0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Sławomir Zagórski, OKO.press: 8 marca 2021 wieczorem NFZ na swojej stronie internetowej ogłasza, że „w związku z rozwojem epidemii na polecenie ministra zdrowia centrala NFZ zaleca ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo”. Dobra decyzja?

Dr hab. Cezary Pakulski, kierownik Kliniki Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Medycyny Ratunkowej w Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie: - Niedobra. To kopia poprzedniej decyzji z jesieni ubiegłego roku, sprzed drugiej fali. Wtedy to było uzasadnione brakiem przygotowania systemu i brakiem wpływu nowego ministra zdrowia.

Adam Niedzielski całą tę pseudoorganizację otrzymał bowiem w spadku po poprzednim ministrze, który do niczego systemu nie przygotował. O ile wtedy taki ruch był zrozumiały i konieczny, tym razem mieliśmy kilka miesięcy na to, żeby się przygotować.

To był czas na dokończenie i uruchomienie szpitali tymczasowych. To był czas, żeby w końcu szkolić personel, bo przed drugą falą nikt nikogo nie szkolił. Dopiero kiedy zaczął się problem z coraz większą liczbą chorych leczonych w Oddziałach Intensywnej Terapii, wtedy nagle uruchomione zostały szkolenia, często prowadzone przez Izby Lekarskie i to online. Trudno wyobrazić sobie, jak wygląda nauczanie obsługi respiratora online.

Kogo powinniśmy w pierwszym rzędzie szkolić?

Największy problem jest z anestezjologami i pielęgniarkami anestezjologicznymi pracującymi w warunkach intensywnej terapii. I jednych i drugich jest po prostu mało. Dlatego szkolić powinniśmy zarówno lekarzy, jak i pielęgniarki.

A może nawet studentów szóstego roku, którzy w tej chwili mają rok zajęć praktycznych, na którym nic nie robią, bo zajęcia, które miały być w szpitalu, przy pacjencie, odbywają się w większości uczelni online.

A wszyscy są niejako przygotowani do tego, żeby móc nadrobić zaległości w wykształceniu fachowym, manualnym, pracą przy chorych covidowych. Ponadto są oni zaszczepieni, więc mogą bezpiecznie pracować z chorymi.

Celem takich szkoleń nie powinno być stworzenie armii ludzi obsługujących respiratory, ale nauczenie ich postępowania w oddziale intensywnej terapii, oddziale o podwyższonym czy wysokim ryzyku zakażenia.

Chodzi o przygotowanie do takiej praktyki z respiratorem, że nadzorujący wszystko anestezjolog ustawi wytyczne, a następnie przeszkolony personel będzie w stanie w oparciu o nie sam pozmieniać wskazane przez anestezjologa parametry respiratora. Innymi słowy, lekarz nie będzie musiał biegać od pacjenta do pacjenta, tylko będzie mógł część pracy zlecić innym.

Przeczytaj także:

To samo dotyczy pielęgniarek. Pielęgniarki anestezjologiczne powinny się zajmować wyłącznie obsługą, zabezpieczeniem pacjenta pod względem oddechowym, czyli obsługą respiratora, toaletą dróg oddechowych, nadzorowaniem, przekładaniem pacjenta na brzuch.

Natomiast wszystkie czynności pielęgnacyjne powinny przejść na inne pielęgniarki, bądź studentki czwartego, piątego roku pielęgniarstwa, czy nawet trzeciego roku, które mogłyby w takiej sytuacji pomóc.

A zatem rząd przespał ten okres. Poprzednio planowe zabiegi zawieszono 15 października 2020, a ich wznowienie nastąpiło 5 stycznia 2021. Od jesieni w kwestii szkoleń nie zrobiono praktycznie nic?

Był moment, że zaczęto o nich głośniej mówić. W pewnym momencie słyszałem o szkoleniach organizowanych przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie, które - jak mówiłem - były w większości online.

Słyszałem też o szkoleniach, które były prowadzone w szpitalach przez pracodawców, jednodniowych, po których pielęgniarki miały podpisać oświadczenie, że zapoznały się z funkcjonowaniem urządzeń, czyli niejako przyjmowały na siebie jakąś formę odpowiedzialności.

Wydaje mi się, że na jesieni popełniono dokładnie taki sam błąd, jak latem. Założono, że nie będzie trzeciej fali. Tymczasem powszechnie wiadomo, że największa ilość zachorowań na grypę, która też przenosi się jak koronawirus – drogą kropelkową, przypada co roku na początku marca. Wychodząc chociażby z tego założenia można było ekstrapolować, że przyjdzie moment, w którym sytuacja ponownie ulegnie pogorszeniu.

Przypomnę, bo już kilka razy pan premier mówił, że znowuż wygraliśmy w walce w z wirusem. I wczoraj [8 marca] szef rządu znowu powiedział, że wychodzimy z pandemii poobijani, ale niepokonani. To są słowa pana premiera Morawieckiego ze Śląska, z Tarnowskich Gór.

Naprawdę trudno powiedzieć, że wychodzimy niepokonani, gdy właśnie rośnie 3. fala zakażeń i epidemia codziennie zbiera żniwo.

Powiedzenie, że „wychodzimy poobijani” przy 70 tys. nadmiarowych zgonów w ubiegłym roku... Tego naprawdę nie ma, jak skomentować.

Nie wiem, być może władze tak bardzo zajęły się szczepieniami? Może sądzono, że do marca zdążą zaszczepić dużo większą liczbę osób? W pewnym momencie przerwano nawet szczepienie grupy zero, tj. medyków.

Czyli w tej chwili jesteśmy „O la Boga”, czerwony alarm w zasadzie, bo zamykamy planowe zabiegi, a nie mamy wciąż zaszczepionych 30-40 proc. pracowników ochrony zdrowia.

Uznajmy, że władze popełniły błąd. Nie zrobiły szkoleń. Założyły, że nie będzie trzeciej fali. Ale jak już ją mamy, to bym trochę bronił tej decyzji władz o zabiegach planowych. Mamy stały wzrost hospitalizacji – od 3 dni o kilkuset pacjentów dziennie. Może lepiej z dwojga złego zająć się tymi, którymi trzeba się zająć, a część tych planowych zabiegów niestety odłożyć?

Tak, lepiej. Tylko że to oznacza skazanie tych ludzi, którzy czekali na planowe zabiegi. Być może ich termin został już raz odroczony jesienią. I teraz tych ludzi znowu przesuwamy na nie wiadomo, kiedy.

Wygląda na to, że tutaj nie ma dobrego wyjścia.

To prawda. W tej chwili nie ma dobrego wyjścia. Sytuacja jest faktycznie trudna i z jednej strony tę decyzję można zrozumieć, ale zastanawia jej gwałtowność. Być może my nie wiemy o wszystkim, bo ona została podjęta wczoraj wieczorem.

Uważasz, że rząd zadziałał pod wpływem paniki i ta decyzja jest na wyrost?

Biorąc pod uwagę, o czym się do tej pory mówiło, i w jaki sposób się mówiło, można się było spodziewać, że rząd coś takiego rozważa. I, że może podczas którejś z licznych konferencji prasowych urzędnicy zaczną mówić o możliwym zawieszeniu planowych zabiegów.

Tymczasem decyzja została ogłoszona w trybie pilnym. To wskazuje na to, że być może do ministerstwa zdrowia dotarły dane, których opinia społeczna nie zna, ale które spowodowały, że zamiast spokoju, z jakim pan minister zdrowia flegmatycznie mówi swoje rzeczy, coś nagle zmusiło go do podjęcia gwałtownych działań.

Myślę, że moja bardzo krytyczna ocena decyzji o zamrożeniu zabiegów planowych wynika także z niedawnego wywiadu, którego pan minister udzielił portalowi Cowzdrowiu.pl. Wiesz, o czym mówię, bo sam pisałeś tekst na temat dla OKO.press.

Przypomnę: Adam Niedzielski powiedział, że odpowiedzialność za to, że tylu Polaków umiera, ponoszą m.in. sami Polacy, bo nie dbają o siebie, nie zgłaszają się w porę do szpitala.

I teraz nagle okazuje się, że kolejne miesiące zostały przebimbane, bo władze zakładały, że jeżeli będzie nawet wzrost zakażeń, to niewielki, tymczasem okazuje się, że trzeba zamykać szpitale. I te 800 mln zł, a może nawet więcej, które już wydano na szpitale tymczasowe, jeszcze nie przyniosą efektu. Bo część szpitali nadal nie działa i zapewne nie zostanie uruchomionych, bo przez te miesiące nie przygotowano do nich personelu.

Niektóre szpitale tymczasowe działają. Wczoraj [8 marca] w TVN pokazywano karetki podjeżdżające do takiej placówki w Gdańsku.

Fakt, to wszystko się rusza, ale nie powinno ruszać dopiero wtedy, jak jest trwoga. Dlatego że w międzyczasie mamy zablokowane wszystkie zwykłe szpitale publiczne, które - gdyby szpitale tymczasowe, zgodnie ze swoimi zadaniami, funkcjonowały np. od 2 miesięcy – to te pierwsze nie musiałaby nagle odraczać zabiegów.

No, naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś czeka na zabieg by-pasów dwa miesiące i właśnie dowiaduje się, że poczeka jeszcze dwa. Albo pacjent z tętniakiem aorty brzusznej, który w każdym momencie może się rozwarstwić, dostaje telefon, że jednak jeszcze nie teraz.

Marszałek Senatu Tomasz Grodzki wypowiedział się jako chirurg, że każdy lekarz wie, iż planowy zabieg jest znacznie bezpieczniejszy od nagłej operacji. Wezwał ministra zdrowia i premiera do wycofania się z tej decyzji. Trudno nie przyznać racji panu marszałkowi.

Tak, bo do planowego zabiegu wszyscy są przygotowani.

Z kolei dziś wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówił, że zawieszanie planowych zabiegów to dramat, ale tak postępują również inni, nie tylko Polska. Przyznam, że mnie to specjalnie nie pociesza.

Tak.

My podobno byliśmy cały czas wyspą, na której nic się nie dzieje, jest mało zachorowań. Mówiono, że tak wspaniale ta ochrona zdrowia jest prowadzona. Wszędzie dookoła się dzieje, szaleje 3. fala, a u nas zamykamy oddziały covidowe.

W porządku, ale w takim razie równocześnie te wszystkie szpitale tymczasowe powinny hulać od listopada. Powinny przyjmować pacjentów po to, żeby normalne szpitale mogły pomagać ludziom w potrzebie.

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz dziś rano powiedział w TVN, że decyzja o zawieszeniu planowych zabiegów to nie nakaz, ale zalecenie. Że to są „miękkie rekomendacje”. W pierwszej chwili pomyślałem, że to dobry ruch, bo ostatecznie lekarz sam na miejscu oceni na ile planowy zabieg jest pilny i czy można z nim jeszcze poczekać. Zanim zaczęliśmy ten wywiad, uświadomiłeś mi, że to bardzo niebezpieczny zabieg, dlatego że w razie czego cała odpowiedzialność spada nie na władzę, tylko na lekarza.

Tym bardziej że nie będzie to objęte zasadą dobrego samarytanina, bo to nie jest chory covidowy. A zasada dobrego samarytanina dotyczy wyłącznie błędów medycznych, do których doszło w postępowaniu z chorym covidowym.

Czyli nie mamy nawet takiego zabezpieczenia. Np zdarzyło się, że odroczyłem zabieg. Chory nie dożył, bo pękł mu tętniak, a był daleko od szpitala i nie można było mu udzielić pomocy skutecznej. I co dalej? Obejmuje nas natychmiast zarządzenie pana Ziobry, że odpowiadamy za błędy medyczne więzieniem.

Jak ten zakaz, przepraszam, zalecenie NFZ będzie działało w praktyce? Ty akurat pracujesz na OIOM, więc Ciebie bezpośrednio to nie dotknie, ale jak sobie będą z tym radzić koledzy?

Nie wiem. To dopiero pierwszy dzień. Nie było jeszcze czasu na reakcję dyrekcji szpitala. Bo pomimo tego, że mówimy o miękkich rekomendacjach, to zostały one przekazane przez ministra zdrowia do p.o. prezesa NFZ, który jest płatnikiem. I to on decyduje czy te procedury będą rozliczone, czy nie będą.

Na razie wiemy, że do 31 czerwca 2021 i tak szpitale rozliczają się według jakiegoś miesięcznego ryczałtu. Nie wiem, co mój dyrektor, czy inni dyrektorzy szpitali ustalą, jeśli chodzi o wykonywanie tego zalecenia.

Sprawy finansowe i tak schodzą tu na dalszy plan. Zastanawiam się raczej przed jakimi wyborami będą stawać dyrektorzy szpitali czy chirurdzy. Bo chirurg nie może podjąć się np. założenia by-pasów, jeżeli pacjenta nie będzie ubezpieczał, także w okresie po zabiegu, anestezjolog.

Zgoda. Większość z zabiegów wymienionych w zaleceniu NFZ to takie, w których w okresie okołooperacyjnym może wystąpić konieczność pobytu w oddziale intensywnej terapii albo na pewno wystąpi taka konieczność. Miejsce więc musi być zapewnione.

Dlatego jeszcze raz wraca kwestia szpitali tymczasowych, które zostały wyposażone we wszystko, poza personelem. W tej chwili niewiele już można zrobić. Konsultant ds. anestezjologii i intensywnej terapii nie ma już kolejnego ruchu, żeby np. pozwolić rezydentom na trzecim i czwartym roku specjalizacji pracować samodzielnie, bo ci nie dadzą sobie rady.

Nie ma też skąd ściągnąć lekarzy.

Czytałem, że dyrektor szpitala w Płocku proponował, żeby pilnie ściągnąć anestezjologów zza wschodniej granicy.

Ale to kompletnie nic nie da. Tam jest inny świat, jeśli chodzi o tego typu procedury medyczne. To już lepiej mieć kogoś, kto dobrze zrozumie polecenie po polsku i je wykona, niż osobę, która ma oświadczyć, że zna język polski i nic nie wiemy o jej umiejętnościach.

Być może to jedyne możliwe rozwiązanie, które minister Niedzielski mógł w danym momencie podjąć. Nie wiemy tego, bo można się domyślać, że on ma takie dane, które zdecydowały o tej nagłej wieczornej decyzji.

Tu trzeba patrzeć przez pryzmat konsekwencji działań politycznych. Za wszystko trzeba brać odpowiedzialność, a tutaj wygląda na to, że rządzący wszystko mogą, ale za nic nie odpowiadają.

Jeśli ludzie będą z racji odroczenia zabiegów umierać, a będą, winny będzie lekarz?

Tak. Zawsze winny jest lekarz.

Czy rodziny osób, które zmarły z powodu wcześniejszego odroczenia planowych zabiegów, oskarżają już państwo z powodu tych zgonów?

Nie wiem. Tu mamy pełne embargo. W zasadzie przez długi okres zaprzeczano, że są jakiekolwiek zgony nadmiarowe. Potem były problemy z określeniem przyczyn tych zgonów A w końcu pan minister powiedział, że sami jesteśmy sobie winni, bo nie dbaliśmy o siebie. To wszystko dopiero jest przed nami.

To tak, jak w tej chwili prawnicy będą mieli eldorado z kredytami frankowymi, bo za chwilę będzie decyzja SN i wszystko się może jeszcze rozkręcić, tak w momencie, jak się skończy pandemia, przyjdzie czas na rozliczenia.

Jak rozmawia się z ludźmi świetnie widać, jak wielki jest poziom rozgoryczenia tym, co się działo, czy co się powinno dziać, a się nie działo. Tak więc, to wszystko jest przed nami.

A może takie wstrzymywanie planowych zabiegów powinno się robić regionalnie? Są takie miejsca w Polsce, gdzie zakażeń nie ma zbyt wiele.

Wszystko powinno się dziać regionalnie, tylko bazą do wszystkiego są przepisy prawa. Jeżeli nie są respektowane przepisy jednym wolno więcej, innym mniej. Jednych prawo dotyczy, nie mogą jechać na ferie, a inni mogą jechać z dzieciakami i nawet, jak załatwią im odpowiednie karty po czasie, czyli sfałszują dokumentację, i nic się nie dzieje, to trudno się dziwić ludziom, że postępują tak, jak postępują.

Ale ten pierwszy pomysł o strefach i reagowaniu w oparciu tylko o strefy był OK. Tylko w momencie, jak się podaje wytyczne, kiedy dany obszar zostanie przyblokowany, wtedy automatycznie powinny ruszać obostrzenia dotyczące planowych zabiegów.

A jeśli sytuacja się poprawia, wszystko jest natychmiast z powrotem odmrażane. Natomiast u nas te zasady wprowadzono, a potem od nich odstąpiono.

To jest takie poruszanie się od ściany do ściany, w pomieszczeniu bez klamek, bo rządzącym się nic nie stanie. Oni się od tej ściany odbiją, ale my wyjdziemy z tego strasznie poturbowani.

Sądzisz, że rząd usłyszawszy ostre głosy krytyczne uchyli to zalecenie?

Chyba nie. Jak mówiłem, zastanawia mnie nagłość tej decyzji. To, że ona powstała podczas kolacji. Minister być może dostał telefon i nagle taka reakcja.

Władza w tej chwili robi wszystko, żeby to, co przed nami, miało delikatniejszą energię czy mniej strat było, trudno mi powiedzieć. Ja tych posunięć nie rozumiem, tak jak tych poszczególnych działań zespołu do spraw szczepień, gdzie co druga konferencja to coś się zmienia.

W Niemczech zostały ustalone proste zasady: szczepimy tych, potem tych, potem tych, od początku zostało to dobrze zaplanowane. A u nas, wciąż się czegoś nowego dowiadujemy.

NFZ zaznaczył, że decyzja o planowych zabiegach jest czasowa, ale nie padła żadna data, kiedy może przestać obowiązywać. Może przyzwoiciej byłoby przynajmniej powiedzieć, że na razie wprowadzamy ją na dwa tygodnie, a za chwilę będziemy ją jeszcze raz rozpatrywać?

Nikt w to nie uwierzy. Rząd na początku zamknął na dwa tygodnie gastronomię i jest zamknięta do dzisiaj. Im już nikt nie wierzy.

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze