0:000:00

0:00

Pierwszy Marsz Równości w Białymstoku przeszedł w sobotę 20 lipca 2019 wśród nienawistnych okrzyków, plucia, petard, kamieni i jajek rzucanych w stronę demonstrantów. Akty agresji wobec osób LGBT+ i ich sojuszników i sojuszniczek wywołały szok nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Politycy prawicy oraz duchowni Kościoła katolickiego odcinają się od odpowiedzialności za podżeganie do przemocy. Część, jak na przykład nowy minister edukacji, pochodzący z Białegostoku Dariusz Piontkowski, sugeruje, że winę za wydarzenia ponoszą sami organizatorzy i uczestnicy. W wypowiedzi dla TVN24 stwierdził:

„Tego typu marsze, wywoływane przez środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne, budzą ogromny opór nie tylko na Podlasiu, także w innych częściach Polski. W związku z tym warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane".

Innymi słowy - legalne marsze nie powinny się odbywać, ponieważ są grupy osób, które biją ich uczestników i uczestniczki. Idąc tym tropem myślenia można postulować delegalizację rowerów albo kwiatów na cmentarzach, ponieważ złodzieje je kradną.

Przeczytaj także:

Wolność zgromadzeń

Formuła „środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne” jest używana przez prawicę, by sugerować, że celem marszy i wszystkich aktywności osób LGBT+ jest nakłonienie innych ludzi do zostania gejami lub lesbijkami.

Takie jest literalne znaczenie „forsowania zachowań". Marsze oczywiście nie służą do namawiania nikogo do podejmowania homoseksualnej aktywności. Organizowane są między innymi po to, by:

  • by sprzeciwić się agresji w stosunku do osób LGBT+,
  • uświadomić społeczeństwo o istnieniu osób LGBT+;
  • ośmielić i dać wsparcie osobom LGBT+, które boją się ujawnić albo nie akceptują swojej orientacji;
  • artykułować postulaty takie jak równość małżeńska, czy jednopłciowe związki partnerskie.

Takie marsze są całkowicie legalne nawet jeśli nie 20 proc., ale 70 proc. Polaków by się z nimi nie zgadzało.

„Wolność zgromadzeń jest jednym z fundamentów demokratycznego państwa prawa i gwarantuje członkom społeczności wpływ na władze publiczne, umożliwia oddziaływania jednostkom na te władze poprzez prezentowanie opinii, ocen, poglądów i żądań” - mówiła sędzia Renata Żak w uzasadnieniu wyroku uchylającego zakaz prezydenta miasta Marszu Równości w Kielcach.

Bycie osobą niehetereoseksualną nie jest w Polsce nielegalne, choć prawa osób LGBT+ nie są tak chronione, jak w większości krajów zachodnich demokracji. Przykładem jest chociażby brak ustawodawstwa w zakresie karania za homofobiczną mowę nienawiści, czy brak możliwości zawierania związków partnerskich.

Obie te rzeczy należą do standardów w Unii Europejskiej. Polska jest jednym z 4 krajów w całej UE, która nie daje możliwości swoim obywatelom zawierania jednopłciowych małżeństw lub związków partnerskich.

W krajach, które zakazują marszy i parad równości, występuje zazwyczaj także kryminalizacja homoseksualizmu. W Rosji od kilku lat obowiązuje ustawa zakazująca „homoseksualnej propagandy”, w żadnym mieście nie odbyła się jeszcze nigdy legalna manifestacja osób LGBT+.

Władze Stambułu zakazują marszy równości regularnie od pięciu lat. Akty homoseksualne jako takie nie są w Turcji zakazane, ale nie ma żadnych praw zabraniających dyskryminacji ze względu na orientację seksualną, czy to w przestrzeni publicznej, czy w miejscu pracy.

Oprócz tego jest szereg krajów, w których wprost obowiązuje zakaz kontaktów homoseksualnych. Kary zaczynają się od więzienia po śmierć, czasem przez kamienowanie. Kara śmierci osobom LGBT+ grozi między innymi w Jemenie, Iranie, Brunei, Mauretanii, Nigerii i Arabii Saudyjskiej.

Czy można zakazywać marszu z takiego powodu?

To jednak nie wszystkie przemyślenia Dariusza Piątkowskiego. Minister dodał również, że tak jak inni prezydenci w Polsce, Tadeusz Truskolaski „mógł dążyć do tego, aby spróbować nie dopuścić do odbycia takiego marszu". A to dlatego, że:

"Mamy prawo do zgromadzeń, ale prawo bezpieczeństwa, życia ludzkiego wydaje mi się dużo ważniejsze niż prawo do zgromadzeń"
Zabezpieczenie tych praw się nie wyklucza
TVN24,21 lipca 2019

Dariusz Piontkowski nie wymyślił tu nic nowego. Próby zakazywania marszów ze względu na „bezpieczeństwo jego uczestników” podejmowane są regularnie i zawsze upadają w sądach.

Pierwszy był prezydent Lublina z ramienia PO Krzysztof Żuk, który zakazał Marszu Równości w Lublinie w październiku 2018 roku. I sąd ten zakaz uchylił. W kwietniu 2019 taki zakaz wydał prezydent Gniezna Tomasz Budasz, także z PO. Sąd uchylił. W czerwcu 2019 prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc z SLD (dziś już poza partią) zakazał marszu u siebie. Sąd też uchylił. 3 lipca do niechlubnej listy prezydentów nieszanujących prawa do zgromadzeń dołączył Bogdan Wenta z Kielc. Ten zakaz sąd też uchylił.

Wszystkie marsze się odbyły. Orzecznictwo jest już właściwie ustabilizowane - nie można prewencyjnie zakazać legalnego zgromadzenia tylko dlatego, że władze przewidują, że ktoś może chcieć je fizycznie atakować.

Wszyscy wymienieni prezydenci powoływali się na na art. 14 ust. 2 ustawy o zgromadzeniach, który przewiduje, że jego odbycie się może zagrażać zdrowiu lub życiu albo skutkować zniszczeniem mienia w znacznych rozmiarach.

Art. 14. Organ gminy wydaje decyzję o zakazie zgromadzenia nie później niż na 96 godzin przed planowaną datą zgromadzenia, jeżeli: 1) jego cel narusza wolność pokojowego zgromadzania się, jego odbycie narusza art. 4 lub zasady organizowania zgromadzeń albo cel zgromadzenia lub jego odbycie naruszają przepisy karne; 2) jego odbycie może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, w tym gdy zagrożenia tego nie udało się usunąć w przypadkach, o których mowa w art. 12 lub art. 13; 3) zgromadzenie ma się odbyć w miejscu i czasie, w których odbywają się zgromadzenia organizowane cyklicznie, o których mowa w art. 26a.

Prezydenci nieprawidłowo interpretowali przepis i chcieli zakazać marszy z uwagi na bezpieczeństwo uczestników zgromadzenia i mieszkańców miast. Sądy stoją na stanowisku, że nie wolno uzależniać wolności zgromadzeń od zachowania jej przeciwników. Nawoływanie do przemocy również nie może być przesłanką do wydania zakazu. Ocena dotycząca zagrożenia powinna dotyczyć organizatorów i uczestników Marszu, a nie ich przeciwników.

W podobnym duchu komentował lubelski zakaz Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich:

„[Zakaz] narusza Prawo o zgromadzeniach, Konstytucję i Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.

Prezydent obciążył uczestników pokojowego marszu odpowiedzialnością za potencjalne zachowania kontrmanifestantów. Tymczasem władze są obowiązane zapewnić bezpieczeństwo pokojowych demonstracji, zwłaszcza obywatelom należącym do mniejszości i podatnym na dyskryminację”.

Nauczyciele chcą dymisji ministra

Wypowiedź ministra edukacji oburzyła także nauczycielki i nauczycieli z inicjatywy "Protest z Wykrzyknikiem". Działacze zbierają podpisy pod petycją do premiera Mateusza Morawieckiego o odwołanie Dariusza Piontkowskiego.

"Odpowiedzialny minister edukacji wobec wstrząsających wydarzeń podczas Marszu Równości powinien nie tylko jednoznacznie potępić przemoc, ale przede wszystkim zadbać, aby w polskich szkołach prowadzona była edukacja antydyskryminacyjna. Aby nasi uczniowie i absolwenci nigdy nie wyszli na ulicę z kamieniem w ręku" -

piszą autorzy petycji i podkreślają, że po wypowiedziach ministra można się spodziewać ograniczenia edukacji antydyskryminacyjnej, która w szkołach powinna być prowadzona, by zapobiegać takim wydarzeniom w przyszłości.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze