Przeciekające rurociągi i szamba, woda nadająca się do picia „warunkowo" i miliardy zmarnowanych litrów. To wyniki badania Najwyższej Izby Kontroli, która sprawdziła funkcjonowanie wodociągów w mniejszych miejscowościach.
Na zdjęciu: Szczecin, aleja Papieża Jana Pawla II. Awaria sieci wodociągowej. 30 stycznia 2022 r.
Na wsiach woda albo jest marnowana, albo nadaje się do picia jedynie „warunkowo”. Albo jedno i drugie. Takie są wnioski z raportu Najwyższej Izby Kontroli, która sprawdziła polską sieć wodociągową. W mniejszych miejscowościach standardem są przeciekające zbiorniki oczyszczalni ścieków i przeżarte rdzą urządzenia hydrotechniczne. Są problemy, nie ma za to kontroli, które mogłaby je ograniczyć.
To wszystko dzieje się w kraju, któremu bardzo brakuje wody. W Polsce według danych z 2020 roku poziom "odnawialnych zasobów" wody na mieszkańca wynosi 1,6 metra sześciennego. Jak wskazuje sama nazwa, to ta ilość wody, którą łatwo uzupełnić mogą opady. Gorzej jest tylko w Czechach, na Cyprze i na Malcie. Określający stopień wykorzystania odnawialnych zasobów wody i tak zwanego „stresu wodnego” (czyli sytuacji, w których wody jest za mało lub jest zbyt słabej jakości) Wskaźnik Wykorzystania Wody plus wynosi w Polsce 6,87 proc. i należy do najniższych w Unii Europejskiej.
„55,64 proc. powierzchni kraju znajduje się w zasięgu poważnego zagrożenia suszą” - oceniały w lipcu Wody Polskie, państwowe przedsiębiorstwo gospodarujące zasobami wodnymi.
„W obszarze dorzecza Odry zasięg terenów ekstremalnego i silnego zagrożenia suszą stanowi 71,45 proc., a w obszarze dorzecza Wisły jest to 54,32 proc.” - informowali specjaliści z Wód Polskich.
Niestety w kraju braków wody jej marnowanie na masową skalę jest powszechne — alarmuje NIK. Nawet, jeśli zakręcamy kran i ograniczamy kąpiele na rzecz pryszniców, do niedoborów przyczyniają się zarządcy sieci wodociągowych. „W okresie objętym kontrolą przedsiębiorstwa wodociągowe odnotowały straty o łącznej wielkości prawie 5,3 mln m sześciennych wody” - czytamy w podsumowaniu kontroli NIK-u.
Izba zauważa duże różnice pomiędzy rozwojem sieci wodociągowych w miastach i na wsiach. Podobne spostrzeżenia ma Jacek Zalewski, dyrektor w firmie RetencjaPL.
"Ostatnie 30 lat to czas ogromnego postępu w wodociągach i kanalizacji. Widać to szczególnie w dużych miastach, których systemy dorównują lub nawet przewyższają te zachodnie" - twierdzi w rozmowie z OKO.press Zalewski. - "Niestety o wiele mniejszy strumień finansowania unijnego kierowany był do wsi. Przy dużym rozproszeniu zabudowy koszt jednostkowy inwestycji (koszt na mieszkańca) czy też koszt utrzymania kanalizacji, oczyszczalni i ujęć wody jest znacznie wyższy i efektywność wydatkowania była niższa. Równocześnie ogromne rozproszenie firm wodociągowych, gdzie każda gmina ma swoją, powoduje, że przy sporych kosztach działalności trudno uzyskać spodziewany efektu".
Między innymi dlatego nieszczelność sieci wodociągowej. W ponad połowie skontrolowanych jednostek straty w ilości wody wtłoczonej do sieci przekraczały 30 proc. W 45 procentach straty odpowiadały ponad połowie jej sprzedanej ilości, w sześciu — ponad 60 proc. tej objętości. Takie wyniki przyniosło badanie sytuacji w 19 gminach w Polsce. NIK do kontroli wybrał województwa ze stosunkowo niskim wskaźnikiem przyłączeń wiejskich gospodarstw do sieci wodociągowej — od 6,5 proc. w województwie mazowieckim do 23,5 proc. na Opolszczyźnie.
Wyniki kontroli są druzgocące dla gmin i przedsiębiorstw kontrolujących wodociągi pod wieloma względami. Okazuje się, że popełniały one podstawowe błędy. Ponad jedna trzecia podmiotów nie wiedziała, z czego zrobione są rury i urządzenia w kontrolowanej przez siebie sieci. 40 proc. jednostek nie miało z kolei pojęcia, jak stare są jej elementy. Brak podstawowych danych według NIK uniemożliwiał właściwą konserwację czy przeprowadzanie niezbędnych napraw. Ci, którzy znali wiek instalacji, przyznawali, że ich wiek wynosi od 20 do nawet 60 lat (aż 67 proc.)
Sieci wodociągowe mniejszych gmin spoczywały najczęściej na barkach zaledwie ośmiu pracowników. W jednym z przedsiębiorstw zajmowały się nią trzy osoby. W ponad połowie skontrolowanych podmiotów zatrudnieni skarżyli się na przepracowanie. Nic dziwnego, skoro na pracę wodociągowców i rozbudowę sieci nie ma pieniędzy.
"Przyczyną niepodejmowania działań inwestycyjnych w zakresie rozbudowy sieci były czynniki ekonomiczne. Wskazując na brak środków finansowych, kierownicy jednostek nie pozyskiwali jednocześnie, w okresie objętym kontrolą, żadnych środków zewnętrznych (krajowych, europejskich) na realizację zadań związanych ze zbiorowym zaopatrzeniem w wodę. Tylko jedna spółka pozyskała w 2019 r. 25 tys. zł środków zewnętrznych, przeznaczając je jednak na zakup samochodu osobowego” - piszą kontrolerzy NIK.
"Nakłady na ochronę środowiska i dziedziny związane ze środowiskiem, w tym z zaopatrzeniem w wodę, są niskie. Póki nie ma z nimi problemów, to nie stanowią priorytetu samorządu — szczególnie na wsiach, gdzie z kilometra sieci wodociągowej korzysta o wiele mniej osób, niż w miastach. W ten sposób koszty utrzymania są nieproporcjonalnie wyższe niż w większych ośrodkach" - komentuje dr Sebastian Szklarek, specjalista ds. gospodarowania zasobami wodnymi. Według niego samorządy zazwyczaj nie mają motywacji do zajmowania się wodociągami, skupiając się na inwestycjach, które widać — na przykład remontami dróg.
Kierownicy jednostek zaopatrujących ludność w wodę nie kryli, że pieniędzy najczęściej starcza jedynie na doprowadzenie jej do odbiorców. I na nic więcej. Konserwacja sieci czy jej rozbudowa w takiej sytuacji nie wchodzi w grę — tak samo jak doprowadzenie kanalizacji do podłączonych do wody mieszkań. Z raportu wynika, że wodociągi nie mają pieniędzy nawet na najbardziej podstawowe naprawy. Dlatego elementy rur w objętej kontrolą gminie Górzyca pokrywa rdza.
Wody powierzchniowe są też zanieczyszczane przez nieszczelne zbiorniki przydomowych oczyszczalni ścieków i bezodpływowych, często prowizorycznych szamb. „Kontrole NIK dotyczące gospodarki ściekami w gminach wykazały przede wszystkim nieskuteczny nadzór nad sposobem odprowadzania ścieków do zbiorników bezodpływowych, a także brak wymaganych przepisami ewidencji zbiorników bezodpływowych czy przydomowych oczyszczalni” - piszą kontrolerzy.
Czy zatem picie wody prosto z kranu jest bezpieczne? W końcu niektóre z samorządów, na przykład krakowski, promują picie "kranowianki". NIK ostrzega jednak, że wielu przypadkach przez rurociągi płynęła woda nienadająca się do spożycia. Zanieczyszczenia wykryto w 80 proc. zbadanych sieci. „W jednym przypadku woda nie była przydatna do spożycia przez ok. 5 miesięcy, a w innym była przydatna pod określonymi warunkami od 2013 roku” - piszą przedstawiciele NIK. „Określone warunki” oznaczają na przykład konieczność przegotowania wody przed jej wypiciem. W większości wiejskich gmin warto więc zastanowić się dwa razy, zanim nalejemy wody z kranu do szklanki. W niektórych przypadkach warto się jednak nad tym zastanowić — nie kryje dr Szklarek.
"Trudno powiedzieć, woda w kranach w Polsce generalnie nadaje się do picia – ale trzeba by było przeanalizować sytuację w każdej gminie z osobna. Wodociągi zresztą wykonują obowiązkowe badania okresowe, jeśli nie ma komunikatów o złej jakości wody, to można się spodziewać, że jej picie jest bezpieczne. Trzeba jednak pamiętać, że przedsiębiorstwa wodociągowe sprawdzają jakość wody do głównego przyłącza budynku. Jeśli mamy stary budynek z przerdzewiałymi, zanieczyszczonymi rurami, to też nie możemy być pewni tego, czy pijemy czystą wodę" - mówi nam ekspert.
Zdaniem Jacka Zalewskiego problemem są nie tylko zbyt niskie nakłady na wodociągi. Szwankuje też zarządzenie na najwyższym z możliwych poziomów.
"Niestety, utworzenie Polskiego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, jak dotąd przyniosło więcej zamieszania niż pozytywnych skutków. Instytucja ta wciąż się organizuje, zajmuje się gigantycznymi inwestycjami zamiast tak trudnymi rozproszonymi problemami, a zarządzanie pozwoleniami wodnoprawnymi właściwie nie funkcjonuje. Samo wydanie pozwoleń ciągnie się miesiącami" - zauważa specjalista.
Również NIK apeluje do instytucji o załatanie dziur w przepisach i niejasnych procedurach. Inaczej marnowanie wody będzie postępować. Zdanie Izby wodociągi powinny obniżać cenniki w przypadku, gdy jakość wody jest niska. Izba apeluje też o wpisanie do ustaw obowiązku planowania modernizacji urządzeń wodociągowych.
"Na pewno trzeba usprawnić kontrolę zbiorników bezodpływowych, może poprzez wprowadzenie stałej opłaty niezależnej od liczby opróżnień? Wtedy nie opłacałoby się oszukiwać i budować nieszczelnych szamb, co jest powszechną praktyką. Można mocniej zająć się usuwaniem wycieków z sieci wodociągowych. To przełoży się na konkretne oszczędności. Zadbać o wyższą kulturę eksploatacji, poprzez edukację, ale też może częściową konsolidację spółek wodociągowych, na przykład tych otaczających miasta" - mówi nam Zalewski. Jak podkreśla, musimy powstrzymać marnowanie wody — w końcu wcale nie mamy jej nadmiaru.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze