Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia była wizyta Łukaszenki w areszcie śledczym KGB w Mińsku i spotkanie z 12 więźniami politycznymi. Tymczasem milicja jeszcze brutalniej katuje ludzi na ulicach. Cichanouska stawia ultimatum i zapowiada strajk generalny od 26 października
"Jeżeli nasze żądania nie zostaną spełnione do 25 października, cały kraj wyjdzie pokojowo na ulice" – napisała w oświadczeniu przebywająca w Wilnie Swiatłana Cichanouskaja. – "26 października wszystkie przedsiębiorstwa zaczną strajk, wszystkie drogi zostaną zablokowane, państwowe sklepy nie będą miały już czego sprzedawać" – dodała.
Od sfałszowanych białoruskich wyborów prezydenckich minęły już ponad dwa miesiące, a mimo to Białorusini nie przestają domagać się odejścia Łukaszenki, rozliczenia winnych i wolnych wyborów. Coraz silniej konsoliduje się opór całego społeczeństwa, za wyjątkiem struktur władzy, które z równą wytrwałością próbują zdusić protesty.
W trakcie minionego tygodnia poszczególne grupy społeczne sygnalizowały, że nie zamierzają zaprzestać dążenia do zmian. Protestowali rzecz jasna studenci, jednoczący się w akcji wsparcia dla studenta Dimy Mazuro, któremu wyrok za uczestniczenie w protestach przedłużono do 38 dni więzienia.
Oprócz tego około 1000 przedstawicieli i przedstawicielek białoruskiego świata kultury podpisało otwarty list, który zawierał żądania wolnych wyborów i zaprzestania systemowej przemocy. Aktorzy z rozwiązanego teatru Kupalouskiego zorganizowali również internetowe przedstawienie na na podstawie komediodramatu „Tutejsi” autorstwa Janki Kupały, którego znaczenie dla białoruskiej kultury można porównać do „Pana Tadeusza” w Polsce.
Nieprzerwanie mobilizują się także robotnicy państwowych zakładów – mimo zwolnień i nacisków ze strony kadry zarządzającej, szeregowi pracownicy próbują organizować się w niezależnych związkach zawodowych oraz szachować zarządy swoich przedsiębiorstw wizją masowych wypowiedzeń.
Odwagi strajkującym dodaje sprawnie działający system pomocowy #BYsol, który wspiera finansowo represjonowanych bazując na pieniądzach zebranych przez internetową zrzutkę.
Dzień w dzień na osiedlowych podwórkach organizowane są wieczorne pikniki, na których koncertują lokalni muzycy i integrują się okoliczni mieszkańcy. W Białorusi nie ma również dnia bez marszów – swoje pochody organizują już nawet emeryci którzy latami uchodzili za żelazny elektorat Łukaszenki.
Po zatrzymaniu i osadzeniu w osławionym mińskim więzieniu na Akreścina reprezentantki kraju w koszykówce i inni białoruscy sportowcy zaangażowali się w walkę z reżimem równie mocno, co pozostałe grupy społeczne. Efektem ich zaangażowania były czystki kadrowe w związkach sportowych.
Nie uchronił się nawet Hiennadij Sawiłow, przewodniczący Federacji Hokeja, tak ukochanego przez Łukaszenkę. Sawiłow stracił stanowisko za odmowę udziału w wiecu poparcia dla Aleksandra Łukaszenki.
W związku z szykanami sportowcy i sportowczynie wystosowali list otwarty do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, w którym prosili o wymuszenie na białoruskich władzach zaprzestania represji wobec sportowców mniej lub bardziej otwarcie wspierających opozycję.
W odpowiedzi MKOl zagroził przedstawicielom reżimu, że może zakazać używania białoruskiej flagi na igrzyskach w Tokio, które mają się odbyć w 2021 roku (przeniesione z tego roku ze względu na pandemię COVID-19).
Opór społeczeństwa nieodmiennie spotyka się z falą przemocy i systemowych represji. Codziennie przybywa zatrzymanych i zwolnionych z pracy. Pojawiają się pierwsze wyroki dla osób zatrzymanych na powyborczych protestach – 3 lata więzienia otrzymał 20-letni chłopak zatrzymany podczas demonstracji w Bobrujsku.
Nieustannie szykanowani są również przedstawiciele niezależnych mediów, których prywatne mieszkania są przeszukiwane, a wszystkie telefony i laptopy są konfiskowane nie tylko im, ale także ich rodzinom.
Odwoływani są kolejni „nieprawomyślni” dyplomaci, którzy opublikowali niesfałszowane wyniki wyborów lub wypowiadali się krytycznie w odniesieniu do metod stosowanych przez reżim.
Po dwunastu latach pracy zwolniony z Mińskiego Zakładu Traktorowego został Siarhiej Dyleuski, przewodniczący komitetu strajkowego MTZ, który jest równocześnie członkiem Prezydium Rady Koordynacyjnej.
Dyleuski spędził kilkadziesiąt dni w więzieniu po tym, jak został aresztowany bezpośrednio przed swoim zakładem pracy w połowie sierpnia, o czym informowaliśmy tutaj.
Reżim przekracza kolejne granice – nie tylko konsekwentnie odmawia wypuszczenia czołowych przedstawicieli opozycji, czy nawet dopuszczenia do nich obrońców, co stara się karać tych drugich.
W najbliższy czwartek, 15 października białoruskie Ministerstwo Sprawiedliwości będzie rozpatrywało możliwość odebrania licencji Aleksandrowi Pylczance, adwokatowi Wiktara Babaryki oraz Marii Kalesnikowej.
Sylwetkę tej drugiej przybliżaliśmy przy okazji próby jej wypchnięcia z kraju.
Kontynuacja represji spotkała się z reakcją cyberpartyzantów, grupy aktywistów zajmujących się przełamywaniem zabezpieczeń na rządowych serwerach. Ich najbardziej spektakularną akcją pozostaje opublikowanie danych ponad dwóch tysięcy pracowników białoruskiego MSW, której szczegóły opisywaliśmy w OKO.press.
W minionym tygodniu Białorusinów zmroziło nagranie przedstawiające „ścieżkę zdrowia” w więzieniu na Akreścina podczas pierwszych dni po wyborach, opublikowane we wszystkich niezależnych mediach.
W piątek, zgodnie z zapowiedziami z początku tygodnia, cyberpartyzantom udało się częściowo zamrozić system bankowy w Białorusi. Kilka witryn i aplikacji bankowych przestało działać. Z kolei w poniedziałek strony internetowe kilku przedsiębiorstw państwowych zostały zhakowane i prezentowały treści zagrzewające Białorusinów do dalszej, pokojowej walki.
Białoruskie służby i urzędy pozostają bezbronne wobec hakerskich ataków. Jedyne konsekwencje, jakie reżim wyciąga wobec obywateli to sprawy karne, które wszczęto przeciwko 19 osobom, które rozpowszechniały opublikowane dane pracowników MSW.
Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia stała się jednak bez wątpienia bezprecedensowa wizyta Łukaszenki w areszcie śledczym KGB i spotkanie z dwunastoma więźniami politycznymi zatrzymywanymi na kolejnych etapach protestów. Coś podobnego nie wydarzyło się jeszcze ani razu w trakcie 26 lat rządów dyktatora.
Do okrągłego stołu doprowadzono między innymi Wiktara Babarykę i jego syna Eduarda, Lilię Własową czy Maksima Znaka. Poza jednym zdaniem, wypowiedzianym rzekomo przez Łukaszenkę – „Konstytucji na ulicy nie napiszesz”, treść rozmów została utajniona. Wiadomo jednak, że dotyczyły właśnie planowanej reformy konstytucyjnej.
Według słów Antona Haszyńskiego, adwokata Witala Szklarowa, spotkanie trwało pięć godzin i dotyczyło „przyszłości Białorusi, protestów i reformy konstytucji”. Szklarow twierdził, że na spotkaniu obecny był również Siarhiej Cichanouski.
Co więcej, w dniach następujących po sobotnim spotkaniu z więzienia zwolnionych zostało dwóch jego uczestników – prezes PandaDoc, Dzmitry Rabcewicz oraz biznesmen Juryj Waskresieński. Powszechnie uważa się, że w odróżnieniu od innych uczestników zgodzili się oni współpracować z Łukaszenką w realizacji jego planu i dlatego zostali uwolnieni.
Waskresieński się z tym nie kryje, a argumentem potwierdzającym podobne przypuszczenia wobec Rabcewicza jest wywiad, który w dniu jego uwolnienia ukazał się w państwowej telewizji BT, w którym jednoznacznie chwali on możliwości rozwoju branży IT w Białorusi.
Z powodu okrutnych praktyk władzy stosowanych przeciwko zatrzymanym Białorusini nie piętnują jednak zwolnionych, ponadto ich „skruszenie”, jeśli w ogóle miało miejsce, może być pozorowane – podobny scenariusz miały miejsce zwolnienia z więzień więźniów politycznych po wydarzeniach 2010 roku.
Łukaszenka stwierdził, że poprawki do Konstytucji Białorusi zostaną wprowadzone przez Zgromadzenie Narodowe, jednak prawdopodobnie nieświadomie popełnił przy tym kolejny błąd – według obowiązującej konstytucji poprawki do ustawy zasadniczej można wprowadzać tylko w wyniku referendum.
Niechęć obecnej władzy do przeprowadzania jakichkolwiek głosowań najlepiej widać na przykładzie wakującego mandatu posła, który pozostaje wolny po śmierci Leonida Pisanika, deputowanego niższej izby parlamentu.
Prawo zobowiązuje Centralną Komisję Wyborczą do przeprowadzenia wyborów uzupełniających, ale ta twierdzi, że nie musi tego robić i unika jednoznacznej deklaracji na temat uzupełnienia brakującego mandatu.
Jak twierdzi Pawieł Macukiewicz, były białoruski dyplomata, Łukaszence tak naprawdę nie śpieszy się do wprowadzania nowej konstytucji, bo „przy jej wprowadzeniu, z nowym składem Centralnej Komisji Wyborczej, szanse na zwycięstwo w wyborach ma nikłe”.
Konstytucja w ustach Łukaszenki jawi się więc jako temat zastępczy i kolejna próba ustanowienia iluzji małej stabilności, której inne aspekty opisywaliśmy w zeszłym tygodniu. Dyktator dramatycznie potrzebuje czasu i zgrywa ostatnie karty – co tydzień ucieka się do kolejnych bezprecedensowych ruchów.
Niektórzy Białorusini upatrują w wizycie Łukaszenki efekt działania cyberpartyzantów, ale wiele wskazuje na to, że powodów jest znacznie więcej. Wszystkie sprowadzają się do tego, że dyktator jest pod wielką presją wewnętrzną i zewnętrzną.
Presję wewnętrzną wytwarza niemal całe białoruskie społeczeństwo jest otwarcie przeciwne Łukaszence. Dzisiaj nawet sportowcy jawnie i głośno wyrażają swoje niezadowolenie i żądają jego odejścia.
Można tylko domniemywać jakie nastroje panują wśród decydentów w resortach siłowych i pod jakim ciśnieniem są szeregowi funkcjonariusze zmuszani groźbami i zachęcani pieniędzmi do pastwienia się nad Białorusinami. Dzięki cyberpartzantom są też pod ciągłą presją z zewnątrz.
Oczywisty jest też coraz silniejszy głos dezaprobaty płynący z Zachodu, który w przeciągu ostatniego miesiąca wreszcie zrozumiał jak bliski utraty władzy jest Łukaszenki i próbuje nadrobić stracony czas w budowaniu relacji z wyrastającą nową siłą polityczną.
Zresztą Zachód mógł sam tego nie zrozumieć – bardziej prawdopodobne wydaje się, że wytłumaczyła mu to Swiatłana Cichanouska, która odwiedza kolejnych unijnych przywódców i otrzymuje deklaracje i plany kolejnych długofalowych programów pomocowych.
Jak uważa publicysta i działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut „pertraktacje w więzieniu KGB z udziałem Wiktara Babaryki mogą być wynikiem ustaleń z Putinem które osiągnięto w Soczi. Temat – reforma konstytucji – jeszcze bardziej to uwiarygodnia”.
Poczobut wiąże to jednoznacznie z osobą Babaryki, najbardziej popularnego kontrkandydata Łukaszenki, którego Łukaszenko zamknął więzieniu jeszcze przed wyborami.
Były prezes Biełgazprombanku, którego wiele osób uważa za najbardziej prawdopodobnego następcę Łukaszenki, jest opcją, która z racji jego powiązań z rosyjską elitą, nie wywołuje na Kremlu obaw. Babaryko nie jest jednak jedynym argumentem, skłaniającym do myślenia, że wizyta w areszcie śledczym mogła być wywołana naciskami Kremla.
To właśnie Rosja cały czas forsuje temat nowej białoruskiej konstytucji, jako środka, który miałby rozwiązać kryzys. Niejednokrotnie pisaliśmy też, że Rosji zależy na jak najszybszym zażegnaniu kryzysu w Białorusi, by przykład masowego pokojowego oporu wobec władzy nie zaraził Rosji.
We Władywostoku doszło już do strajku pracowników portowych po sfałszowaniu wyborów na mera miasta, ale te i tak przyćmiły ostatnie wydarzenia w Kirgistanie. Media zaczynają doszukiwać się w tych niepokojach powtarzalności, pojawiają się pierwsze porównania do arabskiej wiosny.
Wśród materiałów płynących z Biszkeku wyraźnie widać inspiracje protestujących zachowaniami Białorusinów. Podobnie wśród ludzi, którzy ponownie, po kilku miesiącach wyszli na ulice Chabarowska. Niezadowolenie Rosjan widać nawet na przykładzie Kostromy, w której niedawne wybory na mera miasta wygrała sprzątaczka z lokalnej szkoły wystawiona tylko po to, by partyjny kandydat miał jakąkolwiek przeciwniczkę.
Wpływ Rosji może być widoczny również w sposobie potraktowania Siarheja Cichanouskiego, też jednego z kontrkandydatów w wyborach prezydenckich, którego Łukaszenka wsadził do więzienia przed wyborami. Co spowodowało, że w wyborach wystartowała i je faktycznie wygrała jego żona Światłana.
Obecność Cichanouskiego na spotkaniu z Łukaszenką wydaje się prawdopodobna, mówi o nim przecież inny uczestnik - Szklarow. Mimo to telewizja i rzecznik prezydenta o nim nie wspominają, ale na nagraniu widać mężczyznę siedzącego naprzeciw Babaryki, podobnego do Siarhieja i w czapce z daszkiem, jego charakterystycznym atrybutem.
W tym samym czasie w Rosji wystawiono międzynarodowy list gończy za Swiatłaną Cichanouską. Dmitrij Pieskow, rzecznik Putina, niejednokrotnie atakował Cichanouską, odmawiając jej legitymizacji i próbując zmarginalizować jej znaczenie. Unikał przy tym ataków na samych Białorusinów i ich rewolucję.
Cichanouscy są reprezentantami oddolnych, skutecznych i trudnych do zatrzymania ruchów społecznych, których Putin najwyraźniej boi się najbardziej. Oboje uchodzą za „zwykłych ludzi”, a ich przemówienia i działalność jest w pierwszej kolejności społeczna, a w drugiej kolejności polityczna.
Łukaszenko również w pierwszej kolejności uderzył właśnie w Cichanouskiego, mimo że przedwyborcze sondaże dwukrotnie większe poparcie dawały Babaryce. Doświadczeni dyktatorzy boją się przede wszystkim oddolnych ruchów, które nie mają na sztandarach politycznych haseł.
Charakterystycznego dualizmu, jaki cechuje komunikaty narzucane białoruskim władzom przez Kreml, można się doszukiwać również w rozmowie telefonicznej, na którą po raz pierwszy od aresztowania zezwolono Cichanouskim.
Siarhiej, przebywający w więzieniu od końca maja, miał wiele do przekazanie żonie, ale media podchwyciły szczególnie jeden jego postulat - „Musimy być bardziej nieubłagani”.
Szybko okazało się, że ostrożne interpretacje ekspertów, którzy analizowali wizytę Łukaszenki w areszcie okazały się zasadne. W niedzielę, 11 października, wobec protestujących ponownie użyto brutalnej siły, granatów hukowo-błyskowych oraz gumowych kul i mimo że już w poprzednich dwóch tygodniach pisaliśmy o powrocie praktyk widzianych w pierwszych powyborczych dniach, to dopiero wydarzenia z minionego weekendu nawiązały do nich tak bezpośrednio.
Zdjęcia z protestów obfitowały w wizerunki rannych i brutalnie bitych ludzi. W wyniku przemocy używanej przez OMON-owców w trakcie i po zatrzymaniach do szpitali trafiło kilkadziesiąt osób, a łączna liczba zatrzymanych ponownie zdecydowanie przekroczyła pół tysiąca.
Szczególnie głośną historią w tym tygodniu stał się przypadek Nikity Domraczewa, brata wielokrotnej medalistki olimpijskiej w biathlonie, Darii Domraczewej, którego zatrzymanie i dramatyczne pobicie udało się zarejestrować przechodniom i mieszkańcom okolicznych bloków.
Domraczewa przez lata była ulubienicą Łukaszenki. Już teraz można przeczytać kilka wywiadów z bratem znanej biathlonistki, które zilustrowane są wstrząsającymi zdjęciami obrażeń, które odniósł w wyniku pobić. Nagrania ukazują również upór z jakim mężczyzna opierał się zatrzymaniu, co pozwala sądzić, że niedługo murale z jego podobizną również znajdą się na murach białoruskich osiedli.
Białorusini najwyraźniej nawykli już do takiej przemocy, bo już następnego dnia, w poniedziałek 12 października, przez ulice największych miast przeszły kilkutysięczne marsze emerytów. Po raz pierwszy doszło również do masowych zatrzymań starszych osób.
W niedzielę w Mińsku i Grodnie by rozpędzić emerytów użyto granatów hukowo-błyskowych oraz strzelano w powietrze. Po interwencjach funkcjonariuszy OMON-u kilku seniorów i kilka seniorek trafiło do szpitala.
Białorusini oburzeni potraktowaniem maszerujących przez miasto starszych osób wyszli po zmroku na ulice, by oprotestować takie metody reżimu. Na głównych ulicach miast próbowano budować barykady, a na jednej z ulic rozpalono nawet ogień, w który wrzucono opony. W odpowiedzi demonstranci napotkali wystrzały i pałki, których milicjanci używali ze zdwojoną determinacją. Na razie niejasne pozostaje czy strzelano gdziekolwiek ostrą amunicją.
To o tyle niepokojące, że w międzyczasie Henadź Kazakiewicz, zastępca Ministra Spraw Wewnętrznych Białorusi, zadeklarował, że funkcjonariusze otrzymali pozwolenie na używanie ostrej amunicji, oprócz środków, które już zostały wprowadzone do użytku.
Poza tym Łukaszenka zdążył wygłosić przemówienie, w którym stwierdził, że więźniowie, z którymi się spotkał, „błagali go z płaczem, by nie wypuszczał ich z aresztu”. Jego zdaniem „Białorusini chcieliby ich rozszarpać”. Dowodzi to, że pomysł odwiedzenia aresztu śledczego był albo motywowany naciskami z zewnątrz, albo był mierną próbą zmylenia protestujących, co do motywów i planów uzurpatora.
Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.
Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.
Komentarze