0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

"Tak się składa, że w mojej codziennej pracy bezpośrednio stykam się z wieloma zjawiskami atmosferycznymi i mój byt w dużej mierze od nich zależy. Widzę, jak – dosłownie na moich oczach – zmienia się klimat" - pisał Robert Kuryluk, rolnik, członek Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi "Ekoland" w raporcie Koalicji Żywa Ziemia. Organizacja przygotowała w 2020 roku ekspertyzę dotyczącą wody w rolnictwie.

Wody, której niedobór jest dziś ogromnym problemem. A stanie się jeszcze większym.

Ile wody wykorzystuje rolnictwo?

Zacznijmy od liczb.

Już po nich widać, że wody ubywa. Jak podaje Koalicja Żywa Ziemia, od 1960 do 2010 roku Europa straciła 24 proc. odnawialnych zasobów wody per capita.

Polska jest w słabej pozycji na tle Europy.

W latach 1946-2016, średnia roczna zasobów wodnych przypadająca w Europie na głowę mieszkańca wynosiła 5 000 m³ wody. W Polsce: 1 800 m³. To bardzo blisko granicy "stresu wodnego", czyli zagrożenia deficytem. Ustalono ją na poziomie 1 700 m³/os.

Rolnictwo wykorzystuje około 70 proc. odnawialnych zasobów wodnych. Na drugim miejscu jest przemysł (20 proc.), a na trzecim wykorzystanie wody na cele komunalne (10 proc.). Czym są odnawialne zasoby wodne?

Wyjaśniali to w raporcie Koalicji Żywa Ziemia eksperci IMGW.

"Składają się na nie trzy elementy: średnie z wielolecia przepływy rzek, objętość wód pochodzących z opadów, które zasilają warstwy wód gruntowych oraz wody, które wpływają do Polski spoza jej granic. Razem daje to średnio około 60,5 km³ wody na rok" - czytamy.

To oznacza, że wykorzystanie odnawialnych zasobów nie jest równoznaczne z użyciem wody z poboru. Tutaj proporcje są zupełnie inne. Najwięcej takiej wody wykorzystuje przemysł, a rolnictwo i leśnictwo jedynie 10 proc.

Zmianę klimatu już widać

Bezśnieżne zimy, nawalne deszcze (które nie wsiąkają do gruntu), wysokie temperatury - to skutki zmiany klimatu, które powodują, że odnawialnych zasobów będzie coraz mniej.

„Najzdrowszą sytuacją dla przyrody jest ta, kiedy w zimie pada śnieg, a potem zalega na ziemi, topniejąc powoli i zasilając stopniowo glebę i rzeki. Jeśli stopnieje szybko, nie wchłania się, tylko błyskawicznie spływa do rzek i wpada do morza. Również duży, ale krótki opad deszczu nie załatwia sprawy, bo nie ma szans nawodnić gleby w takim stopniu, jak zalegający śnieg” – tłumaczył w rozmowie z OKO.press hydrolog prof. Paweł Rowiński.

"Klimat staje się nieprzewidywalny. Brak śniegu powoduje, że gleba nie przyjmuje wystarczającej ilości wody zimą, globalna temperatura się podnosi, wzrasta też ryzyko niespodziewanych przymrozków późną wiosną. Coraz częściej występują gwałtowne zjawiska pogodowe (grad, huraganowe wiatry), a wraz z ociepleniem pojawiają się nowe choroby i szkodniki" - pisał w raporcie Żywej Ziemi Robert Kuryluk.

"Rolnictwo musi adaptować się do zmiany klimatu, a jednocześnie starać się ją hamować. Wszelkie doraźne rozwiązania, jak powszechne kopanie studni głębinowych, pogłębiają tylko problem, zamiast go rozwiązywać"

Jak było w tym roku?

Suszę monitoruje Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa Państwowy Instytut Badawczy w Puławach. Z raportów Instytutu dowiadujemy się, że w tym roku susza rolnicza pojawiła się w czerwcu i trwała do końca sierpnia. Wcześniej problemy były lokalne, głównie w woj. zachodniopomorskim.

