sprawy z tego, że owe kolce złodzieja nie zatrzymają, ale mogą zabić zwierzę.

Potem pojawia się łoś. Próbuje przeskoczyć przeszkodę, bo nie wie, że może się na nią nadziać. Jeżeli coś w tym skoku się nie uda, to ląduje brzuchem na kolcach lub ostrych prętach.

Takich historii można znaleźć wiele na łamach internetowych portali. Dziennik Wschodni donosi o pierwszym łosiu z Kurowa, o którym opowiadał mi Radek: „Do zdarzenia doszło we wtorek ok. godz. 6 rano na ul. Głowackiego w Kurowie. Mieszkańcy twierdzą, że widzieli dwa łosie. Jeden z nich próbując skoczyć przez stalowe ogrodzenie, nadział się na jego wystające elementy”.

Profesor Rafał Kowalczyk wysłał mi informację o innym łosiu. Zwierzę weszło do Hajnówki na obrzeżach Puszczy Białowieskiej. Na miejscu pojawili się weterynarze, leśnicy, strażacy i policjanci. Pomimo zaaplikowania środka usypiającego w stresie łoś zaczął uciekać i na osiedlu domków jednorodzinnych nadział się na ostro zakończone elementy płotu.

Prosta recepta na przeżycie łosia – bez kolców, porozmawiać z sąsiadami

Takich śmierci można uniknąć. Recepta jest prosta. Na sam początek wystarczyłoby przestrzeganie przepisów. Zaniechanie umieszczania kolców i ostrych elementów na płotach i bramach skutecznie ocali życie zwierząt. Niestety, pomimo apelu, pomimo akcji Instytutu Biologii Ssaków PAN i Fundacji ClientEarth, brakuje reakcji w tej sprawie. Eksperci postulują, żeby oprócz egzekwowania prawa, zmienić je i podnieść dopuszczalną wysokość ostrych elementów na dwa metry. To skutecznie zniechęci łosia do pokonywania przeszkody.

W środę znów rozmawiałem z Radkiem. Mówi mi, że będzie rozmawiał z ludźmi, żeby zaczęli zabezpieczać kolce. Demontaż płotu może być dużym kosztem, ale można przecież zastosować nakładki, usunąć same ostre elementy. Przecież włamywacz poradzi sobie z tym płotem. A łoś to nie złodziej. On sobie wędruje, tam, gdzie przed wiekami, zanim człowiek wytrzebił łosia w Polsce i zagroził jego przetrwaniu, bytowali przedstawiciele tego największego gatunku jeleniowatych w naszym kraju.

Przydałaby się reakcja ze strony marketów budowlanych, które mogłyby w trosce o zwierzęta zaprzestać sprzedaży ostro zakończonych płotów.

Wreszcie, jak mówi mi Radek, potrzebne jest wsparcie dla strażaków, przeszkolenie ich w zakresie reagowania na takie sytuacje. – Zamiast karać może lepiej przekonywać naszych sąsiadów do tego, żeby płoty nie miały ostrych zakończeń – dodaje Radek.

Trudno się z nim nie zgodzić. Zmiany przepisów krajowych są często mozolną ścieżką i jak widać nie trafiają pomimo kampanii IBS PAN i ClientEarth do decydentów. Podobnie jak pilną potrzebą jest rozwiązanie kwestii powołania służb, które udzielałyby w sposób profesjonalny pomocy potrzebującym jej dzikim zwierzętom. Stąd warto powtórzyć apel Radka o wyeliminowanie tych ostrych zakończeń i do sprzedawców o zmianę w ofercie płotów, bram i ogrodzeń. A jeśli stawiasz płot i nie jest wyższy niż dwa metry nie używaj kolców i ostrych zakończeń.

Jeśli tego nie zrobisz, będziemy czytać o kolejnych łosiach, które giną w męczarniach.

Matka zginęła z łoszakiem

W moją pamięć szczególnie mocno zapadła historia spod Białegostoku.

16 grudnia 2022 roku: „Młody łoś zawisł na ostrych prętach i nie przeżył próby pokonania stalowego ogrodzenia posesji w podbiałostockich Klepaczach. Dokładnie w tym samym miejscu w podobnych okolicznościach zginęły wcześniej dwa inne łosie przebiegające przez ulicę w tej miejscowości”. Okazuje się, że na feralnym płocie w Klepaczach wcześniej doszło już do podobnego dramatu. W 2020 roku przechodziła w tym samym miejscu łosza z łoszakiem. Samica pokonała płot, ale łoszak nie dał już rady i zawisł na ostrych zakończeniach płotu. Łosiowa matka, która jest troskliwą opiekunką wróciła i niestety też zawisła na ogrodzeniu.

Wyobraźmy sobie ten ból. Nie dość, że oba zwierzęta cierpiały, to jeszcze łosiowa matka nie mogła pomóc swojemu potomstwu. Umierała razem z nim. Więź, która łączy łoszę z łoszakiem jest bardzo silna przez pierwszy rok życia malucha. W 2022 roku w tym samym miejscu znów zginął młody łoś, który prawdopodobnie wędrował z matką. Niestety nikt nie wyciągnął wniosków z wcześniejszych zdarzeń.

Wpisuję jeszcze raz słowa kluczowe: płot plus łoś. W wyszukiwarce wyskakuje wiele kolejnych doniesień. Czytam już tylko nagłówki:

;

Udostępnij:

Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze