0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

Pierwszy raz w życiu byłem na siłce, dwie godziny targałem żelazo. Wszystko mnie boli. Mam 44 lata i 332 dni, 66 kg wagi. Przy chłopakach z siłowni wyglądam jak: „przecinek”, „szczypiorek” albo „szczurek”.

Taki jeden prostopadłościan zapytał mnie przy sztandze (szarpał 120 kg): „Ile masz w kablu”. Udałem, że nie słyszę, i przeniosłem się na drążek. Okazało się, że chodziło o obwód bicepsa. Radził, żebym sobie zmierzył miarką krawiecką, wtedy będę widział, jak rośnie. Więc w lewym kablu mam 28 cm, w prawym 29. Głupio się czuję. Oni mają kable po 40.

Słownik pakera. C: Cykl, (też: kuracja, koksowanie) – zażywanie sterydów

W piwnicy jednej z poznańskich szkół ćwiczy dwudziestu siłaczy. Sapią, stękają, czasem ktoś z wysiłku zawyje pod sztangą. Z głośnika duet Tatu. – Jak potrzebujesz sterydów, to do Martena. Ten z hantlami przed lustrem.

Marten (kabel 43 cm), wygląda jak siłacz z kreskówek dla dzieci. Góra mięśni na cienkich nóżkach. Kiedy zapomni długich spodni, na siłowni spada mu autorytet. Ćwiczy od pięciu lat. Zaczął w liceum. – Ambicja. Dwa najgorsze w klasie ciapalągi powiedziały, że nie wycisnę nawet 50 kg. Sztanga tak zaczęła mi się bujać, że musieli mi pomóc, bo by mnie zgniotła.

Właśnie przyjął zamówienie. 240 kapsułek superanabolonu. Dwóch kolegów z siłowni zaczyna nową kurację, każdy weźmie po 120 zastrzyków. Jedna kapsułka po 6,50 w hurcie. Na każdej kapsułce Marten zarabia 4 zł, ale z kumpli nie zedrze.

Mówi, że 80 procent ludzi na siłowni bierze. Na innych siłkach jest tak samo. No, może mniej koksu jest w tych trzech najdroższych, o których pakerzy mówią z pogardą „wystawa trampków”. – Jedni biorą na siłę, inni na masę, albo na wygląd. Taki pakuje, żeby mu brzuch się ładnie wyciął i żyła wyskoczyła na bicepsie.

Jeden bierze powoli, małymi dawkami, drugi na żywca, wszystko miesza i od razu sięga po jakąś petardę z koniem, albo krową na opakowaniu. (Sterydy dla zwierząt są tańsze). – Kumpel po tygodniu zrobił się silny jak koń, zaczął dźwigać o 30 kg więcej.

Marten przysięga, że nigdy nie koksował, bo się boi o zdrowie, ale na siłce nikt mu nie wierzy. – Skąd u niego taka masa i kwadratowa szczęka?

– Mam masę, bo aktualnie nie mam dziewczyny – tłumaczy się Marten – a dziewczyna to wiadomo, dodatkowy stres i człowiek więcej spala.

Ma 25 lat, studiuje zarządzanie i marketing. Obiecywali, że po tym będzie praca. A to jak w liceum, wszystko po łebkach. Chodzi, żeby rodzice nie gadali. Dzisiaj miał zaliczenie z niemca. Włożył obcisły sweter. Przed lektorką rozprostował bary od niechcenia i pokazał paluszek wskazujący, cały we krwi. (Tydzień temu rozwalił go sobie na siłowni sztangą, a przed drzwiami rozerwał ranę). – Ojej, krew – zapiszczała lektorka i szybko wpisała zaliczenie. – Klasyczna ściemka. – uśmiecha się Marten. Magisterkę kupi, bo nie ma cierpliwości.

Cieszę się, że reportaż o „siłce” został nagrany, że mogę Was zaprosić do jego słuchania i czytania.

Kiedy go pisałem, w Polsce rządziły jeszcze lata 90., a kosztów transformacji nikt nie szacował.

Mariusz Szczygieł, układając z reportaży „20 lat nowej Polski”, zobaczył w „Mistrzu rozkroku” opowieść o przyspieszeniu. Jak chłopcy z gorszych dzielnic idą do centrum na skróty – przez „koks” i „pizganie żelaza”. Spieszą się, żeby w tych gwałtownych zmianach się nie zapodziać.

Reportaż pochodzi z książki „Serce narodu koło przystanku”.

Jak zabrzmi dzisiaj, wśród tekstów młodego medium, jakim jest OKO.press? Czy się komuś przyda? Mam nadzieję.

Przeczytaj także:

D: Deka, deczka – deca durabolin, lek (przewlekłe choroby wątroby, osteoporoza, wyniszczenie organizmu przez AIDS). Działania niepożądane, patrz: teściu. Bardzo popularna wśród pakerów, więc często podrabiana.

Między seriami ćwiczeń podchodzi się do wielkiego lustra i ogląda ciało. Czy rośnie? Czy równo z każdej strony? Więc się prężymy i opowiadamy różne historyjki. Na przykład o psie, który przekoksował. Bokser miał pana, który lubi sterydy. Pan kłuł siebie w tyłek i tą samą strzykawką psa. Koks też ten sam, nie wiadomo już, czy dla zwierząt, czy dla ludzi. Pan rósł pięknie i pies też. Panu się podobało, że jego bokser wygląda jak olbrzymi rottweiler. Aż pies przestał wydalać. Jak weterynarz go rozkroił, to nie było czego zszywać, jedno g..... Pan koksuje dalej w pojedynkę.

– No co tam trzeba, kolego? – usłyszałem. – Trzeba brać, bo nie urośniesz. Może winko z deką? A najtańsza jest metka z omką. Tylko 180 zł. – Marten może mi załatwić koks jeszcze dzisiaj. – No, albo trochę teścia, będziesz mocny. Chyba że stać cię, kolego, na hormon wzrostu, będziesz duży, a może nawet wyższy o kilka centymetrów. Ale na dobrą kurację wydasz z 12 tysiaków.

Poleca deczkę (deca durabolin), najlepsza jest holenderska. A przy okazji może załatwić lewą wiagrę.

Marten z koksem się nie narzuca, nowicjuszowi podtrzyma sztangę, powie, jak ćwiczyć plecy, a potem zagadnie:

– I co młody, pizgasz żelazo i nie rośniesz? Weź coś, bo się zajedziesz.

I przychodzą. Po dwóch tygodniach, po miesiącu. Zamawiają, pytają jak brać. On pyta hurtownika. Jak ten powie „raz albo dwa razy w tygodniu”, to Marten powtórzy młodemu: „musisz brać dwa razy”, żeby w interesie był większy ruch.

Do biznesu dostał się przez dwóch penerów z Dębca, których poznał na siłowni. Brali duże dawki. Chciał trochę koksu dla kolegi i załatwili. Kiedyś zadzwonili do niego z trasy, że na sobotę potrzebują koks, a wracają z Belgii i nie zdążą odebrać. Podali adres. Sklep z legalnymi odżywkami i sprzętem sportowym. – Jak powiedziałem, po co przyszedłem, to facet krzyczał, że wezwie policję. Uspokoił się, jak wymieniłem ksywki penerów. Zadzwonił z zaplecza, sprawdził. Dał koks i przepraszał, myślał, że to tajniak węszy, bo policjanci też chodzą nieźle napakowani.

Teraz Marten czeka, aż klienci wyjdą ze sklepu. Mówi, że wiele nie ryzykuje, bo koks to nie narkotyki, tylko lekarstwa, możesz mieć przy sobie.

Marten opowiada o fortunach, które powstały na koksie. W takim mieście jak Poznań jest z 60 siłowni, w każdej po 50 pakerów. To razem trzy tysiące. Z tego dwa tysiące to klienci, jadą na koksie, wiec hurtownicy dobrze żyją, mają z tego samochody, domy, wczasy.

K: Kabel, łapa – biceps

Koks, sterydy – anaboliki (leki pobudzające syntezę białek). Na czarnym rynku kilkakrotnie droższe niż w aptece.

Marten zaprosił mnie do domu. Ojciec elektryk cały dzień pracuje. Dzielnica biedna, dużo elementu. Chłopcy z kamienicy mają dziką siłownię w piwnicy. Czasem przyjdą po tani koks albo coś przyniosą. Górala, autoradio. – Jak za rogiem chłopak się zabił maluchem, to przynieśli tubę z jego samochodu. Taki duży basowy głośnik, umpa, umpa, za dziewięć stów. Lekarz tamtego jeszcze reanimował na ulicy, a oni już chodzili z towarem wykręconym z malucha.

Marten powiedział, że od trupa nie weźmie. – Co wy sumienia nie macie?

– Co trupowi po tubie? – dziwili się. – A komórkę od pobitego to weźmiesz, chociaż jego bardziej boli.

Ostatnio przylecieli do niego z nożem, że im „wyjebkę wcisnął”. Wyjebka to podrobiony koks. Olej jadalny albo woda. Nie zejdziesz po tym, ale szpital można zaliczyć. Poszło o jedną fiolkę deki (2 mililitry na dwa zastrzyki). Była mniejsza od pozostałych, podejrzana. Musiał ją wymienić u hurtownika. Facet się nie zdziwił. – Przy takich ilościach wyjebka się zdarza, szczególnie w ruskich partiach. Masz nerwowych klientów.

Hurtownik zawsze pyta, „dla siebie bierzesz, dla kumpla czy obcego?”. Obcemu można wcisnąć wyjebkę. – Nieraz klient nie zauważy, walnie sobie w tyłek kilka mililitrów wody i targa żelazo. Biceps mu rośnie i myśli, że to od zastrzyku.

Stare koksy biorą prosto od hurtownika albo najwyżej z drugiej ręki, a na małolacie zarabia czterech pośredników.

Marten jest wielki, ale łatwo się wzrusza, na filmach i w ogóle. Oczy mu się szklą, kiedy opowiada, jak mama płakała, bo zobaczyła jego pierwszy tatuaż. Czuł się, jakby się matce popsuł.

Po chłopakach z dzielnicy widzi, że koks niejednego stawia na nogi. – Wąchał taki klej, chlał byle co, chudy, najwyżej 60 kilo, pół człowieka. Brał się za rozpaczliwą złodziejkę, jak gówniarz, byle przeżyć, brudny i obdarty. A wziął koks, urósł do 90 kilo. Przyjemnie popatrzeć. Ma poważanie, cel i zajęcie. Siłka uczy dyscypliny. Najtańszy sport w mieście. Oczywiście, że dalej kombinuje, ale już z godnością, jak człowiek. Dba o rodzinę.

M: Meta – metanabol, lek (choroby jelit, marskość wątroby, osteoporoza, zanik mięśni i wyniszczenie ciężkimi chorobami, m.in. AIDS). Powoduje duży przyrost masy mięśniowej, zatrzymuje w tkankach znaczną ilość wody. Długotrwałe stosowanie może wywołać żółtaczkę. Na czarnym rynku 100 tabletek ruskiej mety kosztuje 40 zł, polskiej – 60 zł. (Na mecie szybko rośniesz, ale potem szybko spadasz, więc trzeba stale brać).

– Jak szukasz dużego koksa, to idź do „Odyńca”, kłuje się od lat — poradzili mi koledzy od sztangi.

Marek albo „Odyn”, „Odyniec”, bo ma groźny wygląd. Kiedy z głową w dół wyciska nogami 370 kg żelaza, czaszka robi mu się czarna od krwi, która pulsuje pod łysiną. Na oko pod trzydziestkę, a w dowodzie – 22 lata. Chodzi po siłowni szeroko, młodzi schodzą mu z drogi. W kablu – 48.

– Pół metra w łapie? – nie mogłem uwierzyć.

– Na początku wyglądałem jak piłeczka, nóżki cienkie, wielki brzuch, szeroki tyłek, w kablu tylko 28. Waga 65 kg.

Zimą, kiedy pakerzy osiągają szczyt masy, Odyniec dochodzi do 115 kilogramów. W lutym minie sześć lat od pierwszego zastrzyku (strzału, jak się mówi na siłce). To był superanabolon. Cykl piętnastu strzałów. – Po pięciu czułem, jak rosnę. Waga skoczyła o sześć kilo. Do tego meta, dużo jaj, mleka i ryżu.

I robisz się zwalisty.

Pierwszy zastrzyk zrobił mu starszy kolega, którego przed laty kłuł po raz pierwszy inny sterydowiec. Tamtego z kolei kłuł słynny „Rocky”, znany poznański siłacz. Takie międzypokoleniowe przekazywanie strzykawki. – Ten mój kumpel jest dzisiaj wielki, pracuje w ochronie, a kumpel kumpla jest jeszcze większy i chodzi przy jednym poznańskim gangsterze. No, a z Rockim coś się stało, wrócił niedawno na siłkę i nikt go nie poznał, strasznie zjechał. Taki mały, że przykro patrzeć.

Odyniec hoduje świnie z rodzicami, mają gospodarstwo pod Poznaniem. Czasem podrzuci trochę karkówki chłopakom z siłowni, ale sam wieprzowiny nie je, za tłusta. Tylko chude piersi kurczaka. Sam sobie gotuje. Pięć posiłków, podwójne śniadanie i obiad. Dużo ryżu, bo ryż szybko przelatuje i znów masz wilczy apetyt.

Tygodniowo bierze 9 zastrzyków. Trzy razy po trzy. Kłuje się sam w udo. Nieraz przy śniadaniu,

w jednej ręce buła, w drugiej strzykawka.

Sterydy trzyma w pokoju, matka mu po rzeczach nie ryje. Pieniądze ma, bo zarobi przy świniach.

Już dwadzieścia razy był na cyklu. Ale mnie odradza. Bo to chemia. Synowi też by nie pozwolił.

– To po co bierzesz to świństwo?

– Wszyscy biorą. Jednemu szkodzi, drugiemu nie, jak papieros. Chcesz być wielki, więc bierzesz. Potem boisz się zjechać, żeby nie mówili: „był wielki, a teraz mały”, więc koksujesz coraz więcej, coraz mocniejszymi środkami. Może gdyby mnie serce mocno bolało albo wątroba czy nerki. Albo w łóżku coś było nie tak. Ale wszystko jest OK. Więc sobie myślę: inni palą, chleją, a ja piję tylko w sylwestra, papierosy rzuciłem, jem zdrowo, bez tłuszczu...

– Ale serce może w końcu nie wytrzymać takiej masy.

– Może. Ale kiedy kroili jednego pakera na sekcji (ktoś go zabił, czy sam się autem rozwalił), to miał serce wielkie jak u krowy. Widać serce też rośnie od sterydów jak każdy mięsień.

Odyniec ma maturę, chce zdawać na rolnictwo. Ma przejąć gospodarstwo po rodzicach. Na siłowni nie lubi przednówka, bo z pierwszymi promieniami słońca pojawiają się „sezonowcy, psia ich mać”. – Kupa łysych chujków. Chudzi i bladzi, kłują się czym popadnie i po dwóch miesiącach są dwa razy więksi. Pakują tanią omkę, bo pompuje wodę do mięśni. Masa skacze o 10 kilo.

Latem już ich nie ma, prężą się na plaży z obojętną miną, jakby mięśnie im same wyrosły.

O: Omka – omnadren, lek, preparat testosteronu (patrz: teściu).

P: Penerdawniej lump, menel, pijak, teraz też bandyta.

Pizgać żelazo, targać, pakować – ćwiczyć na siłce.

Trochę żal mi się zrobiło sterydziarzy. Uzależni się taki od siłowni, targa żelazo jak niewolnik i jeszcze to nieprzyjemne kłucie w zadek. Wielu się tego boi, dlatego na każdym osiedlu jest jakaś „pielęgniarka”, chłopak, który kłuje innych. Na Dolnej Wildzie w Poznaniu kłuje Szymek, ksywa „Doktor”. Chodzą do niego mali pakerzy z dzikich piwnicznych siłowni, śmierdzących potem i największe zakapiory, wildeckie penery.

Z Doktorem umówiliśmy się na colę w Aralu, bo na stacji benzynowej bardziej anonimowo. Ma 20 lat, kabel 46 cm. Targa żelazo od sześciu lat, od trzech lat na koksie. Długo nie brał, bo na początku ładnie rósł sam z siebie. Potem stanął. Wziął deczkę w szkolnej ubikacji. – Wszyscy mówili, że deczka jest silna i mało szkodzi, tylko na wątrobę. Skoczyłem 15 kilo. Wuefistka się pluła, że za szybko rosnę.

Zaoczną maturę zrobił na koksie. Za kłucie cudzych zadków nic nie bierze. Uczył go stary koks. – Dzielisz pośladek na cztery części i walisz w tą górną zewnętrzną, jak najdalej od kręgosłupa, żeby nie było nieszczęścia. Niektórzy biorą w udo, ale na tyłku masz jeden duży mięsień, a w udzie kilka i możesz trafić między. Kolega już trzeci rok kuleje. Raz wkułem sobie omkę w triceps, ręka spuchła jak balon.

Doktor martwi się, że ostatnio słabo rośnie, chociaż dużo je i koksuje. Mówi, że ma przyśpieszony metabolizm, za szybko spala.

T: Teściu – testosteron, lek hormonalny stosowany w niedomodze płciowej u mężczyzn, eunuchoidyzmie, w leczeniu impotencji i w zespołach pokastracyjnego braku jąder itd., u kobiet w raku sutka i w raku błony śluzowej macicy. Przedawkowanie – alergie, obrzęki, nadciśnienie, ginekomastia, trądzik, rak prostaty, łysienie, bezpłodność, zanik jąder, u osób młodych zahamowanie wzrostu kości długich. Polski teściu 7 do 10 zł za strzał, ruski 3,50 zł.

Doktor ma poważanie, umie doradzić.

– Mam w kablu – zwierzałem się Doktorowi – 28 cm, a chciałbym... no, może nie pół metra, ale chociaż czterdziestkę.

– Szybko?

– Jak najszybciej.

– Po jednej kuracji kabel ci skoczy najwyżej do 35.

– Ile urosnę?

– Z 15 kilo. Będziesz większy, pewniej się poczujesz. Weź metę i omkę. Bierze się na piramidę, najpierw dwie tabletki, potem trzy, cztery i stopniowo schodzisz do dwóch, tak w kółko, aż zjesz 200 tabletek.

– 200?

– No i strzał co trzy... nie, lepiej co cztery dni. Mogę cię kłuć.

– Kiedy zacznę rosnąć?

– Po pierwszym tygodniu.

– Ile to kosztuje?

– Mogę załatwić omkę po 50 zł, a może nawet po 40 za 5 ampułek. A 100 sztuk ruskiej metki za 40 zł.

– Czyli cały cykl – liczyłem – to prawie 300 zł.

– I siłka co drugi dzień, cały czas musisz pizgać żelazo. Seriami. Klata, biceps, przerwa, plecy, triceps, przerwa, nogi, bark.

– Nie dam rady.

– Dasz, na koksie masz pałera. Chyba że się trafi wyjebka, ale mam pewne źródło.

– A skutki uboczne? – pytałem Doktora.

– Rozstępy pod pachami. – Doktor podciągnął rękaw, blizny na ramieniu, bicepsie, pod łokciem. – Na koksie szybko rośniesz i skóra nie nadąża.

– A co potem, jak odstawię?

– Zjedziesz z pięć albo siedem kilo. Możesz wziąć jeszcze winko.

– To podobno dla zwierząt? – zrobiło mi się gorąco.

– Nie bój się, szczekać nie będziesz.

Koń, krowa, świnia, co za różnica, też jesteśmy zwierzętami.

Chcesz być wielki czy nie? Winko cię trochę podrzeźbi, spali tłuszcz, wytnie ci mięśnie brzucha. To działa na panienki – uśmiechnął się Doktor. – A po omce będziesz mieć ochotę, tam jest testosteron.

– Skąd to wszystko wiesz?

– Bo biorę. Kupię sobie gazetkę dla kulturystów, siłaczy, strongmenów. Niby sterydy zakazane, ale jak umiesz dobrze czytać, to znajdziesz. Ostatnio reklamują na przykład nową odżywkę. Że legalna i lepsza od sterydów, ale u góry w tej reklamie jest dokładna rozpiska cyklu sterydowego, niby przekreślona, ale można przeczytać. Bo tak ten rynek wygląda, na wierzchu trampki, odżywki, witaminki, a pod ladą sterydy. Kasę robią na tym, co pod ladą. Gazetki czytam w markecie, bo są drogie. Kumpel ściągnie mi co trzeba z internetu. Czasem w aptece poproszę o wykaz leków, wypytam co i jak. To przecież leki, tyle że choremu lekarz zapisze jeden zastrzyk, a my bierzemy cztery.

Po drugiej coli Doktor przyznał, że rozstępy to nie wszystko. Po omce grozi mi nadciśnienie i ginekomastia. – Woda w piersiach, będą ci sutki wisieć. A dzieci już masz? No, bo czasami przytrafia się bezpłodność.

– Z czego żyjesz?

– Coś kupie, coś sprzedam. Kraść, już nie kradnę. Mam zawiasy, muszę uważać. Kiedyś skroiliśmy faceta. Zabraliśmy mu komórkę.

S: Siłka – siłownia

Superanabolon – czeski lek o podobnym działaniu jak deczka.

Mierzę kabel po każdej siłce. Po tygodniu mam już 30,5 cm. Fajnie, jakiś większy jestem, taki cały naprężony. Ćwiczyłem dzisiaj z Irkiem (kabel – 40, noga – 62). Lepiej ćwiczy się w parach, bo przy większych ciężarach ktoś cię musi asekurować i partner pilnuje, żebyś sobie nie odpuszczał.

Irek studiuje fizykę, ma 25 lat. Jak na steryda drobny. Miły i ładny jak dziewczyna, na czarnej bluzie napis Everest. Liczył kiedyś, ile czego wziął: 1500 tabletek metki, 60 strzałów teścia, trochę deki, a omki najwyżej 10 strzałów.

Od pół roku nie koksuje. Kiedy zaczynał w drugiej klasie technikum telekomunikacyjnego, ważył 55 kg (kabel 28, noga 50). Ćwiczył u starego kulturysty amatora, po pięćdziesiątce. Miał w piwnicy trochę sztang, ławeczkę i zapraszał chłopców z osiedla, żeby „rzeźbili swoje ciało”. Stary kulturysta był przeciwny sterydom. – Wystarczy dużo ryżu, mleko i świnka, czyli wieprzowina, a będziecie piękni jak Apollo albo Schwarzenegger – mówił chłopakom i prężył się na wszystkie strony.

Pierwszą serię Irek wziął po dwóch miesiącach. Silna presja kolegów z klas zawodowych. Bał się zastrzyków, więc wziął metę (300 tabletek), kabel skoczył do 35 cm. Na początku szybko się puchnie.

Po roku kolega z osiedla namówił go na teścia. Zrobił Irkowi pierwszy zastrzyk, w bloku na klatce. – Zsuwasz spodnie, podwijasz gacie, trach i po krzyku. W sumie 10 strzałów.

Mama zaczęła coś podejrzewać, bo mi kark spuchł jak u świni.

Potem mieszał koks, bo to podobno daje najlepsze wyniki. Nie wie, jak koks działa. – Chyba na nerki, bo zatrzymuje wodę.

Wie tylko, że jednym idzie bardziej w masę, innym bardziej w siłę. Jemu poszło w siłę. Wuefista zapisał go do studenckiej sekcji podnoszenie ciężarów. Szczyt formy Irek miał na drugim roku. Zawody, intensywny trening, wziął sześć strzałów deczki po 40 zł. Biceps urósł do 41 cm, przytył 30 kilo. Podnosił 135 kg na ławeczce i bez kauczukowej koszulki, która usztywnia ramiona i ściska klatę, że nie możesz oddychać.

Rzucił koks przez Kaśkę. Taką gówniarę z bloku, co mu się ciągle przyglądała. Wtedy chodziła jeszcze do podstawówki. Też czasem na niej wzrok zawiesił, jak szli z chłopakami. Raz z nudów zagadał.

– Powiedziała, że jej się podobam, ale myślała, że jakiś pipowaty jestem.

– Pipowaty?

– No wiesz, gejowskie klimaty, bo tylko z kumplami trzymam.

– A co z koksem?

– Najpierw nie było problemu. Nawet mnie kłuła, nie musiałem biegać do kolegi. Ale jak zaczęliśmy chodzić na serio, powiedziała: „Albo ja, albo koks. Jak nie, to spierdalanko i nie chce cię znać".

Znowu dźgał się u kumpla. Zawsze w inne miejsce, żeby śladów nie widziała. Ale Kaśka nie jest głupia. Kiedyś ryknęła mu przez telefon: „Jesteś na koksie, a ja w ciąży. Co będzie z dzieckiem?”.

– Cały dzień chodziłem struty. W nocy koszmary, że kalekę urodziła. Mówią, że jak zrobisz dziecko na cyklu, to będzie chore. Ale ona chciała tylko postraszyć. I udało się jej. Bo przecież człowiek nieraz nie uważa, po teściu masz ciągle ochotę.

Kaśka ma 17 lat. Irek rzucił koks, kiedy powiedziała, że naprawdę chce mieć dziecko. Poszli do Lekarza. – Wystarczy trzy miesiące nie brać – mówił – i organizm sam się oczyści.

Dla pewności Irek już pół roku nie bierze. – Teraz dziecko, dwa, trzy – stękał Irek, męcząc triceps. – Magisterka, cztery, pięć. Ojciec Kaśki zbiera na mieszkania, sześć. Obiecał pracę, siedem. Ślub kiedyś, osiem, dziewięć. Tata Kaśki ma stacje benzynowe i myjnię dla tirów, dziesięć, jedenaście. Na początku Irek będzie u niego kierownikiem, dwanaście. Uff, teraz ty.

Do koksu nie wróci, na masie mu nie zależy, a siłę ciągle ma.

– A co z kumplami z osiedla?

– Ten, co mnie kłuł, to dzisiaj zwykły ćpun osiedlowy, zjechał, aż przykro patrzeć. Kilku miało odsiadki. Gangsterka im się marzyła. Dla dzieciaków z osiedla koks to inwestycja. Skołujesz kasę, kupisz sterydy, urośniesz, to cię zauważą i się wyrwiesz. Wezmą cię do ekipy. Dlatego idzie taki ulicą i napierdala ludzi, żeby na dzielnicy o nim mówili, że jest duży. Żeby go ci więksi zobaczyli, że niczego się nie boi. Chłopak z osiedla, który zaczynał ze mną u starego kulturysty, brał wszystko, mieszał i pakował. Rósł i rósł. Dostał się do ekipy. Krótko stał na bramce w dyskotece, potem z dziewczynami przy trasie. Jak trochę odłożył, założył cichy burdelik w bloku. Ale zanim go dopuścili do dużej roboty, to go wystawili. Dali zlecenie i donieśli na policję. Odsiedział pół roku. Chcieli go sprawdzić, sprzeda ich czy nie. Nie sprzedał i teraz ma robotę, beemwu i gruby łańcuch ze złota na szyi. Drugi kolega też jest w jakiejś ekipie. Zaprosili mnie na dyskotekę. Chcieli się pokazać. Wszystkich ustawiali.

Gasili sobie papierosy na czole, głową tłukli w ścianę.

Że ich nic nie rusza, że tacy z nich strongmeni.

W: Winko – winstrol, lek (wrodzone obrzęki naczyniowe, stany wyniszczenia, brak łaknienia), działanie niepożądane jak teściu, do tego żółtaczka, martwica wątroby, ból głowy, euforia lub stany depresyjne. Strzał – 20 zł, niektórzy biorą po 70 strzałów i więcej. Winko dla zwierząt jest tańsze.

Wyjebka – podrobiony koks

Na siłce poznasz różnych ludzi, od penerów, blokersów po studentów i profesorów. Jarek, ksywa „Student” (kabel 42), studiuje pedagogikę, też bierze koks, mówi, że siłka jest jak nałóg, choroba. – Jesteś z dziewczyną w kinie, ale myślisz tylko o tym, że powinieneś pizgać żelazo, że już trzy dni nie byłeś. Jedziesz do Zakopanego albo nad morze i od razu patrzysz, gdzie tu siłownia. Dziewczyna chce się umówić, a ty, że o szesnastej nie, bo wtedy jesz ryż z mlekiem.

Przedtem Student grał w piłkę, biegał, teraz boi się, że spadnie mu masa.

Pytałem Martena, co handluje koksem, jak to jest być dużym.

– Budzisz szacunek na ulicy. Czujesz się pewnie, kiedy każdy mięsień się pręży. Człowiek miło się kołysze. Dziewczyny lecą. Ale z drugiej strony, lecą tylko te proste albo znudzone mężatki, a te ciekawsze, takie na serio, to ciebie od razu skreślają. Nawet nie dadzą szansy, żeby pokazać, że jesteś fajny chłopak, inteligentny, wrażliwy, żaden pener.

Dlatego Marten lubi gadać z dziewczynami na czacie. – Wtedy nie widzą, że jestem zwalisty, mogą mnie poznać, no wiesz, od środka. Z pracą jest tak samo. Gangsterka, proszę bardzo, ale normalnej pracy dla dużego nie ma. Już na wejściu ciebie skreślają, że paker, osiłek. Zakładałem okulary, żeby inteligentniej wyglądać i nic, wolą chudego. No i bramkarze zaczepiają. Takiego chudego jak ty bramkarz na dyskotece nie ruszy, a dużego musi chociaż łokciem szturchnąć.

Ostatnio zaryzykował, znajomej z czatu zdradził, że jest pakerem. Przysłała mu „Konkurs piękności męskiej”, Wisławy Szymborskiej. Zaznaczyła ostatnią strofę:

„Rozkroku mistrz i przykucania.

Brzuch ma w dwudziestu pięciu minach.

Biją mu brawo, on się kłania

Na odpowiednich witaminach”.

Reportaż pochodzi z książki Włodzimierza Nowaka „Serce narodu koło przystanku” (Wydawnictwo Czarne, 2009 rok).

Pierwsza publikacja – Gazeta Wyborcza, 2003.

;
Na zdjęciu Włodzimierz Nowak
Włodzimierz Nowak

Reporter, kulturoznawca, autor „Obwodu głowy”, „Serca narodu koło przystanku”, „Niemca. Wszystkich ucieczek Zygfryda” oraz dwóch wywiadów książkowych: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania” (współautor Violetta Szostak) i "Onyszkiewicz. Bywały szczęśliwe powroty" (współautor Violetta Szostak). Przez kilka lat kierował magazynem reporterów „Duży Format”. Autor Studia DF – cyklu rozmów wideo z reporterami. Finalista Nike. Laureat niemieckiej Nagrody Kulturalnej im. George Dehio, Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2009 i Nagrody SDP im. Kazimierza Dziewanowskiego (2005) za cykl reportaży z Białorusi. W Teatrze Jaracza w Olsztynie prowadzi studium reportażu.

Komentarze