W okresie 11 czerwca -10 sierpnia dotyczyła ośmiu województw, a najgorzej było m.in. na Pojezierzu Kaszubskim, Żuławach Wiślanych, we wschodniej części Kotliny Gorzowskiej, a także na Pojezierzu Wielkopolskim. Deficyt wody wynosił od -130 do -199 mm.

Zagrożone były uprawy kukurydzy, roślin strączkowych, tytoniu, truskawek, warzyw gruntowych, ziemniaka, chmielu i krzewów owocowych. Instytut podaje, że w wyniku suszy plony mogą być o przynajmniej 20 proc. mniejsze od średniej wieloletniej w skali gminy.

W ubiegłym roku było bardziej sucho. Susza w analogicznym okresie wystąpiła w 11 województwach. Najgorzej było w okolicy Szczecina, gdzie deficyt wody wynosił od -160 do - 209 mm.

"Rok 2020 pokazał, że musimy przyzwyczajać się do tumanów kurzu także podczas wiosennych uprawek. Mam w gospodarstwie pola, na które zazwyczaj można było wejść z pracami polowymi dopiero w maju, ponieważ wcześniej stała tam woda. W tym roku na początku kwietnia jeździłem tam ciągnikiem w tumanach kurzu" - opisywał Robert Kuryluk.

Prof. Zbigniew Karaczun z SGGW w rozmowie z OKO.press zwracał uwagę na to, że w gminach, w których występuje susza, zarówno produkcja rolnicza, jak i dochody z rolnictwa bardzo mocno idą w dół. "To owocuje wzrostem cen żywności. Dotyczy to nie tylko produkcji roślinnej, ale również zwierzęcej. Bo mniej wody to również mniej paszy, która w wyniku suszy jest dodatkowo gorszej jakości. Wysokie temperatury, które pewnie wkrótce nadejdą, obniżą komfort zwierząt, co np. w przypadku bydła owocuje spadkiem wielkości produkcji mleka i mięsa" - zaznaczał.

Przeczytaj także:

Nie tylko zmiana klimatu

Organizacje zajmujące się ochroną środowiska i naukowcy zwracają uwagę na to, susza to też wynik regulacji rzek, budowy zapór, zabierania miejsc naturalnej retencji, a także "prac utrzymaniowych", czyli odmulania dna, koszenia brzegów, pogłębiania koryt. Jak wylicza organizacja WWF w latach 2016-2017 przekopano blisko 18 tys. km koryt małych rzek i potoków, przyspieszając tym samym spływ wody.

O "pracach utrzymaniowych" mówił w OKO.press hydrolog Piotr Bednarek, prezes fundacji Wolne Rzeki. "Biorą się z myślenia, że cały czas wodę trzeba jak najszybciej odprowadzić z krajobrazu" - podkreślał. "To wszystko są prace, które 60 czy 100 lat temu były uważane za potrzebne, bo »porządkowały« rzekę i przyspieszały spływ wody, co było uważane za metodę zmniejszania ryzyka powodziowego. A jest odwrotnie – wbrew interesowi przyrody i naszemu przyspiesza się spływ wody, co zwiększa ryzyko powodzi. Przyspieszony odpływ z jednego miejsca oznacza, że poniżej fala powodziowa będzie wyższa i bardziej skumulowana. Także w kontekście suszy przyspieszanie spływu – zamiast naturalnej retencji – jest w oczywisty sposób niedobre" - wyjaśniał.

Zapora na rzece jak wanna w ogrodzie

WWF zwraca również uwagę na to, że budowa zapór na rzekach nie pomaga w walce z suszą, a jedynie pogłębia problem. "Ich funkcjonalność można porównać do wanny postawionej na środku ogrodu – to, że w wannie będziemy mieć wodę, nie oznacza, że nasz ogród będzie dobrze nawodniony. Zbiorniki zaporowe działają punktowo, podnosząc poziom wód gruntowych tylko na niewielkim obszarze wokół zbiornika. Jednocześnie w dole rzeki dochodzi do erozji (obniżania się poziomu dna) i tym samym do obniżenia poziomu wód gruntowych, co powoduje lokalnie susze" – mówi Alicja Pawelec z WWF Polska. Jak dodaje, woda stojąca w zbiorniku paruje szybciej, niż ta niesiona rzeką lub ta, która znajduje się w mokradle. W ten sposób zapora dodatkowo przyczynia się do utraty wody.

Wielkie rządowe plany dotyczące budowy dróg wodnych i kolejnych stopni wodnych również spowodują, że susza będzie jeszcze bardziej dotkliwa. Każda regulacja rzeki, wpuszczenie jej w wyrównane koryto, obudowanie wałami i przecięcie stopniami niszczy jej naturalny charakter. A to właśnie naturalna retencja, zróżnicowane dno, przybrzeżna roślinność i meandrujące rzeki - jak tłumaczą eksperci WWF - są receptą na suszę.

Tymczasem Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie prowadzi program "Stop Suszy", a w jego założeniach wpisano m.in. budowę stopnia wodnego w Piszu na rzece Pisie oraz stopni Ścinawa i Lubiąż na Odrze.

Zadbać o zlewnię

Postulaty dotyczące przywracania rzekom naturalnych biegów i terenów do wylewania znalazły się w Apelu o Wodę, przygotowanym przez Greenpeace i podpisanym przez kilkadziesiąt organizacji ekologicznych. W petycji do premiera Mateusza Morawieckiego, którą wsparło prawie 5 tys. osób, czytamy m.in. o konieczności renaturyzacji rzek, ochronie torfowisk oraz lasów wodochronnych, a także o zatrzymywaniu wody na polach oraz w miastach

"Ograniczanie zużycia wody przez każdego z nas jest ważne, ale indywidualne działania nie wystarczą. Potrzebne są przemyślane, kompleksowe i adekwatne do skali wyzwania działania rządu, służące ochronie zasobów i poprawie stanu wód w Polsce" - czytamy.

Jednym z postulatów jest również "zadbanie o zlewnie rzek". Zlewnie to obszary, z których woda spływa do jeziora, rzeki czy na teren podmokły. Im mniejsza ludzka ingerencja w zlewnie, tym lepsza retencja wody i mniejsze zagrożenie suszą. Organizacje, które podpisały petycję do premiera, wskazują, że w ramach dbania o zlewnie rząd powinien zapewnić rekompensaty dla rolników, których łąki i pastwiska są okresowo zalewane.

"Otrzymywaliby je rolnicy, których tereny zostały zalane i nie mogą ich użytkować, lecz dzięki temu na ich gruncie gromadziłaby się woda, sprzyjając naturalnej retencji i podnosząc poziom wód gruntowych. W dobie suszy to właśnie rolnicy są pierwszą linią frontu walk – oni pierwsi odczuwają skutki suszy, ale jednocześnie to właśnie oni mogą znacząco przyczynić się do zatrzymywania wody tam, gdzie spada" - mówi Przemysław Nawrocki z WWF.

Węgiel kontra rolnictwo

Również Greenpeace przygotował raport "Wielki skok na wodę", w którym przygląda się temu, jak na problem suszy wpływa opieranie energetyki na węglu i wydobywanie tego surowca. Wnioski?

"Największe problemy z niedoborem wody, spowodowanym przez odwadnianie kopalń, ma ludność zamieszkująca w zasięgu leja depresji. Jest to obszar otaczający kopalnię, na którym obserwuje się obniżenie zwierciadła wód podziemnych. Przykładowo lej depresji wokół odkrywek KWB Bełchatów ma powierzchnię około 700 km² [dane z 2007 roku - od aut.]" - czytamy w nim.

Szkody odczuwają najdotkliwiej właśnie rolnicy. Pola położone w pobliżu kopalni odkrywkowych dają niższe plony — ponieważ kopalnia odsysa z nich wody powierzchniowe i płytkie wody podziemne.

Problem stanowi nie tylko wydobycie, ale również samo działanie elektrowni węglowych. Jak wylicza Greenpeace, elektrownia węglowa o mocy 500 MW o otwartym układzie chłodzenia co trzy minuty pobiera wodę, która wystarczyłaby na wypełnienie basenu olimpijskiego. Otwarty układ jest najbardziej szkodliwy dla środowiska. Pobiera się wodę z rzeki, a późnią wlewa z powrotem do koryta. Tym samym tworzy się ogromna blokada na rzece, a wszystkie organizmy w niej żyjące zostają unicestwione.

4 mld strat

"Nasze wyliczenia wykazują, że same istniejące elektrownie węglowe zużywają 19 miliardów m³ wody słodkiej rocznie na świecie. To oznacza, że 8 359 bloków węglowych na świecie rocznie zużywa dość wody, by wystarczyło jej na zaspokojenie najbardziej podstawowego zapotrzebowania ponad miliarda ludzi" - czytamy w raporcie. Jak wyliczają eksperci, jeśli do tej liczby dodamy wodę wykorzystywaną do wydobycia węgla kamiennego i brunatnego, wynik wzrośnie do 22,7 miliardów m³. To ilość, która wystarczyłaby na zaspokojenie zapotrzebowania na wodę 1,2 miliarda ludzi.

Greenpeace podaje przykład Indii, gdzie rolnicy muszą konkurować o wodę z przemysłem węglowym. Niedobory wody doprowadziły już do zamknięcia kilku bloków elektrowni, ale także do ogromnego kryzysu w rolnictwie. Nakładające się problemy społeczne, finansowe i środowiskowe spowodowały, że od 1995 roku ponad 60 000 rolników w stanie Maharasztra odebrało sobie życie. O przyczynach kryzysu w indyjskim rolnictwie i potężnych ruchach protestu pisaliśmy w OKO.press:

Rzeczywistością polskich rolników, których pola sąsiadują z elektrowniami i kopalniami, zajęła się w 2016 roku organizacja Rozwój Tak - Odkrywki Nie. W raporcie "ZE PAK czy rzepak" dr Benedykt Pepliński z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu wyliczał, ile wyniosą straty w rolnictwie i przemyśle rolno-spożywczym, jeśli powstałaby planowana odkrywka Ościsłowo. Z jego szacunków wynika, że byłoby to od 2,63 mld zł do 4,4 mld zł. Dziś już wiemy, że spółka ZE PAK wycofała się z planów budowy nowej odkrywki i zaczęła proces odchodzenia od węgla. Jednak te wyliczenia sprzed pięciu lat pokazują skalę strat, z jakimi muszą liczyć się rolnicy na węglowych terenach.

Mała retencja

Eksperci z organizacji pozarządowych rekomendują kilka rozwiązań, które mogłyby pomóc w walce z suszą rolniczą. Jednym z nich jest oczywiście wspomniana już renaturyzacja rzek oraz odejście od wydobywania i spalania węgla. Greenpeace w petycji sugeruje również "rzetelną edukację klimatyczną w polskich szkołach, która jest fundamentem walki z kryzysem klimatycznym i ekologicznym".

Rozwiązaniem, które w wypowiedziach ekspertów pojawia się najczęściej, jest mała retencja. "Woda może być zatrzymywana w krajobrazie na wiele sposobów. Stałe pokrycie gruntów roślinnością (...), zachowywanie terenów podmokłych czy pasów zadrzewień sprzyja spowolnianiu jej odpływu. Ogromy potencjał retencyjny ma także sama gleba. Od jej napowietrzenia i zawartości materii organicznej zależy, ile wody zdoła zatrzymać" - pisze Koalicja Żywa Ziemia. W raporcie dotyczącym wody w rolnictwie eksperci podkreślają, że konieczna jest likwidacja systemów melioracji, które powstały w drugiej połowie XX wieku, odwadniając tereny pod uprawy. "Silnie zmeliorowana jest znaczna część zlewni w całym kraju. Doprowadzenie do takiego stanu rzeczy stanowi istotną przyczynę dotkliwych suszy w okresach bezopadowych" - pisze Artur Fudryna, ekspert ds. ekologii wód.

Tekst powstał we współpracy z Fundacją Greenpeace w ramach kampanii "Licznik dla klimatu". Więcej informacji o projekcie można znaleźć TUTAJ.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze