Publicyści prawicy ostentacyjnie szanują Kościół - do momentu, w którym biskupi nie wzywają do pomocy uchodźcom. Wtedy dostaje im się od najgorszych. Nawet kardynał może zostać “człowiekiem lewicy zakotwiczonym w Kościele”, a pomysł korytarzy humanitarnych zostaje porównany do “korytarza”, którego od Polski żądał Hitler
W kanonadzie wymierzonej w biskupów - a w szczególności w warszawskiego metropolitę kardynała Kazimierza Nycza - w pierwszym szeregu stanął portal “wPolityce” braci Karnowskich.
24 czerwca (2017) na wPolityce.pl atak poprowadził Jacek Karnowski. W propozycjach zorganizowania korytarzy humanitarnych - przypomnijmy, że chodzi tu o kilkaset osób - dostrzegł zamach opozycji na rządy PiS. Karnowski:
"Tym razem polską łódź rozchybotać mają ludzie lewicy zakotwiczeni w Kościele. Wbrew pozorom, to dość silne środowiska, choć nie mające oparcia w masach wiernych. Są jednak wpływowi, mają poparcie części hierarchii oraz ważnych ludzi w Watykanie".
Zauważmy, że Karnowski za “człowieka lewicy” - a przynajmniej hierarchę, w którym te niewymienione z nazwiska podejrzane indywidua mają “oparcie” - uznał w ten sposób kardynała Nycza, jednego z najważniejszych polskich biskupów. Przyjęcie uchodźców, zdaniem Karnowskiego, ma spowodować protesty, na których rząd musi stracić. Oni sami staną się “taranem zmian społecznych”. Nie wiadomo, o jakie zmiany chodzi i w jaki sposób kilkaset doświadczonych przez wojnę ludzi miałoby się stać “taranem”.
Jest to jednak dla Karnowskiego “bój o Kościół w Polsce, i bój częścią polskiego Kościoła. Faktycznie: bój przeciwko Kościołowi w Polsce”. Jak widać, w praktyce kardynał Nycz prowadzi “bój przeciwko Kościołowi” - oskarżenie, które mogłoby zdziwić warszawskiego metropolitę.
Prawicowe media są jednak w stanie napisać wszystko, żeby tylko zniechęcić swoich czytelników do przyjęcia uchodźców. Nie ma tak wielkiego głupstwa, które nie zmieściłoby się w portalu “wPolityce”. 25 czerwca publicysta i producent filmowy Maciej Pawlicki pisał:
"Zbyt wiele sygnałów świadczy o tym, że wołanie o „korytarze” to niestety jedynie kamuflaż prawdziwych intencji. „Korytarza” domagano się już od Polski w 1939 roku. Uprawniona jest obawa, że po „korytarzach” nastąpi otwarcie bram i wkroczenie tych, których nie zapraszaliśmy".
Po chwili jednak, czując, że porównanie nie jest do końca trafne, Pawlicki do niego wraca: "Ówczesne niemieckie domaganie się „korytarza” przez polskie terytorium było słabo zakamuflowanym, butnym i bezczelnym domaganiem się złamania woli polskiego państwa i narodu.
Było początkiem „naprawiania” Europy przez zbrodniczych szaleńców. Uznali oni, że demografię należy zmienić, jednym dać „Lebensraum” (przestrzeń życiową), innych zepchnąć.
Przesiedlać całe narody wedle chorej wizji narodowo-socjalistycznych i międzynarodowo-socjalistycznych uzurpatorów, łamiąc wolę tychże narodów i ich demokratycznych władz. Niestety analogie uprawnione.
Dzisiejsze niemieckie i francuskie domaganie się od Polski „korytarza” czy „korytarzy” także jest butnym żądaniem złamania woli polskiego państwa i narodu.
Polska bez przechwałek i unijnych funduszy przyjęła milion Ukraińców z państwa, które jest w stanie wojny. Przyjęła tysiące Wietnamczyków i Chińczyków. Bo widzimy, że nie chcą zmieniać Polski wedle swojej cywilizacji".
Zatrzymajmy się chwilę nad słowami Pawlickiego. Są wyjątkowe, bo dosłownie nic - nic! - w tym porównaniu nie ma sensu, a wszystko opiera się na całkowicie fałszywym odwołaniu do przeszłości. Wyjaśnijmy:
Do Polski faktycznie przyjechały setki tysięcy Ukraińców, ale przyjechały do pracy, i to częściej z terenów zachodniej niż wschodniej Ukrainy. Np. od stycznia do sierpnia 2016 roku o status uchodźcy ubiegało się w Polsce 789 obywateli Ukrainy, z czego zaledwie 16 taki status dostało. Nie sposób porównywać tej migracji (bo to właśnie jest migracja) z przyjmowaniem uchodźców z kraju ogarniętego w całości wojną domową od kilku lat.
Interesujący jest sposób, w jaki Pawlicki pisze o kardynale Nyczu: że go szanuje, ale równocześnie bardzo ostro krytykując. ”Niech kardynał zaprosi prześladowaną, syryjską rodzinę – i na czas ich pobytu w Polsce - odda jej swój apartament. Sam niech zamieszka tuż obok i weźmie pełną odpowiedzialność za gości przez cały okres ich pobytu” - pisze.
Szacunek dla Kościoła, jak widać, ma w mediach niezłomnych charakter warunkowy - kiedy księża i biskupi mówią to, co się w PiS podoba, wtedy na niego zasługują. Jeśli powiedzą coś niezgodnego z linią partii - natychmiast zostają zaliczeni do “zgniłych elit”. Wkrótce pewnie przeczytamy podobnych opinii o biskupach więcej. Kościół bowiem konsekwentnie wywiera od wielu już miesięcy nacisk na rząd PiS, aby otworzył “korytarz humanitarny” przynajmniej dla kilkuset osób. Przypomnijmy, jak to było.
Cała sprawa zaczęła się od apelu papieża Franciszka, który w kwietniu 2016 roku - podczas wizyty na greckiej wyspie Lesbos - przywiózł ze sobą do Rzymu trzy rodziny uchodźców z Syrii. W czerwcu 2016 roku podczas 373. zebrania plenarnego Komisji Episkopatu Polski biskupi zaapelowali o stworzenie korytarza humanitarnego. Jak relacjonowała wówczas KAI: “Polega on na bezpiecznym przywożeniu niewielkich grup uchodźców, którzy dzięki specjalnym wizom przylecą samolotem, unikając tym samym narażania życia w czasie przeprawy przez morze”.
W lutym 2017 roku papież powtórzył swój apel i ostrzegał przed “populistycznymi demagogiami”, które podsycają strach wobec uchodźców. Te słowa zostały bardzo źle przyjęte w polskich prawicowych mediach, które zresztą od dawna oddają papieżowi tylko formalne wyrazy szacunku. W liście na rozpoczęcie Wielkiego Postu (odczytano go w kościołach 5 marca) powtórzył jednak ten apel kardynał Kazimierz Nycz. Jak pisał, korytarz to „przyjęcie w Polsce kilkuset uchodźców potrzebujących pilnie leczenia, pomocy nadzwyczajnej, koniecznej do ich przeżycia”.
Politycy PiS w sprawie korytarzy humanitarnych kluczyli. W marcu 2017 roku przychylnie wypowiedział się o tym pomyśle prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla “Rzeczpospolitej”: "Jeśli chodzi o korytarze humanitarne, pomoc nawet kilkuset chorym osobom, to ja nie mam nic przeciwko temu. To nie moja decyzja, tylko rządu, ale można ją podjąć".
W maju (2017) podobne wypowiedzi padały jeszcze z ust premier Beaty Szydło i ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, który deklarował, że już w tej sprawie trwają jakieś prace. Polski Caritas szybko zdementował wypowiedzi Waszczykowskiego (pisaliśmy o tym w OKO.press tutaj). Zaprzeczył także sam MSZ: korytarzy jednak miało nie być. W tle - jak pisała w maju “Rzeczpospolita” - miały być jeszcze dodatkowo wewnętrzne rozgrywki o władzę w Caritasie, który miałby organizować korytarze w praktyce.
O ile Kaczyński i Szydło grali z hierarchami na czas - mówiąc “zastanawiamy się”, to inni politycy PiS nie byli tacy wstrzemięźliwi. W sprawie korytarzy humanitarnych wypowiadała się np. posłanka Pawłowicz.
26 maja napisała:
Kościół więc - mówi posłanka Pawłowicz - otwiera “tylne drzwi” dla “inwazji islamskiej” oraz gotuje “hybrydowy zamach na Polskę”. Potem Pawłowicz skrytykowała już jednoznacznie Kościół:
29 maja rzecznik rządu Rafał Bochenek próbował tłumaczyć, że korytarze humanitarne wcale nie służą sprowadzaniu do Polski uchodźców - ale do wysyłania pomocy z Polski do Syrii.
"My już te korytarze utworzyliśmy; korytarze, którymi nieustanie wysyłamy pomoc do osób, które najbardziej tego potrzebują. Współpracujemy z organizacjami i stowarzyszeniami, które świadczą pomoc na miejscu; wysyłamy pomoc finansową; realizujemy wiele projektów związanych z odbudową szpitali; budujemy szkoły, chociażby realizując wspólną inicjatywę z Niemcami".
Rządzący znaleźli się z jednej strony pod presją biskupów, a drugiej - własnego sprzeciwu wobec uchodźców, z którego uczynili fundament swojej polityki. 6 czerwca (2017) marszałek senatu Stanisław Karczewski mówił, że podoba mu się “model australijski” - w którym, jak sądził, przyjmuje się tylko starannie sprawdzone osoby o wysokich kwalifikacjach, a nielegalnych imigrantów odsyła do obozów na odległych od Australii tropikalnych wyspach. Później okazało się, że Australia jednak przyjmuje uchodźców z Syrii czy Iraku, ale marszałek nie zmienił zdania. 19 czerwca premier Szydło powtórzyła, że korytarze “można rozważyć”.
"Zastanawiamy się, czy to jest akurat ten sposób, który faktycznie pomoże uchodźcom, czy też nie lepiej - tak jak w tej chwili robi to Polska - pomagać tam na miejscu, kiedy angażujemy się w niesienie pomocy medycznej".
24 czerwca (2017) kardynał Nycz powtórzył, że przygotowuje już diecezję do przyjęcia uchodźców. Mówił:
"Nie stawiajmy nigdy znaku równości miedzy uchodźcami a migrantami, gdyż są to dwie różne kategorie. Uchodźca uchodzi przed niebezpieczeństwem śmierci, prześladowań za wiarę, poglądy czy przekonania, albo ucieka w sytuacji, gdy jego dom został zniszczony, a jego życie jest zagrożone".
Była to lekko tylko zawoalowana krytyka pod adresem rządu PiS, którego przedstawiciele notorycznie mówią o “imigrantach”, a nie o “uchodźcach” - specjalnie mieszając te dwa bardzo różne pojęcia.
Tego samego dnia swój komentarz napisał Karnowski.
Politycy PiS wydają się usztywniać stanowisko, być może pod wpływem sondażu IBRIS, którego wyniki opublikowano 28 czerwca. Na pytanie “Czy zgadzasz się ze stanowiskiem Kościoła, by uchodźcom pomagać przez tzw. korytarze humanitarne?” tylko 33 proc. Polaków odpowiedziało “tak”, a 61 proc. - “nie”. Ten sondaż skomentował marszałek Senatu Karczewski:
"Ja sam wiele rozmów przeprowadzam z Polakami i wiem jedno: moi rozmówcy też podzielają opinię tej większości, która została wskazana w tym sondażu".
A zatem: biskupów władza kocha, ale tylko wtedy, kiedy są zupełnie zgodni z partią.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze