Robert F. Kennedy Jr. twierdzi, że Amerykę truje cywilizacja. Donald Trump zrobił z niego ministra zdrowia. Z ich sojuszu narodził się ruch Make America Healthy Again – mieszanka antynaukowego populizmu, wiary, marketingu i gniewu. W kraju, który kiedyś wynalazł szczepionkę przeciw polio, kwitnie krucjata przeciw szczepieniom, fluoryzacji wody i nauce
„Make America Healthy Again” – Uczyńmy Amerykę znów zdrową – to hasło i ruch społeczno-polityczny, który narodził się wokół Roberta F. Kennedy’ego juniora, dziś ministra zdrowia i opieki społecznej w rządzie Donalda Trumpa. Samo brzmienie sloganu oczywiście nawiązuje do frazy „Make America Great Again”, która zdominowała amerykańską politykę po 2016 r. Tym razem jednak chodzi nie o potęgę, lecz o zdrowie – choć sens tego słowa w ujęciu MAHA dalece odbiega od klasycznych definicji zdrowia publicznego.
Ten osobliwy ruch społeczny zyskał rozgłos po sierpniu 2024 r., kiedy Kennedy zawiesił swoją kampanię prezydencką (kandydował jako bezpartyjny) i, raczej bez większego zaskoczenia, poparł Donalda Trumpa. Wokół poglądów RFK jr. zaczęła się wówczas formować nowa populistyczna narracja o wielkiej chorobie Ameryki: o „epidemii przewlekłych schorzeń”, toksycznym środowisku, spiskach koncernów farmaceutycznych i „zepsutym jedzeniu”, które – jak twierdzą zwolennicy ruchu – powoli truje obywateli.
MAHA głosi potrzebę „powrotu do natury”: picia niepasteryzowanego mleka, suplementacji diety, odrzucenia „przemysłowych” szczepionek i detoksykacji organizmu. Wśród ideowych filarów ruchu znalazło się przekonanie, że autyzm jest skutkiem skażenia środowiska i że można go „leczyć” przez oczyszczanie ciała. Głoszony w ten sposób bunt przeciwko nowoczesnej medycynie i przemysłowi spożywczemu zyskał poparcie części konserwatywnych Amerykanów, którzy w tym społecznym ruchu odnaleźli wspólny język duchowości, nieufności i zdrowotnego populizmu.
Niektóre z tych propozycji – zwłaszcza dotyczące przemysłu spożywczego – spotkały się z umiarkowanym poparciem części Demokratów. Jednak większość środowisk naukowych i medycznych uznała MAHA za ruch pseudonaukowy, żerujący na lękach społecznych i teorii spiskowej o „toksycznej cywilizacji”. Według sondaży z początku 2025 roku poparcie dla ruchu sięgało 30 procent, przy czym najwyższe było wśród wyborców konserwatywnych i osób identyfikujących się z ruchem antyszczepionkowym.
MAHA stała się jednym z najbardziej niezwykłych zjawisk amerykańskiej polityki ostatnich lat – mieszaniną kontrkulturowej nieufności, populizmu i tęsknoty za czystością, w której zdrowie fizyczne i duchowe zlewają się w jeden mit narodowego odrodzenia.
Tymczasem Robert F. Kennedy Jr. to postać, w której dramat Ameryki prywatnej spotyka się z dramatem Ameryki publicznej.
Jego życie jest nie tyle biografią, ile przypowieścią o uzależnieniu – od substancji psychoaktywnych, od mitu i od samego siebie. Syn zamordowanego senatora i nadziei Demokratów w epoce wojny wietnamskiej Roberta seniora, wychowany w cieniu legendy nazwiska, od młodości zmagał się z wszelakimi demonami. W wieku 29 lat został zatrzymany z heroiną w bagażu na lotnisku w Dakocie Południowej. Od tamtej pory opowiada o sobie językiem odkupienia: mówi o upadku, przebudzeniu i nowym powołaniu.
W późniejszych latach był jednocześnie ekologiem i libertarianinem, moralistą i uwodzicielem, ascetą i skandalistą. Walczył o czyste rzeki, walczył z korporacjami, a potem także z placówkami naukowymi. W jego życiu rytm nawrócenia i upadku powtarzał się jak refren. Kiedyś uzależniony od narkotyków, dziś ma obsesję na punkcie chemii przemysłowej i farmaceutycznej. Z obrońcy natury stał się prorokiem nieufności wobec nauki.
Dziś, jako minister u Trumpa, Kennedy przedstawia siebie jako człowieka, który przeszedł przez piekło, by zbliżyć się do prawdy o Ameryce. Jego opowieść o autyzmie, farmaceutykach i „dzieciach zatrutych systemem” jest nie tylko polityką zdrowotną, lecz także nową teologią populistów, typowo amerykańską, niemal gnostycką opowieścią o winie i niewinności, o upadku cywilizacji, o zdradzie dokonanej przez kapłanów postępu. Kennedy mówi językiem religii.
RFK jr ministrowanie zaczął od radykalnych zmian w doktrynie zdrowia publicznego. Komisja Make America Healthy Again (MAHA) została powołana 13 lutego 2025 roku na mocy prezydenckiego rozporządzenia Donalda Trumpa (Executive Order 14212).
Na jej czele stanął oczywiście Kennedy, a w jej skład weszli m.in. ministra edukacji Linda McMahon, szef Biura Budżetu Russell Vought oraz Vince Haley, dyrektor Rady Polityki Krajowej. Zadaniem komisji jest zbadanie skali i zagrożeń wynikających z powszechnego stosowania leków psychotropowych — od antydepresantów po środki na odchudzanie — oraz przygotowanie raportu w ciągu stu dni. MAHA miała również zająć się chorobami i zaburzeniami wieku dziecięcego, w tym autyzmem. Już kilka dni po ogłoszeniu dekretu Kennedy zapowiedział, że wykorzysta komisję do „krytycznej oceny” kalendarza szczepień i stosowania leków psychiatrycznych u dzieci. Pierwsze, zamknięte posiedzenie odbyło się w połowie marca.
Pierwszy raport został upubliczniony we wrześniu. Rekomendacje komisji układają się w dokument, który z pozoru brzmi jak powrót do zdrowego rozsądku – lecz w rzeczywistości jest subtelnym manifestem ideologicznym epoki Trumpa. To strategia napisana w duchu deregulacyjnego populizmu, podszyta retoryką pozornej troski o dzieci, a zarazem pełna nieufności wobec państwa jako strażnika ochrony zdrowia publicznego.
Komisja miała zredukować „epidemię chorób przewlekłych wśród dzieci” – od otyłości po zaburzenia metaboliczne – lecz postanowiła zrobić to bez tworzenia nowych przepisów. Zamiast regulować, MAHA chce zachęcać, zamiast kontrolować – inspirować, a tam, gdzie poprzednie administracje mówiły o nadzorze, trumpowska komisja mówi wprost o „zaufaniu do rynku”.
W miejsce restrykcji pojawiają się więc dobrowolne programy, ulgi i partnerstwa publiczno-prywatne, które mają poprawić nawyki żywieniowe, ograniczyć użycie barwników i chemikaliów w żywności oraz zwiększyć świadomość rodziców. To projekt, który odrzuca centralne planowanie zdrowia publicznego, a jednocześnie chętnie korzysta z języka nauki i troski o dzieci. Jednak w sposób wyraźnie marketingowy, a nie medyczny.
Najważniejsze z rekomendacji dotyczą żywności i rolnictwa. Komisja zaleca ograniczenie barwników syntetycznych i ropopochodnych (FD&C), przyspieszenie dopuszczania barwników naturalnych, obniżenie zawartości cukru i soli w żywności pakowanej oraz rewizję federalnych programów żywienia dzieci i młodzieży. Zamiast nakazów – apel o dobrowolną zmianę praktyk, w imię wspólnej odpowiedzialności. Przemysł ma sam „dojrzeć” do etycznej transformacji, a państwo ma mu w tym nie przeszkadzać.
Równie znamienne są propozycje w sferze rolnictwa i środowiska. Zamiast ograniczeń w stosowaniu pestycydów – „precyzyjne rolnictwo”, czyli nowa technokratyczna eufemizacja dla mniejszej ilości chemii, ale bez regulacyjnego przymusu. Zamiast zaostrzenia norm dotyczących odpadów i ścieków z przemysłu mięsnego – propozycja ich liberalizacji, by „zredukować presję ekonomiczną na rolników”. Wreszcie: badania nad wpływem mikroplastiku, fluoru i farmaceutyków w wodzie pitnej mają być prowadzone, ale bez konsekwencji legislacyjnych – jakby nauka miała pełnić funkcję dekoracyjną, nie sprawczą.
Wszystko to spięte jest narracją o „odzyskiwaniu zaufania do instytucji”, które – jak wynika z dokumentu – mają raczej słuchać sektora prywatnego niż mu przewodzić. W tym sensie MAHA to program zdrowia publicznego, w którym państwo abdykuje z roli lekarza, a przyjmuje pozycję doradcy handlowego.
Najbardziej wymowny jest jednak język raportu – miękki, uspokajający, technokratyczny. Tam, gdzie dawniej padały słowa „zakaz”, „kontrola”, „norma”, dziś mówi się o „zachęcie”, „elastyczności”, „dobrowolnym dostosowaniu”. To nowy dialekt amerykańskiej deregulacji, który maskuje ideologię w słowniku troski o dzieci i innowację. W istocie zaś – pod hasłem zdrowia – Komisja Trumpa zapowiada dalsze wycofywanie państwa z obszaru ochrony konsumentów i środowiska, pozostawiając ich w rękach rynku, który w tej wizji ma być zarazem problemem i lekarstwem.
A sam Kennedy z mozołem ciągnie swoją krucjatę. Chyba najważniejsza jest walka ze szczepionkami. Antyszczepionkowcy, niegdyś margines, dziś współtworzą politykę zdrowotną Stanów Zjednoczonych. Tymczasem Trumpowski minister zdrowia przeobraził się w urzędnika, który ten sceptycyzm zamienia w prawo. Decyzja o usunięciu z rządowych rekomendacji obowiązku szczepień przeciw COVID-19 dla dzieci i kobiet w ciąży była symbolicznym punktem zwrotnym — końcem pewnej epoki wiary w naukę jako bezstronny autorytet.
Nowe wytyczne Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), zatwierdzone przez Ministerstwo Zdrowia, zastąpiły słowo „powinny” chłodnym „mogą”. To drobna zmiana języka, lecz ogromna w skutkach: w praktyce oznacza, że decyzja o szczepieniu została przerzucona na jednostkę, a odpowiedzialność — na lekarza. Tym samym państwo wycofało się z roli gwaranta zdrowia publicznego i oddało pole „wolności wyboru”. Dla opinii publicznej był to gest dramatyczny nie tylko w treści, ale i w formie. Kennedy ogłosił zmianę w krótkim, 58-sekundowym filmie na portalu X, bez udziału ekspertów z CDC, bez konferencji prasowej, bez uzasadnienia naukowego. To właśnie w tym stylu — intuicyjnym, konfrontacyjnym, podszytym poczuciem mesjańskiej misji — buduje on dziś nową, postnaukową wizję zdrowia publicznego.
Kilka dni później dokonał tego, co przez dekady było nie do pomyślenia: zwolnił wszystkich siedemnastu członków Komitetu Doradczego ds. Szczepień (ACIP), gremium, które od 1964 r. kształtowało amerykańską politykę szczepionkową. Na ich miejsce powołał osoby, które w przeszłości podważały bezpieczeństwo szczepionek, kwestionowały zasadność lock downów w czasie pandemii 2020-21 i występowały jako świadkowie w procesach przeciwko firmom farmaceutycznym.
„To koniec ery naukowego konsensusu” – komentował jeden z byłych członków Komitetu, profesor Noel Brewer z Uniwersytetu Północnej Karoliny. I rzeczywiście, konsekwencje zmian są poważniejsze niż spór o jeden preparat. Po raz pierwszy od pokolenia lekarze nie wiedzą, czy powinni ufać wytycznym CDC, czy raczej rekomendacjom profesjonalnych towarzystw lekarskich. Rodzice nie wiedzą, czy szczepić dzieci. A firmy farmaceutyczne – czy w ogóle warto jeszcze inwestować w nowe szczepionki.
Wynik tej rewolucji jest już widoczny w liczbach: największa od trzydziestu lat epidemia odry, spadek zaufania do szczepień z 94 do 69 procent społeczeństwa, trzydzieści zgonów, które można było zapobiec jednym zastrzykiem. Kennedy, zamiast wezwać do szczepień, zachęcał do „rozmowy z lekarzem” i suplementacji witamin.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym chaosie nie chodzi o zdrowie, lecz o ideologię. Kennedy przedstawia się jako obrońca wolności medycznej, lecz jego decyzje systematycznie ograniczają dostęp do wiedzy, szczepień i terapii. W jego narracji lekarz staje się kapłanem „własnego rozeznania”, a nauka – jedną z wielu opinii.
To moment o znaczeniu historycznym: Stany Zjednoczone po raz pierwszy od sześćdziesięciu lat przestały być krajem, który buduje zdrowie na fundamencie nauki. Zamiast tego wchodzą w epokę medycyny uznaniowej – w której fakt jest tylko głosem w debacie, a autorytet lekarza musi ustąpić emocjom pacjenta.
Kolejnym szaleństwem RFK jr było wezwanie władz stanowych do zakazania fluorowania wody pitnej. Swój apel ogłosił w Utah, pierwszym stanie, który taki zakaz właśnie wprowadził. To krok, który odwraca jedno z największych osiągnięć zdrowia publicznego XX wieku – powszechną fluoryzację wody, uznawaną przez lekarzy i epidemiologów za skuteczny sposób zapobiegania próchnicy.
„Nie ma żadnego powodu, żebyśmy pili to świństwo” – powiedział Kennedy, jeszcze raz powtarzając tezy, które lansował podczas swojej prezydenckiej kampanii w 2024 r. „Jestem dumny, że Utah jest pierwszym stanem, który zakazał fluoru. Mam nadzieję, że następne pójdą jego śladem”.
Problem w tym, że to właśnie resort zdrowia, którym przecież Kennedy kieruje, od lat wymienia fluoryzaację wody jako jedno z dziesięciu największych osiągnięć zdrowotnych ubiegłego stulecia. Ale teraz sam sekretarz zapowiada, że powoła zespół w ramach federalnego CDC, który „na nowo przeanalizuje” skutki używania fluoru.
Obok Kennedy’ego stał szef federalnej Agencji Ochrony Środowiska, Lee Zeldin. Stwierdził, że EPA ponownie przyjrzy się „potencjalnym zagrożeniom związanym z fluorem”, choć dotychczasowe badania potwierdzały jego bezpieczeństwo. „To się dzieje tylko dlatego, że sekretarz Kennedy ma odwagę zadawać trudne pytania” – dodał Zeldin z uśmiechem, który trudno było odczytać jednoznacznie.
Spór o fluor to w Stanach rzecz nienowa – wraca jak bumerang od lat pięćdziesiątych, kiedy teoria spiskowa głosiła, że „komuniści zatruwają wodę, by zmiękczyć mózgi Amerykanów”. Dziś temat wrócił w nowym kostiumie: jako część ruchu MAHA.
Tego dnia przed ośrodkiem w Salt Lake City, gdzie przemawiali RFK jr. z Zeldinem pojawiło się jednak kilkudziesięciu demonstrantów z transparentami „Zabójca dzieci” i „Badania ratują życie”. Wymierzone były w jego politykę wobec epidemii odry. Dzień wcześniej Kennedy uczestniczył w pogrzebie ośmioletniej dziewczynki – drugiej ofiary odry w USA w ostatniej dekadzie. Po ceremonii napisał w sieci, że „najskuteczniejszym sposobem powstrzymania odry jest szczepionka MMR”. To najdalej idące poparcie szczepień, na jakie się dotąd zdobył. Kilka godzin później dodał jednak nowy wpis, w którym wychwalał lekarzy stosujących niezweryfikowane „alternatywne terapie”.
Tymczasem Narodowy Instytuty Zdrowia Stanów Zjednoczonych przygotowuje się do uruchomienia jednego z najbardziej kontrowersyjnych przedsięwzięć naukowych dekady — nowego, wielomilionowego programu badań nad przyczynami autyzmu. To inicjatywa, która zyskała pełne poparcie i Trumpa i Kennedy’ego juniora, a więc ludzi, którzy od lat próbują zrehabilitować temat dawno zdyskredytowanego związku między szczepieniami a zaburzeniami ze spektrum autyzmu.
Na czele instytucji stoi dziś Jay Bhattacharya, ekonomista i lekarz z Uniwersytetu Stanforda, dawny krytyk lockdownów z czasów pandemii COVID-19, a obecnie wierny wykonawca zdrowotnej agendy Białego Domu. Wraz z zastępcą Matthew Memolim rozważa dwa warianty: otwarty konkurs dla uczonych, mający pobudzić pomysłowość i rywalizację, lub bardziej tradycyjny system grantowy. Oba mają jeden cel: „zrozumieć przyczyny gwałtownego wzrostu diagnoz autyzmu wśród amerykańskich dzieci”.
W retoryce prezydenta Trumpa autyzm stał się symbolem dzieciństwa zatrutego przez system: przez jedzenie, technologię, szczepionki, biurokrację. Badania mają przywrócić Amerykanom poczucie kontroli nad światem, który rzekomo wymknął się spod rodzicielskiego instynktu.
Problem w tym, że nauka już dawno powiedziała, co miała do powiedzenia. Ponad dwadzieścia dużych badań jednoznacznie wykazało brak związku między szczepieniami MMR a autyzmem.
Mimo to wciąż jedna czwarta Amerykanów wierzy w tę zależność, a sam Trump wraz z Kennedym odmawiają jej jednoznacznego odrzucenia. W efekcie planowane badania mogą nie tyle pogłębić wiedzę, ile wzmocnić wątpliwość.
Bhattacharya, odpowiadając w Senacie na pytania senatorów, starał się zachować pozory naukowej neutralności. „Nie sądzę, by ktokolwiek naprawdę znał przyczyny autyzmu” – powiedział, obiecując „szeroką agendę badawczą opartą na danych”. W rzeczywistości jego słowa otwierają drzwi do rewizjonizmu, który od lat czekał na powrót do instytucjonalnego obiegu.
A co na to wszystko sławna rodzina ministra? Klan Kennedych, dawniej dla centrolewicy symbol moralnej spójności i amerykańskiego idealizmu, dziś przypomina rozbity wazon — wciąż piękny, ale pęknięty wzdłuż niewidzialnych linii. Konflikt między Robertem F. Kennedym Jr. a jego kuzynką Caroline Kennedy, córką prezydenta JFK, urósł do rangi publicznej tragedii rodzinnej, której Ameryka nie widziała od czasu walki o schedę po braciach Johnie i Bobbym.
Caroline, dotąd uosobienie milczenia i godności – dyplomatka, ambasadorka w Japonii i Australii, wychowana w duchu „never complain, never explain” – po raz pierwszy przerwała rodzinny kod dyskrecji. Na dzień przed pierwszym przesłuchaniem Kennedy’ego w Senacie opublikowała list, w którym nie tylko zakwestionowała jego kompetencje, lecz także moralny fundament jego kandydatury. Był to gest zaskakujący, niemal sakralny w swej powadze, bo Kennedy’owie rzadko rozmawiają ze światem o swoich ranach.
W kuluarach mówi się, że Caroline i Bobby od zawsze stali po przeciwnych stronach tej samej legendy. Ona – strażniczka tradycji, on – jej burzyciel. Caroline ma dyscyplinę, powagę i świadomość historycznego ciężaru nazwiska; Bobby – potrzebę uwielbienia, nerw konspiratora, niepokój człowieka, który nie może pogodzić się z własnym cieniem. Jak zauważył jeden z członków rodziny, „Bobby chciał być Caroline, ale nigdy nie miał jej rozwagi ani inteligencji”.
Nazwisko Kennedy — niegdyś niosące aurę nadziei — stało się dla klanu ciężarem.
Joe Kennedy III nazwał swego wuja „zagrożeniem dla zdrowia i dobrobytu każdego Amerykanina”, a jego siostra Kerry zarzuciła mu „demontaż instytucji zaufania publicznego, takich jak NIH i CDC”. Młodsze pokolenie, z Jackiem Schlossbergiem (synem Caroline) na czele, kpi z niego bez litości w mediach społecznościowych, nazywając go „RFK Loserem” i „człowiekiem, który onanizuje się kłamstwem przed Kongresem”.
Rodzina o wspólnym języku i wspólnym micie zamieniła się w archipelag samotnych wysp. Caroline wciąż wierzy, że chroni dziedzictwo ojca. Bobby – że je wskrzesza. Oboje mogą mieć rację. Ale w tym sporze racja nie ma znaczenia – bo to już nie jest tylko rodzinny dramat. To symbol upadku całego mitu, w którym moralność i polityka jeszcze kiedyś się spotykały.
Krewnym i powinowatym JFK wtórują medycy. Nigdy dotąd w historii Stanów Zjednoczonych nie zdarzyło się, by sześciu głównych lekarzy kraju wystąpiło wspólnie przeciwko urzędującemu ministrowi zdrowia. Ich list, opublikowany na łamach „The Washington Post”, miał ton nie tyle politycznego sprzeciwu, ile podszytego poczuciem zagrożenia dzwonka alarmowego. „Minister Kennedy ma prawo do własnych poglądów — ale nie ma prawa narażać zdrowia narodu” — napisali.
Pod listem podpisali się Jerome Adams, Richard Carmona, Joycelyn Elders, Vivek Murthy, Antonia Novello i David Satcher — lekarze, którzy służyli pod Demokratami i Republikanami, od George’a H. W. Busha po Joe Bidena. To gest o ciężarze moralnym porównywalnym z listem generałów w obronie konstytucji sprzed prawie pięciu lat — moment, gdy autorytet instytucji mówi: granica została przekroczona.
Autorzy odezwy ostrzegli, że Kennedy „zagraża zdrowiu narodu”, a jego działania stanowią „głębokie, natychmiastowe i bezprecedensowe zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego”. Z ich słów przebijała nie polityka, lecz bezsilność: poczucie, że logika nauki została wyparta przez logikę mitu. „W ostatnich miesiącach obserwujemy z rosnącym niepokojem, jak fundamenty amerykańskiego systemu zdrowia publicznego są podkopywane. Nauka i wiedza ustąpiły miejsca ideologii i dezinformacji”.
Powodem tego wystąpienia była nie tylko fala zwolnień w federalnych agencjach zdrowia, w tym wspomniane rozwiązanie całego komitetu doradczego CDC ds. szczepień i dymisja jego dyrektorki, ale też wspólne wystąpienie Trumpa i Kennedy’ego, podczas którego obaj ogłosili, że stosowanie Tylenolu w ciąży może prowadzić do autyzmu.
Byli naczelni lekarze kraju wskazali, że nowa administracja zdrowia publicznego została zapełniona ludźmi bez kwalifikacji, a niektórzy z nich to „teoretycy spisku antyszczepionkowego”. Już pierwsze decyzje nowego komitetu, czyli podważanie szczepień przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B u noworodków, nazwali „aktem sabotażu wobec nauki”.
W liście znalazły się słowa, które mogłyby otwierać podręcznik o kryzysie współczesnej demokracji: „Złe zarządzanie Ministerstwem Zdrowia zagraża zdrowiu Ameryki, podważa bezpieczeństwo narodowe i niszczy międzynarodową wiarygodność kraju”.
Nigdy wcześniej autorytet nauki nie został tak otwarcie postawiony przeciwko człowiekowi, który stoi na jej czele. W kraju, który zbudował globalny system medycyny opartej na dowodach, to wydarzenie stało się symbolem epoki: czasów, gdy medycyna musi bronić się przed własnym ministrem zdrowia.
Jeśli list sześciu byłych surgeons generals brzmiał jak krzyk rozumu, to środowe spotkania MAHA Action Media Hub przypominają raczej liturgię nowej wiary, w której pseudonauka i mistycyzm łączą się z politycznym entuzjazmem. To właśnie tam co tydzień gromadzi się krąg najbardziej oddanych wyznawców Roberta F. Kennedy’ego Jr., czyli ludzie, którzy wierzą, że fluor „odcina człowieka od Boga”, a szczepionki są narzędziem zniewolenia duszy.
Organizatorem mityngów jest Tony Lyons, wydawca i działacz MAHA, prezes Skyhorse Publishing – wydawnictwa, które z równym zapałem drukuje pamiętniki Melanii Trump, co hagiografie Kennedy’ego. W jego biurze, z którego transmituje kolejne spotkania, na półkach lśnią trzy egzemplarze książki „Melania” ustawione jak relikwie obok „The Real RFK Jr.: Trials of a Truth Warrior”. Tak wygląda dziś amerykańska prawica. To mieszanina propagandy, wiary i marketingu.
W każdą środę wieczorem, o tej samej porze, na Zoomie pojawia się aktorka Cheryl Hines, czyli żona ministra Kennedy’ego, raz z hotelu w Paryżu, innym razem z domu w Kalifornii, oraz kilkutysięczna grupa uczestników z całych Stanów, Niemiec, a czasem nawet z Australii. Obok celebrytów w rodzaju Russella Branda, który włącza się z wanny i byłych członkiń The Pussycat Dolls, które opowiadają o „utraconej energii po szczepieniu”, pojawiają się także urzędnicy państwowi: Mehmet Oz, szef CMS (Centra Usług Programów Medicare i Medicaid, agencji, odpowiedzialna za administrowanie federalnymi programami ubezpieczeń zdrowotnych), doradca Białego Domu Calley Means czy przedstawiciele nowego CDC.
W tym chaosie zrodziła się nowa forma władzy: nie instytucjonalna, lecz emocjonalna.
To właśnie na tych spotkaniach formułuje się linia ideowa ruchu Make America Healthy Again, który od czasu dojścia Kennedy’ego do władzy stał się filarem prezydentury Donalda Trumpa. Tutaj rodzą się hasła, które następnego dnia trafiają do przemówień, tweetów i komunikatów prasowych: „Nauka jest rozmową”, „Wolność to wybór”, „Nie ma tematów tabu”.
To, co z pozoru wygląda na spontaniczny zlot dziwaków, w istocie jest nowym kanałem komunikacji władzy ze społeczeństwem. Wystarczy spojrzeć, jak Kennedy’ego chwalą „biohackerzy”, uzdrowiciele i samozwańczy eksperci: „Bobby prowadzi nas ku prawdzie”, „On przywraca nauce ducha”. Z tych transmisji bije mieszanka groteski i patosu, ale też realnej siły. To już nie margines, tylko zaplecze ideologiczne amerykańskiej polityki zdrowotnej. Gdy senatorowie pytają Kennedy’ego o politykę szczepień, on wie, że po drugiej stronie ekranu czuwa niezliczona liczba wiernych. Nie obywateli, a wyznawców.
Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.
Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.
Komentarze