Poprosiliśmy czytelniczki i czytelników o nadsyłanie swoich historii aborcyjnych. Chcieliśmy pokazać spektrum doświadczeń, wyciągnąć aborcję ze sfery tabu i dać przestrzeń osobom, które często zmuszane były do milczenia ze strachu przed stygmatyzacją.
Niektóre historie już opublikowaliśmy.
Pani Magda, emerytowana nauczycielka zdecydowała się na jedno dziecko, miała dwie aborcje. Bez żadnego problemu, bo wtedy była w Polsce legalna. „Jakież ja miałam szczęście, że urodziłam się w latach 50., a nie 90.!” – komentuje.
Pani Danuta również przerwała ciążę w Polsce, ale 12 lat temu. Musiała to robić w niepewnych i traumatyzujących warunkach aborcyjnego podziemia.
An Urbanek opowiedziała o swojej bezpiecznej aborcji w Holandii. Dziś zakłada kolektyw Ciocia Czesia, który będzie pomagał Polkom przerwać ciążę w czeskich klinikach.
Dla pani Agnieszki decyzja o przerwaniu ciąży z poważnymi wadami płodowymi była dramatem. A potem tego dramatu nie uszanował nikt, ani rodzina, ani Kościół, ani „obrońcy życia” i stał się koszmarem.
Szczęście i diagnoza
W grudniu 2016 roku wyszłam za mąż, w ciążę zaszłam na początku 2017. Szczęście niesamowite. Niestety ciąża od samego początku przebiegała źle. Moje samopoczucie było fatalne. Ciągłe wymioty, nudności, nadwrażliwość dosłownie na wszystko. Ale mówiłam sobie, że to w końcu ciąża – przetrwam co trzeba, żeby w grudniu powitać swoje drugie dziecko.
Na pierwszym USG wyszło, że dziecko ma przepuklinę i to zwiastuje inne wady wrodzone.
Lekarz powiedział, że będzie miało zespół Downa, ale że to będzie i tak najłagodniejsza spośród wszystkich jego wad. Gdy zeszłam z fotela, prawie zemdlałam. Miałam tyle pytań. Dlaczego tak się stało? Dlaczego ja?
Lekarz od razu powiedział, że należy usunąć. Zadzwoniłam do męża, który był na poligonie, opowiedziałam mu wszystko. Przyjechał do domu. Znaleźliśmy bardzo dobrego profesora w Gdańsku i pojechaliśmy na badania prenatalne.
Zrobił USG i powiedział: bzdura, wszystko jest ok. Badania krwi pokazały, że dziecko nie będzie miało zespołu Downa. Nasza radość była przeogromna. W międzyczasie leżałam parę razy na oddziale ginekologii, bo dostawałam silnych bóli brzucha i nikt nie wiedział od czego. Diagnozowano mnie parokrotnie. Słyszałam albo „niski próg bólowy”, albo zgaga. Dostawałam leki, antybiotyki i masę innych kroplówek.
Najtrudniejsza decyzja
Przyszedł 30 czerwca. Pojechałam z mężem do Gdańska na badanie USG, ale nie w sprawie płodu, tylko mojego brzucha. Ciągle nie było wiadomo, dlaczego mnie tak boli. Okazało się, że ze mną jest wszystko ok, ale lekarz kazał mi poczekać w poczekalni. Po pół godziny zawołał mnie i powiedział: „nie chcę państwa martwić, ale nie widzę nerek i pęcherza moczowego u syna”.
To był piątek, około 20:00. Żaden prywatny lekarz już nie przyjmował, szpital nie chciał mnie przyjąć. Doczekałam do poniedziałku. Na USG ginekolog stwierdził, że faktycznie nie ma nerek, ale są nadnercza, więc pewnie nerek po prostu nie widać.
Pojechałam na kolejne USG do tamtego dobrego profesora. Badając mnie, nie powiedział ani słowa, grobowa cisza. Kiedy skończył, kazał mi się wytrzeć i usiąść przy biurku. Powiedział mi, że mam małowodzie, dziecko nie ma nerek, pęcherza moczowego. Profesor jest ordynatorem oddziału w szpitalu, zadzwonił do dyżurki, że mają mnie przyjąć na CITO.
Spakowałam się i pojechałam na ul. Kliniczną. Następnego dnia profesor zrobił jeszcze raz USG. Towarzyszyło mu chyba z 6 lekarzy. Miałam bardzo mało wód płodowych, więc lekarz wstrzyknął mi do brzucha sól fizjologiczną, żeby był lepszy obraz.
Wszystko się potwierdziło. Powiedział, że mogę zgodnie z prawem usunąć, ponieważ to wada letalna. Mogę też urodzić, ale dziecko nie przeżyje 2 godzin. Myślałam przez dwa dni i zdecydowałam się na terminację. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu.
Poród
Musiałam podpisać różne papiery, byłam w takim szoku, że pani doktor podpowiadała mi litery, żebym mogła podpisać się swoim nazwiskiem. Miałam lukę w pamięci. Dziurę, wielką dziurę. Nawet nie wiedziałam, jak się nazywam.
Kiedy już wszystko podpisałam, zostałam przygotowana przez lekarzy i psychologa do całej procedury. Opisali mi, co będzie się działo, więc wiedziałam, czego się spodziewać.
Tabletki podano mi w sumie 3 razy. Dostałam skurczy chwilę po północy. Zaczęła się akcja porodowa.
Musiałam przeć. Parłam i płakałam, oczy miałam zasłonięte dłonią. Nie wiem czemu. Może gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że to ja zabiłam swoje dziecko, że przeze mnie umarło.
Gdy wszystko się skończyło, położna zawinęła dziecko w gazę, powiedziała, że najprawdopodobniej był to syn, ale sekcja i badania genetyczne to potwierdzą. Po chwili przyszedł anestezjolog i ginekolog, żeby mnie uśpić i wyłyżeczkować.
Zasnęłam i obudziłam się rano po wszystkim z bolącymi piersiami, gotowymi wykarmić moje dziecko. Tego samego dnia wyszłam, w piżamie i szlafroku. Nie miałam siły fizycznej, żeby się ubrać ani psychicznej, żeby mnie to jeszcze obchodziło. Odebrał mnie mąż, płakał razem ze mną.
Lepsza martwa niż morderczyni
Pierwsze dni to była masakra, prawdziwa masakra. Nie wiedziałam jak się nazywam i to dosłownie. Zdecydowaliśmy się z mężem na „pokropek”. Mąż wszystkim się zajął. Ja do dnia pogrzebu nie funkcjonowałam, nie jadłam, nie piłam. Mąż dawał mi leki na zatrzymanie laktacji i leki nasenne, żebym zasnęła. Nie pomagały ani jedne, ani drugie.
Przyszedł 13 lipca, dzień pogrzebu, godzina 12:00. Moja godzina „W”. Pojechaliśmy z całą moją zakłamaną rodziną pochować moje dziecko.
Zakłamaną dlatego, że zaraz po pogrzebie powiedzieli mi, że zabiłam dziecko. Babcia osobiście poinformowała, że nigdy się za mnie tak nie wstydziła, jak wtedy kiedy powiedziałam, że dokonałam aborcji ze względu na wady płodu.
Mąż tłumaczył, że gdybym tego nie zrobiła, nie przeżyłabym porodu. Wody płodowe rozlały mi się po organizmie i już wdawało się zakażenie. Syn straciłby matkę, bo mamy jeszcze Kubę. Miał wtedy 8 lat.
Kochana babcia odrzekła, że Kuba by sobie poradził bez matki, a taka matka morderczyni jak ja nie jest mu do niczego potrzebna.
Usłyszałam, że nie ważne co było, ja je po prostu zabiłam. Że nie wie, jak będzie w dniu śmierci spowiadać się z moich grzechów Bogu.
Zgnilizna Zachodu
Pochodzę z bardzo religijnej rodziny, choć sama zawsze stroniłam od tego świata. Nigdy mnie nie ciągnęło do kościoła i nigdy nie potrzebowałam wzorca do czynienia dobra, sama potrafiłam odróżnić dobro od zła. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki babcia mi nie powiedziała, że jestem zwykłą morderczynią.
Załamałam się. Wpadłam w jeszcze większą depresję, bo zaczęłam wierzyć w to, co usłyszałam. Że Adaś, bo tak nazwaliśmy go z mężem, mógł żyć.
Po pogrzebie zaczęliśmy ogarniać papiery w mojej pracy. Pracowałam na etacie i przysługiwało mi 8 tygodni urlopu macierzyńskiego. Mąż chciał, żebyśmy wszyscy zmienili otoczenie i wyjechali na „wakacje”. Pojechaliśmy do Zakopanego.
Na samym wjeździe do Zakopanego był wielki baner z zakrwawionym płodem i napisem „tak wygląda dziecko w 10 tygodniu ciąży”. Na Krupówkach chodzili pro-liferzy z ulotkami STOP ABORCJI.
Nawet tam, na drugim końcu Polski nie mogłam odpocząć i się pozbierać. W końcu nie wytrzymałam. Zadzwoniłam pod numer, który był na ulotce. Odebrał pan, który przedstawił się jako Prezes.
Zapytałam grzecznie, ile potrwa jeszcze taka wojna banerowa i dlaczego to panowie o tym wszystkim decydują. Powiedział, że kobiety zrobiły się takie lewackie, że usuwają dzieci na potęgę. Rozłączyłam się, bo nic nie dało moje tłumaczenie o wadach płodu. Usłyszałam, że jestem zgnilizną Zachodu.
W drodze powrotnej do domu zadzwonił do mnie inny numer. W słuchawce jakaś pani mówi, że dostała mój numer od pana prezesa.
Moje zdziwienie było ogromne, a pani powiedziała, że wie, że dopuściłam się aborcji i dlatego trzeba jej zakazać, bo w objawieniach fatimskich było powiedziane, że aborcja to zło. Zdiagnozowała przez telefon, że mam syndrom poaborcyjny i że nigdy się z tego nie podniosę.
Nawet zmiana otoczenia nie pozwoliła mi odpocząć.
Lekcja religii
Urlop kończył mi się 30 sierpnia. Dzwonię do szefa zapytać, jak zrobimy z kluczami, żebym mogła otworzyć salon.
W słuchawce usłyszałam, że już nie pracuję. Jak to? – pytam. Praca na etat, legalna, nie mają prawa mnie zwolnić. Racja, nie mieli prawa mnie zwolnić, ale mieli prawo zlikwidować moje stanowisko pracy. I tak stałam się bezrobotną z depresją.
W dniu, kiedy rodziłam dziecko, przenieśli mojego męża do innej jednostki. Spakowaliśmy się ostatniego dnia wakacji i zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Nowe miejsce, nowi ludzie. Kuba poszedł do innej szkoły. Akurat od września zaczynał III klasę szkoły podstawowej, czyli zbliżała się komunia.
Moim błędem było to, że pomyślałam pierwszy raz w życiu, że potrzebuję oczyszczenia duszy. Poszłam do spowiedzi, powiedziałam wszystko, co miałam na sumieniu.
Ksiądz odrzekł, że dla takich kobiet lekkich obyczajów jak ja jest specjalne miejsce w piekle. Powiedział też, że w takiej sytuacji nie może pozwolić Kubie przystąpić do I komunii świętej.
Znowu się załamałam, że przeze mnie mój syn będzie wyśmiewany. Bo niestety, ale w tej naszej polskiej mentalności to znaczy, że ktoś jest gorszy, nie dostanie prezentów. Wytłumaczyliśmy z mężem Kubie, że nie o to tutaj chodzi, że to nie jego wina, że tak się stało.
Parę tygodni później na lekcji religii omawiany był temat aborcji. Tak, u 8-latków. Ksiądz powiedział przy całej klasie, że mama Kuby dokonała aborcji, bo po prostu nie chciała tamtego dziecka.
Interwencja u dyrektora nic nie pomogła. Dowiedziałam się tylko, że dyrektor nie odpowiada za księdza, tylko kuria.
Kuba się załamał. Nie chciał chodzić do szkoły, bo ksiądz pokazał mu na filmie, jak wygląda aborcja i był pewny, że jego brat też był rozszarpany na kawałeczki.
Wszystko wraca
Z rodziną do dnia dzisiejszego nie utrzymuję kontaktów. Nie mogą mi wybaczyć tego, co zrobiłam, przecież będę w piekle.
Od tamtego czasu minęły ponad 3 lata. Mam problemy ze zdrowiem, niewyleczoną depresję, problemy z otyłością. Moja psychika jest jak rozrzucone puzzle, mimo że jestem pod kontrolą psychiatry i psychologa.
Cała moja rodzina nie pozbierała się po tym wszystkim, do dzisiaj mamy problemy.
A wszystko się nasila kiedy co chwilę słyszę opinie fanatyków, że aborcja to zło, widzę całą tę nagonkę na kobiety, na strajki. Wtedy to wraca najsilniej. W głębi duszy nigdy się z tamtym wydarzeniem nie pogodziłam.
Dzięki, że to robicie. Niech kiedyś będzie normalnie, świecko, bezpiecznie…
Jeśli dyrektor nie odpowiada za księdza, to jakim prawem ksiądz jest nauczycielem w tej placówce?!
Bo został tam skierowany przez biskupa . Ale spokojnie, pensję dostaje. Z naszych podatków.
A dyrektor szkoły nie ma nic do gadania.
Prawem koń-kordatu. A ty, ja, ona, jesteśmy tymi końmi, którzy mu swoim kieratem zapewniają pensyję.
Normalnie, świecko bezpiecznie, będziemy zabijać nienarodzone dzieci a Ty piszesz bezpiecznie no chyba tylko dla facetów.
Nie. Lepiej niech urodzi i samo zginie w męczarniach. Albo i lepiej, niech matka też zginie. To pokaże ludziom by lepiej nie rodzic w ogóle w kraju Polska się zwacym. Bo tutaj albo rodzisz albo wylądujesz w wiezieniu 😀
Nie ma czegoś takiego jak "nienarodzone dziecko" – tak samo jak nie ma na to coś 500+ , choć przysługuje ono na "KAŻDE DZIECKO".
Może być zarodek, zygota, potem embrion, wreszcie płód – ale "nienarodzone dziecko" – to to samo co nienamalowany obraz.. hehe
Nawet w chwili otwarcia spadku – spadkobiercą może być DZIECKO, jeżeli się URODZIŁO i to ŻYWE!!
PŁÓD NIE JEST DZIECKIEM – dlatego jego rodzice nie otrzymują na niego 500+
Warto wiedzieć o czym się pisze!!
Czy potrafisz spojrzeć trochę dalej niż czubek własnego nosa i wczuć się w sytuację innych kobiet, które niekoniecznie są wierzące? Zdajesz sobie sprawę, że samo posiadanie możliwości wyboru czy dokonać aborcji czy nie, nie jest równoznaczne z jej wykonaniem?
Bardzo wierzaca kobieto , nawet nie zauwazylas ze w opisanej hostorii ksiadz zlamal tajemnice spowiedzi . I w dodatku wobec synka tej pani zastosowal odpowiedzialnosc zbiorowa . W takim Kosciele wszak wszyscy czuja sie bezpiecznie – chyba tylko faceci w sutannach
Te głosy są w tej dyskusji chyba najważniejsze, ale też chyba najmniej słyszalne.
Ksiądz złamał tajemnicę spowiedzi.
Ja bym temu zakłamanemu skxxwielowi NIGDY nie darował.
Nie dajcie się terroryzować watykańskim NASIZTOM w mundurach zwanych sutannami. Opowiem trochę z innej beczki.
W latach 90. mieszkałem na nowym osiedlu Olechów w Łodzi. Parafia się dopiero budował. Wychowawczyni w szkole zrobiła zebranie rodziców. Na zebraniu zapytała się w imieniu dyrektorki szkoły. "Czy państwo macie jakieś uwagi co do powieszenia nad tablicą w klasie krzyża z postacią Jezusa?"
Ja się nie zgadzam. I zacząłem od tego że szkoła jest śiwcka już od 1964 roku, że jest sacrum i profanum, że z tego co wiem w klasie są dzieci innych wyznań niż rzymskokatolickie, że jest to uwłaszczanie szkoły przez kościół. Że proszę, aby dyrektor szkoły przemyślała kto jej płaci pensje, czy podatnik czy kuria biskupia… ITD itd. Milczenie innych rodziców w klasie… Mimo zachęty nauczycielki by inni zabrali głos, cisza martwa. Wyszedłem z klasy mówiąc wszystkim rodzicom, że większego smrodu ze strachu nie czułem nigdy w życiu jak w tej sami.. Nadmieniam że nie mamy ślubu kościelnego a jesteśmy razem 40 lat.
W niedzielę po obiedzie zapukała do drzwi moja sąsiadka i opowiedziała co było na mszy. Podczas kazania ksiądz mówił o krzyżu, o jego symbolice i wagi dla wiary, by odnieść się do tych komuchów co to krzyża nie chcą w Polsce. Z imienia i nazwiska oraz adresu zamieszkania powiadomił wszystkich uczestników mszy że JA Włodzimierz N (…) zamieszkały na ulicy Zakładowej i mający syna w kasie 2b tutejszej szkoły jest przeciwnikiem krzyża itd, itd. Następnego dnia wybrałem się na policję i… olano mnie cienkim sikiem. ..
Ksiądz Je… zamieszkał w moim bloku. W środkowej klatce schodowej. Tam dopiero były imprezy… sąsiedzi bali się zwrócić uwagę lokatorowi bo…
NIE DAJMY SIĘ ZASTRASZYĆ..
W latach 90' przeprowadziłem się z rodzicami na nowe osiedle Olechów w Łodzi. Uczęszczałem do szkoły podstawowej nr 141. Stary, zbudowany jeszcze przez Niemców budynek. Jedną z rzeczy jakie najlepiej pamiętam to sprawdzanie na katechezie obecności dzieci na mszy świętej. Mnie jednak jakoś nie było po drodze. Miałem przez to ciągłe problemy. Wzywano rodziców. Ci jednak współpracowali opornie więc katechetka, stara zasuszona matka proboszcza, stawiała mnie przed cała klasą i mówiła: "patrzcie tak wygląda niewierny".
Dziękuje za to tej głupiej rurze. Niech psy rozciągną jej gnaty po okolicy i jeśli miała rację co do życia po śmierci, niech skwierczy w kotle. Dziękuję jej, bo to ostatecznie przekonało rodziców do wypisania mnie z zajęć.
Patrząc na to z perspektywy czasu nie wiem czy sam byłbym dla niej tak łagodny gdyby chodziło o moje dzieci. To były jednak lata 90'.
Przepraszam, ale muszę:
w opisanej tu historii nagromadzenie sytuacji bardzo mało prawdopodobnych jest po prostu zadziwiające.
1. Jeśli ta Pani zaszła w ciążę "na początku 2017 r.", a ostateczne badanie (po którym nastąpiła terminacja) było 30 czerwca, to znaczy, że był to +/- 5. albo i 6. miesiąc ciąży. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale w 5. miesiącu raczej nie przeprowadza się terminacji przez podanie tabletek i indukowanie porodu. _Zwłaszcza_, jeśli – jak stoi w tekście – "wody płodowe rozlały się po organizmie i już wdawało się zakażenie". W takiej sytuacji robi się aborcję operacyjną.
2. W babcię-wariatkę jestem w stanie uwierzyć, choć dziwi mnie, że przy świadomości, że rodzina jest "kościelna" ci państwo otwarcie podzielili się z rodziną faktem terminacji ciąży. Myślę, że ja w takiej sytuacji zachowałbym szczegóły dla siebie, rodzinie mówiąc po prostu, że "straciliśmy dziecko".
3. Księża są różni – kwadratowi i podłużni… – ale skoro ktoś przychodzi DO SPOWIEDZI, czyli (w domyśle – i jak wynika z tekstu) w jakimś sensie żałuje tego, co zrobił – czy przynajmniej nie jest w stanie sobie z tym poradzić – jakoś trudno mi sobie wyobrazić księdza, który w konfesjonale opowiada, że "dla takich kobiet lekkich obyczajów jest specjalne miejsce w piekle". Nawet gdyby traktować Kościół i księży wyłącznie w kategoriach drani, którym tylko o kasę i rząd dusz chodzi, to przecież skoro ta pani przychodzi do spowiedzi – to właśnie Kościół poniekąd "odzyskuje" jedną wierną.
A już stwierdzenie, że z tego powodu starszego syna nie dopuści do I komunii, wydaje mi się kompletnym science-fiction.
I autorka chyba jeszcze się w konfesjonale przedstawiła z imienia i nazwiska 🙂 druga sprawa że grzechu aborcji nie można 'odpuscic' przy spowiedzi w dowolnym miejscu – są do tego wyznaczone konkretne kościoły m.ino po to właśnie aby nie trafiali się tam 'glupi' ksieza tylko osoby przygotowane na rozmowę z takim penitentom. Mocno naciagne….
Nigdy nie mieszkałeś w małej miejscowości, co? Ksiądz może wszystko, a w całej parafii jest proboszcz i wikariusz, który jest jednocześnie katechetą.
Jeśli chodzi o późną aborcję: na początku zwierzenia dziewczyna mówi tylko o wadach i małowodziu. Co więcej: mogła też próbować urodzić, ale dziecko nie przeżyłoby 2h. Mam wrażenie, że to, co zostało opisane później, miało podkreślić, że cokolwiek mówili rodzinie i otoczeniu, nadal w ich oczach była morderczynią.
Po pierwsze to jest napisane, że miała urodzić w grudniu. Cytat: "przetrwam co trzeba, żeby w grudniu powitać swoje drugie dziecko" (wtedy jeszcze nie wiedziała, że ma ono poważne wady). Więc naucz się lepiej liczyć i czytać ze zrozumieniem, bo w takim wypadku ten czerwiec, na który się powołujesz, nie może być 5 ani 6 miesiącem ciąży. A "początek roku" to najprawdopodobniej marzec. Wtedy mamy 9 miesięcy do grudnia.
A po drugie, sama osobiście spotkałam księdza, który chwalił się w trakcie kazania tym, że nie ochrzcił dziecka ze względu na grzechy rodziców, więc ten odmawiający dopuszczenia chłopca do I komunii wydaje mi się całkiem prawdopodobnym przypadkiem
No więc byłby to 4. miesiąc. W dalszym ciągu – zwłaszcza w sytuacji _żywego_ płodu i potencjalnego (groźnego dla życia) zakażenia nie bardzo wyobrażam sobie taką procedurę terminacji ciąży.
Płód był ŻYWY (choć ciężko uszkodzony) – terminacja metodą sztucznego wywołania porodu oznaczałaby urodzenie ŻYWEGO (choć ciężko uszkodzonego) dziecka. I co – odczekanie tych dwóch godzin aż umrze, czy jego zabicie? Tu zdecydowanie coś się nie zgadza.
Co do księdza: odmowa CHRZTU w określonych sytuacjach to zupełnie co innego (jeśli np. rodzice świadomie odeszli od Kościoła i nie chcą do niego wrócić, a chcą ochrzcić dziecko (bo tradycja, bo rodzina, bo cokolwiek) – zdarza się, że ksiądz odmawia. Ale jeśli mam dziecko ochrzczone, chodzące na religię etc., a ksiądz odmawia dopuszczenia go do komunii z powodu tego, co zrobili jego rodzice?… Brzmi o najmniej dziwnie.
Widać że nie masz zielonego pojęcia o medycynie. Bardzo dużo kobiet musi rodzić płód w takich sytuacjach normalną drogą, żeby uniknąć zakażenia (nawet śmiertelnego dla kobiety). Jest to dla kobiet najpewniejszy sposób usuwanie ciąży która jest już za awansowana. Nie wiem jak to jest w PL, na zachodzie kobieta ma wybór czy płód ma się rodzić żywy i umrzeć podczas porodu lub w rękach pielęgniarki, czy lekarz ma jego przez zastrzyk zabić w brzuchu, żeby rodziło się już martwe. W taki sam sposób rodzą kobiety płody obumarłe w za awansowanej ciąży z powodów *naturalnych*.
Kontynuacja mojego komentarza, bo całość była "za długa":
4. I akurat ten ksiądz, u którego ta Pani była u spowiedzi, był katechetą jej syna.
5. I ten ksiądz PRZY CAŁEJ KLASIE – czyli przy świadkach – łamie tajemnicę spowiedzi, czyli popełnia jedno z największych przestępstw, jakie ksiądz może popełnić… Zgodnie z prawem kanonicznym ksiądz, który złamał tajemnicę spowiedzi (niezależnie od przyczyny) pakuje się w ostre problemy kościelne: cytując za Wiki (na szybko): "Naruszenie tajemnicy spowiedzi przez spowiednika pociąga za sobą konsekwencje w postaci popadnięcia w ekskomunikę, od której może zwolnić tylko Stolica Apostolska". Czyli ten ksiądz w ten sposób własnoręcznie wywala się z Kościoła i nawet nie może do niego wrócić po prostu idąc do spowiedzi – musi swoją sprawę przez sam Watykan przeprowadzić.
Jasne, wiem, że są księża, którzy różne wstrętne rzecz robią – ale jednak robią je "po cichu", starając się, żeby świadków nie było a sprawa się nie rozeszła – a nie publicznie, przy całej zgrai świadków. Wystarczyłoby, żeby ta Pani doniosła w tej sprawie do kurii i ksiądz miałby ostro "przegwizdane".
Podsumowując: moim zdaniem historia jest mocno koloryzowana.
I absolutnie nie odnoszę się tu do samego tematu aborcji – ale w tej historii po prostu za dużo rzeczy nie trzyma się kupy.
Takie samo wrażenie odniosłem. Chyba łatwiej wygrać w totka dwukrotnie w 2 tygodnie jak Wałęsa niż mieć takie przejścia jak w tej historyjce.
Kto wie- może wkrótce będzie przyznawana nagroda im. Wojciecha Czuchnowskiego?
Zdziwiłbyś się, jakie przypadki chodzą po ludziach i ile fascynujących koincydencji przydarza się w życiu, prawie jak w śnie na jawie. Chyba na starość – o ile dożyję – napiszę autobiografię, bo doświadczyłam już wiele interesujących zbiegów okoliczności.
Ja miałam tego samego księdza za katechetę i spowiednika. To nie jest nic dziwnego i nie mieszkam w jakimś małym mieście, że jeden kościół i jedna szkoła. Po prostu na osiedlu był kościół i szkoła. Więc normalne to było, że i proboszcz i wikary u nas uczyli.
I do wyższego komentarza.
Jeśli dzieciak miał mieć komunie, to raczej było spotkanie z rodzicami. Nie wiemy ile było tych dzieci, ale jak klasa liczyła 20 osób, to da się połapać kto jest czyimś rodzicem. Tym bardziej, że to są "ci nowi", więc ksiądz się zainteresował. No i konfesjonały dają pozorną anonimowość.
I pamiętam swoje katechezy i och co tam usłyszałam to moje…
Nie mówię, że historia to 100% prawdy, ale chce zauważyć że to jest możliwe.
Gdyby była możliwość oceny komentarzy, to dałabym Ci plusa.
Księża już dawno mieli i mają w d**ie tajemnice spowiedzi. Czy jakiekolwiek prawa.
Księża pedofile przenoszeni do innych parafii za molestowanie dzieci to chyba najlepszy przykład.
Kuria tą panią by wyzwała od morderczyni, kłamczuchy i prostytutki. No chyba że by się tam zjawiła z dobrym i drogi adwokatem, to MOŻE coś by się ruszyło… Kuria polska ma kobiety i dzieci głęboko gdzieś, czy to jak postępują z pedofilami w śród duchownych nic Ciebie nie nauczyła??? Nadal masz szacunek i wiarę w dobro tych panów??? Dla mnie Polski kościół katolicki to bagno zakłamania, samowoli, orgii seksualnych i dużo innego zła, ja tym panom już nie wieżem ani słowa. Tak, jest jeszcze trochę dobrych duchowych z powołania, ale niestety są oni mniejszością i raczej nie mają szans zajść dalej niż na pozycje proboszcza. Kościół Polski w ostatnich 30 lat stał się wrogiem ludzi a nie ich wsparciem i pocieszeniem.
Kościół musi sie skończyć i juz.
Jeśli Kościół się skończy to i Twoje życie również. Chrystus bowiem obiecał, że Kościoła bramy piekielne nie przemoga.
a chrystus utrzymuje przy zyciu tylko polakow czy tez chinczykow, ktorzy o nim jeszcze nie slyszeli?
A co z tymi bidokami, którzy się zmarli przed Chrystusem? Co z Neandertalczykami, naszymi bliźnimi? Co z nimi? Miliony, a może nawet miliardy nie ochrzczonych, czy Bóg ma na tyle silne nerwy, aby ich w kotłach na wieczność torturować?
Pięknie ….krótko i na temat. Jesteś kolego mistrzem.
Historia pani Agnieszki wstrząsająca, ale też nagromadzenie nieszczęść nie mieści się w głowie. Warto, żeby autorka odniosła się do wątpliwości podniesionych w komentarzach.
Zgadzam się, niemniej spodziewam się raczej użycia wielu skrótów myślowych i niedopowiedzeń. Poza tym bohaterka artykułu cierpi na zespół stresu pourazowego, co również mogło zniekształcić pamięć o wydarzeniach.
Kobieta – matka zawsze jest powołana do ochrony życia swojego dziecka i to od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci i tu nie ma dyskusji. Przykładem heroizmu w ochronie życia swojego dziecka jest bł. Joanna Beretta Molla. Ona ochroniła życie swojego dziecka i wygrała bo ma życie wieczne. Sądzę, że ten art. jest dobrą przestrogą dla matek, które chcą zabić swoje dziecko bo pokazuje z jaką traumą musi potem zmagać się taka matka. Jednak gdy kobieta zabije swoje dziecko to musi uzyskiwać pomoc a nie potępienie by mogła w miarę normalnie żyć. Drogie matki chrońcie życie swoich dzieci za wszelką cenę.
"wygrała bo ma życie wieczne"
Chciałbym tylko zauważyć, że według waszej religii wszyscy mają zagwarantowane życie wieczne i naprawdę nie trzeba w tym celu doprowadzać się do śmierci w wieku 40 lat…
„Kobieta – matka zawsze jest powołana do ochrony życia swojego dziecka i to od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci i tu nie ma dyskusji…” itd, itp, pierdu-pierdu, sru-tu-tu-tu. Ale teoretyk z ciebie wybitny. Gdybys chciał zejść z ołtarza, na który się wdrapałes żeby bliźnich pouczać i jednak spróbował dowiedzieć się czegoś na temat, na który się wymądrzasz to polecam poprzedni artykuł na OKO o sondażach o aborcji. Może jak przyjmiesz do wiadomości, ze feministki i ateistki rzadziej dokonują aborcji niż praktykujące katoliczki to coś ci się rozjaśni w głowie. Mógłbyś tez spróbować znaleźć jakieś wiarygodne badania naukowe potwierdzające twoja śmiała tezę o „by mogła w miarę normalnie żyć”. Ale pewnie byś nic nie znalazł bo tzw. „syndrom postaborcyjny” to wymysł fanatyków anty-choince.
Aby zrozumieć syndrom poaborcyjny trzeba dokonać aborcji. Post nie znaczy zaraz po aborcji, ale to może objawiać się nawet po kilkudziesięciu latach. A ateistki i feministki mają najwięcej aborcji na swoim koncie. Proponuję z nimi rozmawiać to się dowiesz. Pozdrawiam
„Syndromu postaborcyjnelego” nie są się zrozumieć, bo on nie istnieje. Koniec i kropka. A lewaczki, feministki i ateistki robią aborcje duzo rzadziej niż chodzące do kościoła prawaczki, które myślą ze prawa kobiet to wymysł zgniłego zachodu. Zapewne dlatego, ze katoliczki-prawaczki sa niewyedukowane i maja gorszy dostęp do antykoncepcji, której zreszta KK zakazuje. Nie muszę rozmawiać z feministkami i ateistami bo jestem jedna z nich i wiem, ze w 100% się mylisz. A nawet gdy któraś mówi otwarcie ze miała aborcje to świadczy to wyłącznie o tym, ze jest uczciwa i otwarta. W przeciwieństwie do zakłamanych prawiczek-katoliczek.
Podaj proszę źródła tych rewelacji, którymi nas karmisz. Mieć wybór co do aborcji to nie to samo co ją wykonać.
Mamy rozumieć, że jesteś "kobietą – matką" i wiesz o swoich obowiązkach. W twojej czaszce miejsce zwojów mózgowych zajmuje sieczka bo inaczej nie można wytłumaczyć odmawianie kobiecie podmiotowości.
Wypie rdalaj, chvju niewyskrobany.
Każdy z was, katoli, twierdzi że marzy o pójściu do nieba, tylko jakoś nikt z was się nie spieszy do umierania. Po co w ogóle się meczyć na tym "łez padole", skoro w chmurkach czeka nieskończona szczęśliwość życia wiecznego pod stópkami brodatego staruszka na złotym tronie.
To bardzo szczytna idea, oddac za kogos zycie. Nie jestem katolikiem, ale zawsze inspirowala mnie historia O. Maksymiliana Kolbe. Zdolnosc niektorych osob do heroizmu jest godna podziwu. Wydaje mi sie jednak, ze Twoja wypowiedz jest tylko pozornie na temat, ktorym jest ZMUSZANIE kobiet do heroizmu.
Czy powinno sie zmuszac INNYCH do poswiecania swojego zycia? Za kogo Ty poswieciles zycie w ostatnim tygodniu?
Wieje ideologia z komentarza. Matki nie są powoływane. Nie ma przymusu heroizmu. Poświęcenia życia dla urodzenia dziecka, które nie przeżyje. To jest tylko Twój zniekształcony obraz rzeczywistości. Bajka nie życie.
W realnym życiu kobiety już dawno wykonywały aborcję i nie mówiły o tym nikomu. Abocja też będzie wykonywana czy tego tacy ideologowie jak ty chcą czy nie. Ponieważ wy nie macie pojęcia o tragedii osób, które słyszą ze ich dziecko praktycznie nie żyje lub jego życie będzie niekończącym się cierpieniem.
Wy macie to tam gdzie światło nie dochodzi. Niech urodzi, a co potem? Pomoc dla matek materialna i psychologiczna? A to już macie gdzieś. Sami się tym dzieckiem zajmować nie będziecie.
Proponuję byście się przeszli i adoptowali dzieci z wadami i zobaczymy jak chętnie je pokochacie. A nie zapomniałem ludzie tacy jak Ty mają to gdzies.
"Przykładem heroizmu w ochronie życia swojego dziecka jest bł. Joanna Beretta Molla. Ona ochroniła życie swojego dziecka i wygrała bo ma życie wieczne.:
– TJA… 🙂 A Ty tam byłeś i ten poród odbierałeś, ale biedaczka zmarła a to spektakularne samobójstwo, było CUDEM niezbędnym do beatyfikacji.!! 🙁
HALLO > TU ZIEMIA > MAMY XXI WIEK!
Średniowiecze minęło – nie zauważyłeś?? O_O
Tą "błogosławioną" wyrodną matkę, która osierociła dwoje dzieci – mimo że podobno żyje za to wiecznie (tylko nie wiadomo gdzie.. hehe) – beatyfikował jeden taki, o którym mogę Ci opowiedzieć nie takie numery i który (zanim zwiał) – miał na rękach krew milionów ludzi, a najbardziej żal tysięcy dzieci którym zmarnował życie!! :/
Nikt nie może zmuszać do heroizmu kobiety, która dowiaduje się że jej ciąża jest obarczona wadami letalnymi.
WSZCZEPIĘ CI CHIRURGICZNIE MACICĘ Z PŁODEM BEZ GŁOWY. ABYŚ MÓGŁ CHRONIĆ ŻYCIE ZA WSZELKĄ CENĘ. ZGADZASZ SIĘ NA EKSPERYMENT? BĘDZIESZ PIERWSZYM FACETEM CHRONIĄCYM ŻYCIE.
Przedstawiony tu stopień zezwierzecenia (babcia, internauci kwestionujący przypadek) zawdzięczamy głównie księżom. Oni, z kolei tradycjom instytucji zwanej Krk, który tak ich tresuje w seminariach, na konferencjach, szkoleniach i w życiu codziennym. Takich bydlakow wpuszczono do szkół, szpitali, domów opieki. To były decyzje polityków wszystkich parti. Może, po zgnojeniu Gulbinowicza i kolejnych purpuratów Polacy zaczną rozumieć z jaką instytucja mają doczynienia.
Do 'Ian Halftown', 'pani miodek', 'adam slaski' i rzecz jasna 'Hero of Law and Justice'.
Gratuluję dobrego samopoczucia. Siedzicie sobie w ciepełku przy kompie, do tego kawusia albo piwko i rozbieracie relację na czynniki pierwsze, tylko nie widzicie albo nie chcecie widzieć jednego – że pisze to osoba po przejściach takich, jakich nie mieliście okazji sami doświadczyć choćby w jednej czwartej tego, co autorka wspomnień. W takiej kondycji psychicznej trudno sobie przypomnieć szczegóły czy w ogóle mówić składnie. Wy zaś bawicie się w surowych prokuratorów, którzy chcą sądzonego złapać za każde słówko i snujecie wątpliwości – choć już starożytni Rzymianie wiedzieli, że wątpliwości należy oceniać na korzyść oskarżonego. Teraz konkretnie:
1. "Początek roku" to nie oznacza koniecznie samego stycznia. Wspominając zdarzenie odległe choćby o kilka lat, jak tutaj, mówiąc o "początku roku" niekiedy ma się na myśli nawet marzec, sam tak miewam.
2. Nie wiadomo, w jakiej miejscowości sprawa się wydarzyła – ale mogło to być małe miasteczko, gdzie wszyscy się znają, a parafia jest jedna. To całkiem prawdopodobne, że w takiej miejscowości ksiądz rozpoznaje sam swoich penitentów (zwłaszcza gdy cała rodzina jest praktykująca) i jednocześnie jest też katechetą.
3. Donieść do kurii w sprawie złamania tajemnicy spowiedzi? Ok., ale po pierwsze, trudno to zrobić osobie już rozbitej psychicznie; po drugie, kto wie, czy nie potraktowano by tego zgłoszenia tak samo jak przy pedofilii (czyli zamieciono by pod dywan) – zwłaszcza że osoba zgłaszająca sama w rozumieniu Kościoła ciężko zgrzeszyła.
4. Jeśli autorka wspomnień jest wierząca i pochodzi z wierzącej rodziny, trudno ją ganić za to, że w trudnej psychicznie sytuacji poszła do spowiedzi. A niezależnie od światopoglądu trudno ganić kogokolwiek, że z kłopotów zwierza się rodzinie, no bo komu? – zwłaszcza jeśli do tej pory nie było sytuacji, w której rodzina musiałaby wykazać maksimum empatii. Ale tu całe nieszczęście, że empatia rodziny okazała się zerowa.
5. Co do odniesienia się autorki wspomnień do wątpliwości – no sorry, to jest osobisty pamiętnik, a nie artykuł dziennikarski i wg mnie nie podlega wprost pod prawo prasowe. Poza tym obowiązek odpowiedzi dotyczy wyłącznie sytuacji, gdy ktoś osobiście dotknięty napisze polemikę z artykułem. Ale forum dyskusyjne to inna para kaloszy. Miejcie na uwadze, że tę panią spisanie takich wspomnień musiało sporo kosztować.
A autorom komentarzy, przywołanym na początku, życzę więcej empatii i dedykuję cytat z Tuwima:
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc, WIDZĄ WSZYSTKO ODDZIELNIE:
Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…
Jeszcze dodam:
"…no sorry, to jest osobisty pamiętnik, a nie artykuł dziennikarski"
Nie, to jest artykuł, który ma konkretną Autorkę – i ta Autorka przytacza historię opowiedzianą jej przez tę Panią. Uważam, że dziennikarz – nawet, jeśli słyszy od rozmówcy wstrząsającą historię – powinien zachować profesjonalizm i wyjaśniać wątpliwości.
Nie mam "dobrego samopoczucia". Mam też głęboką świadomość tego, że życie nie jest proste że zdarzają się w nim tragedie. Sam kilka mam na koncie, niestety.
Zwracam po prostu uwagę na to, że w tej historii wiele rzeczy nie trzyma się kupy.
Co do sposobu terminacji ciąży – będę się upierał (…jest tu jakiś lekarz?), że skoro doszło do rozlania won płodowych i ryzyka zakażenia (sepsy?), to lekarz by nie indukował i nie czekał na poród, tylko właśnie na CITO przeprowadził zabieg.
Co do księdza – powtarzam, WYJĄTKOWO mało prawdopodobne. Nie trzeba by nawet "donosić" do kurii, ksiądz mówił to przy całej klasie ośmiolatków (!), to MUSIAŁO się roznieść. Ksiądz musiałby nie mieć instynktu samozachowawczego za grosz (poza wszystkim innym).
Zwolennicy całkowitego zakazu aborcji epatują plakatami z poszarpanymi płodami i koszmarnymi opowieściami o "syndromie postaborcyjnym", aby – zamiast rzeczowej dyskusji – wyłącznie grać na emocjach.
Dla mnie ta opowieść – choć zwrot i cel ma przeciwny – jest odpowiednikiem tych działań, próbą nagromadzenia takich okropności, żeby wszystkich chwyciły za serce i aby każdy, kto ośmieli się wskazać nieścisłości i nieprawdopodobieństwa natychmiast został okrzyknięty potworem…
Jak mawia Kiepski: To się nawet fizjologom nie śniło. Ale czy im się przyśnił ksiądz ze strzelbą skierowaną przeciw kobietom albo czy im się przyśnił biskup nazywający człowieka zarazą? Niestety, w takiej atmosferze można sobie wyobrazić księdza otwarcie łamiącego tajemnicę spowiedzi.
Wcale to nie jest niemożliwe, wystarczy mieszkać w małym miasteczku albo chodzić do szkoły na wsi. Sama wiem po sobie,że ten temat był na lekcji religii w najpóźniej 5 klasie.
Ja nie oceniam tej historii, nawet jesli widze w niej nieścisłości- jest pisana z perspektywy czyichś przeżyć. Byloby mi po prostu głupio gdyby się okazało, że to jest czyjas historia, a ja okresle ją jako 'podkręconą' byłoby też źle gdyby się okazało, że jestem w podobnej sytuacji i krok po kroku spotykają mnie podobne historie.
Sam mieszkam w małym miasteczku.
I jednak oceniam historię – bo to nie jest prywatny pamiętnik, tylko czyjeś wspomnienia przytoczone w konkretnym artykule prasowym. Od kobiety, która przeżyła tragedię, nie wymagam precyzji i tego, że każdy szczegół zapamięta – ale od DZIENNIKARZA wymagam profesjonalizmu i sprawdzania faktów.
Otóż nie. To JEST prywatny pamiętnik, przysłany w ramach akcji zainicjowanej przez OKO. A w tej akcji w równym stopniu chodzi o fakty, jak i o punkt widzenia, emocje i odczucia osób, które przeżyły coś na własnej skórze. Zadaniem dziennikarza jest też przekazać bez skrótów i komentarzy, co konkretni ludzie myślą w sprawach, które są przedmiotem publicznego zainteresowania oraz dyskusji. Żeby jasno powiedzieć, to nie jest wywiad moderowany przez dziennikarza i wymagający autoryzacji przez rozmówcę. To jest tekst spisany przez Czytelniczkę OKO, która zapewne wysyłając go do redakcji musiała wyrazić zgodę na publikację – w takim przypadku jakakolwiek ingerencja w tekst będzie cenzurą.
A w ogóle, to widzę tu na forum usilne próby podważania wiarygodności autorki za wszelką cenę, na zasadzie udowadniania nieprawdopodobieństwa przytoczonych faktów. Niestety jednak, już Szekspir napisał, że są na świecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło. Dlatego nawet ksiądz może sobie czasem pozwolić na ujawnienie tajemnicy spowiedzi, jeśli będzie miał pewność, że w razie czego biskup skutecznie ukręci łeb sprawie. Bo ważniejsze będzie napiętnowanie "morderczyni dzieci" bez oglądania się na okoliczności takie jak letalna wada płodu, zaś dla księdza gaduły okoliczności łagodzące się znajdą. Albowiem zaprawdę powiadam, że po ostatnich historiach z naszymi biskupami nic już mnie nie jest w stanie zdziwić.
Nie wiem skąd te przekonanie o moim 'dobrym samopoczuciu' – aborcja dla większości kobiet jest tragedią i z tego doskonale zdaje sobie sprawę. . Tyle,że dziennikarze uwielbiają ubarwiać mocno historie – co za problem zmyślić taką historię i przedstawić jako opartą na faktach? Typowym przedstawicielem takiego dziennikarstwa jest Czuchnowski. Wszyscy się chyba zgadzamy(tak nawet ja),że hierarchia kościoła katolickiego jest pełna zepsucia. Tyle,że zdecydowana wiekszość księży to jednak ludzie prawi, starający się czynić dobro bez szkodzenia innym. Ten z historyjki zaś to taki miniHitler – zły do szpiku kości i mający za nic swoją wiarę, w dodatku terroryzujący dzieci i pokazujący 8latkom na katechezie filmy których nie pokazuje się licealistom. Ja współczuje pani której wspomnienia posłuzyły za inspiracje do tego tekstu, ale to po prostu poszło zbyt daleko.
Z szacunku dla oponentów staram się ciągnąć ich myśl. Ale zgubiłem się przy twoim "mini'Hitler(ku)". Czemu nie Hitler(ku)? Rozumiesz? Dla Polaków Hitler jest tym Złym. Po co ten "mini"? Coś tu kombinujesz. Już dawno to zauważyłem.
Szanowny Panie, dziękuję za cenne informacje na temat mojego samopoczucia i życiowych doświadczeń. Nie o moje samopoczucie tu jednak chodzi.
Pozostanę na stanowisku, że warto aby autorka, czyli Marta K. Nowak, podzieliła się z czytelnikami informacja, w jaki sposób powstał artykuł, czy kontaktowała się z autorami nadesłanych wspomnień, czy dokonywała ingerencji, skrótów itd. itp.
Pokornym sługą się kreślę,
Adam Slaski
Ad Halftown i jemu podobni: Ja natomiast spodziewam się, że domorosli detektywi i obrońcy łobuzów w sutannach zaczną wreszcie myśleć. Proszę sobie wyobrazić kobietę stojąca przed dylematem aborcji. Prawdopodobnie głęboko wierzącą, kochająca swoje dzieci i szanującą rodzinę. Napastowana i atakowana ze wszystkich stron przez otaczających ja kołtunow. Nie potrafiącą pogodzić dogmatów wpajanych jej przez całe życie z obawa o swoje życie i dziecka. Dodać do tego atmosferę malomiasteczkowego środowiska. Czyż nie ma ona prawa pomyłki w relacjonowania sytuacji a nawet jej koloryzowania? Ujawnienie całego zdarzenia jest dla niej ostateczna próba uwolnienia się od traumy. Nie pojmujecie tego koltuny, na usługach kościelnych szmat?
Szanowna Autorko,
pani jest ofiarą, nie katem. To katoliccy psychopaci Panią niszczą. Pani jest niewinna i postąpiła najlepiej, jak mogła w danym momencie.
Proszę dać sobie czas na pogodzenie się ze stratą i dalej unikać psychopatów, w tym toksycznej rodziny.
Tylko tyle mogę dla Pani zrobić: wesprzeć Panią słowami otuchy.
Życzę Pani powrotu do zdrowia i przyjęcia do wiadomości, że problemem jest zbrodnicza, mizoginiczna ideologia, którą trzeba (po)tępić.
Pochwa Lony!
A o jakiej stracie Pani pisze, przecież dla zwolennikow aborcji to nie człowiek tylko zlepek komórek?
Mysle, ze jestem w stanie to Pani wyjasnic:
1. Wiele kobiet ma olbrzymie poczucie winy w zwiazku z aborcja nawet plodow letalnych, w co niemaly wklad ma swiatopoglad, w ktorym wychowanych jest wielu Polakow.
2. Poczucie winy jest faktem, nazwijmy to, psychologicznym, ktorego nie czyni mniej dla cierpiacej osoby realnym fakt naukowy, ze embrion ma okreslone fazy rozwojowe, czy fakt wystepowania wad letalnych.
3. Pomijajac wszystko powyzsze, nie odczuwamy zalu tylko z powodu zmarlych ludzi: placzemy nad psem, ktory umarl, mezem ktory nas opuscil, tysiacem rzeczy.
Jakie tabletki podano do wywołania porodu? Dlaczego trzy razy? W którym tygodniu ciąży to było?
Idź do lekarza. Raczej psychiatry, niż ginekologa.
Piszecie o wszystkim i nie na temat. Usprawiedliwiacie dokonanie aborcji sami przed sobą jakby to można było wymazać. Kobiety czy nie wiecie, że nawet jedna aborcja czyni z waszego łona grób. I na tym grobie nigdy nie wyrośnie żadne szczęście z żadnym mężczyzna. Możecie sobie wmawiać latami, że to nie ma znaczenia, udawać radosne przed ludźmi, przebojowe… Ale to jedno wielkie kłamstwo, wyparcie z myśli… Nic z tego tego nie da się wymazać. Wieczny smutek, po latach depresja, rozbite małżeństwa, niezadowolenie, brak dzieci lub niemożność ich kochania… A często nasze popełnione zło przechodzi również na nasze dzieci. I przestańcie w końcu się okłamywać bo kogo chcecie oszukać?
> nigdy nie wyrośnie żadne szczęście z żadnym mężczyzna
Skad to wiadomo?
> A często nasze popełnione zło przechodzi również na nasze dzieci.
Zgodnie z jaka hamartiologia?
A widziałeś bracie szczęśliwe małżeństwo z aborcją w tle? Ja nie widziałam, chyba, że przemodlona i odpokutowana. A zło,ktorego więzów nie przecięto będzie ogarniać następne pokolenia. Zło czyli nieprzyjaciel rodzaju ludzkiego nie odpuszcza w takiej sytuacji. W książkach o filozofia i medycynie tego nie znajdziesz. Pozdrawiam
O jak kocham anegtody. "O ja nie widzialam"
A ja za to widziałem wiele patologicznych katolickich rodzin z dziećmi, które są psychicznie i fizycznie męczone. Piękna anegdotka nie?
Nie ma przechodzącego zła. Nie ma dziedzicznych klątw itd. W oczach nawet katolicyzmu jesteś heretykiem jeśli w to wierzysz.
To jest Twoja głupia wiara w takie rzeczy, która wpojono Ci od dziecka. Nie ma żadnego wsparcia w rzeczywistości i jest sprzeczne z nauką jakąkolwiek. Bez nauki to byś ty sobie żyła w dole a nie w domu, w którym jesteś obecnie. Bez telewizji i bez smarphone, którego masz w ręce.
Nie pouczaj ludzi o moralności bo nie masz żadnych kwalifikacji a wszystko na czym opierasz swoją moralność zostało Ci wpojone przez Kościół i oderwanych od rzeczywistości księży.
A jak ktoś jest niewierzący to co?
Pisze Pani z takim autorytetem, jakby sama dokonała aborcji.
Moje łono nie jest grobem. Ale w mojej rodzinie tak. Jestem szczęśliwa w małżeństwie i kocham mojego męża. Życzę tego samego.
Gratuluję dobrego samopoczucia. Jednak ktoś kto nie dokonał aborcji nie powinien się w tych sprawach tak kategorycznie wypowiadać, bo brak mu doświadczenia. Posłuchajmy tych co przez to przeszły. Proponuję też rozszerzyć swoją miłość poza męża i pokochać kobiety, które z różnych powodów dokonały aborcji, a przede wszystkim nie odmawiać im prawa do bycia szczęśliwym.
Pani Marta minęła się z powołaniem (i z epoką). Powinna była zostać starotestamentowym prorokiem, czy tam prorokinią 🙂
Kiedy w łonie rozwija się płód z wadami wrodzonymi uniemożliwiającymi przeżycie, albo życie w cierpieniu przez parę godzin, dni, a może i lat po porodzie, to czy to łono nie jest grobem? A w ogóle to nikt nie patrzy na to, że autorka pamiętnika, pani Agnieszka, ma jeszcze starsze i zdrowe dziecko, któremu matka w pełni zdrowia, także psychicznego, jest potrzebna jak powietrze. Mam nadzieję, że Kuba nie zapomni swojej babci jej podłych słów o tym, że taka matka nie jest mu potrzebna. Współczuję 8-latkowi, który usłyszał takie słowa.
Nie jest grobem, bo pozwalasz mu żyć i urodzić się, nawet na 1 sekundę, a nie uśmiercasz w swoim ciele. To dziecko będzie szczęśliwe nawet chwilę, choćby za chwilę miało umrzeć. To jest wielka różnica.
Nie jesteś grobem, ale jesteś mistrzem od zadawania tortur, gdy świadomie skazujesz kogoś na tragiczne życie w mękach (krótsze lub dłuższe). Jesteś zimnym, wyrodnym rodzicem.
Na jakiej podstawie twierdzisz że będzie szczęśliwe, jeśli rodzi się z poważnym wadami uniemożliwiającymi mu jakąkolwiek samodzielną egzystencję poza organizmem matki?
Jedyne co widzę to przepełniony ideologia komentarz, który nie ma żadnego oparcia w rzeczywistości.
To jest Twoja ideologia. Zrozum, że to wszystko wpoił Ci kocioł. A Ci ludzie nie mają bladego pojęcia o nauce.
Nie masz sama też bladego pojęcia o cierpieniu osoby co dowiaduje się, że dziecko albo umrze przed porodem albo zaraz po albo nawet zabije matkę przy okazji. Wtedy grobem będzie nie tylko matka ale też szpital. Nawet bez tak strasznej według Ciebie aborcji na już umierającym dziekcu.
Człowiek bez bladego pojęcia wypowiadający się o moralności o której nie ma pojęcia. Żal mi tak marnego człowieka jak ty.
Widzę że nie masz zbyt dobrego mniemania o sobie samym skoro boisz się napisać swego imienia i nazwiska. Tak więc to co piszesz nie ma żadnego znaczenia i jest bez wartości.
A jaką mamy pewność, że ty piszesz pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem?
Tak, dla osób które jak Pani mają wyprany mózg przez Polski kościół rzymsko katolicki to sprawa dokładnie tak wygląda. Dla ateisty, muzułmana, katolika w Niemczech, Szwajcarii i jeszcze kilku innych państw sprawa ma się zupełnie inaczej. To nie aborcja jest traumą dla kobiet, tylko ich toksyczne i bez empatii otoczenie.
Proszę mi nie wmawiać żadnej ideologii. Nie należę do żadnej partii, a jestem wierzącą bo jestem postępowa. Poganstwo było przed chrześcijaństwem. Nie ma takiego przypadku aby ciąża sama6w sobie byla zagrożeniem dla życia matki. Raczej organizm matki z powodów osobniczych nie radzi sobie z ciążą. Dlatego trzeba się oddać w ręce naprawdę dobrego fachowca, a nie specjalistę od aborcji.
Oj, pani jest postepowa. Pan buk 2.0 lepszy od poganskich?:)
Bylaby pani na prawde postepowa to by pani rozumiala ze jedynym powodem panskiej postepowej wiary jest przypadek. Urodzila by sie pani 1000 lat wczesniej bylaby pani postepowa poganka. Rowniez tylko przypadkiem jest ze nie urodzila sie pani jako muzelmanka, zydowka lub wyznawczynia jakis innych religii, lub nawet LGBT. Czy pani na prawde uwaza wyznawcow innych religii za glupszych niz siebie? Religia jest jak najbardziej ideologia w przeciwienstwie do LGBT i nie ma tu zadnej dyskusji. Jest pani wyznawczynia perfidnej katolickiej ideologii pod ktorej pretekstem jest pani gotowa innym zycie ustawiac, niszczyc i wmawiac wyzuty sumienia ktorego pani osobiscie nie posiada bo dla swietobliwych katolikow tak latwo sie spowiadac i swoje swinstwa zapomniec. Pani nie rozumie najprostszych podstawowych zeczy jaka jest na przykla definicja ideologii ale o medycynie sie pani zna? Niech pani idzie teraz lepiej do spowiedzi i sobie przypomni "Nie osadzaj a nie bedziesz sadzona!".
a ja osądzę, p. Marta Feliksik-Gwara jest fundamentalistką religijną.
KAŻDA CIĄŻA JEST ZAGROŻENIEM ŻYCIA KOBIETY I. JOTKO. DOUCZ SIĘ BIOLOGII K.. TYNKO!
To niech się Pani trochę medycyny poduczy, z literatury medycznej a nie religijnej….
"Że nie wie, jak będzie w dniu śmierci spowiadać się z moich grzechów Bogu." – a od kiedy to ktoś ma się spowiadać z cudzych grzechów? Przecież taka postawa to jest ciemnogród i to masakryczny. W komentarzach zaroiło się od proliferów, szkoda tylko że na ogół ich zapał do ochrony życia kończy się z chwilą porodu. Potem niech sobie radzi, nawet jeśli jest ciężko upośledzone i będzie musiało być pod nieustanną opieką rodziców. Drodzy obrońcy życia, skoro nauki kościoła katolickiego są tak bliskie waszym sercom, to pochwalcie się co dobrego zrobiliście ostatnio dla swoich bliźnich? Czy wspieracie organizacje zajmujące się pomocą osobom niepełnosprawnym lub ich rodzinom? Może zamiast klepać w klawiaturę, zgłosilibyście się do jednej z takich organizacji jako wolontariusze?
Grzech jest katolickim synonimem dla zbrodni/przestempstwa. Trzeba katolikow raz na zawsze nauczyc ze ich prawo tyczy tylko i wylacznie tych ktozy sie na to zgadzaja a od innych powinni sie serdecznie odczepic. Juz same slowo grzech jest w Polskim spoleczenstwie psychologiczna manipulacja. Polak oskarzony grzechem czuje wiecej wstydu niz przestempstwem.
Niestety te osoby uważają, że byciem członkiem pro-life ich zwalnia od wszelkich innych dobrych czynów….
Nikt nie proponował nigdy by nie ratować matki przy zagrożeniu. To w ogóle wynika także ze stanu wyższej konieczności. Więc głupi tekst.
W następnym kroku: Tu człowiek – tu człowiek. Rzuciłbym monetą, ale przecież ten co się urodzi może być mężczyzną.
Jaki sens jest zadawać się z kimś – bo to nie człowiek , dla kogo kobieta to zbędne opakowanie pochwy i macicy, a które to opakowanie ma mieć mniej praw niż bydło?
Zydokomuna wymysli historyjke na kazda okazje.
Masz coś mądrzejszego do powiedzenia?
Szanowna Pani!
Byłem posłem który w Sejmie II Kadencji głosował za liberalizacją ustawy aborcyjnej. Rodzina, w ktorej jest siostra zakonnica i wujek ksiądz próbowali mi urzadzic z tego powodu piekło na ziemi. Wtedy poznałem normalnych ludzi w Szwecji, Danii, Belgii, Niemczech itd. Lecąc samolotem 10 km nad ziemią spojrzałem z okna w kierunku ziemi i pomyslałem sobie: ten punkcik to cała wieś, w ktorej ludzie się kłócą, biją, okradają, chodzą do kościoła. I ja mam z tego powodu sie przejmować? Przecież to tylko kropka na mapie świata! Są inni ludzie, którzy myslą inaczej. I przestałem sie przejmować co powiedza inni. Mieszkamy nadal na wsi. Naszego dziecka nie chrzcilismy. To ma być jego decyzja, jak bedzie dorosły. Nie posyłalismy go też do komunii. W klasie jedyny nie chodził na religię. Rzecz oczywista, do kościoła nie chodzimy. A jak była kolęda to powiedziałem księdzu, że zapraszam go na kawę ale na żadne tam religijne ekscesy. I co się stało? Ksiądz utrzymuje z nami normalne relacje. W klasie naszego dziecka inni zdecydowali sie nie chodzić na lekcje religii. Zazdrościli naszemu dziecku wolności wyboru! A w szeroko pojętym kręgu rodzinnym pojawiły sie różne zdarzenia jak rozwody, nieślubne dzieci itp. I teraz w najtrudniejszych dla nich chwilach pytają mnie o poradę! Szanowna Pani! Głowa do góry! Lepszy jeden prawdziwy przyjaciel niz 100 fałszywych, ktorzy odwróca się kiedy będzie potrzebna czyjaś pomoc. Świat cywilizowany jest całkiem inny niż polski grajdołek!!!
Z cyklu środowisko konserwatywne oglądane w krzywym zwierciadle przez liberała. Brakuje tylko wąsatego wuja w pulowerze. Cuchnie fejkiem na kilometr.
Nie chcę wdawać się w dyskusję z przeciwnikami i zwolennikami aborcji. Ja jestem za starym kompromisem. Był najbardziej sprawiedliwy i etyczny. Chcę odnieść się natomiast do bohaterki artykułu. Po kiego grzyba opowiada Pani o tym wszystkim dookoła? Po co urządzać pogrzeb mocno uszkodzonego płodu dla większego grona, tak radykalnie chorej rodziny, jednocześnie ze wszystkiego się tłumacząc? Przecież można było pochować płód razem z mężem bez robienia z tego sensacji. Po części sama jest Pani winna takiemu traktowaniu Pani przez innych. Niestety, w Polsce pokutuje przekonanie, że winny się tłumaczy i będzie pewnie jeszcze pokutować przez pokolenia. Po co wydzwaniać do prezesa jakichś pro-radykało-lajferów i użerać się później z telefonami od takich i..jotek? Kolejna sprawa – PO CO SIĘ Z TEGO SPOWIADAĆ Z TEGO FAKTU, PODCZAS GDY NIE JEST PANI WINNA TEGO, ŻE DZIECKO BYŁO USZKODZONE? NO, PO CO? Mam nadzieję, że przejechała się Pani na własnych błędach, i zmądrzeje Pani – NIE TŁUMACZYĆ SIĘ NIGDY I NIKOMU, A ZWŁASZCZA KSIĘDZU I RODZINIE, BO Z NIMI TO SIĘ DOBRZE TYLKO NA ZDJĘCIACH WYCHODZI. No sorry, ale dla mnie Pani zachowanie było po prostu czysto niemądre.
Pani Marta F.-G. ma niestety absolutną rację, gdy mówi o przechodzeniu Zła z pokolenia na pokolenie. Rodzice kształtują światopogląd dzieci. Jeśli są fanatycznymi wyznawcami jakiejś sekty, sączą jad w swoich potomków, choć zdaje im się, że to Dobro. Polski Kościół jest taką sektą. Poznaje się to właśnie po opowieściach podobnych do powyższej. Kiedy kochane babcie, szanowne panie i dobrotliwi ojczulkowie oceniają, potępiają, wyklinają i stygmatyzują. Zapominają o współczuciu, milosierdziu i pokorze. Roszczą sobie prawo do ferowania boskich wyroków. Nie doskonalą siebie na boskie podobieństwo, tylko sycą swoje ego roztrząsając winy innych. Sparafrazuję Gałczyńskiego, bo powstrzymać się nie mogę:
Hej, Pan Jezus na nas z Nieba! – raz Polak skandował.
I się spojrzał nań Pan Jezus, i się zwymiotował.
"A ja zawsze próbuję pożerać te Jej dzieci. Wiesz jak?
I w sposób mrożący krew w żyłach, opisał zabijanie dzieci w łonie matki (aborcja) oraz przemoc seksualną i gwałty cielesne popełniane na dzieciach. Do tych odrażających opisów dodawał za każdym okrzyk:, „ale ubaw!” Tak samo wyraził się mówiąc o młodych ludziach, którzy przez narkotyki doprowadzają się do ruiny. Innym razem, podczas egzorcyzmów, ponownie wspomniał o aborcji, zaczął się perfidnie śmiać i powiedział: “Nawet ustawowe pozwolenie od was dostałem!!!”.
"Aborcja… zabijanie niewiniątek…! To moje najpiękniejsze i najprzyjemniejsze odkrycie! Zabijanie niewinnych zamiast winnych i zabójców z mafii! Zniszczę ludzkość i w ten sposób skończą, zanim się urodzą adoratorzy fałszywego Boga."
Za aborcje sie idzie na zatracenie wieczne.
Skoro dla was przyjemnosci tego swiata sa wazniejsze niz zycie wieczne – droga wolna.;(