0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja Iga Kucha...

Przeziębienie to najczęstsza choroba zakaźna ludzi. Przeciętny człowiek jest przeziębiony dwa, trzy razy każdego roku. Dzieci przeciętnie sześć razy, choć nawet dwanaście infekcji w roku u najmłodszych nie jest niezwykłe.

Częściej łapiemy przeziębienie od jesieni do wiosny. Nie do końca wiadomo, dlaczego - prawdopodobnie w wilgotnym powietrzu wirusy dłużej się utrzymują, a w ogrzewanych pomieszczeniach łatwiej im atakować nasze przesuszone błony śluzowe.

Dolegliwości związane z przeziębieniem trwają zwykle około tygodnia do dziesięciu dni i zwykle przechodzą same.

Za katar, kaszel, ból gardła czy głowy oraz gorączkę odpowiadają wirusy - nie bakterie. Oznacza to, że w przypadku przeziębienia antybiotyki są bezużyteczne.

Istnieją leki przeciwwirusowe, ale niewiele z nich ma szerokie spektrum działania - większość działa na jeden gatunek wirusa. Takie leki opracowano przeciwko wirusom opryszczki czy grypy. Na wirusy przeziębienia leków przeciwwirusowych nie ma.

Głównym powodem jest to, że wirusów wywołujących przeziębienia jest ponad 200 różnych szczepów, głównie z rodzaju rinowirusów, koronawirusów i adenowirusów. Samych rinowirusów, najczęściej wywołujących przeziębienie, naliczono około stu, niektóre źródła podają nawet 160.

W przypadku przeziębienia pozostaje leczenie objawowe (czyli takie, które łagodzi objawy, ale nie usuwa bezpośredniej przyczyny). Są to zwykle niesterydowe leki przeciwzapalne (aspiryna, ibuprofen, paracetamol), które zmniejszają ogólną odpowiedź zapalną organizmu oraz obniżają gorączkę. Czasem lekarze przepisują także leki zmniejszające obrzęk błon śluzowych nosa czy leki wykrztuśne.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Czy witamina C leczy przeziębienie? Tak. Nie. Więc jak?

Mało kto wie, że moda na witaminę C jako środka na przeziębienie jest zasługą laureata nagrody Nobla w dziedzinie chemii, Linusa Paulinga, który w 1970 roku wydał książkę “Vitamin C and Common Cold”, czyli po prostu “Witamina C i przeziębienie”. Przekonywał w niej, że ta witamina jest skutecznym lekiem, przynajmniej przeciwko wirusom przeziębienia (w kolejnym wydaniu dodał, że również przeciw wirusom grypy).

ballantine

Czy tak jest w istocie?

Jest wiele badań, które wskazują na skuteczność witaminy C w leczeniu przeziębienia. I wiele, które wskazują na jej bezużyteczność.

Żeby to rozwikłać, w medycynie prowadzi się przeglądy wielu różnych badań. Robi to między innymi Cochrane, niezależna międzynarodowa organizacja non-profit. Jest największą organizacją gromadzącą wiedzę medyczną opartą na faktach. W jej bibliotece znajdują się także analizy dotyczące skuteczności tradycyjnych metod leczenia przeziębień.

Laureat nagrody Nobla w dziedzinie chemii Linus Pauling przekonywał w książce "Vitamin C and Common Cold", że witamina C jest skutecznym lekiem, przynajmniej przeciwko wirusom przeziębienia .
Jest wiele badań, które wskazują na skuteczność witaminy C w leczeniu przeziębienia. I wiele, które wskazują na jej bezużyteczność.
książka “Vitamin C and Common Cold”,06 maja 1970

Witamina C, czyli mylą się nawet nobliści

Z analizy wielu badań nad witaminą C i przeziębieniem wynika, że jej efekt jest skromny. Przyjmowana zapobiegawczo może skrócić okres choroby, jednak zaledwie średnio o 8 procent, czyli mniej niż o pół dnia.

Autorzy znaleźli siedem badań nad leczniczym efektem witaminy C, podawanej po pojawieniu się pierwszych objawów. Analiza wyników tych badań wskazuje, że przyjmowanie tej witaminy nie skraca czasu przeziębienia (nie zmniejsza też nasilenia jego objawów). Nie ma więc dowodów naukowych na to, że witamina C leczy przeziębienia.

Nie ma zresztą w tym nic dziwnego. Ludzkie ciało potrzebuje około 100 do 120 miligramów tej witaminy dziennie. Zazwyczaj przyjmujemy tę ilość wraz z pożywieniem. Taką ilość dostarczy nam na przykład zjedzenie 200 gramów ziemniaków (20 mg) oraz 100 gramów kapusty (40 mg) i 50 gramów papryki (50 mg). Przyjęcie dodatkowej dawki nie przynosi żadnych efektów i szybko kończy się jej usunięciem nadmiaru wraz z moczem.

Przeczytaj także:

Czosnek, jeżówka, inhalacje…

Nie ma solidnych naukowych dowodów na skuteczność preparatów roślinnych w walce z przeziębieniami. Dotyczy to także jeźówki purpurowej (Echinacea purpurea) czy czosnku. Są badania wskazujące na skuteczność jeżówki w zapobieganiu przeziębieniom, jeśli przyjmowana jest przez dłuższy czas. Jednak, jak wynika z analizy Cochrane, jej skuteczność w leczeniu jest znikoma.

Jeżówka purpurowa, Echinacea purpurea. Autor H. Zell Repozytorium wolnych zasobów Wikimedia Commons

Może czosnek? Też nie leczy. Naukowcy z Cochrane znależli zaledwie jedno badanie, które wskazuje, że czosnek może skracać okres przeziębienia (o około jeden dzień). I znów: pod warunkiem, że jest przyjmowany zapobiegawczo, a do tego aż przez trzy miesiące.

Czosnek, rycina z XVIII wieku. William Woodville: „Medical botany“, London, James Phillips, 1793, Vol. 3, Plate 168: Allium sativum (Garlic). Hand-coloured engraving. W dostępie publicznym Wikimedia Commons

Do sposobów, których skuteczności nie udało się potwierdzić, należą też

  • miód,
  • olejki eteryczne,
  • chińskie preparaty ziołowe,
  • inhalacje z pary wodnej
  • oraz przepłukiwanie nosa i gardła.

Mogą przynosić ulgę w objawach, ale nie ma dowodów, by dzięki nim choroba szybciej ustępowała.

Witamina? Nie C, lecz D

Jeśli mamy już brać witaminę, to raczej witaminę D. Latem powstaje w skórze pod wpływem słońca, ale jesienią i zimą w naszych szerokościach geograficznych większość ludzi ma jej niedobór.

Z kilku badań naukowych wynika, że niedobór witaminy D może zwiększać podatność na infekcje wirusowe. Być może ten niedobór częściowo tłumaczy sezonowość takich infekcji w naszym klimacie. Ale czy przyjmowanie witaminy D pomaga w walce z przeziębieniem?

Badacze z Wielkiej Brytanii stwierdzili co prawda, że jej niedobór nie zwiększa znacząco ryzyka infekcji. Dowiedli jednak, że przyjmowanie witaminy D skraca czas przeziębienia o ponad jedną trzecią (o 36 procent) i łagodzi dokuczliwość objawów.

Badanie to, co istotne, było randomizowaną próbą kliniczną. Ale żeby witamina D zadziałała, trzeba przyjmować ją zawczasu, nie jest więc lekarstwem. Naukowcy zalecają 25 mikrogramów (1,000 IU, czyli jednostek międzynarodowych) dziennie w sezonie jesienno-zimowym.

Cynk i (być może) rosołek

Jest jeden sposób na przeziębienie, choć nadal daleki od cudownego leku. To cynk. Na jego skuteczność w walce z infekcjami wirusowymi wskazuje kilka badań. Z ich przeglądu opublikowanego w “Open Respiratory Journal” wynika, że może skrócić czas choroby o około 40 procent. Ale i to pod dwoma warunkami.

Jego dawka musi być wyższa niż 75 mg dziennie, a cynk w formie octanu, czyli soli kwasu octowego. Inne jego sole mają o połowę słabsze działanie (skracają okres powrotu do zdrowia raptem o 20 procent).

Tu możemy pospekulować na temat gorącego rosołku. Głównym źródłem cynku w diecie jest czerwone mięso (wołowina zawiera go około 9 miligramów w stu gramach, drób trzykrotnie mniej). Rosół zawiera też nieco witaminy D (jej zawartość w mięsie się waha od kilku do kilkudziesięciu jednostek międzynarodowych w stu gramach, najmniej jest jej w chudym drobiu, najwięcej w tłustym mięsie czerwonym). Domowy rosół zawiera i cynk, i witaminę D. Trudno jednak orzec, ile z nich pozostaje w mięsie, a ile trafia do wywaru.

Znalazłem jedno badanie działania wywaru z warzyw i drobiu na neutrofile (które stanowią większość leukocytów, czyli białych krwinek). W laboratoryjnych szalkach wywar hamował ich działanie. Może to oznaczać, że rosół hamuje reakcję zapalną organizmu i łagodzi objawy infekcji. Ale wcale nie musi. Dlaczego?

Badanie badaniu nierówne

Badanie in vitro - czyli na laboratoryjnych szalkach - może być sygnałem, że coś być może zadziała. Czy to, że rosół hamuje aktywność neutrofilów w próbówkach oznacza, że tak samo działa zjedzony? Niekoniecznie. Organizm to nie próbówka.

Efekty osiągane w laboratoriach nie zawsze znajdują potwierdzenie w badaniach in vivo, czyli na żywych organizmach.

Takie badania najpierw prowadzi się zwykle na zwierzętach. Tu (znów) nie wszystko, co zadziała na myszy lub króliki, zadziała na organizm człowieka. Stąd najcenniejsze są badania na ludziach, ale i one mają swoją hierarchię.

Najbardziej wiarygodne są takie, w których jest grupa porównawcza (jedna część badanych dostaje lek, druga placebo), w których badani są przydzielani do grup losowo (czyli randomizowane), w których stosuje się podwójnie ślepą próbę (czyli nie tylko badani, ale i sami badacze nie wiedzą, która grupa otrzymuje lek, a która placebo), i najlepiej prowadzone w kilku ośrodkach badawczych (wieloośrodkowe), na dużej grupie uczestników.

Najlepsze są zaś przeglądy systematyczne badań, które biorą pod lupę kilka (lub kilkanaście) różnych badań. Są oczywiście szczególnie cenne, gdy (jak w przypadku witaminy C) “jedne badania mówią tak, inne nie” - którychś musi być przecież więcej.

Nie możemy być zatem pewni, że rosół pomaga na przeziębienie - to były badania in vitro, w jednym laboratorium. Odnośnie do witaminy D mamy jedne badania, ale na ludziach i randomizowane. Co do cynku mamy znacznie większą naukową pewność - wskazuje na to kilka czy kilkanaście różnych badań randomizowanych i z podwójnie ślepą próbą.

„Ale są badania, że witamina C działa”

Nawet w nauce wynik pojedynczego badania jeszcze o niczym nie świadczy.

Pozytywny wynik może być dziełem przypadku, źle skonstruowanego badania (zwłaszcza zbyt małej próby), złej analizy statystycznej wyników, a nawet manipulacji autora badań (który przedstawił tylko korzystne wyniki eksperymentu).

Ten ostatni czynnik jest o tyle istotny, że środowisko naukowe premiuje raczej badania, w których “coś wyszło” niż takie, które pokazują brak efektów. Takich niewiele wartych badań naukowych może być nawet więcej niż połowa, ostrzegał statystyk John Ioannidis już w 2005 roku.

Wiele zależy tu od dziedziny nauki - najmniej takich nierzetelnych badań jest w fizyce i chemii, bo w tych dziedzinach łatwiej od razu stwierdzić, czy eksperyment się powiódł. Nieco trudniej jest w biologii i medycynie, gdzie efekt można dostrzec dopiero po przeprowadzeniu wielu prób (czyli zbadaniu wielu osób). Najwięcej kiepskich badań jest w naukach społecznych: psychologii, socjologii czy ekonomii.

Nie jest to jednak powód do utraty wiary w naukę. Jedna jaskółka nie czyni wiosny, jednak wiele jaskółek - powtórzenie badania i otrzymanie takich samych wyników - pozwala potwierdzić, czy dana hipoteza jest prawdziwa, czy fałszywa.

Hipoteza, że witamina C leczy wirusowe infekcje nie znalazła potwierdzenia. Jak widać mylą się nawet nobliści.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze