0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja Wyborcza.plMaciek Jazwiecki / A...

„Jeżeli chodzi o walkę z inflacją, to jest to rola Narodowego Banku Polskiego. Ministerstwo Finansów prowadzi politykę fiskalną, która ma dwa oblicza. Z jednej strony — wspieranie polityki monetarnej, ale z drugiej strony — ochronę obywateli. (...) Natomiast co do prognoz inflacji, trzymamy się ciągle tej, że jesteśmy teraz w najwyższym tak zwanym peaku i że inflacja będzie się utrzymywała na zwiększonym poziomie jeszcze przez kolejne miesiące, ale szczyt miejmy nadzieję mamy w tej chwili” – mówiła 21 września ministra finansów Magdalena Rzeczkowska w Radiu Wrocław.

Ta opinia wśród ekonomistów jest dzisiaj w mniejszości.

Hausner: nie było jeszcze szczytu

Słowa szefowej MF szybko skontrował Jerzy Hausner, były wicepremier, minister gospodarki i pracy na początku XXI wieku, a w latach 2010-2016 członek Rady Polityki Pieniężnej. 21 września w TVN24 mówił, że inflacja nie osiągnęła jeszcze szczytu.

„To nie znaczy, że będzie gwałtownie rosnąć. W tym roku ona się będzie utrzymywać na zbliżonym poziomie. Nie lubię prognozować inflacji, bo to jest bardzo trudne, ale nie sądzę, żeby w odczuwalny sposób mogła się w tym roku zmniejszyć” – zaznaczał Hausner.

Skoro więc możemy znaleźć tak różne opinie, czy istnieje wśród ekonomistów jakiś konsensus?

Konsensus ekonomistów: szczyt 18-20 proc.

„Konsensus (w sensie średniej oczekiwanej wartości) jest. Zakłada szczyt inflacji w pierwszym kwartale 2023 roku, na poziomie ok. 18-20 proc.” – mówi nam Mateusz Urban z firmy analitycznej Oxford Economics. – „Sam szczyt może się jednak przesunąć. Będzie to zależało od ostatecznej formy interwencji na rynku energii dla gospodarstw domowych. W dalszej części roku — i tu rozbieżność prognoz jest większa — coraz istotniejszą rolę dla kształtowania inflacji będzie pełnić inflacja bazowa”.

Urban zauważa jednak, że konsensus to zbiór bardzo różnych opinii, wśród których są skrajnie różne. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę bardzo różne afiliacje i poglądy ekonomistów.

„Część ekonomistów, zwłaszcza związanych z rządem (Paweł Borys) wydaje się być zbyt optymistyczna jeśli chodzi o powrót inflacji do jednocyfrowych poziomów. Zwłaszcza w obliczu ostatnich odczytów wskazujących na dużą inercję i ciągły wzrost presji kosztowej dla przedsiębiorstw. Z drugiej strony prognozy niektórych członków RPP (Ludwik Kotecki), które w skrajnym scenariuszu zakładają utrzymanie dwucyfrowej inflacji również w 2024 roku, wydają się nie doceniać roli spadku cen ropy naftowej. I powolnego — ale już wyraźnie widocznego — spadku cen dóbr trwałych.

Tym samym konsensus ekonomistów z sektora prywatnego plasuje się gdzieś pomiędzy tymi ekstremami”.

W sondażach IPSOS zleconych przez OKO.press jasno wychodzi, że Polacy nie podzielają optymizmu Magdaleny Rzeczkowskiej. Spodziewamy się kryzysu. Tak sądzi aż 79 proc. z badanych i prawie połowa zwolenników PiS. A o przyczyny wysokiej inflacji obwinia się rząd. Tylko wyborcy PiS częściej winą za inflację obarczają szantaż energetyczny Władimira Putina.

Przeczytaj także:

Złe wiadomości

Złe wiadomości na temat przyszłej inflacji przynosi tak zwana inflacja bazowa.

Przypomnijmy w skrócie – to miara po odliczeniu wzrostów cen żywności i energii, które są najbardziej podatne na wahania sezonowe. Inflacja bazowa powinna nam mówić o tym, z jak trwałym zjawiskiem mamy do czynienia.

Ale tych dodatkowych miar inflacji jest sporo, dlatego analitycy mają sporo pracy w odcyfrowywaniu informacji, które spływają do nas co miesiąc. Jedną z nich jest np. inflacja superbazowa. Wyłączamy tutaj nie tylko ceny żywności i energii, ale także ceny regulowane (na przykład usługi kanalizacyjne czy wywóz śmieci, czyli ceny, które są ustalane z góry, administracyjnie. Zmieniają się czasem raz na rok lub nawet rzadziej, więc zauważalnie wpływają na osłabienie comiesięcznych odczytów inflacji).

Dziś jednak ceny energii są bardzo silnym czynnikiem powodującym inflację. A ich ceny wpływają silnie usługi czy ceny wielu produktów konsumpcyjnych. Niemniej, pomimo nowych warunków, różne rodzaje inflacji bazowych wciąż są przydatną miarą, choć — jak mówił nam Mateusz Urban — nie są całkowicie pozbawione efektów "zewnętrznych".

Fatalne dane za sierpień

Niestety, wzrost inflacji superbazowej przyspieszył po kilku miesiącach coraz niższych wzrostów. Spójrzmy na analizę ekonomistów banku Pekao.

„Nie ma tu żadnych dobrych wiadomości, dane za sierpień wytrącają z ręki wszystkie pozostałe argumenty za szczytem inflacji bazowej w tym roku” – piszą na Twitterze.

Czego jeszcze dowiemy się z analizy ekonomistów Pekao?

  • Przyspieszyły wzrosty cen dóbr bazowych (innych niż żywność i nośniki energii);
  • Prawie wszystkie kategorie produktów rosną w tempie powyżej 3 proc.; pojedyncze wyjątki to np. walizki i ubezpieczenia zdrowotne;
  • Prawie 60 proc. produktów z koszyka inflacyjnego rośnie w tempie powyżej 10 proc. Ostatnio z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 1998 roku

„Dane za sierpień wytrącają z ręki wszystkie pozostałe argumenty za szczytem inflacji bazowej w tym roku” – podsumowują ekonomiści banku.

Na początku lipca Narodowy Bank Polski zaprezentował własną, długoterminową projekcję inflacji. Było wokół niej sporo dyskusji, ponieważ z jej lektury wynikało co innego niż z ówczesnych słów prezesa Glapińskiego. Sama projekcja była nieco skomplikowana, bo kreśliła wiele scenariuszy o różnym stopniu prawdopodobieństwa.

Według lipcowych przewidywań analityków NBP szczyt inflacji ma nastąpić dopiero w pierwszym kwartale 2023 roku i wynieść 18,8 proc. A to oznacza, że analitycy NBP przewidują duże prawdopodobieństwo, że w miesięcznym odczycie przekroczymy nawet 20 proc. To również nie zgadza się ze słowami ministry finansów. Choć te prognozy pochodzą sprzed dwóch miesięcy, trudno dziś sądzić, żeby ścieżka projekcji NBP znacząco się zmieniła od tego czasu. Wciąż wszelkie projekcje są rewidowane w górę.

Czekając na szczyt

Spójrzmy jeszcze na najświeższe liczby prezentowane przez różnych analityków ekonomicznych.

Agencja ratingowa Fitch zmieniła niedawno swoje prognozy makroekonomiczne dla Polski. Szacowany wzrost PKB zmalał do 3,9 proc. w tym roku (z wcześniejszych 5,5 proc.) i do 1,5 proc. w przyszłym roku (z 3 proc.). Analitycy firmy przewidują, że polska inflacja osiągnie nawet 20 proc. na początku przyszłego roku i dopiero wtedy zacznie maleć.

Tak z kolei piszą ekonomiści banku Credit Agricole:

„Ubiegłotygodniowe dane są zgodne z naszą prognozą, zgodnie z którą szczyt inflacji zostanie osiągnięty w październiku br. na poziomie 17,5 proc. rok do roku, a inflacja utrzyma się na poziomie przekraczającym 16 proc. do lutego 2023 r.”.

To z kolei analitycy banku ING:

"Nasz scenariusz bazowy zakłada dalszy wzrost inflacji po wakacjach i kolejny szczyt na początku 2023 tj. po wejściu w życie nowych taryf na gaz i energię elektryczną, na poziomie nieco poniżej 20 proc. rok do roku (około 18-19 proc. rok do roku)".

Właściwie jedynymi ekonomistami i urzędnikami, którzy mówią, że to już koniec wzrostów inflacji, są więc politycy i osoby związane z rządem. A to nie czyni tych liczb nadmiernie wiarygodnymi. Oczywiście inflacja musi w końcu osiągnąć maksimum i zacząć spadać. Kiedyś w końcu ekonomiści przeszacują najbliższy wynik. Ale niestety nic nie wskazuje, żeby to był już ten moment.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Przeczytaj także:

Komentarze