0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja Weronika Syrkowska / OKO.pressIlustracja Weronika ...

Na południowym Pacyfiku jest pewien szczególne miejsce, zwane “oceanicznym biegunem niedostępności” albo “punktem Nemo”. To najodleglejsze od lądu miejsce na globie. Najbliższe wyspy, Pitcairn, leżą 2688 kilometrów na północ.

Czasami przy opisach tego miejsca można przeczytać, że przepływający w pobliżu marynarze za najbliższych ludzi mają astronautów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jednak marynarze często mają ich za jedynych najbliższych sąsiadów. Wystarczy, że oddalą się o 400 kilometrów od brzegów – bo na takiej wysokości krąży stacja.

Jest więc bardzo wiele punktów na Ziemi, gdzie najbliżsi ludzie znajdują się w kosmosie. Jest nimi każde miejsce pod trajektorią jej przelotu odległe od lądu o 400 kilometrów. Ale pod jednym warunkiem – że stacja właśnie tamtędy przelatuje.

Przeczytaj także:

Cmentarzysko satelitów

Punkt Nemo ma jednak szczególne znaczenie z innego powodu. Jest też miejscem, w które kieruje się stare i niepotrzebne już rakiety, satelity i sondy kosmiczne. Czyni się tak dla bezpieczeństwa – liczona w tysiącach kilometrów odległość od najbliższego lądu sprawia, że nawet przy sporym błędzie w precyzji lądowania obiekt spadnie w otchłań oceanu.

Tam też spadnie Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, czasem od angielskiej nazwy (International Space Station) skracana do ISS.

Zbudowano ją w 1998 roku. Był to wspólny projekt Ameryki, Rosji, Kanady, Japonii i kilku krajów Europy. Astronauci przebywają na ISS nieprzerwanie od 2 listopada 2000 roku. Przez niemal ćwierć wieku na stacji mieszkało niemal 250 astronautów z 19 krajów. Przeprowadzono na niej ponad trzy tysiące eksperymentów naukowych.

Miała krążyć wokół Ziemi piętnaście lat, czyli do 2013 roku. Stacja jednak przelatuje nad naszymi głowami do dziś, czyli już niemal 25 lat.

To prawda, kosmiczny sprzęt projektuje się tak, by funkcjonował znacznie dłużej, niż wynosi jego „data przydatności do użycia”. Więc tym, że ISS jest przeterminowana, niespecjalnie się przejmowano. Jednak czas nie był dla Stacji łaskawy – a przynajmniej nie dla jej rosyjskiej części.

Przecieki w kosmosie

We wrześniu 2019 roku w rosyjskim module Zwiezda (Gwiazda) odkryto nieszczelność kadłuba. Została naprawiona przez załogę podczas dwóch kosmicznych spacerów w październiku 2020 roku i marcu 2024 roku. Niewiele to pomogło, wewnątrz modułu nadal powoli spadało ciśnienie.

We wrześniu 2021 roku wykryto z kolei spękania na powierzchni innego rosyjskiego modułu, Zaria (Zorza). To najstarszy moduł stacji, który został wyniesiony na orbitę jako pierwszy i służy głównie jako magazyn.

ISS zaczął po prostu nadgryzać ząb czasu. Rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos po tych wydarzeniach przyznała, że zmęczenie materiałów sprawi, iż ISS nie będzie mogła działać po 2030 roku.

Czy to prawda?

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna krąży po orbicie wokół Ziemi już 25 lat, jej konstrukcja była obliczana na lat 15. Jest obawa, że spadnie nam na głowy.

Sprawdziliśmy

Stacja zostanie sprowadzona z orbity w sposób kontrolowany, tak by spadła w okolicach punktu Nemo na Pacyfiku, To najodleglejsze od lądu miejsce na globie. Najbliższe wyspy, Pitcairn, leżą 2688 kilometrów na północ

Kosmiczne skandale i wojna Rosji

Być może zdecydowano by się na jej remont, by jej żywot nieco przedłużyć. Jednak na początku dekady rosyjski program kosmiczny padł ofiarą skandali korupcyjnych. Wiele przeznaczonych nań środków po prostu rozkradziono (wyroki w tej sprawie wydano w ubiegłym, 2023 roku).

Wskutek skandali rosyjski budżet kosmiczny, także fundusze, które miały zostać przeznaczone na ISS, obcięto. Rosjanie jeszcze w 2021 roku sugerowali, że do 2025 roku będą chcieli opuścić Stację.

W kolejnym roku Rosja rozpoczęła otwartą zbrojną pełnoskalową agresję na Ukrainę (choć, przypomnijmy, wojna toczyła się w obwodach donieckim i ługańskim już od 2014 roku). Od tego czasu przeznacza na zbrojenia coraz więcej pieniędzy.

Wojna na Ziemi, współpraca w kosmosie

Na początku 2022 roku Dmitrij Rogozin, szef rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos, zagroził, że zerwanie współpracy NASA z Roskosmosem może skończyć się niekontrolowanym rozbiciem ISS o Ziemię. Twierdził, że „stacja nie przelatuje nad Rosją, więc to wasza sprawa”.

Były to czcze groźby. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna okrąża Ziemię 16 razy na dobę i przelatuje także nad Rosją. Choć, trzeba przyznać, rzadko, bowiem orbita stacji nie przekracza 51 równoleżnika. A Rogozin i tak wkrótce potem stracił stanowisko.

Słowa Rogozina zignorowano jednak z innych powodów. Astronauci na pokład stacji i z powrotem na Ziemię docierają rosyjskimi rakietami Sojuz. Nikt nie zamierzał tego zmieniać.

Przede wszystkim jednak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna krąży na niskiej orbicie. 400 kilometrów nad Ziemią rozpościerają się jeszcze resztki atmosfery. Są niebywale rzadkie, ale i tak opór nielicznych cząstek gazów wystarczy, by stacja powoli hamowała. Stałe hamowanie grozi zejściem na niższą orbitę i w końcu spadkiem na Ziemię.

By temu zapobiec, raz na jakiś czas zadokowany do niej rosyjski statek Progress włączał na chwilę silniki. A Progresu ani dziś, ani w najbliższej przyszłości nie ma czym zastąpić.

Na Ziemi toczy się więc wojna, ale w kosmosie nie ma wyjścia – współpraca jest nieunikniona.

Międzynarodowe interesy kosmiczne są niebywale splecione. Na przykład pierwszy człon amerykańskiej rakiety Antares zbudowano w większości na Ukrainie. Zasilają ją dwa rosyjskie silniki RD-181. Zbudowaną przez Boeinga i Lockheed Martin rakietę Atlas V również napędza rosyjski silnik (przypominał Reuters w lutym 2022 roku).

Jak zatopić najdroższą rzecz na świecie

Na razie NASA nie zamierza opuszczać ISS przynajmniej do 2028 roku, współpracę do tego czasu zadeklarował też Roskosmos. Żywot Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jednak nieuchronnie dobiega końca.

Teoretycznie można by stacji nadać orbitę, na której nie ocierałaby się o resztki ziemskiej atmosfery i traciła wysokość. Ale to byłby kosztowne. I pozostawiło w kosmosie kilkusettonowy złom. Z czasem zacząłby stanowić zagrożenie dla satelitów.

W końcu 2023 roku NASA ogłosiła, że zamierza rozważać komercyjne propozycje na „wycofanie stacji z eksploatacji”, czyli jej bezpieczne zatopienie. Początkowo rozważano wykorzystanie kilku statków Progress, ale było to rozwiązanie mocno prowizoryczne. Oceniono, że lepiej jest zbudować specjalny statek do tego celu.

Koszt całej operacji szacowany jest na niemal 1 miliard dolarów. Termin zaplanowano na początek przyszłej dekady. Stacja ma zejść z okołoziemskiej orbity i zatonąć właśnie na południowym Pacyfiku.

Będzie to skomplikowana operacja. Stacja jest wielkości piłkarskiego boiska i waży 450 ton. W atmosferę musi wchodzić powoli, by opór powietrza nie naruszył jej konstrukcji i nie rozpadła się na fragmenty. Trzeba jednak zdążyć, by cała operacja odbyła się, gdy stacja będzie przelatywać nad Pacyfikiem.

W styczniu 2031 roku do oceanu spadnie więc najdroższy obiekt zbudowany przez ludzkość — koszt Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wyniósł około 150 miliardów dolarów.

Na orbicie zostaną Chińczycy?

Co ją zastąpi? Na razie nie ma oficjalnych planów. Prywatne firmy (Axiom Space, Bigelow Aerospace, Sierra Nevada Space Corporation) chciałyby dobudować do ISS moduły, które mogłyby stać się samodzielną nową stacją po odłączeniu starej.

Mają na to jeszcze kilka lat, ale ciągle są to plany. Na razie Międzynarodowa Stacja Kosmiczna krąży jeszcze wokół ziemi. I nie jest już jedyna.

Własną stację kosmiczną budują natomiast Chiny. Pierwszy moduł wysłały na orbitę już w 2021 roku, w kolejnym dołączyły do niego następne. Jest niemal pewne, że po zatopieniu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, na której mieszkali astronauci z prawie 20 krajów, jedynymi ludźmi przebywającymi na orbicie będą Chińczycy.

Będzie to duży cios dla kosmicznego prestiżu USA. I ogromny sukces wizerunkowy Chin.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze