Łukaszenka mógłby wznowić grę pozorów. Za udawane - czy też prawdziwe, ale nieznaczne - ustępstwa zdobyć zachodnie kredyty, technologie i wsparcie polityczne. Ale on nie jest już zdolny nawet do takiej gry z Zachodem - mówi OKO.press Kamil Kłysiński z Ośrodka Studiów Wschodnich
Julia Theus, OKO.press: Aleksander Łukaszenka poleciał do Rosji i spotkał się z Władimirem Putinem na budowie kosmodromu Wostocznyj w azjatyckiej części kraju. O czym rozmawiali?
Kamil Kłysiński, główny specjalista Zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich: Spotkanie dotyczyło całego spektrum stosunków rosyjsko-białoruskich. To kolejna demonstracją sojuszu między dwoma państwami, pokaz lojalności Łukaszenki wobec Putina i szukanie wsparcia dla Białorusi ze strony Rosji.
Sojusz rosyjsko-białoruski jest trudny, szczególnie dla Łukaszenki. Białoruś to kraj dużo mniejszy i zależny od Rosji, izolowany na Zachodzie. Amerykańskie i unijne sankcje zredukowały białoruską gospodarkę do tego stopnia, że jest całkowicie zależna od rosyjskich kredytów i rosyjskiego rynku zbytu.
Wciąż jeszcze część eksportu trafia do krajów pozaeuropejskich, w tym Chin, Indii. Ale to nie wystarcza. Dlatego Łukaszenka musi nieustannie zabiegać o wsparcie Rosji.
Musi z Putinem ustalić wspólne działanie w obliczu sankcji, w tym dotyczące cen energii czy handlu z resztą świata?
Tak, ale ma to wymiar polityczny. Białoruś nie jest wielką potęgą gospodarczą i nie ma potencjału do bolesnego uderzenia w Zachód: w Stany Zjednoczone czy w Unię Europejską. Największym zagrożeniem ze strony Białorusi jest odcięcie przez nią tranzytu drogowego i kolejowego w koordynacji z Rosją. Jest ryzyko, że to zrobi, bo ostatni pakiet sankcyjny z 8 kwietnia zablokował wjazd do UE dla białoruskich i rosyjskich przewoźników.
Sytuacja jest jednak na tyle napięta, że Zachód wliczył to w koszty.
Odcięcie tranzytu przez Białoruś nie będzie miało tak mocnej siły rażenia, żeby skłonić Zachód do rewizji dotychczasowej polityki sankcyjnej.
Sankcje dotykają Białoruś mocniej niż Rosję?
To dwie różne gospodarki, więc trudno o takie porównanie. Rosja ma surowcową gospodarkę i wciąż zarabia na dostawach ropy naftowej i gazu, które nie zostały odcięte. To duże przychody.
Białoruś nie jest eksporterem gazu ani ropy, ale eksportuje nawóz potasowy, dlatego tak ważne jest utrzymanie kontaktu z Chinami. Białoruś to mały kraj, uzależniony od eksportu ze słabym rynkiem wewnętrznym, który jest czuły na sankcje.
Najbardziej bolesny dla Białorusi był pakiet sankcji nałożony na nią 2 marca, który zredukował ponad połowę eksportu białoruskiego do Unii Europejskiej: wyroby z drewna, drewno, stal, wyroby metalowe, opony, nawozy potasowe. To były bardzo dochodowe produkty w eksporcie do UE, które Białoruś straciła. Ponadto, jeszcze w ubiegłym roku, nałożone zostało embargo na eksport białoruskich paliw.
Zgodnie z najnowszymi prognozami Banku Światowego w tym roku spadek PKB Białorusi wyniesie 6,5 proc.
Z kolei spadek PKB w Rosji 11 proc. Ale nie możemy na podstawie tych liczb powiedzieć, że Rosja ma gorzej. Bo Rosja zarabia na gazie i ropie, czego nie może robić Białoruś.
Czy chodzi też o sprawy między Białorusią a Chinami?
Chiny zawsze były ważne dla Białorusi, ale w oczach Pekinu Białoruś straciła swoje kluczowe znaczenie jako państwo tranzytowe. Nie tylko przez unijną blokadę dla przewoźników, ale też przez wojnę w Ukrainie. To nie jest już dogodny i bezpieczny korytarz transportowy dla Chin.
Dla Białorusi obecnie ważne jest, żeby Chiny przynajmniej częściowo nie zamykały swojego rynku zbytu na białoruskie towary. Szczególnie jeżeli chodzi o nawozy potasowe, które zostały zablokowane na kierunku zachodnim – obecnie litewskie porty nie przyjmują białoruskich ładunków. Do Chin czy Indii może dostarczyć towar lądem i w tym wypadku pomoc Rosji jest niezbędna. Wszystko wskazuje na to, iż rządy Rosji i Białorusi zawarły porozumienie w tej sprawie i część nawozów jest już transportowana za pomocą rosyjskiej infrastruktury kolejowej. Ale te kwestie prawdopodobnie nie były tematem rozmów Putina z Łukaszenką podczas ich spotkania na kosmodromie na rosyjskim Dalekim Wschodzie .
Powtórzę raz jeszcze: Łukaszenka musi prezentować wobec Putina swoją lojalność w kontekście napaści na Ukrainę. Temu głównie służyło spotkanie.
Jest skazany na łaskę Putina?
Nie ma innego wyjścia, ale próbuje bronić swoich interesów i zaznaczać swoją niezależność. Przed inwazją na Ukrainę udostępnił swoje terytorium armii rosyjskiej, która - mówiąc kolokwialnie - robi na nim, co tylko chce. Białoruś nie uczestniczy w wojnie, bo taką decyzję świadomie podjął Łukaszenka, ale też jak się wydaje, nie zabiegała o to Rosja. Poza tym białoruska armia nie wzięła udziału w inwazji na Ukrainę, bo jest dość mała (ok. 40 tys. żołnierzy) i słaba. Nawet rosyjska armia nie radzi sobie najlepiej. Wyobraźmy sobie nieliczną i nieprzygotowaną do działań ofensywnych armię białoruską w Ukrainie. Mogłoby dojść do jej kompromitacji w zderzeniu z dobrze przygotowanymi i zdeterminowanymi obrońcami.
Poza tym warto podkreślić, że Rosja próbuje promować Białoruś jako kraj, który mógłby pośredniczyć w rozmowach pokojowych. Na początku wojny rzeczywiście rozmowy pokojowe toczyły się w Białorusi.
Rosja próbuje ustawić Białoruś w roli pośrednika?
Tak i to pasuje Łukaszence.
Koncepcja rosyjska zakłada, że Białoruś będzie “gwarantem bezpieczeństwa” dla Ukrainy. Przypomnijmy, że Ukraina w marcu 2022 roku zaproponowała, żeby zebrać grupę państw, które gwarantowałyby jej bezpieczeństwo, szczególnie w przypadku gdyby miała pozostać państwem pozablokowym, czyli zarówno bez członkostwa w NATO jak też Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. W wersji zgłaszanej przez Ukrainę, w tej grupie Białorusi nie ma. Ale Rosja chce, żeby tam była.
Łukaszenka jest więc lojalnym sojusznikiem Putina?
Wymuszonym, ale lojalnym. Lawiruje, ale jest niezdolny do samodzielnego działania w sytuacji, którą sam stworzył.
Zachód wyizolował go jeszcze przed najazdem Rosji na Ukrainę w reakcji na represje wobec opozycji, sfałszowane wybory w 2020 roku i brutalne traktowanie demonstrantów, domagających się jego rezygnacji. Łukaszenka stracił wiarygodność, nikt mu nie ufa, nikt nie uznaje go za partnera do rozmów.
Prowokując w ubiegłym roku kryzys migracyjny na granicy Białorusi z Polską i Litwą, jeszcze bardziej pogorszył swoją sytuację.
Całkowicie natomiast pogrążył się udostępniając swoje terytorium siłom rosyjskim. To z Białorusi siły rosyjskie wyruszyły na Kijów, to z Białorusi wystrzeliwane były rakiety. Łukaszenka nie ma gdzie się podziać i w tym sensie jest pewnym sojusznikiem Rosji.
Ma ograniczone pole manewru, dlatego nie należy rozpatrywać jego działań na arenie międzynarodowej jako samodzielnych.
A gdyby miał większe pole do działania - zachowywałby się inaczej?
Nie łudźmy się. To nie jest lider, który byłby w stanie zdemokratyzować państwo, czy pójść na realne ustępstwa wobec Zachodu. Być może próbowałby wznowić swoją grę pozorów. Za udawane - czy też prawdziwe, ale nieznaczne - ustępstwa w kwestii praw człowieka czy demokratyzacji, usiłowałby zdobyć zachodnie kredyty, technologie i wsparcie polityczne. Ale jak sądzę, on nie jest już zdolny nawet do takiej gry z Zachodem.
Władimir Putin powiedział po spotkaniu z Łukaszenką, że „Ukraina, Rosja i Białoruś to jeden naród". Co to oznacza dla Białorusi, czy Putin ma taką samą obsesję na jej punkcie, jak na punkcie Ukrainy?
Putin ma obsesje na punkcie Ukrainy, bo poszła swoją drogą. Jest niezależna, ma duże poczucie godności narodowej i odrębności kulturowej. Białorusini też czują się odrębnym państwem, ale nie akcentują tego tak jednoznacznie. Mówią przeważnie po rosyjsku, wciąż nie są w pełni narodowo ukształtowani i świadomi swojej kultury. Elity władzy białoruskiej są prorosyjskie i nie zgłaszają aspiracji do UE czy też do NATO.
Gdyby Białoruś prowadziła podobną politykę do Ukrainy, Putin prawdopodobnie miałby również obsesję na jej punkcie, bo chce bezwarunkowo panować nad tą częścią Europy.
Według Putina i decydentów rosyjskich to strefa wyłącznych wpływów Kremla i Moskwy. Nikt inny nie powinien w nią ingerować. To głęboko historycznie uwarunkowana postawa, sięgająca Imperium carskiego, następnie żywa w epoce ZSRR i teraz we współczesnej Federacji Rosyjskiej. Rosjanie zawsze patrzyli z góry na Białorusinów i Ukraińców. Jak na “młodszych braci” we wschodniosłowiańskiej rodzinie, którymi powinni rządzić i od których lepiej wiedzą, czego im trzeba do szczęścia.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze