Na świecie wymyślono szybkie testy odróżniające grypę od COVID-19 i infekcji wywołanej wirusem RSV. Polska też je wprowadza. Niestety, w aptekach są niedostępne. A w POZ-tach mają się pojawić. Szkoda, że tak późno i że placówki będą kupować je same, co dodatkowo wydłuży proces
Od ponad dwóch miesięcy w Polsce trwa atak grypy. Wskaźnik zapadalności na tę chorobę w okresie od 1 do 7 stycznia 2023 przekroczył 115 na 100 tys.
„To najwyższy wskaźnik od 20 lat” mówił OKO.press dr Paweł Grzesiowski, odnosząc się do nieco jeszcze mniej alarmujących danych z drugiej połowy grudnia 2022.
Władze najwyraźniej zbagatelizowały ostrzeżenia ekspertów, że w tym sezonie czeka nas twindemia, czyli dwie epidemie – grypy i koronawirusa w tym samym czasie. Sytuację dodatkowo pogorszyły liczne zakażenia wirusem RSV, groźnego szczególnie dla najmłodszych pacjentów.
Zarówno grypa, jak i RSV były w ubiegłych dwóch sezonach z racji pandemii koronawirusa i naszych reakcji na nią w odwrocie. W tym zaatakowały ze zdwojoną siłą, a przecież COVID wcale się skończył (11 stycznia odnotowano 342 zakażenia, zmarło 18 osób).
Przed tegoroczną grypą mogliśmy się zabezpieczyć. Niestety, nie zrobiliśmy tego, tymczasem jak przekonywał Grzesiowski „w chorobach zakaźnych najistotniejsze jest wyprzedzenie fali epidemicznej i profilaktyka”.
Teraz rząd próbuje ratować sytuację. Przy okazji chwali się niektórymi posunięciami, co ma dowieść, że o nas dba.
„Dzisiaj rano podpisałem rozporządzenie, które wprowadza do POZ, czyli u lekarza rodzinnego, możliwość wykonania testu, który będzie identyfikował, z jaką przypadłością mamy do czynienia – czy jest to RSV, grypa, czy COVID-19” – powiedział z dumą 5 stycznia 2023 podczas konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski.
Nie chwalił się już, że w aptekach tych testów nie sposób kupić, a także, że rząd nie zakupi ich centralnie, tylko każdy z kilkunastu tysięcy POZ-ów będzie to musiał robić na własną rękę, co dodatkowo skomplikuje i wydłuży proces.
„To najgorsze możliwe rozwiązanie” – ocenił dr Paweł Grzesiowski podczas ostatniego webinarium Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa. – „Testy trzeba będzie samemu wybierać, zamawiać, czekać na dostawę”.
Dr Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny z Wysokiego i Zakrzewia w woj. lubelskim, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, uważa, że zarówno centralny zakup, jak i zamawianie testów przez poszczególne POZ-ty, mają swoje plusy i minusy. "Jedni koledzy chcieliby tak, inni inaczej" - mówi OKO.press.
Skoro testów nie ma w aptekach, w jaki sposób trafią do POZ-tów?
„Jesteśmy po rozmowach z producentami, którzy zadeklarowali, że w tym profesjonalnym obrocie testów nie zabraknie. Mówię tutaj o profesjonalnym obrocie, bo testy, które mamy w aptekach, muszą być dodatkowo certyfikowane do samowykorzystania, a te, które będą wykonywane w POZ, będą przeznaczone dla profesjonalistów” - wyjaśnił Niedzielski.
Dodał, iż producenci zadeklarowali, że takie testy będą dostępne w ciągu tygodnia.
Dr Grzesiowski w czasie webinarium tłumaczył też, że testy do profesjonalnego użycia są inaczej pakowane niż te sprzedawane w aptekach.
Dr Tomasz Zieliński złożył już zamówienie, czeka na dostawę. Ilu lekarzy POZ pójdzie jego śladem – trudno powiedzieć.
Testy będą wykonywane bezpłatnie. NFZ będzie zwracał placówkom 33,98 zł za każde jego przeprowadzenie. Rządowa Agencja Ochrony Technologii Medycznych i Taryfikacji oszacowała, że skorzysta z nich rocznie 6 mln 745 tys. pacjentów, co oznacza wydatek ze środków NFZ rzędu 229,2 mln zł.
Szybkie testy antygenowe, które potrafią rozróżnić, czy mamy do czynienia z grypą, czy z Covidem, a także testy potrójne „combo” w kierunku grypy, Covidu 19 i RSV, na zachodzie pojawiły się już jakiś czas temu.
Te pierwsze — grypa/COVID — trafiły do naszych aptek w sierpniu-wrześniu 2022. „Tyle że wtedy nikt się nimi nie interesował” – opowiadał w czasie wspomnianego webinarium Łukasz Pietrzak, farmaceuta. Klienci rzucili się na nie dopiero w grudniu i wykupili do cna wszystko to, co wcześniej kurzyło się na półkach. Czy i kiedy wrócą do aptek, nie wiadomo.
Wykonanie testu antygenowego polega na pobraniu wymazu. Dr Grzesiowski rekomenduje pobieranie go zarówno z nosa, jak i gardła tą samą wymazówką.
Chodzi o to, by uzyskać wystarczająco dużo materiału, bo jak pewnie niektórzy z nas pamiętają, test antygenowy jest mniej czuły niż tzw. test PCR.
Testy pozwalają wykryć chorobę i skuteczniej zapobiegać rozszerzaniu się zachorowań, co z punktu widzenia epidemiologii jest bardzo ważne.
W przypadku grypy szybka diagnoza jest ponadto o tyle istotna, że jeśli test wykaże obecność tego właśnie wirusa, lekarz może od razu zaordynować celowany lek przeciwgrypowy. A jak pisaliśmy ostatnio, leczenie grypy jest najbardziej skuteczne na początku choroby.
Wykrycie któregoś z wirusów może też ustrzec pacjenta przed niepotrzebnym podaniem antybiotyku (przypomnijmy, że antybiotyki działają wyłącznie na bakterie).
Wprowadzenie bezpłatnych testów antygenowych, w chwili, gdy znajdą się one rzeczywiście w POZ-ach, to niewątpliwie dobre posunięcie. Znalazło się ono na liście zaleceń Rady Ekspertów Naczelnej Izby Lekarskiej mogących wpłynąć na ograniczenie zakażeń wirusowych dróg oddechowych, przedstawionych podczas konferencji prasowej w ubiegłym tygodniu.
Wymieniono je jednak dopiero na 4. miejscu wśród 9 rekomendacji. Za najważniejszą eksperci uznali „bezzwłoczne szczepienia dorosłych (w tym ciężarnych) i dzieci przeciw grypie w populacjach nieszczepionych w bieżącym sezonie epidemicznym”.
No właśnie. Testy – jak podkreśliliśmy – pozwalają lepiej panować nad epidemią. Ułatwiają też podjęcie właściwych decyzji co do leczenia, ale naszą najsilniejszą bronią w walce z grypą są bez wątpienia szczepienia profilaktyczne. A te w tym sezonie niezwykle kuleją.
Wygląda na to, że jedynym pomysłem urzędników jest umożliwienie wypisywania recept na szczepionkę przeciwgrypową farmaceutom.
Jak pisaliśmy, rząd w ubiegłym roku zdecydował się na dostęp do bezpłatnych szczepień dla wszystkich chętnych bez konieczności wystawiania recepty.
Tym razem jednak zdecydowano się na dość skomplikowany system refundacji (najstarsi seniorzy i kobiety w ciąży otrzymują szczepionkę za darmo, część pacjentów objęta jest 50-procentową refundacją, część płaci pełną stawkę).
Ponadto wprowadzono obowiązek uzyskania recepty na szczepionkę, co wiąże się z wizytą u lekarza rodzinnego. W efekcie lekarze są przeciążeni pracą, a pacjenci narażeni na złapanie infekcji w czasie wizyty w poradni. I wielu z nich w takiej sytuacji rezygnuje.
10 stycznia 2023 sejmowa Komisja Zdrowia poparła rządową propozycję, by recepty na szczepionkę przeciw grypie mogli wypisywać również farmaceuci.
Aczkolwiek okazało się, iż mogą oni wystawiać wyłącznie receptę pełnopłatną. Jeśli więc np. starsza osoba, której należy się 50-procentowa albo 100-procentowa zniżka, chce kupić szczepionkę taniej, musiałaby nadal udać się w tym celu do lekarza!
Diabelski pomysł można by powiedzieć. Mimo tego, że szczepionka nie jest zbyt droga (kosztuje ok. 50 zł), dla wielu seniorów to istotny wydatek. A skoro państwo zdecydowało się seniorom ulżyć, dlaczego chce ich narażać na niewygodę i na ryzyko zakażenia się w placówce ochrony zdrowia, do której idą wyłącznie po receptę?
„Przygotowane rozwiązanie jest adresowane przede wszystkim do osób młodych, którym refundacja szczepionki nie przysługuje, aktywnych zawodowo, które chcą się zaszczepić przeciw grypie szybko, bez konieczności wizyty u lekarza” – mówiła „Rynkowi Zdrowia” Elżbieta Piotrowska-Rutkowska, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
12 stycznia sprawą zajęła się ponownie Komisja Zdrowia. Tym razem głosami 18 posłów (przeciw 14) odrzuciła poprawkę o wystawianiu recept na szczepionkę przez farmaceutów. Posłowie opozycji uznali, że taka pomoc de facto będzie fikcją.
Resort zdrowia uzasadnia, że refundację określa wyłącznie lekarz. A po to, by robił to również farmaceuta, trzeba by zmienić zupełnie system.
Nie byłoby w ogóle tych problemów, gdyby władze zdecydowały się na zapewnienie bezpłatnej szczepionki przeciw grypie wszystkim chętnym obywatelom. Czy naprawdę nas na to nie stać? Zwłaszcza że tych chętnych było i jest niewielu (najlepszy wynik to ten z ubiegłego sezonu, kiedy szczepiło się ok. 7 proc. społeczeństwa, czyli ok. 2,7 mln obywateli).
Załóżmy, że władze zrobiłby jeszcze dobrą kampanię promującą szczepienia i zgłosiłoby się na nie 5 mln osób. Ile trzeba by wydać na szczepienie takiej liczby Polaków? 5 mln razy 50 zł (przy masowym centralnym zakupie można by pewnie wynegocjować nieco niższą cenę) to 250 mln zł.
Rząd godzi się bez problemu na wydatek 229 mln na testy grypa/COVID-19/RSV i uważa, że ma problem z głowy. Dlaczego jednak decydenci nadal bagatelizują grypę? Czy jest jakieś racjonalne wytłumaczenie takiego stanowiska?
Ile finansowo stracimy na tegorocznej epidemii? Po uwzględnieniu wszystkich zwolnień, braków w produkcji i usługach, leczenia powikłań pogrypowych, tysięcy pobytów w szpitalach. „Rzeczpospolita” właśnie oszacowała możliwe miesięczne koszty dla pacjentów i gospodarki na ponad 500 mln zł. Władze najwyraźniej takich szacunków nie robią albo się nimi nie przejmują.
PS. 13 stycznia 2023 sejm przyjął ustawę w wersji proponowanej przez rząd. Farmaceuci będą więc mogli wypisywać pełnopłatne recepty na szczepionki przeciw grypie. Ustawą teraz zajmie się senat.
PS2. Testy combo zaczynają pojawiać się w aptekach. Niektóre z nich przyjmują rezerwacje telefoniczne.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze