0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Dymisji Norberta Kaczmarczyka z Solidarnej Polski zażądała wierchuszka Prawa i Sprawiedliwości, ale swojego człowieka bronił koalicjant, a konkretnie Zbigniew Ziobro. Losy wiceministra rolnictwa ważyły się przez kilka ostatnich dni. 13 września 2022 premier Morawiecki potwierdził dymisję Norberta Kaczmarczyka.

Ślub i traktor

Lista przewin Kaczmarczyka jest długa. Ślub na pół tysiąca gości niepasujący swoim przepychem do oświadczenia majątkowego posła. Traktor za 1,5 miliona, który był i jednocześnie nie był prezentem ślubnym od brata. Reklama producenta luksusowych ciągników, która jakoby jest zwykłą praktyką weselną. Odszkodowania rolnicze za szkody po gradobiciu, którego najprawdopodobniej nie było. Sam Kaczmarczyk w ramach wyjaśnień, zamiast zdjęć zniszczonych upraw soi, zamieścił na Twitterze wyimek z... prognozy pogody. Ale najważniejszą sprawą są niejasne okoliczności poddzierżawy 141 ha ziemi w Małopolsce - z Krajowym Ośrodkiem Wsparcia Rolnictwa w tle.

O tej ostatniej aferze Agata Kowalska rozmawiała w "Powiększeniu" z Szymonem Jadczakiem, współautorem dziennikarskiego śledztwa WP.pl [Rozmowa z Szymonem Jadczakiem odbyła się przed decyzją premiera o dymisji Kaczmarczyka, stąd tytuł wiceministra pojawiający się w tekście]. Ale to nie tylko historia zaradnego wiceministra i jego brata, którzy wspólnie potrafili zadbać o swoje gospodarstwo rolne. Ich pomysł na poddzierżawę 141 hektarów z pominięciem ograniczeń ustawy o obrocie ziemią rolną nie udałby się, gdyby nie sprzyjająca postawa rządowej agencji rolnej. To szef Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa musiał wyrazić zgodę na nadzwyczajny tryb dzierżawy. I to prawdopodobnie z KOWR, z pominięciem zwykłych procedur, do braci Kaczmarczyków dotarła informacja o szansie na okazyjną obszarowo i cenowo poddzierżawę ziemi.

"Nasi rozmówcy, rolnicy mówią, że pierwszy raz słyszą o czymś takim jak poddzierżawa" - opowiada w "Powiększeniu" Szymon Jadczak. "Albo że nikomu się nie udało takiej umowy załatwić. Dla zwykłych rolników to jest niedostępne". I nic dziwnego. Ustawa przyjęta przez PiS w 2016 roku stanowi, że by móc dzierżawić ziemię od KOWR, trzeba mieszkać w danej gminie i od pięciu lat tam gospodarzyć. I ogranicza dostęp rolnikom wielkoobszarowym. Limit posiadanej ziemi wynosi 300 ha.

"Przy poddzierżawie jest tylko jeden punkt" - zwraca uwagę Jadczak. "Punkt pierwszy i ostatni: na poddzierżawę musi wyrazić zgodę szef KOWR. Ten punkt pierwszy został spełniony; we wrześniu 2020 roku szef KOWR zgodził się i panowie Kaczmarczykowie mogli przystąpić do uprawiania ziemi we wsi Kępie". A w jaki sposób dowiedzieli się o tej nadzwyczajnej okazji? I dlaczego ich sąsiedzi nie otrzymali takiej oferty od KOWR? O tym przeczytasz poniżej lub posłuchasz w podcaście "Powiększenie".

Przeczytaj także:

„Powiększenie” to podcast Agaty Kowalskiej, dziennikarki OKO.press. Dwa razy w tygodniu autorka zadaje doskonale przygotowane, precyzyjne pytania politykom, ekspertkom, a czasem uczestnikom wydarzeń. Postanowiliśmy publikować także zapis tekstowy podcastów, żeby podkreślić ich wartość, bo informują, objaśniają i skłaniają do myślenia. Liczymy także na to, że osoby, które wolą czytać niż słuchać, zachęcimy do zmiany tego nastawienia i sięgną po podcasty Kowalskiej. Czyta się je dobrze, ale słucha jeszcze lepiej.

Agata Kowalska, OKO.press: Siedzicie wygodnie? Dzisiaj w „Powiększeniu” opowieść... Opowieść o dwóch sprytnych braciach i o zazdrosnym sąsiedzie, czyli o tym, jak Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa wiceministra rolnictwa wspierał. To mroczna opowieść, ale i pięknie ilustrowana. W tle elegancki traktor (sami wiecie który), podręczna drukarka i bardzo pożyteczny fotel. Ten fotel należy do Norberta Kaczmarczyka, który w momencie, kiedy nasza opowieść się zaczyna, był posłem. Ale nie byle jakim posłem. Walczył o sprawiedliwość i o równe szanse rolników w zdobywaniu ziemi. Nic dziwnego, że otrzymał w nagrodę fotel wiceministra rolnictwa.

Poza fotelem Norbert Karczmarczyk ma 16,5 ha ziemi. Czy to dużo? Niedużo. 16,5 ha w produkcji rolnej to spłachetek. Pewnie się dziwicie, po co traktor klasy premium na taki kawalątek ziemi? Posłuchajcie więc dalej... Poza drukarką i traktorem Norbert Kaczmarczyk ma jeszcze brata, Konrada Kaczmarczyka. A ten brat ma ziemię. Dużo ziemi. Dzisiaj w „Powiększeniu” wędrujemy za góry, za lasy, gdzie żyło tych dwóch braci i ich zazdrośni sąsiedzi. Zapraszam!

A opowieść snuć będzie dla was Szymon Jadczak, dziennikarz śledczy WP.pl, który wraz z Pawłem Figurskim poznał i zapisał tę historię.

Szymon Jadczak: Dzień dobry. Z bólem serca wyznam, że będę musiał niestety trochę popsuć tę piękną baśń.

Tak się spodziewam. Ale zobaczymy, może jednak dojdzie do szczęśliwego zakończenia. Zacznijmy od początku. Wszyscy skupiali się na lśniącym traktorze, na weselu wiceministra Kaczmarczyka dla 500 osób, a wy, to jest zespół Figurski - Jadczak zaczęliście grzebać w ziemi. Gdzie ta ziemia leży? Za którymi lasami, za którymi górami?

Patrząc od Warszawy to za Górami Świętokrzyskimi, bo to jest region na granicy świętokrzyskiego i Małopolski. Miejscowość Kępie, gmina Kozłów. Lasów to tam już od dawna nie ma, bo wszystkie zostały wycięte właśnie pod pola. I to jest region stricte rolniczy, więc rolników tam nie brakuje, ale brakuje ziemi. A od sześciu lat, bo w 2016 roku panująca partia tak zmieniła prawo, tej ziemi ani nie można za bardzo kupić, ani wydzierżawić. Jej głównym dysponentem jest państwo.

Państwo, a konkretnie rządowa agencja o nazwie Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Zadaniem KOWR jest gospodarować państwową ziemią, zbierać ją i czuwać, by nie wykupili jej Niemcy...

I spekulanci...

I spekulanci. Żeby ziemia była uprawiana przez ludzi, którzy na niej mieszkają. A jak to było z ziemią Kaczmarczyków? Wy piszecie o 141 ha, ale wspominacie też, że Konrad Kaczmarczyk chwalił się, że uprawia w sumie tysiąc hektarów. Czy oni to po ojcach mają? Skąd u nich tyle bogactwa?

Wiemy nie od dziś, że to, co mówią politycy, nie zawsze – używając ich języka – nie zawsze polega na prawdzie. A to, co mówi pan Kaczmarczyk, to w ogóle nie wiem na czym polega, ale leży bardzo daleko od prawdy. Ten tysiąc hektarów wziął się z artykułu, który pojawił się w przyjaznej Kaczmarczykom prasie. Bo jak dobrze wiemy, żyjemy w czasach, w których politycy, gdy opisze się ich jakieś niecne czyny, zawsze mają usłużnych dziennikarzy, stających w ich obronie. W przypadku pana Kaczmarczyka najpierw w jego obronie stanęło TVP. Ale on zawsze ma też na podorędziu taki lokalny portal [Kurier Tarnowski - przyp. red.]. I tam właśnie brat pana Kaczmarczyka powiedział, że ma tysiące hektarów.

Ja bym w to uwierzył, ale mam nawyk, że wszystko, co mówią politycy, sprawdzam. Jest takie narzędzie, którym łatwo można sprawdzić, kto w Polsce ile ma ziemi i na jakim obszarze gospodaruje. No i pan Konrad przecenił się tak z dziesięciokrotnie. Z tej bazy wynika, że zanim Kaczmarczyk przejął opisane przez nas 141 ha, to miał 100 ha. I w tym przypadku mówimy głównie o dzierżawieniu ziemi. To są co prawda dzierżawy długotrwałe, ale to nie jest ziemia Kaczmarczyka, ani jednego, ani drugiego. Nie będę za dużo tutaj zdradzał, bo jeszcze pracujemy nad dokończeniem tej historii, ale osoby, od których pan Kaczmarczyk dzierżawi, też wywołają emocje. W ten sposób zapowiadam drugi odcinek naszej opowieści.

Ale i może o to chodziło! Jak się ma tysiąc hektarów, to cóż to za afera ze 141 ha? A o tych 141 piszecie. Na czym polegał spryt braci Kaczmarczyków? Jaki mieli sposób na zdobycie tej ziemi?

Zacznijmy od tego, że w 2016 roku rzeczywiście zostały zmienione przepisy, które w dużej mierze ograniczyły handel i dzierżawę państwowej ziemi. PiS miał taki pomysł, żeby skupić ziemię w nowopowołanej agencji, czyli w KOWR, tak by trafiała do rolników, którzy mieszkają w danej gminie. Żeby nie można było jej sprzedawać, tylko dzierżawić i by trafiała ona do mniejszych rolników, czyli według ustawy do takich, którzy mają do 300 ha. Czyli gdyby pan Kaczmarczyk mówił prawdę, to by nie mógł mieć tej ziemi, bo by go to dyskwalifikowało.

Ale tu okazuje się, że przetargi prowadzone przez KOWR nie są przejrzyste. Sam byłem zdziwiony, bo informacje o przetargach publicznych powinny być dostępne... publicznie.

W KOWR mamy tylko informację, że jakiś przetarg się odbędzie, ale już o wynikach nic nie ma. Nie ma informacji o tym, co się dzieje potem z ziemią.

Nie ma informacji, które dzierżawy się kończą, które są zawierane. To jest kluczowa dla całej historii kwestia do wyjaśnienia dla CBA albo urzędu, który się zajmuje ochroną danych osobowych. Wydaje mi się, że to jest na tyle poważna sprawa, że któreś z nich powinno to wyjaśnić. Choć nie mam złudzeń, że tak się stanie.

Wracając do Kaczmarczyków. Bohater naszego tekstu w WP.pl, rolnik, który do tej pory dzierżawił od KOWR 141 ha we wsi Kępie, już nie miał siły pracować. Ten człowiek ma ponad 70 lat i postanowił odejść na emeryturę. Pojawił się więc w oddziale KOWR w Krakowie i poinformował, że rezygnuje z ziemi. A kilka dni później zadzwonił do niego pan Konrad Kaczmarczyk, czyli brat pana posła. [Norbert Kaczmarczyk został wiceministrem rolnictwa jesienią 2021 roku. Historia opisywana przez WP.pl wydarzyła się jesienią 2020 roku – przyp. red.]. I pan Konrad zaproponował taki układ, że nasz bohater wycofa z KOWR decyzję o rezygnacji z dzierżawy, złoży wniosek o poddzierżawę, a przy okazji panowie dogadają się na jakąś korzyść, żeby to się wszystkim opłacało. Nasz bohater, nasz rolnik zgodził się na taką propozycję.

Rolnicy, z którymi rozmawialiśmy, mówią, że pierwszy raz słyszą o czymś takim, jak poddzierżawa, albo że nikomu się nie udało takiej umowy załatwić, że dla zwykłych rolników to jest niedostępne.

Ta poddzierżawa różni się od dzierżawy tym, że żeby móc dzierżawić ziemię od KOWR, trzeba mieszkać w danej gminie i trzeba od pięciu lat gospodarzyć w tym miejscu. No i nie mieć ponad 300 ha ziemi.

Czyli dużo reguł i ograniczeń, które miały sprawić, że rolnicy wrócą na swoje ziemie. I że nie będą one uprawiane przez jakieś zewnętrzne podmioty, zwłaszcza zagraniczne. Ale poddzierżawa nie podlega takim ograniczeniom?

Nie. Przy poddzierżawie jest jeden punkt, punkt pierwszy i ostatni: na poddzierżawę musi wyrazić zgodę szef KOWR. Ten punkt pierwszy został spełniony. We wrześniu 2020 roku szef KOWR zgodził się i panowie Kaczmarczykowie mogli przystąpić do uprawiania ziemi we wsi Kępie.

I gdzie tu afera? To jest śledztwo WP.pl, zaraz ma być druga część, ale wygląda na to, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

No cóż, afera bierze się z tego, że pan Norbert Kaczmarczyk w listopadzie 2015 roku pięknie mówił w Sejmie: „żeby dostać ziemię, trzeba mieć układy w agencjach i tylko wielcy obszarnicy, latyfundyści dzięki swoim układom dostają ziemię”. A jeśli pięć lat później dzięki układom w agencjach dostaje się ziemię, to jest pewien rozdźwięk między tym, co się głosiło, a tym, co się robiło.

Ale Kaczmarczyk się broni, że każdy we wsi już wiedział, że wasz bohater, rolnik-senior odchodzi na emeryturę i chce się ziemi pozbyć. I że każdy mógł z nim na taką poddzierżawę się umówić.

A to jest bardzo ciekawe, co mówi Kaczmarczyk. Ja pana Kaczmarczyka, jego brata i Ministerstwo Rolnictwa zasypuję mailami z pytaniami od 27 sierpnia. Ministerstwo twierdzi, że to jest prywatna sprawa Kaczmarczyka. Pan Kaczmarczyk odpowiedział na jeden mail, tak samo jego brat. I to są, zastanawiam się jakiego słowa użyć, żenujące, kompromitujące, haniebne odpowiedzi. My pytamy o konkrety. Jeśli Kaczmarczyk mówi, że wszyscy wiedzieli, to ja pytam, skąd pan wiedział? Kto panu dał numer do tego człowieka? W jakich okolicznościach pan się dowiedział?

I jaka była odpowiedź?

Nie pada żadna odpowiedź. Gdy wybuchła afera z traktorem, który wiceminister rzekomo miał dostać od brata, to Norbert Kaczmarczyk najpierw zniknął. Potem nagle się pojawił w ministerstwie rolnictwa i zamknął się w pokoju z człowiekiem od Jacka Kurskiego, który się zajmuje spinowaniem polityków i doradztwem PR. Posiedzieli cały dzień i na końcu pan Kaczmarczyk wypluł z siebie takie żałosne oświadczenie, w którym można przeczytać, że za atak w sprawie traktora odpowiada Donald Tusk.

Tym razem, nie wiem, czy zabrakło Jacka Kurskiego, czy zabrakło tego pana od Jacka Kurskiego, czy zabrakło pomysłu, ale Norbert Kaczmarczyk ani nie odpowiedział na nasze pytania, ani nie wyjaśnił całej afery. Jedyne oświadczenie, które wydał, odnosi się do Michała Kołodziejczaka, czyli lidera AgroUnii, który zaatakował wiceministra ze swoich politycznych pozycji.

Ale i wiceminister Norbert Kaczmarczyk i jego brat, Konrad Wam odpisali. I coś jednak napisali. Co?

Odpisali nam ogólnie, że wiedza była powszechna; pan Konrad napisał, że szczegółowych informacji nie udziela i że nie komentuje zawartych umów. Odpowiadał też na pytania, których nie zadaliśmy, pisał o jakimś bezpieczeństwie żywnościowym i o tym, że rolnictwo to jest praca pod chmurką. A jego brat, Norbert wybrał taką metodę, że nic nie odpowie. Padło więc dużo słów, ale zero treści.

Czy próbowaliście skontaktować się z KOWR, czyli z instytucją, która ma obowiązek chronić ziemię i pilnować żeby trafiała ona do rolników z danej okolicy? I która najwyraźniej wykonała jeden pożyteczny telefon zaraz po tym, gdy bohater waszego tekstu poinformował oddział w Krakowie, że będzie z tych 141 ha rezygnował?

No, procesowo powiem, że nie wiem, skąd masz wiedzę na temat tego telefonu...

Nie, oczywiście nie wiem, czy taki telefon został wykonany. Może został wysłany mail, ewidentnie ktoś dał znać.

Coś tu, brzydko mówiąc, śmierdzi i oczekiwaliśmy, że KOWR w jakiś sposób nam odpowie. Minister Kaczmarczyk od prawie roku jest wiceministrem rolnictwa, a szef KOWR podpada właśnie pod resort rolnictwa. Więc ja się z jednej strony dziwię, że KOWR nie odpowiadał ani jednym słowem, nawet pół maila nie wysłał i nie zareagował. To znaczy, przepraszam,

jeden człowiek z KOWR nam odpowiedział, że w odpowiednim czasie wyśle nam maila. I ten odpowiedni czas widocznie jeszcze nie nadszedł.

Z drugiej strony, co się dziwić tym ludziom, jak oni mają odpowiadać na pytania, które dotyczą ich szefa. Nikt o zdrowych zmysłach w KOWR nie będzie obciążał swojego przełożonego, a to prawdopodobnie musiałoby się tak skończyć.

Ale jest jeszcze jedna linia obrony. To nie jest ziemia Norberta Kaczmarczyka, tylko jego brata. Więc łączenie tego z polityką, z ministerstwem jest nietrafne. Ale jednocześnie piszecie o pewnej drukarce. Jaką rolę ta drukarka odegrała w całej historii?

Tu niestety, albo stety, pan Kaczmarczyk nie okazał się wytrawnym graczem. Można też powiedzieć, że jak się zaczyna brnąć w kłamstwa, to one prędzej czy później zapędzą cię w kozi róg. Pan minister broniąc się przed zarzutem, że dostał traktor, na który teoretycznie nie ma pieniędzy, powiedział, że traktor tak naprawdę jest jego brata. I że oni mają razem gospodarstwo, razem gospodarzą, razem pracują, w jednym domu mieszkają, wszystko razem. Taka praktycznie komuna rolnicza. Ale to tłumaczenie okazało się przekleństwem w sprawie tej ziemi, która ma być uprawiana przez brata. Skoro razem gospodarzycie, to rozumiem, że pan Norbert też ma w tym udział. I tu dochodzimy do tego udziału.

Bohater naszego tekstu, rolnik, który oddawał ziemię w poddzierżawę opowiedział nam, że na pierwsze spotkanie przyjechał nie kto inny, tylko poseł Norbert Kaczmarczyk z bratem Konradem.

I jako biegły w piśmie i obsłudze urządzeń pan Norbert przygotowywał dokumenty, pan Norbert je redagował w komputerze i pan Norbert je potem wydrukował,

korzystając z przywiezionej przez siebie drukarki, którą bardzo dobrze nasz rozmówca zapamiętał.

Wiele osób zwróciło mi tu uwagę na podobieństwo do „Wesela” Smarzowskiego. Ja też zresztą odszukałem sobie ten fragment, gdy na weselu - tylko tam nie chodziło o ziemię, a o samochód w prezencie ślubnym - notariusz, grany przez Arkadiusza Jakubika, jest ściągany awaryjnie, żeby podpisywać jakąś umowę, gdzieś pokątnie, też przy flaszce wódki, też w jakiś dziwnych okolicznościach. Można powiedzieć, że to, co Smarzowski wiele lat temu pokazał w filmie, co wydawało się śmieszne, przerysowane i rysowane grubą kreską, to ta rzeczywistość dogoniła nas w 2022 roku.

Kaczmarczykowie mają sąsiadów. Sami w tej wsi wprawdzie nie mieszkają, ale i tak sąsiadów mają, i to zazdrosnych. Bo - jak sami pisaliście - tam jest głód ziemi, ludzie mają mniejsze pola. Ale piszecie też o tym, że są zazdrośni, bo bracia Kaczmarczykowie uzyskali okazyjną cenę na tę poddzierżawę. I że ci inni rolnicy nie mieliby szans na to, żeby dzierżawić tak tanio.

Oni nie są zazdrośni. Oni są wściekli, wkurzeni. Kaczmarczykowie zaczęli swój pobyt we wsi od rzucania gróźb w stronę rolników. To też kuriozum. Ktoś przejeżdżał przez drogę sąsiadującą z ziemią Kaczmarczyków. A oni - nie chcę snuć domysłów - ale chyba wiedzieli po prostu, co nawyprawiali i woleli dmuchać na zimne i od razu wzywali policję, gdy ktoś się pojawiał w okolicy.

A ludzie byli źli z powodu stawek, które wyliczył KOWR. W przepisach jest mowa o tym, że KOWR ustala cenę poddzierżawy „po przeanalizowaniu sytuacji”. Nie jest w ogóle powiedziane, w jaki sposób, na jakiej podstawie. Po prostu chłop na oko! Na oko ustalono cenę, którą muszą płacić Kaczmarczykowie i ta cena jest niska. A w normalnej sytuacji ziemia trafia na przetarg i tam ludzie licytują między sobą. I wyobraźmy sobie, do jakich scen tam dochodzi, jeśli dziesięciu rolników naraz staje do walki o bodajże 16 ha. To co się mogło wydarzyć? Wydarzyło się to, że oni przebili cenę wyjściową niemal dziesięciokrotnie. Czyli

Kaczmarczykowie mają spokojnie wielki kawał ziemi za śmieszną kwotę, a ludzie obok, nie dość, że mają mniejsze kawałki ziemi, to jeszcze muszą płacić wielokrotnie więcej.

To jest skrajnie niesprawiedliwe. Oczywiście Kaczmarczykowie się będą bronili, że oni nie złamali prawa, ale z etyką, uczciwością i przyzwoitością to, co oni zrobili, nie ma nic wspólnego.

Oni być może nie złamali prawa, ale jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś w KOWR już tak. Chyba, że wykonywanie takich telefonów jest w porządku? Zresztą zobaczymy, w jaki sposób ta informacja się wydostała, w jaki sposób trafiła do jednych, a do innych nie.

Niby mamy RODO w tym kraju. Podobno.

Co się wydarzyło po waszym tekście? Czy Norbert Kaczmarczyk straszy was pozwem? Bo straszy pana Kołodziejczaka, który go zaatakował. A czy wam nakazał usunięcie publikacji, albo zaczął ją prostować?

Norbert Kaczmarczyk swoim zachowaniem zaczyna przypominać Łukasza Mejzę, bo też się zachowuje irracjonalnie; w żaden sposób nie tłumaczy swoich zachowań. Po naszym artykule publikował chyba trzy tweety, w tym jeden dotyczy właśnie Michała Kołodziejczaka z Agro Unii, któremu grozi pozwem. A oprócz tego opublikował dwa tweety zachęcające do przeczytania artykułu w "Kurierze Tarnowskim". I on tam, w dniu, gdy wybucha afera z jego udziałem, opowiada, że warto uprawiać soję, bo soja produkuje azot, a dzisiaj nie mamy nawozów azotowych, więc jak będziemy produkować soję, to nie będziemy potrzebowali azotu. A jednocześnie zero odpowiedzi na nasze pytania. Nic. Jest to jedna z bardziej kuriozalnych obron przed tak poważnymi zarzutami. [Rozmowa nagrywana w czwartek, 8 września. Do czasu publikacji tego tekstu Norbert Kaczmarczyk nie odpowiedział na pytania WP.pl ani nie zażądał od portalu sprostowania - przyp. red.].

Koledzy polityczni Norberta Kaczmarczyka, oczywiście na offie, mówią, że są na niego bardzo wkurzeni i też żądają wyjaśnień. On, z tego co wiem, w rozmowach z kolegami z Solidarnej Polski, bo to wszystko jest Solidarna Polska, też za wiele do powiedzenia nie ma. W ministerstwie rolnictwa też się od niego odcinają i niechętnie na jego temat rozmawiają. Na razie to wszystko się gdzieś kotłuje, z tego co do nas dociera, to Jarosław Kaczyński zażądał jakiś wyjaśnień. Ale na razie, jak rozmawiamy w czwartek [8 września 2022 roku – przyp. red.], to pan Norbert dalej jest wiceministrem. Dalej żadnych sensownych odpowiedzi na wszystkie wątpliwości nie udzielił niestety trzeba też powiedzieć, że jego brat dalej gospodaruje na tych 141 ha, które w taki mało przejrzysty sposób uzyskał.

No, zobaczymy... Kiedy wybuchła afera ciągnikowa, to TVP przygotowywało materiały pseudo-dziennikarskie w obronie pana wiceministra.

A i tu jest kolejny ważny aspekt tej historii. Od początku, tak jak wcześniej już wspominałem, w obronę pana Norberta zaangażował się Jacek Kurski, dał mu swoich najlepszych ludzi, potem na antenie też go wziął mocno w obronę, ale dzisiaj Jacka Kurskiego już nie ma.

Pojechał do Skierniewic...

Tak, Kurski jest dalej w trasie do Skierniewic i może być ciężko panu Norbertowi. Jak rozmawiałem z ludźmi, którzy znają pana Norberta, jak rozmawiałem też z politykami partii władzy, to wygląda na to, że chyba już tylko ksiądz proboszcz go broni.

A tu się akurat nie dziwię. Kościół ma zabezpieczone swoje interesy w KOWR. Jest to jeden z nielicznych podmiotów, które nie muszą się przejmować ustawą, bo ona Kościoła nie ogranicza. Wręcz przeciwnie KOWR Kościołowi ziemię chętnie dzierżawi. Czekamy zatem na drugi odcinek tej historii. Czy moglibyśmy usłyszeć tzw. teaser, to jest zajawkę, o czym tym razem?

Może powiem, jaki jest oczekiwany koniec tej historii. Nowy wiceminister rolnictwa.

;

Udostępnij:

Agata Kowalska

Autorka podcastów „Powiększenie”. W OKO.press od 2021 roku. Wcześniej przez 14 lat dziennikarka Radia TOK FM. Wielbicielka mikrofonu, czyli spotkań z ludźmi, sporów i dyskusji. W 2016 roku za swoją pracę uhonorowana nagrodą Amnesty International „Pióro Nadziei”.

Komentarze