0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.plDawid Żuchowicz / Ag...

Poziom inflacji w sierpniu zaskoczył wielu, ale nie każdego.

„Posiadaliśmy w Narodowym Banku Polskim dane, które wskazywały na to, że oczekiwania na wypłaszczenie się poziomu inflacji są przedwczesne” – mówił 1 września w TVN24 członek Rady Polityki Pieniężnej Przemysław Litwiniuk.

I chociaż przewodniczący RPP i szef Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński mówił o przewidywaniach znacznie niższego poziomu inflacji, to paradoksalnie jest to spójne z długoterminowymi prognozami NBP z czerwca.

Uspokajanie przez prezesa, że już za chwilę, już za momencik zobaczymy szczyt, jest przeciwskuteczne – bo psuje jakość komunikacji NBP i zaufanie do tej instytucji. A prognozy z czerwca mówiły o szczycie na początku 2023 roku. Miały też spory margines błędu i dzisiejsze wyniki się w nim mieszczą.

Przeczytaj także:

Inflacja jednak wciąż zaskakuje konsumentów w Polsce. W sierpniowym odczycie z GUS uwagę przyciągnęła inflacja bazowa.

Inflacja bazowa wciąż przydatna

Przypomnijmy w skrócie – to miara po odliczeniu wzrostów cen żywności i energii, które są najbardziej podatne na wahania sezonowe. Inflacja bazowa powinna nam mówić o tym, z jak trwałym zjawiskiem mamy do czynienia. Dziś jednak ceny energii są bardzo silnym czynnikiem powodującym inflację, a ich ceny wpływają silnie na czynniki spoza inflacji bazowej – usługi czy ceny wielu produktów konsumpcyjnych.

W sierpniu inflacja bazowa zbliżyła się już do 10 proc., osiągając 9,8 proc., wobec 9,3 proc. z lipca. A to duży wzrost.

Dlaczego w takim razie inflacja bazowa wciąż rośnie i co dziś mówi nam ta miara?

„Rośnie przede wszystkim przez wyższe koszty — materiałów, transportu, płac i oczywiście energii — które przedsiębiorstwa przerzucają na klientów” — mówi OKO.press Mateusz Urban, ekonomista z firmy analitycznej Oxford Economics. "Rzeczywiście nie można jej traktować jako wyłączoną ze wszystkich efektów »zewnętrznych« (to zawsze było pewnego rodzaju uproszczenie, ale uprawnione przy ograniczonych wahaniach cen węglowodorów).

Niemniej jednak nie powiedziałbym, że jest to miara bezużyteczna — bo wciąż pokazuje, że firmy mogą przerzucać te koszty, a więc popyt im na to pozwala. Z tej perspektywy to wciąż jedna z miar popytu wewnętrznego, którą musimy brać pod uwagę przy kalibrowaniu polityk (fiskalnej i monetarnej).

Co więcej, jeśli dojdzie do ustabilizowania/spadku poziomu cen surowców energetycznych (co będzie ciągnęło inflację w dół), zostaniemy z podwyższoną inflacją bazową, bo ona jest znacznie bardziej inercyjna i coraz bardziej będzie odzwierciedlać koszty inne niż energia (przede wszystkim płace)”.

Łapniewska: spirala oczekiwań się utrwala

Na razie jednak wciąż jesteśmy w sytuacji, gdzie na poziom cen wciąż silnie wpływają ceny energii i wiele innych czynników. O przyczynach dzisiejszych problemów z inflacją rozmawiamy z dr Zofią Łapniewską.

Jakub Szymczak, OKO.press: Ekonomiści przewidywali, że w sierpniu inflacja zacznie już spadać.

Dr Zofia Łapniewska, Polska Sieć Ekonomii, Uniwersytet Jagielloński: Rzeczywiście ten wzrost zaskoczył wiele osób, bo wydawało się, że w lipcu osiągnęła już swój szczyt.

Co się w takim razie stało? Jesteśmy w stanie znaleźć główną przyczynę sierpniowego wyniku?

Gdy zastanawiamy się nad przyczynami tak wysokiej inflacji, to musimy pamiętać, że zarówno dynamika, jak i mechanizmy gospodarcze uwarunkowane są społecznie. Producenci podnoszą ceny nie tylko sami z siebie (bo mogą, bo chcą wykorzystać szansę, bo inni podnoszą, obawiają się wzrostu kosztów, bo konkurencja jest za słaba). Często podnoszą je, bo konsumenci oczekują, że one wzrosną. To mechanizm zwany oczekiwaniami inflacyjnymi. Dziś te oczekiwania są na bardzo wysokim poziomie.

Ta spirala obecnie się utrwala. Moim zdaniem konsumenci uważają, że ani rząd (z polityką fiskalną), ani Rada Polityki Pieniężnej (z polityką monetarną) nie traktują inflacji jako problemu wysokiej wagi i nie są zdeterminowani, by z nią walczyć.

Jak na sytuację wpływają ceny energii?

Ceny energii zaczęły rosnąć już rok temu, wtedy mówiło się, że jest to efekt bazy, że porównania dotyczą roku 2020, w którym ceny raczej spadały, a popyt był zahamowany, gospodarka zamrożona. Ale ceny dalej rosły i jesienią już padły pomysły na pierwsze tarcze antyinflacyjne. Te działania są zgodne z tym, co robiły również inne kraje UE, aby inflacji zapobiegać. Tarcze, jak obiecał Premier Morawiecki, pozostaną utrzymane do końca roku.

Ceny paliw w ostatnich tygodniach spadają, ale nie zmienia to zasadniczego trendu w inflacji.

Po agresji Rosji na Ukrainę ceny paliw skoczyły do 125 dolarów za baryłkę, ale szybko spadły, gdy rezerwy Stanów Zjednoczonych zostały uwolnione. Jednak na naszych stacjach benzynowych spadły słabiej niż ceny ropy. Rafinerie zwiększyły marże narzucane na paliwo.

Marże zwiększyły także inne sektory. Cukier, który stał na półkach od zeszłego roku, nagle zdrożał prawie o połowę. A tegoroczne buraki jeszcze nie trafiły do skupów. Dodam, że pakiet kontrolny w Krajowej Spółce Cukrowej zaspokajającej 40 proc. całego polskiego popytu ma Skarb Państwa, więc rząd ma wpływ na jej działania. Ogromne zyski zanotowała też w pierwszym półroczu Grupa Azoty. A nawozy dalej drożeją, więc i żywność w przyszłym roku może być znacznie droższa.

Można jakoś temu przeciwdziałać? Co robią inne kraje?

Aby przeciwdziałać podnoszeniu marż w tych trudnych czasach w Wielkiej Brytanii i Niemczech nałożono nadzwyczajne podatki od nadzwyczajnych zysków (ang. windfall tax), tym samym pozyskując więcej funduszy do redystrybucji i pomocy tym, którzy inflację najbardziej odczuwają, oszczędzając m.in. na żywności.

W Polsce ok. 2 milionów osób żyje na granicy biologicznego przetrwania (5,2 proc. populacji na progu minimum egzystencji), pomoc im jest niezbędna, gdy podstawowe produkty drożeją.

Tymczasem dane mówią, że Polacy dalej wydają pieniądze szerokim strumieniem.

Konsumpcja jest nadal w Polsce wysoka, bo Polacy zaczęli wydawać oszczędności. Gdy zaczną się żądania płacowe, co np. w sferze budżetowej musi nastąpić, bo już długo ten sektor czeka na podwyżki, to również może się to przełożyć na wzrost inflacji (post-keynesiści nazywają ją spiralą płacowo-cenową).

Co z naszą walutą? Od miesięcy traci na wartości.

Polska ma niską wiarygodność ekonomiczną w obszarze stabilności pieniądza. Złotówka słabnie, mamy problemy z przestrzeganiem unijnego prawa, nasze stosunki międzynarodowe nie są najlepsze. A importujemy wiele produktów (w tym kluczowe — ropę i węgiel), których ceny również dla nas dodatkowo rosną, bo nasza waluta jest słaba.

Uważam, że na dziś dzień potrzebny jest konkretny i wiarygodny, fiskalno-monetarny plan walki z inflacją. Aby ludzie mogli przestać się obawiać o przyszłość i spokojnie zacząć planować.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze