0:000:00

0:00

Jest decyzja polityczna, by nie było takiego uprzywilejowania najbogatszych.
PRAWDA i dyzma zarazem. To PiS uprzywilejował bogatych
PAP,10 października 2016
Minister ma całkowitą rację i fatalną pamięć, ponieważ to PiS obniżał podatki dla najbogatszych.

Jesienią 2006 r. z inicjatywy rząd Jarosława Kaczyńskiego Sejm zniósł stawkę 40 proc. dla najlepiej zarabiających.

Firmowana przez wicepremier Zytę Gilowską ogromna obniżka podatków była powszechnie chwalona przez liberalnych ekonomistów. Forbes pisał o niej: "Mimo przejścia z obozu <<Polski liberalnej>> do „solidarnej” nie zamierzała zmieniać poglądów. Cytowała Ronalda Reagana i Adama Smitha, gdy mowa była o wydatkach państwa określała się mianem fiskalnego neokonserwatysty".

Od rewolucji podatkowej rządu PiS mamy de facto liniowy podatek dochodowy - tylko ok. 2,5 - 3 proc. Polaków i jeszcze mniej Polek (z powodu dyskryminacji płci) płaci według stawki 32 proc. Prawie wszyscy płacą 18 proc.

Co więcej, PiS zniósł też podatki od dziedziczenia i darowizn w ramach najbliższej rodziny. Likwidacja podatków "od spadku" - nielubianych jak wszystkie podatki - w szerszej perspektywie społecznej oznacza, że bogactwo rodziców spływa w całości na dzieci. Tym samym pogłębiają się różnice majątkowe i społeczne, ponieważ dzieci ludzi bogatszych dziedziczą lepszą sytuację niż dzieci uboższych, które często nie dziedziczą prawie nic. Podatek od spadków korygował międzypokoleniowy transfer różnic majątkowych, ale PiS go zniósł.

Taniej jest ładnie pachnieć

Symptomatycznym - choć drobnym - działaniem rządu PiS było zniesienie akcyzy na perfumy (i wogóle kosmetyki), gest wyraźnie życzliwy wobec zamożniejszych Polek i Polaków. PiS kreował się na partię prospołeczną, wrażliwą na problemy najuboższych w przeciwieństwie do faworyzujących bogaczy polityków Platformy, ale zadbał o to, by perfumy zwolnić z podatku. Oczywiście można kupić perfumy tanie, ale zdecydowanie więcej pieniędzy na nie wydają osoby zamożne - flakonik może kosztować kilkaset a nawet kilka tysięcy złotych). 10 proc. z 50 złotych to 5 zł. 10 proc. z 2 tys. to 200.

Chcąc ładnie pachnieć bogaczki i bogacze "oszczędzali" wielokrotnie więcej, niż pachnące/y czymś tańszym.

Teraz PiS zapowiada wprowadzenie jednego podatku, który ma łączyć PiT i składkę na ZUS oraz składka zdrowotną. Ma być progresywny: stawka minimalna wynisłaby 19,5 proc., czyli tyle, ile dziś składka na ZUS, a maksymalna około 40 proc. Stawek ma być kilka - cztery lub pięć.

Przeczytaj także:

Nowy system, nowe sztuczki

Trudno powiedzieć, czy rząd PiS rzeczywiście wprowadzi taki system podatkowy - na razie zresztą brak szczegółów i wyliczeń. Rząd ustami Kowalczyka zapowiada, że nowy system będzie neutralny budżetowo, czyli wpływy do budżetu będą takie same jak obecnie, co może budzić wątpliwości.

Gdyby rządowi udało się wprowadzić nowy system, byłby on rzeczywiście bardziej sprawiedliwy i poprawiał sytuację uboższych. Nie jest to proste: postulaty PiSu szybko doprowadzą do zmniejszenia wpływów (powiększenie kwoty wolnej osobom biedniejszym i średniomajętnym). To, czy uda się ściągnąć podatki z zamożniejszych nie jest tak samo pewne - zależeć będzie m. in. od skuteczności administracji.

Nie zmienia to w niczym faktu, że zrzucanie na poprzedników odpowiedzialności za podatkowe przywileje dla ludzi zamożniejszych jest hipokryzją, bo to PiS ma tu szczególne zasługi.

Polski system podatkowy

Część ekspertów od lat zwraca uwagę na niesprawiedliwy charakter polskiego systemu podatkowego. Jak piszą autorzy Fundacji Kaleckiego w raporcie: “Regulacje w służbie najsilniejszych”: "System podatkowy w Polsce ma charakter regresywny, co oznacza, że lepiej zarabiający i bogatsi podatnicy, płacą relatywnie niższe podatki:

  • Prawie 2/3 wpływów do budżetu państwa pochodzi z podatków konsumpcyjnych, obciążających w większym stopniu gorzej zarabiającą część społeczeństwa, u której konsumpcja zajmuje proporcjonalnie większą część dochodu; • Podatek PIT jest de facto liniowy. Mimo że w Polsce istnieją dwie stawki PIT – 18 proc. i 32 proc. wyższą stawkę płaci jedynie około 2 proc. podatników;
  • Kwota wolna od podatku jest znacznie niższa niż minimum socjalne;
  • System podatkowy sprzyja powiększaniu już istniejących majątków poprzez względnie niskie opodatkowanie przychodów z kapitałów pieniężnych, brak podatku katastralnego i brak podatku spadkowego w tzw. zerowej grupie podatkowej.”

Jak widać, PiS ma spory udział w takim stanie rzeczy.

Argumenty przeciwników progresji

Jak argumentują liberałowie, większe obciążenia osób zamożnych ograniczyłby ich motywację do aktywności gospodarczej i/lub spowodowało ucieczkę od płacenia podatków.

Ten pierwszy argument wydaje się mało przekonujący (porównaj badania). System progresywny może też działać motywująco dla zarabiających gorzej - użyteczność pieniądza spada wraz z dochodami. Tak więc kilkaset złotych czy kilka tysięcy więcej w kieszeni dla osoby mniej zamożnej to większy bonus, niż te same kwoty dla zamożnego.

Nie wiadomo natomiast, czy zwiększenie podatków nie sprawi, że ludzie majętni nie zarejestrują swej dochodowej działalności w innych krajach: Anglii, Czechach, Słowacji. Rząd PiS może próbować temu przeciwdziałać - deklaruje, że jest zwolennikiem klauzuli zakazu unikania opodatkowania, a także zaostrzania kar za przestępstwa gospodarcze. Ale deklaracje to jedno, a praktyka gospodarcza drugie.

Udostępnij:

Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze