Od kilku dni białoruskie media i politycy oskarżają Polskę o „ingerowanie w wewnętrzne sprawy Białorusi”. Dowodami mają być maile ministra Dworczyka, pochodzące z wycieku z jego prywatnej skrzynki mailowej. Ujawnianie ich staje się groźne także dla białoruskich opozycjonistów
„Stało się to, co musiało się stać. Pojawiło się dokumentalne potwierdzenie oczywistego faktu, któremu jednak do tej pory nasi zachodni sąsiedzi zaciekle zaprzeczali - państwo polskie aktywnie, bezwzględnie i na najwyższym szczeblu władzy ingeruje w wewnętrzne sprawy Białorusi. Najbardziej uderzające w tej sytuacji jest podniecenie, z jakim polscy urzędnicy angażują się w te żałosne, brudne czyny. Widać zupełne lekceważenie norm moralnych, zasad dobrego sąsiedztwa i szczególny cynizm postępowania wobec narodu białoruskiego” – to słowa senatora Feliksa Jaszkowa, członka Rady Republiki Zgromadzenia Narodowego Białorusi, zacytowane 10 lipca przez państwową agencję informacyjną Biełta.
Jaszkow odniósł się do opublikowanych w minionym tygodniu na Telegramie maili z korespondencją między Dworczykiem, premierem Morawieckim i kilkoma innymi osobami. Dotyczyła wsparcia białoruskiej opozycji w sierpniu 2020 roku, podczas największych protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich. Ani Jaszkowowi, ani białoruskim mediom nie przeszkadza, że korespondencję pozyskano nielegalnie.
O #DworczykLeaks wiemy od 8 czerwca. To wtedy minister Michał Dworczyk wydał oficjalne oświadczenie o włamaniu się do jego prywatnej skrzynki mailowej, założonej na serwerze Wirtualnej Polski. Po sprawdzeniu danych okazało się, że formalnie nie było włamania, lecz za pomocą ataku phishingowego cyberprzestępcy pozyskali login i hasło dostępu, i w ten sposób dostali się do korespondencji ministra.
Niestety, na prywatnej skrzynce minister prowadził korespondencję służbową. Od 4 czerwca jej fragmenty publikowane są na jednym z kanałów platformy Telegram. Pod koniec czerwca zamieszczono tam także zrzuty ekranu, świadczące o dostępie cyberprzestępców do skrzynki sejmowej ministra. Polskie ABW potwierdziło potem, że doszło do „nieautoryzowanego logowania do służbowych skrzynek sejmowych poczty elektronicznej niektórych polskich posłów.”
Do 6 lipca materiały z maila Dworczyka ukazywały się tylko na jednym kanale na Telegramie –działającym od czerwca, prowadzonym w języku polskim. Tego dnia jednak zaczęto je publikować także na innym, rosyjskojęzycznym kanale, który wcześniej zamieszczał dokumenty polskiego rządu o nieznanym pochodzeniu. (Nie podajemy ich nazw, by nie zwiększać ich popularności).
Screeny maili się nie powtarzają. Każdy z dwóch kanałów publikuje własną część ministerialnej korespondencji. Wciąż nie wiemy, czy te materiały są prawdziwe. Minister Dworczyk podkreślał kilkukrotnie, że część z nich została sfabrykowana, do tej pory nie wskazał jednak (ani on, ani nikt inny) choćby jednego przykładu dokumentu sfabrykowanego.
W piątek na Telegramie pojawiły się materiały Polskiej Grupy Zbrojeniowej, dotyczące planów odtworzenia i rozbudowy Państwowej Wytwórni Prochu w Pionkach. Na jednym ze zdjęć widać napis: „Informacje zawarte w tym mailu (i wszelkich załącznikach) są poufne.”
Inne to screeny slajdów prezentacji, który miała być przedstawiana w grudniu 2020 w Kancelarii Premiera. Jest tam opis projektu, określanego jako „kluczowego dla PGZ”, przewidywany czas realizacji oraz rodzaje ryzyka, związanego z inwestycją.
Wprowadzający do prezentacji mail jest przykładem tego, w jaki sposób w administracji państwowej podchodzi się do bezpieczeństwa informacji – nawet tych, określanych przez nadawcę jako poufne. „Z uwagi na fakt, że nie możemy dostarczyć załączonej prezentacji na nośniku danych – pozwoliłam sobie przekazać ją tą drogą do Pani” – pisze autorka maila, której nazwisko na screenie zostało zasłonięte.
Mail potem musiał krążyć w KPRM, ale z zachowanych adresów widać, że na prywatną skrzynkę ministra wysłał go Hubert Królikowski. To dyrektor Departamentu Analiz Przygotowań Obronnych Administracji Kancelarii Premiera. A z prywatnej skrzynki pobrał go sobie cyberprzestępca.
W sobotę zaś zamieszczono tam umowę pożyczki na 40 tys. zł, zawartą między Michałem Dworczykiem a Michałem Kuczmierowskim, szefem Agencji Rezerw Materiałowych. Prawdopodobnie była to prywatna pożyczka na rzecz Dworczyka. Służbowo Kuczmierowski podlega premierowi, a Dworczyk jest szefem Kancelarii Premiera.
Inne materiały pojawiły się na kanale rosyjskojęzycznym. Od 6 do 8 lipca publikowano tam screeny maili z sierpnia 2020 roku. Wszystkie dotyczyły działań, podejmowanych przez polski rząd (i współpracujące z nim organizacje) na rzecz białoruskiej opozycji.
Sierpień 2020 r. to był bardzo gorący okres na Białorusi – świeżo po wyborach prezydenckich, uznanych przez znaczącą część Białorusinów za sfałszowane, w trakcie masowych protestów, a potem także masowych represji. Zaraz po opanowaniu największej fali sprzeciwu białoruska administracja zaczęła rozpowszechniać narrację, według której za organizacją protestów stały inne państwa, głównie Polska i Litwa. Chodziło o to, by przerzucić odpowiedzialność za wewnętrzny kryzys na podmioty zewnętrzne i w ten sposób uzasadnić trwanie Łukaszenki na stanowisku prezydenta.
Skoro protesty to „nieuprawniona zewnętrzna ingerencja w suwerenne sprawy Białorusi”, to oznacza, że wróg jest na zewnątrz, a w środku kraju nie ma żadnego problemu. Taka teza jest manipulacją, wsparcie innych państw dla poszkodowanych nie wywołało buntu białoruskich obywateli, ale manipulacją bardzo korzystną dla rządzącej administracji, dlatego wciąż jest ona stosowana.
Nic dziwnego, że wykradzione maile Dworczyka uznano za długo oczekiwane dowody na tę zewnętrzną ingerencję. Na Białorusi nikomu nie przeszkadza, że korespondencja została wykradziona, jest publikowana przez anonimowe konto na Telegramie. Nikt się tam też nie zastanawia, kto stoi za całą operacją #DworczykLeaks – o materiałach informuje się, że po prostu „pojawiły się” w internecie.
Już 6 lipca, po ujawnieniu pierwszych screenów maili na rosyjskojęzycznym kanale Telegramu, program na ten temat wyemitowała telewizja ONT (to stacja, utworzona w 2002 r. dekretem Aleksandra Łukaszenki). Można go obejrzeć na platformie You Tube.
W opisie czytamy: „Próby wpłynięcia przez elity polityczne Polski na protesty w Mińsku potwierdziły się po tym, jak w Internecie pojawiła się prywatna korespondencja urzędników z Warszawy. Wyciekły listy osób, które do niedawna zaprzeczały oczywistości – ingerencji w suwerenne sprawy Białorusi. Mowa o mailach premiera RP, szefa Kancelarii Premiera i kilku innych urzędników. Zawierają dowody na to, że centrum białoruskich protestów było pod kontrolą Warszawy. Wydaje się, że ujawnione dane to tylko niewielka część informacji, która była przeznaczona, jak to się mówi, „dla swoich”, ale została upubliczniona. Główni „bohaterowie” tej korespondencji nie zaprzeczają autentyczności pism”.
To był początek. Tego samego dnia wieczorem materiał o mailach Dworczyka wyemitował także program newsowy „Panorama” głównego kanału państwowej telewizji „Belarus 1”.
Zwracano uwagę przede wszystkim na zaangażowanie premiera Polski we wspieranie kanału Nexta (kanał ten, prowadzony przez Stepana Putiło i Romana Protasewicza, koordynował białoruskie protesty).
Cytowano opinię Dworczyka o wywiadzie premiera dla Nexty, wyrażoną w mailu z 19 sierpnia 2020 r.: „To będzie miało b. duże oddziaływanie na Białorusinów”.
Drugi fragment maila, który białoruskie media podkreślały, to słowa wiceministra MSZ Pawła Jabłońskiego, który tak pisał do Dworczyka i kilku innych współpracowników premiera: „Czy chcemy dać wywiad bezpośredni PMM (premiera Mateusza Morawieckiego – przyp. red.) z Nextą i tym samym dać Białorusinom jasne potwierdzenie, że dotąd robiliśmy sobie z nich jaja (bo oficjalnie zaprzeczamy że Nexta ma z nami cokolwiek wspólnego)?”.
Kolejny mail, z 20 sierpnia. Dworczyk napisał w nim do premiera: „W Wilnie Romaszewska z Dziekawickim (nasz Białorusin) spotkała się dwa razy z Ciechanowską – staramy się umieścić obok niej naszego doradcę – ze spotkań interesujące wnioski. Nawiązali dobry kontakt z ludźmi z jej otoczenia. Dziś zostało również wyłonione prezydium Rady Koordynacyjnej powołanej przez Ciechanowską – wygląda na to, że mamy tam swoich ludzi.”
Nasi ludzie, swoi ludzie, robienie sobie jaj z Białorusinów, oddziaływanie władz Polski na obywateli Białorusi – te słowa, według białoruskich państwowych mediów, są jednoznacznymi dowodami na to, że w przygotowanie akcji protestów przeciwko Łukaszence zaangażowane były polskie władze.
Podkreślmy jeszcze raz – nie wiemy, czy te maile są w całości prawdziwe. Wszystko jednak wskazuje na to, że tego rodzaju dyskusje najwyżsi polscy urzędnicy prowadzili, korzystając z prywatnych skrzynek mailowych i nie dbając o ich zabezpieczenie.
Administratorzy telegramowego kanału ucieszyli się z emisji materiału przez „Belarus 1”. Napisali: „Nasza publikacja została zauważona przez braci - Białorusinów! Miło widzieć, że udało nam się pomóc Braciom”. Kto mówi o Białorusinach w ten sposób? Najczęściej Rosjanie. Czyżby był to wpis, pośrednio wskazujący na narodowość administratorów kanału?
W następnych dniach kanał zadbał o wiarygodność publikowanych screenów maili – 8 i 9 lipca do zdjęć i tłumaczenia polskiej korespondencji na język rosyjski dołączono pliki w formacie eml.
Są to wiadomości mailowe, zapisane w formacie tekstowym. Jeśli otworzymy je w programie pocztowym Microsoftu (Outlook), mamy w zasadzie „aktywną” korespondencję – to znaczy, że można za jej pomocą wysłać własne wiadomości do widocznych nadawców, w tym przypadku choćby do premiera Morawieckiego oraz ministra Dworczyka. Te pliki są dziś ogólnie dostępne na platformie Telegram. Każdy może je pobrać oraz skorzystać z opisanej możliwości.
Można w nich również sprawdzić nagłówek maila, zawierający techniczne dane, między innymi nazwę i adres serwera, z którego została wysłana wiadomość – w tym przypadku serwera Wirtualnej Polski. Prawdopodobnie po to, by nie można było zaprzeczyć pochodzeniu korespondencji, pliki eml zostały umieszczone na Telegramie.
8 lipca na kanale pojawił się także mail z listą największych białoruskich opozycyjnych, anonimowych kanałów w mediach społecznościowych – w niektórych przypadkach z imiennym wskazaniem prowadzących je osób. Trudno ocenić, czy ta publikacja zawierała nowe dla administracji Łukaszenki dane – jeśli tak, naraża to białoruskich opozycjonistów na poważne represje.
9 lipca opublikowano osiem kolejnych screenów maili, z 22-25 sierpnia 2020 roku. Rządowi urzędnicy przedstawiali premierowi swoje pomysły na wsparcie białoruskiej opozycji – jak najlepiej pokazać w tej sytuacji premiera Morawieckiego, jakiego rodzaju masową akcję społeczną przygotować.
W dyskusji są fragmenty zabawne dla zainteresowanych polityką Polaków – na przykład uwaga wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego: „Warto wymyśleć i ogłosić to (akcję społeczną – przyp. red.) jeszcze dziś – zaraz uprzedzi nas Wyborcza i Michał Szczerba”.
Albo informacja, że rozważano, by masową demonstrację poparcia zorganizował związek NSZZ Solidarność, z przewodniczącym Piotrem Dudą na czele – ale ten… odmówił, bo – jak czytamy w mailu – „cała Solidarność jest teraz zaangażowana w obchody” (rocznicy powstania „S” – przyp. red.).
Są też, niestety, poważniejsze kwestie. Pierwsza to informacja od Michała Dworczyka, że Agencja Wywiadu miała za zadanie pozyskać „nazwiska tych dziennikarzy z Federacji Rosyjskiej, którzy dojechali do Mińska”, a w razie ich pozyskania Polska w porozumieniu z Litwą zamierzała ogłosić objęcie tych osób zakazem wjazdu.
Druga – to rozważania, co Polska mogłaby zaproponować Unii Europejskiej w sprawie Białorusi. Pojawiła się opcja spotkania z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, by doprowadzić do „ścisłej kooperacji z Niemcami w tej sprawie”; propozycja powołania unijnego wysłannika ds. Białorusi czy unijnego wsparcia finansowego dla białoruskiej opozycji.
Powtórzmy jeszcze raz – takie dyskusje najwyżsi polscy urzędnicy, na czele z premierem, prowadzili, korzystając z prywatnych skrzynek mailowych, na komercyjnych serwerach.
Informacje o nowych mailach rozeszły się szeroko. Tylko na Telegramie udostępniło je 17 kanałów, w tym kanał państwowej agencji informacyjnej Biełta, agencji ATN News, kanały dwójki dziennikarzy największego białoruskiego dziennika „Sowietskaja Belarus – Belarus Segodnia”, znane z wcześniejszego rozpowszechniania treści z #DworczykLeaks kanały: Zheltye Slivy i Nevolf.
Do tego artykuły na portalach internetowych: Belvpo, Belnovosti, Biełta, ONT, CTV, news21.by, sb.by, także na portalu rosyjskim Krasnaya Vesna. Oraz materiały w największych białoruskich telewizjach.
Wszędzie podkreślano to samo: są „dowody na ingerencję Polski w wewnętrzne sprawy Białorusi!”. Państwowy kanał telewizyjny „Belarus 1” poświęcił temu tematowi nie tylko część programu newsowego, ale też fragment wieczornej audycji publicystycznej „Klub redaktorów”. Dyskusję publicystów zatytułowano: „Polski rząd jako organizator protestu na Białorusi”.
W białoruskich mediach pojawiły się też relacje z konferencji prasowej partii Polska 2050, na której jej lider Szymon Hołownia domagał się wyjaśnienia #DworczykLeaks przez polskie władze. Hołownia powiedział wtedy: „Rzeczpospolita dzięki indolencji i głupocie swoich najwyższych przedstawicieli wystawiła na szwank zdrowie i życie współpracujących z Rzeczpospolitą Polską liderów opozycji białoruskiej. Doprowadzili do sytuacji, tak naprawdę, zdrady tajemnicy państwowej, naruszenia tajemnicy dyplomatycznej. (…) To powinno doprowadzić do tego, że ludzie narażający bezpieczeństwo Rzeczpospolitej Polskiej na szwank podadzą się do dymisji”.
Nagranie konferencji udostępnił na Telegramie rosyjskojęzyczny kanał, tłumacząc ją na rosyjski. A za jego pośrednictwem wykorzystały je media, informując chociażby: „Polska partia rządząca oskarżona o zdradę”.
W żadnym medium białoruskim lub rosyjskim nie znalazłam ani jednego pytania o to, skąd w internecie wzięły się owe „dowody na ingerencję Polski”, kto je tam opublikował, kto dostał się do skrzynki polskiego ministra. Fakt, iż wszystkie publikowane materiały pochodzą z anonimowego źródła i zostały uzyskane za pomocą nielegalnych działań, nikomu tam nie przeszkadza.
Na ten zmasowany białoruski medialny atak nie zareagowała dotychczas strona polska. Nie ma oświadczeń, protestów, dymisji. Premier Morawiecki jeździ po Polsce, opowiadając o wspaniałym Polskim Ładzie, ewentualnie o odbudowie Pałacu Saskiego.
W tym samym czasie białoruski senator Feliks Jaszkow komentuje „aferę mailową”: „W samym centrum skandalu jest nie kto inny, jak premier Polski, który w korespondencji ze swoimi kolegami o bardzo wysokiej randze, potwierdza swój prawdziwy stosunek do naszego kraju”. I dodaje, że jego zdaniem publikacje będą kontynuowane.
Propaganda
Świat
Michał Dworczyk
Alaksandr Łukaszenka
Mateusz Morawiecki
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Mateusza Morawieckiego
Afera mailowa
Białoruś
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze