0:000:00

0:00

Zaczęło się na oddziale trzecim. Tam najwcześniej zamontowano na okiennych lufcikach blachy. To dodatkowe zabezpieczenie spowodowało, że przepełnione sale mieszkalne zrobiły się jeszcze duszniejsze i ciemniejsze.

Na korytarzach wyłączono wentylatory. Dyrekcja zasłaniała się zaleceniami sanepidu w związku z pandemią, ale sanepid nic o tych zaleceniach nie wie. To przelało czarę goryczy. We wtorek 23 czerwca rozpoczęto protest głodowy.

W Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym (KOZZD) w Gostyninie jest już 90 osadzonych, choć maksymalną pojemność ośrodka określono na 60 osób.

Ośrodek w Gostyninie nie jest zwykłym więzieniem czy aresztem, tylko miejscem, w którym pod atrapą instytucji leczniczej bezterminowo izoluje się „prawdopodobnie niebezpiecznych”.

O tym, jak funkcjonuje ośrodek, kto do niego trafia, pisaliśmy tutaj:

O tym, jak rozsadził system prawny i chaosie, w jakim miotają się zupełnie nieprzygotowani dyrektorzy więzień, psychologowie, psychiatrzy, sędziowie oraz sami pracownicy i terapeuci przeczytacie tu:

O tym, jak taki ośrodek dla niebezpiecznych mógłby funkcjonować ( i funkcjonuje w Niemczech), więcej dowiecie się tutaj:

Ostatnio dopisaliśmy też o klimacie politycznym w jakim powstawał:

Trafić mieli tam najniebezpieczniejsi gwałciciele i mordercy, a przebywają tam dziś także pacjenci, którzy w więzieniu nie spędzili nawet 3 lat oraz chorzy psychicznie, których zgodnie z prawem w ogóle nie powinno tam być.

W 2013 wiceminister resorctu sprawiedliwości Michał Królikowski, jeden z autorów ustawy o Gostynienie, przyznawał, że to „jeden z najtrudniejszych projektów ustaw, jakie ta Izba widziała”, bo „balansuje na granicy dzisiejszych standardów ochrony praw człowieka i obywatela”.

Mimo wszystko ustawa powstała w ekspresowym tempie. Większości trudnych kwestii nie przewidziała albo zignorowała. Reszta jest improwizacją.

Ośrodek jest już przepełniony, terapia to mit, a wyjście na wolność jest prawie niemożliwe. Jeśli dodamy do tego dramatyczny poziom opiniowania wśród biegłych i skomplikowanie pytania, na które muszą odpowiedzieć (prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa), mamy pełniejszy obraz tego, z jakimi dylematami mierzą się sądy i jakie konsekwencje oznacza to dla osadzonych.

"Decyzję o proteście podjęliśmy spontanicznie. Nie ma innego sposobu. Na wszystkie nasze prośby i skargi są zawsze trzy odpowiedzi: nie, bo względy bezpieczeństwa, trudności lokalowe albo organizacyjne. Żadnego racjonalnego argumentu" - tłumaczy OKO.press Piotr W., osadzony z oddziału trzeciego.

"Zadzwonili do nas, przesłali postulaty, dopisaliśmy swoje i się przyłączyliśmy" - mówi J. z oddziału drugiego. Według naszych informacji osadzonych w proteście uczestniczy już 39 osób.

Przeczytaj także:

Granice strachu

Pierwsze żądanie: dymisja dyrektora i kierownika ochrony. Dlaczego? Bo swoimi bezprawnymi decyzjami stwarzają zagrożenie - mówią osadzeni.

"Tyle czasu mnie ciągali po korytarzu, siłą rozbierali, robili kontrole osobiste. Zapytałem: jakim prawem? Przecież to żadni funkcjonariusze publiczni, tylko zwykli stróże. Nagle zorientowali się, że prawa jednak nie mają i zrezygnowali" - mówi Piotr W.

Piotr W. trafił do Gostynina w lutym 2017 roku „z wolności”. Po odbyciu kary wyszedł z więzienia i zdążył już zacząć normalne życie. „Założył rodzinę, ma dzieci, pracował, nie naruszył prawa. Po kilku miesiącach sąd skierował go do Gostynina za czyny, za które w całości odsiedział karę. Nowych nie popełnił” – mówi prawniczka, prof. Monika Płatek, która od dawna angażuje się w obronę praw osób osadzonych w Gostyninie.

"Przyszedłem z własnej woli, wierzyłem, że idę na terapię" - mówi OKO.press Piotr W. "A dyrektor stworzył mi piekło".

Kiedy w listopadzie 2018 rozpoczął samotną głodówkę, wywieziono go siłą na dokarmianie do więzienia. Jego zdaniem dyrekcja robi co chce i czuje się zupełnie bezkarna.

"Myślą, że jak mają masę strażników, to mają nad nami władzę. Ale my jesteśmy rozumnymi osobami, umiemy się zmobilizować i powalczyć o swoje. Są granice strachu".

Piekło

Żądań jest wiele: od dostępu do świeżego powietrza i dymisję kierownika po zakupy bez ograniczeń - "wraz z lodami". Niepoważne? Dla kogoś, kto od lat żyje w beznadziei, a w przeludnionej celi temperatura sięga 30 stopni - bardzo poważne.

  1. Podanie się do dymisji kierownika ochrony i dyrektora KOZZD;
  2. Pozwolenie na posiadanie laptopów i telefonów z internetem;
  3. Brak cenzury prasy zarejestrowanej, korespondencji i telewizji;
  4. Wyznaczenie miejsca na palenie wyrobów tytoniowych [palarni w ośrodku nie ma, choć są nawet w więzieniach - red.]
  5. Swobodny dostęp do spacerów bez ograniczeń czasowych [obecnie to godzina dziennie- red.], przywrócenie dostępu do terenu spacerowego, zamiast drogi pożarowej
  6. Przywrócenie sygnału telefonicznego, takiego jaki był przed wymianą okien
  7. Montaż anten, aby umożliwić słuchanie radia
  8. Zgoda na posiadanie TV i konsoli w salach
  9. Poprawa jakości wyżywienia
  10. Zakupy bez ograniczeń wraz z lodami
  11. Przywrócenie metrażu mieszkalnego [min. 4 metry kwadratowe na osobę]
  12. Usunięcie kamer z toalety i łazienki
  13. Ograniczenie liczby ochrony
  14. Możliwość posiadania czajnika
  15. Zaniechanie zakładania kajdanek przy wyjazdach z ośrodka [dotychczas były stosowane wobec wszystkich, bez oceny ryzyka jakie stwarza konkretny pacjent - red.]
  16. Przywrócenie kurierów [w czasie pandemii ograniczono dostawców do Poczty Polskiej - red.]
  17. Raz w miesiącu spotkanie z kierownikiem ośrodka
  18. Montaż w salach klimatyzacji i wiatraków

Osadzeni często wspominają, że lepiej było w więzieniu - przynajmniej wiedzieli kiedy wyjdą, co im wolno, a czego nie, mieli kontakt ze światem. Tutaj - mówią - z dnia na dzień wszystko się zmienia, regulamin co tydzień jest inny, a osadzonym nikt niczego nie tłumaczy.

Dlatego nie rozumieją: po co tyle strażników, którzy chodzą za nimi krok w krok (na jednego osadzonego przypada 7)?

Dlaczego zamiast po terenie spacerowym chodzą po drodze pożarowej i to tylko godzinę dziennie? Dlaczego robi im się kipisze i rozbiera do naga po każdym widzeniu, choć widzenia odbywają się w obecności kamer i strażnika?

A kamera nad sedesem? Kajdanki przy każdym wyjściu czy wizycie księdza? Zakazy zakupów, odbieranie komórek? Wycinanie gołych pleców modelek z reklamy w czasopismie? Brak przepsutek, nawet do chorego członka rodziny?

A teraz ta blacha na oknach. "Jakoś przez te wszystkie lata nikt przez lufcik nie uciekł" - mówi Piotr W. "Ale mimo to montuje się blachy, które ograniczają dostęp powietrza, światła i sygnał telefoniczny".

Połączenie czasem się urywa. "Widzi pani, teraz to już trzeba przy samym oknie stać, żeby porozmawiać" - komentuje Tadeusz S., jeden z osadzonych.

"Wszyscy odsiedzieliśmy nasze wyroki, jesteśmy ludźmi wolnymi. A pan dyrektor buduje wokół nas twierdzę. Chce nas odizolować od informacji, świata. A podobno jesteśmy tu po to, żeby nas przywrócić do społeczeństwa" - mówi Piotr W.

Powietrze

Kiedy wyłączono klimatyzację na korytarzach zrobiło się jeszcze goręcej. "Strażnicy mówili, że to przez nas. Kiedy się dopytywaliśmy, dlaczego nie ma klimatyzacji, powiedziano nam, że tak kazał sanepid, bo pandemia" - mówią osadzeni.

Na pytanie OKO.press inspektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gostyninie odpowiedziała, że nic im o środkach wprowadzonych w KOZZD nie wiadomo i że to "wewnętrzna sprawa ośrodka". Po interwencji ministerstwa przywrócono klimatyzację na korytarzach. Ale w pokojach wciąż ukrop.

Na spotkaniu z dyrekcją osadzeni mieli usłyszeć, że mogą sobie postawić wentylatory. Problemy w tym rozwiązaniu są co najmniej dwa: na salę jest jeden przedłużacz, co oznacza, że kiedy jedna osoba podłączy obok łóżka wentylator, druga takiej możlwiości już nie ma. Poza tym, nie wszyscy mogą sobie na wentylator pozwolić.

"Nie wszyscy mają własne pieniądze, a MOPS często odmawia przyznania zasiłku, bo dyrekcja twierdzi, że zapewnia wszystko, co niezbędne" - mówi Tadeusz S.

"Na spotkaniu dowiedziałem się, że ministerstwo wydaje na mnie 400 tys. rocznie. To gdzie są te pieniądze? Jedzenie jest byle jakie, nie dostajemy nawet ubrań i środków czystości" - mówi Piotr W. i opowiada, jak kiedyś zniszczyły mu się ośrodkowe kapcie.

"Usłyszałem, że dostanę nowe, ale muszę oddać pieniądze. Poprosiłem, żeby dali mi tę dezycję na piśmie, to ja wyślę do pana ministra prośbę, żeby umorzyli mi koszty. Zaraz dali kapcie za darmo. Styropianowe kubki też podobno były tylko dla personelu, bo »takie jest zarządzenie ministra«. Jak poprosiłem o to zarządzenie, kubki znalazły się i dla nas".

Chcemy rozmawiać

Osadzeni mają dość tych przepychanek. Jednym z postulatów jest comiesięczne spotkanie z dyrektorem ośrodka. Teraz większość pacjentów nie ma z nim kontaktu, nie wiedzą nawet czy zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się na oddziałach. Nie mają komu się poskarżyć.

"Pacjent nie może się odezwać, bo zaraz przychodzi 5 strażników albo jest wpis w karcie agresji [rodzaj kartoteki, która ma wpływ na okresową ocenę pacjenta, a więc - na jego szanse na wyjście]. Kiedy zadajemy pytania, słyszymy "nie, bo nie" albo "nie będziemy z panem o tym rozmawiać" - mówi Piotr W.

"Panuje psychoza strachu, pacjent boi się wychylić, bo napiszą, że jest dyssocjalny, że ma zaburzenia" - mówi W. - "Ale strach ma swoje granice, a pacjenci widzą, że siedzenie cicho wcale wolności nie daje. Jest tylko dalsze zastraszanie i odbieranie czego się da".

Osadzeni czują, że na terapii też nikt ich nie słucha.

Terapia jak przesłuchanie

"Z terapeutą nie rozmawiamy o naszych problemach, ciągle wałkowane jest nasze przestępstwo, I tak 5 razy w tygodniu. Nawet za komuny tak nie maglowano na przesłuchaniach" - mówi W. i skarży się na częste zmiany terapeutów, którzy każą sobie opowiadać wszystko od początku.

"Czy nie mogą zajrzeć do notatek? Do tej księgi czarów, którą nazywają historią choroby?" - pyta W., który przez 15 lat chodził na terapie w więzieniu. "Był program, tematy, plan. Tutaj nie ma nic. Tego, co tu z nami wyprawiają, chyba nie na studiach, tylko na kursie druidów się nauczyli".

Mniej poetycka w słowach, ale również krytyczna jest opinia Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur o terapii stosowanej w KOZZD. Eksperci nie dowiedzieli się w ośrodku na jakich wytycznych oparta jest stosowana terapia, dlaczego nie stosuje się terapii zbiorowej wskazanej dla osób z zaburzeniem dyssocjalnym i dlaczego nie angażuje się pacjentów w proces leczenia.

Osadzeni nie mają poczucia, że ich diagnoza jest czymś uzasadniona, czują, że znaleźli się w pułapce, a werdykty psychiatrów i psychologów są arbitralne. "Diagnozę, którą dostałem 15 lat temu, kiedy mnie skazywano - nie było w niej zaburzenia na tle seksualnym, dziś obala się po 36 minutach rozmowy i zajrzeniu w akta sprawy. Żadnej dokumentacji, uzasadnienia" - mówi W.

Po co to panu?

Jak przebiega protest? Spokojnie, choć osadzeni donoszą, że próbuje się ich uciszyć.

"Wzywają pacjentów na rozmowy i próbują szantażować, obiecywać" - mówi Piotr W. "Jednemu powiedzieli, że taką miał dobrą opinię, był pierwszy w kolejnce do wyjścia. Ordynator nawet nie zajrzał w papiery, żeby sprawdzić, że ten człowiek jest tu dopiero na zabezpieczeniu, nawet wyroku jeszcze nie ma".

"Mówią mi: po co to panu, przecież zaraz opinia byłaby pozytywna. Ale ja już miałem dwie pozytywne opinie i wniosek dyrektora o wypuszczenie mnie na wolność. I co? Sąd się nie zgodził" - mówi J.

RPO: resort zdrowia nie może dłużej milczeć

Osadzeni relacjonują, że obiecano im, że przyjedzie ktoś z ministerstwa w roli mediatora. W piątek w tej roli pojawiła się przedstawicielka sądu okręgowego w Płocku. Osadzeni dalej domagają się kogoś z ministerstwa. Na osobę, która będzie reprezentować ich racje w sporze, zaproponowali prawniczkę prof. Monikę Płatek, która od dawna angażuje się w obronę ich praw.

"To prawda, że mnie zgłoszono, ale na razie nie dostałam żadnego zaproszenia czy informacji ani od ministerstwa, ani od dyrekcji" - mówi OKO.press prof. Płatek.

"Tego sporu nie da się rozwiązać bez spojrzenia na główny problem - codzienne łamanie prawa".

W sprawę zaangażował się Rzecznik Praw Obywatelskich, który od dawna monitoruje sytuację w KOZZD i apeluje do Ministerstwa Zdrowia:

"Protest pacjentów należy traktować jako wyraz skali nagromadzonych i nierozwiązanych spraw. Resort zdrowia nie może dłużej pozostawać obojętny wobec tej sytuacji".

Osadzeni zapowiadają dalszą głodówkę, choć nie spodziewają się w najbliższych dniach przełomu. "Pan dyrektor chyba gra na zwłokę, a w ministerstwie wolą się zamieniać stołkami, niż się nami zajmować. Po co, skoro jesteśmy dla nich śmieciami?" - pyta W.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze