0:00
0:00

0:00

Daniel Flis, OKO.press: Niedawno ujawniliśmy w OKO.press, że kościół katolicki chce odebrać rolnikom 140 hektarów, które dzierżawią od państwa. Parafie i zakony najprawdopodobniej dostaną za darmo ziemię wartą ponad 4 miliony złotych. Jak to w ogóle możliwe?

Agnieszka Filak*: Jest przepis, który na to pozwala. Artykuł 70a ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. Na jego podstawie Kościół rzymskokatolicki, a dokładnie jego osoby prawne, na terenach poniemieckich, tzw. Ziemiach Odzyskanych, może ubiegać się o przyznanie konkretnych areałów ziemi rolnej. Na przykład każdej parafii przysługuje 15 hektarów.

Przeczytaj także:

OK, ale dlaczego prawo pozwala na dawanie Kościołowi państwowej ziemi za darmo?

Kiedy uchwalano ten przepis w 1991 roku, chodziło o zrekompensowanie tego, co Kościół utracił w związku ze zmianą granic Polski i polityką wyznaniową Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej na terenie Ziem Odzyskanych. A chodzi o terytorium obejmujące ⅓ powierzchni Polski.

Czyli do dzisiaj rekompensujemy Kościołowi odebranie ziemi przez komunistów?

Od dawna to już nie jest rekompensata.

W takim razie co to jest?

Dawanie prezentów. Jako Stowarzyszenie SOISH sprawdziliśmy, że od roku 1992 roku do połowy roku 2019 dzięki artykułowi 70a Kościołowi przekazano 76 244 hektary. A już w 2020 roku, jak ustaliła “Polityka”, Kościół miał z tego tytułu łącznie 82 546 ha. Czyli dostał kolejne 6300 ha tylko przez półtora roku, a w kolejce czekają wnioski o przyznanie kolejnych tysięcy hektarów. Tymczasem wiadomo, że już w 2013 roku ratio legis artykułu 70a zostało wyczerpane i powinien zostać uchylony.

Dlaczego?

Bo Kościół katolicki już wtedy otrzymał z nawiązką to, co artykuł 70a miał mu zrekompensować.

Z danych zebranych przez ks. prof. Dariusza Walencika wynika, że w 1949 roku polski Kościół na Ziemiach Odzyskanych użytkował ponad 33 tysiące hektarów ziem przejętych po Niemcach, a później odebranych przez władze PRL. Tymczasem w 2013 roku, gdy prof. Walencik opublikował książkę na ten temat, z tytułu między innymi artykułu 70a państwo przekazało Kościołowi na Ziemiach Odzyskanych ponad 38 tysięcy hektarów. Już wtedy dostał więc 5 tysięcy hektarów więcej, niż stracił. Dzisiaj ta nadwyżka wynosi około 50 tysięcy hektarów.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to nowy cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Nikt nie pomyślał o postawieniu jakiejś granicy tym “zwrotom”?

W 2009 roku posłowie SLD zaskarżyli ten przepis do Trybunału Konstytucyjnego. Argumentowali, że inne kościoły i związki wyznaniowe są w gorszej sytuacji, bo one mogły domagać się zwrotu mienia odebranego w PRL tylko w ramach komisji regulacyjnych (tzw. komisji majątkowych). Na złożenie do komisji wniosku o zwrot nieruchomości miały tylko kilka lat, tymczasem Kościół katolicki na podstawie artykułu 70a może domagać się zwrotów bezterminowo i bez ograniczeń.

W 2011 roku Trybunał Konstytucyjny za prezesury Andrzeja Rzeplińskiego nie uznał tego zarzutu. Stwierdził, że różna sytuacja kościołów w tym przypadku uzasadnia różne ich traktowanie. Artykuł 70a pozostał nieruszony.

W czym więc według Trybunału sytuacja Kościoła katolickiego jest lepsza od na przykład ewangelickiego?

Trybunał powołał się na “stopień ugruntowania poszczególnych wspólnot w dziejach państwa”.

Czyli, mówiąc wprost, Kościołowi katolickiemu należy się państwowa ziemia, a innym Kościołom nie, bo nie ma polskości bez katolicyzmu?

Tak zdawał się rozumować Trybunał. Tylko że to żaden argument. Nie tylko na gruncie prawa, ale też historii. Wystarczy sięgnąć do przykładu Śląska Cieszyńskiego, w którym przynajmniej do 1939 roku przeważała ludność ewangelicka. W okresie zaborów znajdował się w granicach zaboru austriackiego, a jak wiemy, ten zabór był mocno katolicki. Dlatego na Śląsku Cieszyńskim to właśnie ewangelicy byli ostoją polskości. Taki paradoks.

Poza tym TK w ogóle nie wziął pod uwagę konsekwencji finansowych swojego orzeczenia.

A powinien?

TK ma możliwość zwrócenia się do Rady Ministrów o wyliczenie kosztów ekonomicznych wynikających z orzeczenia. Powinien był sprawdzić, czy przypadkiem zastanawianie się nad konstytucyjnością artykułu nie jest bezzasadne, bo ratio legis, które stało u podstaw jego przyjęcia, nie zostało wyczerpane. Nie zrobił tego.

To jakie są konsekwencje finansowe artykułu 70a?

Jeśli przyjąć średnią cenę hektara ziemi rolnej podawaną przez Główny Urząd Statystyczny, to 82,5 tys. hektarów jest dziś warte ponad 4,5 miliarda złotych. To areał podobny do tego, który zwróciła Komisja Majątkowa ds. Kościoła katolickiego.

Komisja Majątkowa miała za zadanie zwracać Kościołowi nieruchomości odebrane w PRL niezgodnie z obowiązującym wówczas prawem. Także na Ziemiach Odzyskanych?

Tak, ale nie mogła zwracać ziemi rolnej.

Dlaczego?

Krótko mówiąc: dlatego że sytuacja kościołów i związków wyznaniowych na Ziemiach Odzyskanych była bardziej skomplikowana niż w pozostałej części Polski. Po zakończeniu II wojny światowej na tych ziemiach osiedlali się przesiedleńcy głównie z dawnych Kresów, które na skutek uzgodnień konferencji teherańskiej i jałtańskiej, przestały być terenami Rzeczpospolitej Polskiej.

Przenosili się razem ze swoimi duszpasterzami. Osadnicy dostawali ziemię na własność, a duszpasterze — nie.

Niemiecki Kościół katolicki nie miał tam swoich nieruchomości?

Miał. I katoliccy księża z tego korzystali. Przede wszystkim księża zajmowali porzucone kościoły. W pierwszej kolejności te, które były w najlepszym stanie technicznym. Nie oglądali się na to, czy to kościoły rzymskokatolickie, czy ewangelickie.

Najczęściej to były nieruchomości porzucone, bo albo Niemcy uciekli, czy nastąpiły wysiedlenia, albo duchowni, którzy tam pracowali, a którzy nie byli Niemcami, jeszcze nie powrócili na przykład z obozów koncentracyjnych.

Polscy księża przejmowali też po niemieckich proboszczach nieruchomości rolne. Jak mówiłam wcześniej, w 1949 roku użytkowali ponad 33 tys. ha. Kardynał August Hlond, ówczesny prymas Polski, i administratura apostolska uważali, że polski Kościół ma prawo do tych wszystkich nieruchomości, bo jest następcą prawnym Kościoła niemieckiego.

A co uważało polskie państwo?

Do 1948 roku władze były relatywnie tolerancyjne, jeśli chodzi o politykę wyznaniową na Ziemiach Odzyskanych. Traktowały duchownych jako czynnik integrujący ludność przesiedloną z dawnych kresów wschodnich i spolszczający poniemieckie ziemie. Do 1948 roku Kościół mógł więc stosować politykę faktów dokonanych. Zajmował, co mógł, a władze się temu nie przeciwstawiały. Dotyczyło to również nieruchomości innych kościołów i związków wyznaniowych. Potem sytuacja zaczęła się komplikować.

W 1949 roku oficjalnie zakwestionowano osobowość prawną kościelnych osób prawnych. W związku z tym zakwestionowano też następstwo prawne względem Kościoła niemieckiego i prawo polskiego Kościoła do przejęcia jego nieruchomości. Do 1959 roku znacjonalizowano wszelkie kościelne budynki poza budynkami o charakterze sakralnym i potem było tylko gorzej.

Skoro PRL w latach 50. znacjonalizował kościelne dobra w całym kraju, to dlaczego sytuacja kościołów na Ziemiach Odzyskanych była gorsza?

Bo od ustawy nacjonalizującej kościelne majątki był wyjątek, który w praktyce nie obowiązywał na Ziemiach Odzyskanych. Pozwalał proboszczom zachować z parafialnego gospodarstwa 15 hektarów, a w niektórych województwach nawet do 100 ha. Tyle że z tego wyjątku parafia mogła skorzystać tylko, jeśli była właścicielem tej ziemi. A jak mówiłam, polskie władze uznały, że majątek niemieckiego Kościoła nie przeszedł na własność polskiego Kościoła, tylko polskiego państwa.

Dlatego w 1950 roku parafie na Ziemiach Odzyskanych nie mogły zachować nawet części poniemieckich gospodarstw. Pozwolono im zachować tylko budynki sakralne i mieszkalne.

Dopiero w 1971 weszła w życie ustawa, która przyznawała polskim kościołom i związkom wyznaniowym własność niektórych poniemieckich nieruchomości, z których korzystały. Ks. prof. Dariusz Walencik wskazuje, że dzięki tej ustawie własnością Kościoła stało się 4,7 tys. kościołów i kaplic, czyli budynków o charakterze stricte sakralnym, 2,2 tys. budynków mieszkalnych i 830 hektarów gruntów.

Czyli po 21 latach z ponad 33 tysięcy hektarów Kościołowi na Ziemiach Odzyskanych zostało ich 830.

Zgadza się. Kolejne uwłaszczenie daje dopiero ustawa o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego z 1989 roku. Prof. Walencik podaje, że na Ziemiach Odzyskanych Kościół otrzymał wtedy kolejne 1600 ha, które wcześniej tylko dzierżawił.

Ta sama ustawa powołała Komisję Majątkową. Ale z początku Komisja nie mogła oddawać ziemi rolnej na Ziemiach Odzyskanych, bo zgodnie z obowiązującym do dzisiaj orzecznictwem ta ziemia nigdy nie należała do polskiego Kościoła katolickiego.

Z tego powodu Episkopat wywarł w 1991 roku na rząd Krzysztofa Bieleckiego presję, aby stworzyć dodatkową drogę rekompensaty kościelnego majątku — artykuł 70a.

Z początku Komisja Majątkowa nie mogła zwracać ziemi rolnej na Ziemiach Odzyskanych, ale potem już zwracała?

Tak, zmienił to protokół komisji wspólnej rządu i Episkopatu z 2006 roku, podpisany przez abp. Stanisława Wielgusa i Ludwika Dorna [ministra spraw wewnętrznych w ówczesnym rządzie PiS, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin - red.].

To protokół komisji może mieć moc prawną?

Nie może. Moc prawną w tej kwestii mogłaby mieć nowelizacja ustawy albo ewentualnie orzeczenie Sądu Najwyższego. A minister Dorn oparł się jedynie na piśmie ówczesnego ministra sprawiedliwości i członka komisji wspólnej Zbigniewa Ziobry, w którym to piśmie podważona została zasada prawna ustalona przez SN w 1959 roku.

Przesądzała, że Kościół rzymskokatolicki w Polsce nie jest następcą prawnym w stosunku do nieruchomości stanowiących wcześniej własność niemieckich osób prawnych Kościoła rzymskokatolickiego. Minister Ziobro uznał ją za nieobowiązującą.

W późniejszych wyrokach sądów wykładnia ministra Ziobry nie znalazła poparcia. Mimo to protokół podpisany przez Dorna i abp. Wielgusa miał moc sprawczą. Od roku 2006 do 2011 Komisja Majątkowa przekazała Kościołowi na Ziemiach Odzyskanych 756 hektarów.

Komisję Majątkową rząd Donalda Tuska zlikwidował w 2011 roku, bo media ujawniły, że Kościół dzięki niej zyskuje nieruchomości o wiele cenniejsze niż te, które stracił. Artykuł 70a też jest aferogenny. Ks. prof. Walencik pisał, że artykuł 70a powinien zostać uchylony nie tylko dlatego, że już zrekompensował to, co miał zrekompensować, ale też dlatego, “iż na etapie jego stosowania doszło do nieprawidłowości”. Co miał na myśli?

Na pewno problemem jest to, że kościelne osoby prawne na podstawie 70a niekiedy występują o określony areał, potem szybko sprzedają ziemię i wnioskują o przekazanie kolejnych hektarów.

Co więcej, często zdarza się, że ziemie rolne przekazane na utworzenie gospodarstw rolnych w parafii są sprzedawane z dużym zyskiem, bo tuż po przekazaniu lokalne władze zmieniają ich przeznaczenie, co znacznie podnosi wartość gruntu. Tak było ze słynną działką Morawieckiego. Wrocławska parafia dostała ją za darmo dzięki artykułowi 70a. A potem sprzedała przyszłemu premierowi za 700 tys. zł.

Z mojego punktu widzenia absolutnie nie do obrony jest też składanie wniosków zbiorowych przez kościelne osoby prawne. Ten przepis miał służyć utrzymaniu poszczególnych parafii, a wykorzystuje się go do prowadzenia z dużą korzyścią działalności gospodarczej przez diecezje.

Tym sposobem szczeciński Kościół skupił w jednym gospodarstwie około 2500 hektarów. A warmiński zdobył działki nad jeziorem, na których chce wybudować luksusowy hotel.

Do tego dochodzi ograniczenie w obrocie ziemią rolną z 2016 roku, z którego Kościół został wyłączony. To była decyzja czysto polityczna.

Uchylenie artykułu 70a też musi być decyzją polityczną. Czy któraś partia do tego się przymierzała?

Świadomość istnienia takiego artykułu 70a i konsekwencji istnienia tego artykułu pojawiła się tak naprawdę dopiero kilka lat temu. Ze strony Lewicy faktycznie powstawały projekty, które dążyły do jego uchylenia.

Polska 2050 wprowadziła przy jakiejś okazji poprawkę mającą uchylać 70a i nawet odbyło się nad nią głosowanie. Głosami PiS została odrzucona. Jest oczywiste, że w obecnym parlamencie taki projekt nie przejdzie.

A przejdzie w przyszłym? Gdy politycy zapowiadają “opiłowanie” Kościoła z przywilejów majątkowych, najczęściej mówią o funduszu kościelnym i finansowaniu lekcji religii. Dlaczego tak rzadko słychać o tym, że przekazujemy Kościołowi państwową ziemię wartą miliardy złotych?

Żeby zmieniać politykę wyznaniową, trzeba przezwyciężyć dwie trudności. Zapewne wielu osobom się nie spodoba to, co teraz powiem, ale strona, powiedzmy, antyklerykalna, która chciałaby zakończenia uznaniowej polityki wyznaniowej, niestety nie jest przygotowana do prowadzenia takich rozmów na poziomie merytorycznym. Ja rozumiem wymiar PR-owy, na którym trzeba stosować nośne hasła. Ale gdy się siada do rozmów na poziomie politycznym, trzeba się powoływać na argumenty absolutnie merytoryczne.

Po drugie problemem finansowania Kościoła najczęściej nie są same przepisy, tylko praktyka ich stosowania. A ta jest uzależniona wyłącznie od polityki, która jest realizowana w danym momencie. Od krótkookresowych bądź długookresowych korzyści, których w związku z taką polityką spodziewają się ci, którzy ją prowadzą. Jeśli rządzący będą przekonani, że nie opłaca się im prowadzenie realnej polityki wyznaniowej, nośne hasła pozostaną tylko hasłami.

*Agnieszka Filak LL.M. - członkini zarządu Stowarzyszenia SOISH (Stowarzyszenia Obywatelskich Inicjatyw Społecznych i Historycznych), badającego relacje państwa oraz Kościołów i związków wyznaniowych. Absolwentka prawa i prawa kanonicznego na UKSW oraz studiów podyplomowych na temat Europy Środkowo-Wschodniej na UT Dresden. Autorka i redaktor naukowy publikacji monograficznych, zbiorowych, artykułów i haseł encyklopedycznych z zakresu prawa wyznaniowego i kościelnego.

;
Na zdjęciu Daniel Flis
Daniel Flis

Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze