0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fundacja Duch LeonaFundacja Duch Leona

Na zdjęciu: odebrany pies Toffik, który trafił do Fundacji Duch Leona. Organizacja zbiera pieniądze na jego leczenie.

„Psy były wychudzone. Siedziały w klatkach bez dostępu do światła, przykrytych kocami. Jeden z psów, owczarek niemiecki, w swojej klatce w ogóle nie mógł się wyprostować” – opowiada Aleksandra Śniecikowska z Fundacji Mondo Cane, która razem z Wielkopolskim Inspektoratem Ochrony Zwierząt, prokuraturą i pracownikami Powiatowego Inspektoratu Weterynarii z Poznania interweniowała w poznańskiej szkole „Mam psa. I co teraz?”.

Szkołę prowadzi influencerka Małgorzata Kaczmarek (znana jako Małgo) ze swoim mężem Piotrem. Mają również fundację Pies OD-nowa, która ma przygotowywać psiaki do adopcji. „Dajemy psom jeszcze jedną szansę, na znalezienie swojego miejsca na ziemi. Uczymy je życia, współpracy i podejmowania wyborów” – piszą na swojej stronie internetowej.

13 listopada 2023 ze szkoły Kaczmarków odebrano interwencyjnie 15 psów. Wcześniej do Fundacji Duch Leona trafiły dwa psy, którymi zajmowało się małżeństwo influencerów – oba osłabione, agresywne i lękowe.

Prokuratura Rejonowa Poznań-Nowe Miasto prowadzi w tej sprawie postępowanie. Wciąż jednak nie postawiono nikomu zarzutów.

Przypadek Coffiego

„O tym, że w tej szkole może źle się dziać, dowiedzieliśmy się od opiekunki golden retrievera Coffiego. Pani zwróciła się do nas z prośbą o pomoc w odebraniu psa. Zapytałam ją, dlaczego my mamy odbierać tego psa? Czy Małgo tego psa adoptowała? Okazało się, że nie, pies wciąż należał do tej kobiety, więc wystarczyło rozwiązać umowę ze szkołą i go zabrać. Natomiast po obejrzeniu zdjęć i filmów z tym psem wiedzieliśmy już, że szkole trzeba się przyjrzeć” – opowiada Aleksandra Śniecikowska.

Przeczytaj także:

Sprawę Coffiego opisała poznańska „Wyborcza”. Pies miał być uratowany z pseudohodowli, ale jego opiekunka nie radziła sobie z jego agresją. We wrześniu 2023 oddała go do szkoły Kaczmarków – za miesiąc mieszkania u nich i treningów zapłaciła 4,5 tys. zł. Miał mieć zapewnioną ocieplaną budę, cztery spacery dziennie, stały dostęp do wody i odpowiednie posiłki.

Według relacji „Wyborczej” Coffie spał w małej drewnianej budzie. Na zewnątrz wychodził tylko dwa razy dziennie – sama szkoła potwierdziła tę informację. Miało to „ograniczyć stres” golden retrievera. Po ponad tygodniu szkoła poinformowała opiekunkę psa, że musi go odebrać.

„Widząc, że nasza praca nie przynosi efektów, a po tygodniu pies nadal jest zestresowany, sfrustrowany i nie współpracuje, dla jego dobra podjęliśmy decyzję, iż nie przyjmiemy go na fundację i poprosiliśmy właścicielkę o jego odbiór” – tłumaczyli Kaczmarkowie w oświadczeniu.

Podczas pobytu w szkole przez zaledwie 10 dni schudł (szkoła w oświadczeniu napisała, że schudł o niecały kilogram, z 30 na 29,28 kg). Do dnia odebrania go przez opiekunkę nie wypróżnił się.

Miał na szyi dławik, czyli zaciskową obrożę, która poddusza psa, kiedy ten się wyrywa. Na pysku miał przekrzywiony kaganiec, który utrudniał mu jedzenie i picie. „Ze względu na agresywne zachowanie Coffiego, nie mogliśmy poprawić kagańca, czy wymienić go na nowy” – oświadczyli w swoim wpisie na Facebooku właściciele szkoły.

Duch Leona odbiera psy

Coffie trafił do Fundacji Duch Leona, która regularnie informuje o postępach, jakie robi psiak. „Gdy Coffie dotarł do Ducha, udało nam się zdjąć z niego wszystko, co miał na sobie, mógł się wreszcie swobodnie napić. Od tego momentu je normalne posiłki z miski, mieszka w domu, chodzi na spacery. Już po kilku dniach pobytu w naszej fundacji bez problemu dawał się dotykać i przychodził na głaskanie. Przyjazd do Ducha był jego ostatnią szansą na życie, ponieważ trenerzy zalecali właścicielce eutanazję, a ona sama panicznie bała się psa” – pisze Fundacja.

Coffie pod opieką Ducha Leona zdrowieje, źródło

„Zaczęliśmy gromadzić materiały, bo dostawaliśmy koleje sygnały o psach z tej szkoły. Wszystkie były drastyczne i świadczyły o stosowaniu sadystycznych metod” – mówi w rozmowie z OKO.press Aleksandra Śniecikowska.

Szkole przyglądała się już od miesięcy fundacja Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt (WIOZ). Pod koniec września złożyła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – znęcania się nad zwierzętami w „Mam Psa...” i „Pies OdNowa”.

Mondo Cane złożyło takie zawiadomienie miesiąc później. Prokuratura połączyła sprawy.

W październiku Małgo odebrano kolejnego psa – owczarka belgijskiego Toffika. Influencerka opisywała losy psa na Instagramie, publikując również dokumentację medyczną. Toffik słabł, chudł i trafiał do różnych weterynarzy, ale jego stan się nie poprawiał – miał nawet podejrzenie nowotworu układu pokarmowego.

Tego jednak nie potwierdziło USG. Influencerka informowała, że Toffik ma problem z podatnością na trening, nazwała go nawet „lekko upośledzonym”.

Pod koniec października Małgo zostawiła psa na hospitalizację w jednej z poznańskich klinik weterynaryjnych. W międzyczasie, 10 października prokuratura wszczęła śledztwo. Postanowiła zabezpieczyć Toffika jako dowód w sprawie. Pies nie wrócił więc do Małgo: zabrała go Fundacja Duch Leona.

Organizacja informuje, że dziś „Toffik je, pije, załatwia potrzeby fizjologiczne, przybiera na wadze, samodzielnie wstaje, chodzi, kłusuje, zaczyna też interesować się innymi psami”.

13 listopada. Interwencja

„Dowiedzieliśmy się, że szkołę kontrolowała Powiatowy Inspektorat Weterynarii (PIW), zresztą na zaproszenie samej właścicielki. Wnioski z tej kontroli potwierdziły wcześniejsze ustalenia. Przetrzymywanie zwierząt w ciasnych kojcach bez światła i dopływu czystego powietrza, karmienie psów tylko w trakcie treningów, w formie nagrody. Psy były wychudzone, z klatek wychodziły tylko na tak zwany trening. Przerażające” – opowiada Śniecikowska.

Mondo Cane przez kilka dni nie mogło się dowiedzieć, czy prokuratura i policja planują jakieś czynności w szkole i czy fundacja będzie do nich dopuszczona. „W końcu przekazałam policjantce prowadzącej, że podejmiemy 13 listopada czynności z art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt i że będziemy potrzebowali asysty policji, która nam się ustawowo należy” – relacjonuje Śniecikowska.

Według ustawy „w przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera mu zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta (burmistrza, prezydenta miasta), celem podjęcia decyzji w przedmiocie odebrania zwierzęcia”.

„Policjantka poprosiła o chwilę, a kiedy oddzwoniła, poinformowała mnie, że prokuratura jednak podejmie czynności 13 listopada. I że możemy w nich uczestniczyć” – mówi przedstawicielka Mondo Cane.

PIW podejrzewa znęcanie się nad zwierzętami

WIOZ, Mondo Cane, PIW i prokuratura weszli do obu siedzib szkoły w Poznaniu: przy ul. Glebowej i przy ul. Radojewo. W pierwszej lokalizacji zastali Małgo i jej dwa psy. W drugiej było 17 psów – odebrano 15 z nich.

Zapytaliśmy PIW o wnioski po interwencji.

„W trakcie oględzin miejsca stwierdzono, iż trener zwierząt Pani Małgorzata Kaczmarek utrzymuje zwierzęta w sposób wskazujący na znęcanie się nad zwierzętami zgodnie z Ustawą z dnia 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt” – informuje lek. wet. Sylwia Ilasz z poznańskiego PIW. I wylicza, że Kaczmarek:

  • „stosuje okrutne metody utrzymywania zwierząt”. Chodzi przede wszystkim o głodzenie psów, żeby wymusić na nich uległość oraz o rażenie ich prądem przez używanie specjalnych obroży;
  • „narusza odpowiednie warunki bytowania psów” – czyli trzyma psy we wspomnianych już zaciemnionych kojcach, a także w małych przenośnych transporterach z zamkniętymi drzwiczkami. „Stanowczo za małych do długotrwałego przetrzymywania psów bez możliwości wyjścia zwierzęcia w celu załatwienia swoich potrzeb fizjologicznych, bez możliwości swobodnej zmiany pozycji ciała oraz zachowania naturalnej pozycji” – wylicza inspektorka.

„U wszystkich psów można było zauważyć oznaki głodzenia między innymi widoczne żebra, wystające guzy biodrowe, odznaczający się kręgosłup, ślinienie się na widok pokarmu i łapczywe pobieranie pokarmu” – podkreśla.

nieocieplona drewniana buda
W takich budach spały psy podczas szkolenia, źródło: Mondo Cane

Utrudnianie interwencji?

Śniecikowska dodaje: „Kiedy się pojawiał pan Kaczmarek, psy natychmiast wysyłały sygnały uspokajające [takie, które wskazują na podwyższony stres – od aut.]. Kładły uszy, oblizywały się, odwracały w drugą stronę. Załatwiały się pod siebie” – mówi.

Jej zdaniem interwencja u Kaczmarków była trudna i utrudniana:

  • Organizacjom zakazano filmowania interwencji. Nagrywać ją mogli za to Kaczmarkowie.
  • Małgo nie chciała oddać psów, dzwoniła do ich właścicieli, żeby po nie przyjeżdżali. Organizacje się na to nie zgodziły, 15 psów pojechało do weterynarza, a potem do schroniska. Z Kaczmarkami zostały dwa psy – ich prywatne.
  • Psy zostały przekazane pod opiekę WIOZ-u, czyli nie powinny zostać wydane właścicielom bez zgody organizacji. Schronisko i tak oddało je opiekunom, bez konsultacji z organizacją. Do dwóch psów, które zostały w schronisku, dopuszczono Małgo.
  • Jeszcze przed interwencją, podczas odprawy, prokurator prowadząca sprawę odwołała obecną na miejscu biegłą i powołała nową. Odbyło się to przez telefon, a nie oficjalnie, na piśmie. Jak się dowiadujemy, „odwołana” biegła na miejscu złożyła w prokuraturze swoją opinię, w której stwierdziła znęcanie się nad zwierzętami. Prokurator jednak nie bierze jej pod uwagę. W mailu do OKO.press informuje, że „na chwilę obecną nie wpłynęła opinia biegłej – termin do jej dostarczenia został wyznaczony na 15 grudnia 2023 r.”.

Szkolenie czy znęcanie się nad zwierzętami?

„Szkoła stosuje metody awersyjne, które ja nazywam sadystycznymi. Kolczatki, obroże elektryczne, dławiki – to wszystko jest w użytku” – ubolewa Aleksandra Śniecikowska. Metody i urządzenia treningu awersyjnego są w Polsce legalne. Jeśli jednak są wykorzystywane do znęcania się nad zwierzętami – jest to przestępstwo.

„To jest naprawdę niesamowite, że też ludzie tak chętnie i uparcie tam te psy oddają, kiedy to jest dość ewidentne, że stosowane w szkole metody sprawiają ból zwierzętom. Wiemy, że część psów wróciła do Kaczmarków. Prokuratura wciąż nie postawiła zarzutów. Pani Kaczmarek dalej sobie działa i śmieje się wszystkim w nos” – dodaje.

Zapytaliśmy rzecznika Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, czy nie można tymczasowo wstrzymać działalności szkoły. „Na obecnym etapie trwa gromadzenie materiału dowodowego – kwestia stosowania ewentualnych środków zapobiegawczych będzie analizowana w zależności od dokonanych ustaleń i wyłącznie w przypadku wydania postanowienia o przedstawieniu zarzutów” – odpowiada krótko prokurator Łukasz Wawrzyniak.

Informuje, że postępowanie „toczy się w fazie in rem”, czyli w sprawie – a nie przeciwko komuś.

Szkoła działa „zgodnie z literą prawa”

Próbowaliśmy się skontaktować z właścicielami szkoły. 23 listopada wysłaliśmy kilka pytań, chcąc uzyskać komentarz w sprawie zbyt małych klatek i stosowania metod sprawiających psom ból. Zapytaliśmy, czy szkoła nadal działa i co dzieje się ze zwierzętami, które były interwencyjnie odebrane.

Odpowiedzi nie dostaliśmy, ale na stronie szkoły „Mam psa. I co teraz?” opublikowano oświadczenie. Dowiadujemy się z niego, że szkoła "kontynuuje swoją działalność zgodnie z literą prawa i standardami przyjętymi dla ośrodków szkolenia psów, w oparciu o zasadę transparentności, której realizacją są publiczne profile szkoły udostępnione w mediach społecznościowych.

Metody szkolenia są dopasowywane indywidualnie według potrzeb każdego psa, biorąc pod uwagę jego stan fizyczny i aspekt behawioralny, w uzgodnieniu z właścicielem zwierzęcia. W szkole nie są stosowane żadne narzędzia, które byłyby zabronione w świetle polskiego prawa".

„Wyborcza” otrzymała „notatkę prasową” od pełnomocniczki Małgorzaty Kaczmarek, mecenas Joanny Szpiegi-Bzdoń. Napisała w niej, że „dla wielu instytucji publicznych i organizacji społecznych zwierzęta stały się dziś narzędziem w walce o wątpliwe cele, które służą realizacji źle pojętej ochrony zwierząt”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze