Minister Przemysław Czarnek wprowadził kolejne zmiany w tegorocznych maturach. Nowy egzamin nadal hołduje jednak idei wkuwania na pamięć. Uczniowie są przerażeni, a nauczyciele zdezorientowani. O absurdach reformy pisze polonistka Aleksandra Korczak
Wraz z Dariuszem Martynowiczem, Pawłem Lęckim, Wojciechem Rzehakiem i Marcinem Dzierżawskim utworzyliśmy petycję z prośbą o zmiany dotyczące nowej formy wypracowania maturalnego. Podpisało ją prawie 40 tysięcy osób. W towarzyszących przedsięwzięciu wywiadach mówiliśmy też o tym, że trzeba koniecznie zrewidować obecną formę egzaminu ustnego.
Minister Edukacji Narodowej i Nauki rzeczywiście ogłosił zmiany, które dzień później – 1 marca – zostały przypieczętowane publikacją na stronie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Niestety rozporządzenie ministra jest nie tylko spóźnione (ogłoszone na dwa miesiące przed egzaminem!), ale też nie rozwiązuje problemów, które wskazywało środowisko polonistów i polonistek.
Zresztą sam fakt, że młodzież ustnego egzaminu maturalnego się boi, wzbudza on stres i niechęć, a wielu wolałoby, żeby został w ogóle odwołany, dowodzi fiaska reformy. Ale skąd te negatywne emocje? I czy ustna matura mogłaby wyglądać inaczej?
Gdy – jeszcze nie tak dawno temu – absolwenci gimnazjów przechodzili przez trzyletnią naukę w liceum i podchodzili do ustnego egzaminu maturalnego, trwał on 30 minut.
Uczeń losował zadanie egzaminacyjne zawierające tekst kultury do analizy. W archiwalnym informatorze można znaleźć na przykład takie: „Jakie refleksje o współczesnej cywilizacji wyrażają twórcy w swoich dziełach? Odpowiedz na podstawie interpretacji podanego tekstu kultury oraz wybranych tekstów literackich”. Pod spodem dołączono zdjęcie instalacji Magdaleny Abakanowicz. Uczeń dostawał kartkę do stworzenia własnych notatek i miał piętnaście minut na przygotowanie wypowiedzi, a potem dziesięć na wygłoszenie jej. Pozostałych pięć minut trwała rozmowa z komisją (również podlegająca ocenie).
Po reformie egzamin przebiega bardzo podobnie, też trwa 30 minut, a zdający też dostaje kwadrans na przygotowanie się do wypowiedzi. Tylko że dostaje dwa zadania, czyli tzw. zestaw egzaminacyjny. Jedno polecenie pochodzi z puli niejawnej i dotyczy analizy tekstu kultury, którego z założenia uczeń nie zna, a drugie z puli jawnej.
Tak, tak – to ta sama, którą minister na przełomie lutego i marca zredukował z kilkuset do 120 pytań.
Sęk w tym, że pytania ze skróconej przez ministra puli jawnej dotyczą w całości lektur obowiązkowych.
Nowa matura hołduje idei wkuwania na pamięć lektur – zadania dotyczące ich treści zawsze pojawiają się w teście historycznoliterackim, w dodatku jeżeli w wypracowaniu nie dowiedzie się znajomości przynajmniej jednej lektury obowiązkowej, w całości jest ono wyzerowane. Uczniowie muszą więc tak czy inaczej odsiedzieć swoje nad kanonem liczącym kilkadziesiąt tak fascynujących pozycji, jak „Gloria victis" czy „Przedwiośnie".
Skrócenie listy pozycji w puli jawnej nie zmienia tego, że młody człowiek musi opanować trudną sztukę magicznego manipulowania czasem i w kwadrans przygotować dwa konspekty wystąpienia.
Jak podpowiada nowy informator maturalny, przykładowy wzorcowy konspekt jednej takiej wypowiedzi liczy sobie nawet 400 słów (to więcej niż minimum wyrazów na wypracowaniu) i dzieli się na wstęp, rozwinięcie, zakończenie, a także zawiera erudycyjne konteksty i interteksty.
Samo istnienie puli pytań jawnych dowodzi, że mentalnie system edukacji tkwi w wieku XIX. Uczniowie obawiają się puli niejawnej, ale analizowanie zawartych w niej materiałów dowodzi umiejętności interpretacyjnych i szukania rozwiązań, sprawdza myślenie. To, że podobne wyzwanie stresuje uczniów, dowodzi, że
mają za sobą wieloletnie doświadczenie odtwarzania wiedzy, a nie wykazywania się umiejętnościami.
Wspomniana pula jawna nie weryfikuje żadnych umiejętności – ani twórczych, ani analitycznych, ani w ogóle żadnych. Sprawdza jedynie mechaniczne wykucie wiedzy na temat lektur obowiązkowych. W ostatnich miesiącach po Internecie śmigały gotowce z pulą wypowiedzi do wykucia na pamięć.
Jak w XXI wieku można zaproponować coś takiego? Czy ustny egzamin dojrzałości nie powinien na przykład sprawdzać, czy uczeń widzi powiązania między tym, czego się dowiedział, a światem, który go otacza? Czy edukacja pomogła mu ukształtować tożsamość, skonstruować świat wartości? Czy ma swoje opinie, zainteresowania, ulubione wartościowe książki czy filmy? Czy czuje się kompetentnym odbiorcą współczesnej kultury, jest w stanie opowiedzieć o zapamiętanej wizycie w teatrze czy muzeum, galerii sztuki, w filharmonii?
Albo chociaż: czy potrafi się sprawnie, poprawnie wypowiedzieć po polsku? To teraz się zdziwicie. Bo pewnie myśleliście, że na maturze ustnej z języka polskiego są punkty za poprawność językową, prawda? Uwaga: na nowej maturze z języka polskiego punkty za środki językowe, czyli poprawność, płynność wypowiedzi, elokwencję, interesujący dobór słownictwa, styl wypowiedzi to… 4 punkty z 30, czyli tylko 13 proc. wszystkich punktów. Reszta jest za to, na ile skutecznie wkuło się encyklopedyczną wiedzę wskazaną w podstawie programowej (przede wszystkim na temat lektur obowiązkowych, rzecz jasna).
Nie wiedzieliście tego wszystkiego wcześniej, prawda? A wiecie, co jest najśmieszniejsze? Niektórzy rodzice także nie. I uczniowie, uczennice.
I nawet niektórzy nauczyciele – także nie. To może być trochę szokujące, wiem. Ale w tym momencie warto porównać długości informatorów linkowanych wyżej. Informator do matury sprzed reformy miał 156 stron.
Informatory do nowej, zreformowanej matury, mają: do matury podstawowej – 313 stron (później edytowany i zaktualizowany; po jakimś czasie dołączono do niego aneks, który jeszcze dwukrotnie zmieniano), do matury rozszerzonej – 167 stron (oczywiście z aneksem, który później aktualizowano). Ale to tylko dwa dokumenty! Do nich dochodzi kilkadziesiąt różnych plików, z którymi także nauczyciele powinni się zapoznać, na przykład tutaj jest ich 50. A to wcale nie wszystkie.
Najnowszy pojawił się 1 marca (jako aneks nr 2). Warto pamiętać, że pierwszą rzeczą, którą musiał zrobić nauczyciel w zreformowanej szkole, było zapoznanie się z nową podstawą programową, która jest najważniejszym dla dydaktyka, wyjątkowo długim i złożonym dokumentem warunkującym treści nauczania. To kilkadziesiąt godzin dodatkowej pracy, za którą nikt nigdy nauczycielom przedmiotów maturalnych nie zapłacił żadnego rodzaju kompensacji czy wynagrodzenia za nadgodziny.
A przy każdej maturze próbnej, diagnozie, każdy polonista uczący w klasach czwartych odsiaduje dodatkowo kilkadziesiąt godzin na sprawdzaniu próbnych matur (po reformie jeden arkusz to mniej więcej godzina pracy weryfikacyjnej), za co także nikt nie płaci. Nikt też nie płaci za szkolenia, które powinny być powszechne i wiązać się z dodatkowym wynagrodzeniem, skoro ciężar logistyczny wdrażania reformy spoczywa na barkach pracowników szkół, a doszkalać się trzeba dodatkowo, poza godzinami pracy.
Chyba widzicie, do czego zmierzam, prawda? Niektórzy nauczyciele i nauczycielki nie mają siły ani czasu, żeby nurzać się w kolejnych i kolejnych publikacjach Centralnej Komisji Egzaminacyjnej – wytycznych, kryteriach, modyfikacjach. Szczególnie że z powodu pauperyzacji wynagrodzeń w warunkach inflacji
wielu pedagogów jest zmuszonych do reparacji domowego budżetu udzielaniem korepetycji.
Wystarczy kredyt czy rodzina na utrzymaniu i nagle praca w szkole na cały etat okazuje się komfortem. Trzeba brać nadgodziny. Tak czy inaczej wielu nauczycieli jest zmuszonych do pracy ponad etat, bo kolejne osoby odchodzą, a młodych osób chcących nauczać – nie przybywa. Braki kadrowe w stolicy sprawiają, że młodzieży tygodniami nie ma lekcji niektórych przedmiotów.
W zaistniałych okolicznościach trudno się dziwić, że społeczność szkolna nie nadąża za reformą, która jest właściwie wdrażana na bieżąco, na żywej tkance, a nie z wieloletnim wyprzedzeniem, tak jak to powinno przecież wyglądać.
W podstawie programowej z języka polskiego dla liceów dużo się pisze o sztuce retoryki. Według jej autorów – warto wiedzieć, że anonimowych – retoryka jest czymś świetnym, bo dzięki niej „uczeń, podejmujący różnorodne problemy i dokonujący interpretacji różnorodnych tekstów i zagadnień, w sposób świadomy potrafi argumentować własne zdanie”.
Dalej czytamy: „Retoryka, poza tym że jest sztuką o wysokim stopniu użyteczności społecznej, niesie ze sobą elementy psychologiczne lub antropologiczne, bowiem kształci u ludzi umiejętność wyrażania siebie, swoich przekonań, poglądów, zjednywania ludzi do idei”.
Na mnie, jako nauczycielkę, słowa te oddziałują niezwykle przewrotnie: pragnę jednocześnie się śmiać i płakać.
Podałam właśnie przykładowe zadania z puli jawnej na egzamin ustny. To jest ta umiejętność wyrażania siebie mająca wysoki stopnień użyteczności społecznej? Przecież teza stawiana w takim zadaniu nie dotyczy nawet „przekonań, poglądów” osoby zdającej. Trzeba po prostu dobrze zapamiętać, co przeżywał który bohater, i przywołać odpowiednie wątki z lektury obowiązkowej.
Potrzebne tu konteksty to wiedza o średniowiecznej literaturze parenetycznej oraz prometeizmie działaczy narodowo-niepodległościowych. Mam poważne wątpliwości, czy taki materiał analityczny może się przysłużyć trenowaniu umiejętności „zjednywania ludzi do idei”.
Jasne, można wykorzystać znajomość literatury pięknej i historii ojczyzny do tego, by powiedzieć coś ważnego o czasach, w których żyjemy teraz. Żeby to umożliwić zdającemu, trzeba by jednak wytyczyć mu inną ścieżkę, inaczej postawić problem, zadać inne pytanie. Pozwolić swobodnie wybierać, poszukiwać, popełniać błędy, docierać samodzielnie do wybranego celu.
Najwyraźniej nie takie cele ma polska szkoła.
Edukacja
Przemysław Czarnek
Centralna Komisja Egzaminacyjna
matura
nauczyciele
reforma edukacji
szkoła
uczniowie
Wyróżniona w konkursie Nauczyciela Roku nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii. Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest ekspertką do spraw lektur szkolnych oraz edukacji antydyskryminacyjnej, a także nagradzaną poetką performatywną.
Wyróżniona w konkursie Nauczyciela Roku nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii. Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest ekspertką do spraw lektur szkolnych oraz edukacji antydyskryminacyjnej, a także nagradzaną poetką performatywną.
Komentarze