0:000:00

0:00

W Polsce jest ok. 10 tys. psychoterapeutów. Dokładnej liczby nikt nie zna, gdyż zawód ten nie doczekał się ustawowej regulacji. Nie mamy w kraju ustawy, która określałaby, kto jest, a kto nie jest psychoterapeutą, jakie wykształcenie musi zdobyć osoba, która chce uprawiać ten zawód, w jaki sposób powinna się dalej szkolić, jakiej kontroli podlegać.

Brak ustawy powoduje, że psychoterapeuci nie mogą posiadać własnego samorządu ani rzeczników odpowiedzialności zawodowej. Ich pacjenci w razie wątpliwości co do jakości usług nie mają też dokąd się odwoływać.

„W próżni prawnej, jaką mamy dzisiaj, gabinet terapeutyczny może założyć każdy – wróżka, dziennikarz, ktokolwiek” – tłumaczył mi 4 lata temu Krzysztof Błażejewski, psycholog, psychoterapeuta, prowadzący prywatną praktykę w Warszawie.

„Gdy rejestrowałem własną działalność gospodarczą, nie sprawdzano w ogóle moich kwalifikacji. Wydruk, kasa fiskalna, to wszystko”.

Przeczytaj także:

Państwo nie dokłada do wykształcenia

Sytuację komplikuje fakt, że na świecie i w Polsce istnieją różne, uznane kierunki psychoterapii. Wymieńmy tu 5 głównych grup podejść:

  • psychoanalityczno-psychodynamiczny,
  • humanistyczno-doświadczeniowy,
  • poznawczo-behawioralny,
  • systemowy,
  • wreszcie integracyjny.

Polscy psychoterapeuci zrzeszeni są aż w 28 organizacjach. Ich środowisko jest bardzo zróżnicowane, stąd trudno im mówić jednym głosem.

Ta rozbieżność poglądów teoretycznych i interesów z pewnością nie sprzyjała też pracom nad ustawą regulującą ich zawód. Ale mimo jej braku i mimo tak istotnych różnic w sposobach leczenia, samo środowisko przez lata wypracowało bardzo wyśrubowane zasady uzyskiwania szlifów zawodowych i utrzymywania się w zawodzie.

Po to, by zostać certyfikowanym psychoterapeutą trzeba mieć wykształcenie magisterskie z zakresu np. psychologii, socjologii, medycyny, pielęgniarstwa lub pedagogiki, a następnie ukończyć minimum 4- lub 5-letnie szkolenie psychoterapeutyczne, które obejmuje co najmniej 1200 godzin zajęć. Mało tego.

„Żeby dostać certyfikat mojego stowarzyszenia, musiałem m.in. przejść własną psychoterapię, specjalistyczne warsztaty, a także obowiązkowy staż kliniczny w szpitalu psychiatrycznym. Musiałem też po ukończeniu szkolenia pracować 5 lat pod superwizją” – mówi OKO.press wspomniany Krzysztof Błażejewski.

„Dopiero wtedy moi superwizorzy uznali, że jestem gotowy, by móc przystąpić do egzaminu przed niezależną komisją. Oczywiście po uzyskaniu certyfikatu dalej podlegam superwizji” - dodaje.

Co istotne, psychoterapeuci za swoje przygotowanie do zawodu, a także za wszystkie dalsze szkolenia płacą z własnej kieszeni. Państwo nie dokłada do ich wykształcenia, za to chętnie z ich pracy korzysta, zatrudniając w szpitalach psychiatrycznych, poradniach. Zatrudniając – dodajmy – za bardzo niewielkie pieniądze, co powoduje coraz szybszy i coraz bardziej masowy ich odpływ do chłonnego sektora prywatnego.

Pozorny ruch ministerstwa

W mojej rozmowie z Krzysztofem Błażejewskim sprzed 4 lat stale powracał wątek konieczności przygotowania ustawy o zawodzie psychoterapeuty.

Polska Rada Psychoterapii, do której należy kilkanaście towarzystw psychoterapeutów, dość dawno przygotowała wstępny projekt. Gdy jednak wrócił z ministerstwa zdrowia, wnioskodawcom było ponoć trudno rozpoznać, że to ich własny tekst.

Potem sprawa upadła. Kolejni ministrowie mieli inne problemy na głowie.

Na początku 2019 roku minister zdrowia wydał rozporządzenie o wprowadzeniu nowej specjalizacji medycznej – psychoterapii dzieci i młodzieży

Było ta odpowiedź urzędu na coraz głośniejsze doniesienia o fatalnym stanie psychiatrii dla najmłodszych pacjentów, o coraz bardziej alarmujących statystykach udanych i podejmowanych próbach samobójczych wśród dzieci i młodzieży.

Odpowiedź ta spotkała się z chłodnym przyjęciem ze strony środowiska. Ruch ministerstwa odebrano jako pozorny, na poprawę sytuacji nie liczono.

Bardzo lakoniczny dokument

Kwestia prawnego uregulowania psychoterapii dla dorosłych, która – dodajmy - ma znacznie większy zasięg, ruszyła ponownie rok temu. Ministerstwo zaprosiło do rozmów znanego psychiatrę i psychoterapeutę - Bogdana de Barbaro. Uczestniczyli nich także Zofia Milska-Wrzosińska i Krzysztof Klajs.

Do pewnego momentu rozmowy przebiegały pomyślnie, ale potem urzędnicy zmienili front. Oznajmili, że zamiast ustawy będzie kolejne rozporządzenie ministra, które wprowadzi tym razem specjalizację z zakresu psychoterapii dorosłych. 7 listopada 2022 na stronie Rządowego Centrum Legislacji ukazał się stosowny projekt rozporządzenia ministra zdrowia.

Dokument jest bardzo lakoniczny. Mowa w nim, że rozporządzenie wejdzie w życie w dniu ogłoszenia.

A w uzasadnieniu czytamy, że „zakłada ono wprowadzenie nowej dziedziny specjalizacji »psychoterapia« (…), co spowoduje, że system opieki zdrowotnej uzyska wysoko wyspecjalizowaną kadrę medyczną, która będzie udzielać świadczeń gwarantowanych z zakresu opieki psychiatrycznej”.

Zaś w Ocenie Skutków Regulacji można doczytać się, że „wprowadzenie specjalizacji z psychoterapii zwiększy dostępność psychoterapii, szczególnie w ramach leczenia środowiskowego realizowanego w ramach centrum zdrowia psychicznego i pozostałych podmiotów świadczących opiekę psychiatryczną”.

Zakończenie konsultacji społecznych projektu przewidziano na 15 grudnia 2022. Początkowo planowano szybsze ich zakończenie, jednak w wyniku działań Polskiej Rady Psychoterapii termin przedłużono.

3 powody wprowadzania specjalizacji

Dlaczego urzędnicy zrezygnowali z prac nad tworzeniem ustawy?

„Myślę, że z punktu widzenia ministerstwa to jest takie naturalne dopełnienie specjalizacji z psychoterapii dzieci i młodzieży” - mówi OKO.press Aleksandra Andruszczak-Zin, psycholożka, psychoterapeutka, członkini Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Gestalt, mająca za sobą również doświadczenie w pracy w ministerstwie zdrowia.

„Będzie to potem łatwo wykazać w różnych raportach, będzie ładnie wyglądać na papierze. Będzie się można wykazać, gdy np. jakiś poseł złoży interpelację” – dodaje.

„Drugim powodem wprowadzenia specjalizacji, które podaje ministerstwo, jest możliwość wzrostu płac osób, które prowadzą psychoterapię w publicznej ochronie zdrowia, dlatego, że można będzie te osoby zaszeregować w odpowiedniej tabelce dla specjalistów” – ciągnie Aleksandra Andruszczak-Zin.

„Dla mnie to powód całkowicie pozorny. Podwyższyć płace można by już dziś, tylko trzeba by w tym celu włożyć wysiłek w różne akty prawne, a tego wysiłku nikt nie chce włożyć”.

„I wreszcie trzeci powód, który podaje minister zdrowia i który nie ma już żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jego zdaniem rozporządzenie spowoduje, że specjaliści będą pracować w publicznej ochronie zdrowia. Zaskakuje mnie to i oburza, ponieważ psychoterapeuci w publicznym sektorze pracują od wielu, wielu lat i zresztą sam minister to reguluje tzw. rozporządzeniem koszykowym”.

„To bardzo nieeleganckie, jeżeli się próbuje opinii publicznej powiedzieć: »Teraz zadbamy o wasze zdrowie psychiczne i zaoferujemy wam pomoc specjalistów«. Bo ci specjaliści już są. Tylko jeśli oferuje się im 25 zł za godzinę pracy, a na własne szkolenie muszą wydać 80-100-120 tys. zł, to oni do publicznej opieki nie przyjdą. Zwłaszcza teraz, gdy przez pandemię, wojnę na Ukrainie, inflację, zapotrzebowanie na prywatną psychoterapię ogromnie wzrosło”.

Dlaczego ministerstwo próbuje uregulować problem rozporządzeniem, a nie ustawą?

„To proste” – konkluduje Andruszczak-Zin. - „Ustawa wymaga ogromu prac legislacyjnych, organizacyjnych, a także szerokich konsultacji. A rozporządzenie wprowadzić dużo łatwiej. Podpisuje je minister i departament prawny nie musi się głowić nad różnymi kwestiami”.

To zabieg polityczny

Krzysztof Błażejewski: „Wspomniane rozporządzenie to zabieg polityczny. Tak samo, jak miało to miejsce przy specjalizacji dzieci i młodzieży, chodzi o to, by wykazać wyborcom, że rządzący coś dla nich robią. Zapaści w psychiatrii dziecięcej nie dało się już ignorować. Dziś z dorosłymi jest podobnie. To ruch w celu wykazania, że działamy, by załagodzić kryzys. A że efekty będą odwrotne do zamierzeń, to już urzędników niezbyt obchodzi”.

„Popatrzmy, co się stało po wprowadzeniu specjalizacji z psychoterapii dzieci i młodzieży. Miała zwiększyć kadry, tymczasem od 2020 roku, w którym zaczęły się szkolenia, podjęło je zaledwie ok. 300 osób”.

Aleksandra Andruszczak-Zin: „Pani dyrektor Edyta Gadomska z ministerstwa zdrowia nie chwali się danymi. Podaje wyłącznie liczbę wniosków, jakie wpłynęły o uznanie dorobku. Otóż wpłynęło ich 600 - przez 4 lata!”.

Ministerstwo bowiem obiecywało i teraz też obiecuje, że będzie uznawać dorobek osób, które pracują w branży. Ale nie działo się to i teraz też nie będzie się dziać automatycznie.

Aleksandra Andruszczak-Zin: „Projekt rozporządzenia nie przewiduje takiego trybu, jaki lansuje się w mediach: »Proszę się nie martwić. My szanujemy państwa dorobek, wasze doświadczenie, wasze certyfikaty. Po prostu uznamy wasz dorobek«. Rzeczywiście, jest procedura uznania dorobku. Tylko że trzeba składać dokumenty, podanie, a potem zdawać egzamin państwowy”.

Psychoterapeuci nie chcą udowadniać, że nie są wielbłądami

Krzysztof Błażejewski: „Osobom po wielu latach pracy i wydanych ogromnych pieniądzach na kształcenie, nagle powiedziano, że mają zdawać dodatkowy egzamin, żeby pracować za tak samo niskie pieniądze. Ale mają to zrobić w strachu, że stracą pracę, a lata ich pracy, nauki i zdanych egzaminów pójdą wniwecz. A oni nie mają ochoty udowadniać, że nie są wielbłądami. I uznają, że się im nie opłaca”.

„4 lata temu podczas konferencji uzgodnieniowej mówiliśmy, że trzeba ściągnąć ludzi z powrotem do publicznego sektora ochrony zdrowia, ale należy to zrobić poprzez godziwe wynagrodzenie, a nie tworzenie sztucznych tworów w postaci »specjalisty psychoterapii«. To wywołuje wyłącznie zamieszanie, zarówno na rynku publicznym, jak i prywatnym”.

„Wyobraźmy sobie, że obecnie przygotowywane rozporządzenie wejdzie w życie. Mam za sobą 9 lat edukacji (studia magisterskie 5 lat oraz podstawowe szkolenie w psychoterapii 4 lata) i od prawie 11 lat pracuję w zawodzie. Mam certyfikat polski, certyfikat stowarzyszenia zagranicznego, plus niezliczoną ilość godzin pracy i nagle pojawia się ktoś, kto nie ma żadnego doświadczenia, ale właśnie zrobił specjalizację. I ta osoba traktowana jest jako specjalista. Jak to się merytorycznie ma do mojego certyfikatu, za którym stoi ogromna liczba wymagań do spełnienia?”.

Aleksandra Andruszczak-Zin: „Ja bym chciała zobaczyć tylko jedną statystykę. Żeby podano, ile z tych osób, które odbyły szkolenia w ramach specjalizacji z psychoterapii dzieci i młodzieży (ono się jeszcze nie zakończyło, powinno się zakończyć w 2024 roku - mam na myśli pierwszy nabór szkoleniowy), ile z tych osób zostanie w publicznej ochronie zdrowia i na jak długo. To bardzo łatwe do sprawdzenia. To byłby miarodajny czynnik sensu wprowadzania takich kuriozów prawnych, gdzie będą 2 różne nazwy na to samo: »specjalista« i »certyfikowany psychoterapeuta«. Z mojego punktu widzenia to kuriozum”.

Najpierw coś zróbmy, a potem zobaczymy

Krzysztof Błażejewski: „Rozwiązanie zaproponowane przez ministerstwo jest z gatunku »Najpierw coś zróbmy, a potem zobaczymy«”.

Aleksandra Andruszczak-Zin: „Rozporządzenie wskazuje, że instytucją zaangażowaną w proces przyznawania nowej specjalizacji ma być Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego. Warto jednak przyjrzeć się, jak wygląda tempo uznawania przez CMKP dorobku i wyznaczania terminów egzaminowania osób przy specjalizacji z psychoterapii dzieci i młodzieży.

Polskie Towarzystwo Psychiatryczne wyliczyło, że przy tych wszystkich specjalistach, którzy już są w ochronie zdrowia, jeśli zechce się uznać ich dorobek i wyznaczyć termin egzaminu, zajmie to ok. 20 lat!

Tymczasem w projekcie rozporządzenia nie ma w ogóle mowy o okresie przejściowym. Minister Adam Niedzielski pytany o to przez telewizję „Polsat” stwierdził: „Psychoterapeuci będą mogli nadal wykonywać swój zawód i będą przepisy przejściowe, które uszanują ich dorobek, ale na pewno zdefiniujemy osobny punkt odcięcia w czasie, który będzie nakazywał, żeby to szkolenie było weryfikowane centralnie”.

Dożywotni tytuł specjalisty

Krzysztof Błażejewski: „Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem. Tytuł specjalisty dostaje się dożywotnio. W efekcie będzie kolejny rozłam na rynku szkoleniowym, usług publicznych i prywatnych. I jak się mają w tym połapać pacjenci?

My certyfikat musimy odnawiać co jakiś czas na podstawie superwizji, rekomendacji superwizorów i uczestnictwa w szkoleniach oraz konferencjach. Specjaliści będą z tego zwolnieni, będą więc pracować bez kontroli i nadzoru. To mogą być równie dobrze osoby, które zaczną szerzyć swoje teorie albo będą wpadać w syndrom boga megalomana, że mogą teraz leczyć za pomocą sesji rozbieranych i nikt im tytułu specjalisty z tego powodu nie odbierze”.

Aleksandra Andruszczak-Zin: „Przewodniczę Komisji Etyki w towarzystwie, w którym jestem zrzeszona. I ubolewam, że poza takimi komisjami, które mają bardzo ograniczone możliwości działania, pacjenci nie mają żadnej (poza sądową) ścieżki dochodzenia swoich praw lub sprawdzania, czy psychoterapeuta naruszył jakieś zasady. A zatem mówienie, że dzięki specjalizacji pacjenci będą bezpieczniejsi, jest całkowicie nieuzasadnione. Bo nadal nie będzie nad nimi sformalizowanego nadzoru. Rozporządzenie tego nie reguluje”.

Tymczasem minister Adam Niedzielski we wspomnianej rozmowie z „Polsatem” przekonywał, że osoby udzielające pierwszego wsparcia osobom potrzebującym (m.in. w ośrodkach opieki środowiskowej) powinny podlegać weryfikacji. „Ja nie mogę sobie jako minister zdrowia pozwolić, żeby kwalifikacje tych osób nie były weryfikowane. Stąd jest propozycja, żeby zrobić specjalne szkolenie specjalizacyjne, które będzie gwarantem jakości, że udzielona pomoc szczególnie dzieciom będzie dobrej jakości” – zaznaczył minister.

Ministerstwo: „Nie ma żadnej alternatywy”

W uzasadnieniu projektu rozporządzenia na końcu dokumentu pada zaskakujące zdanie:

„Jednocześnie należy wskazać, że nie ma możliwości podjęcia alternatywnych w stosunku do projektowanego rozporządzenia środków umożliwiających osiągnięcie zamierzonego celu”.

Przypomnę, że tym celem jest "zwiększenie kadr". Jak to rozumieć?

„Nie trzeba ich zwiększać. Trzeba ich zachęcić do przyjścia czy wręcz powrotu, bo ja odszedłem z pracy w szpitalu psychiatrycznym po 6 latach, bo nie było mnie już stać, żeby dalej tam pracować” – mówi Błażejewski. „Nie wiem, co mógłbym dodać. To puste słowa. Równie dobrze można tam było wpisać: »Bułka, banan. Adam Małysz«. Miałoby to podobną wartość merytoryczną”.

Aleksandra Andruszczak-Zin: „To zdanie-wytrych, które się często zamieszcza w różnego rodzaju projektach. Z tym że jest to ewidentna nieprawda. Jedyną alternatywą jest uregulowanie tak poważnego zawodu ustawą. Przypomnę, że przygotowanie ustawy o zawodzie fizjoterapeuty zajęło 20 lat. Z różnych powodów, także z racji tarć w obrębie środowiska fizjoterapeutów. Ale wreszcie ją napisano i pewne rzeczy wreszcie są jasne”.

Ponad 7300 podpisów pod petycją

Ministerialny projekt rozporządzenia wzbudził niezwykle silną reakcję ze strony zdecydowanej większości psychoterapeutów. O ile na początku tekstu zaznaczyłem, że środowisko to historycznie zawsze było mocno podzielone, tym razem wystąpiło niemal jednogłośnie. Jednogłośnie na "Nie!".

Na stronie Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego pojawiła się grafika, z której wynika, dlaczego ustawa jest lepszym i jedynym akceptowalnym rozwiązaniem kwestii regulacji zawodu psychoterapeuty. Porównuje się tu stan obecny, ewentualną ustawą i proponowane obecnie rozporządzenie.

Spośród 22 rozpatrywanych kwestii rozporządzenie rozwiązuje pozytywnie jedynie 4. 3 pozostają wątpliwe. Natomiast ustawa zdaniem autorów przyniosłaby pozytywne rozwiązania wszystkich 22 spraw.

28 listopada 2022 grupa psychoterapeutów, do których należą zarówno Andruszczak-Zin jak i Błażejewski, napisała petycję do ministra zdrowia o „odrzucenie w całości procedowanego projektu rozporządzenia i o podjęcie przez rząd prac nad ustawą o zawodzie psychoterapeuty”.

Petycja została niedawno wysłana do adresata. Podpisało ją ponad 7300 osób.

- Zaskoczyła pana liczba podpisów? – pytam Krzysztofa Błażejewskiego.

- Przewidywałem, że jak osiągniemy 3 tys., będzie naprawdę dobrze – słyszę w odpowiedzi. Wcześniejsza petycja, w której przygotowaniu też uczestniczyłem, zebrała 2,5 tys. podpisów, a tu odzew jest o wiele większy.

- Opór środowiska jest wyraźny i jednoznaczny – dodaje Andruszczak-Zin. Zdarzyło się to pierwszy raz w dziejach polskiej psychoterapii.

Wydaje się też, że tak zdecydowana reakcja zaskoczyła też pracowników ministerstwa.

- Jesteście państwo optymistami? – pytam moich rozmówców. Urzędnicy pójdą po rozum do głowy i rozporządzenie trafi do kosza?

- Obawiam się, że jednak wejdzie w życie – mówi Błażejewski. Bo to jakaś wewnętrzna determinacja rządzących, którzy z jakiegoś powodu się uparli, że trzeba to wprowadzić. Chociaż jak sam pan widzi merytorycznie nie ma to żadnego uzasadnienia.

- Jestem sceptyczną pesymistką w tej sprawie i uważam, że rozporządzenie zostanie wprowadzone – dodaje Aleksandra Andruszczak-Zin.

- Jeśli się tak stanie, będzie to wielka szkoda dla nas, ale przede wszystkim dla pacjentów – podsumowuje Krzysztof Błażejewski.

;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze