Dla prawicowych krytyków Młodzieżowego Strajku Klimatycznego to infantylna, niedojrzała i krzykliwa inicjatywa. Nic nie wnosi, a może nawet szkodzi. Tymczasem prawica rozumie z tego ruchu bardzo niewiele. Strajk daje głos ludziom, których się ucisza i dokonuje realnej zmiany tam, gdzie jest ona dziś bardzo potrzebna – w umysłach
"Postulaty uczestników Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, podobnie zresztą jak powtarzane przez Gretę Thunberg (której protesty zainicjowały Strajk - przyp. red.) żądania, rażą oderwaniem od rzeczywistości i radykalizmem" - pisał we wrześniu tego roku prawicowy publicysta Łukasz Warzecha.
"Czy protest przeciwko globalnemu ociepleniu 15-letniej Grety Thunberg (została przyjęta przez papieża) nie przypomina krucjaty dziecięcej, która w 1212 roku miała zdobyć Jerozolimę siłą wiary i niewinności dziecięcych serc?" - pytał Witold Gadomski w "Gazecie Wyborczej".
To dość typowe odczytanie działalności Młodzieżowego Strajku Klimatycznego po prawej stronie sceny politycznej. Dla konserwatystów uczestnicy tego nieformalnego i anarchicznego ruchu to po prostu niedojrzała, rozkrzyczana i ulegająca zbiorowym emocjom zgraja, która zamiast urządzać sobie "klimatyczne wagary", powinna karnie zostać w szkołach.
Zdarzają się też głosy, że ostatecznie jest to ruch kontrproduktywny. Jakub Wiech, skądinąd rzeczowy autor z portalu "Energetyka24", pisał o Thunberg: "Z punktu widzenia głównego celu Grety – czyli ratowania klimatu – jej działalność pozostaje cały czas nieistotna. Czasami może nawet wręcz szkodzić całej sprawie".
To prawda, że Młodzieżowy Strajk Klimatyczny nas nie uratuje - ale to banał.
Bo jak miałby nas uratować? Przecież sprawą kluczową dla zatrzymania globalnej katastrofy klimatycznej jest radykalna redukcja emisji gazów cieplarnianych, przede wszystkim CO2. To pozostaje w gestii rządów, a nie młodych ludzi, z których większość jeszcze jest pozbawiona nie tylko biernego, ale i czynnego prawa wyborczego.
Wszystkie znane mi prawicowe krytyki Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i jego postulatów po prostu rozmijają się z istotą tego ruchu.
Dziś, 29 listopada 2019, przez 20 polskich miast przeszedł kolejny Młodzieżowy Strajk Klimatyczny (w Warszawie udział wzięło ok. 3 tys. osób). Tym razem pod hasłem "Dość słów, teraz czyny!".
Przy tej okazji ruch opublikował manifest, będący zestawem postulatów, które - jak przypomina młodzież - zostały podpisane niemal przez wszystkie partie, które weszły do Parlamentu w ostatnich wyborach.
"Tak jak zapowiadaliśmy − nie wystarczą nam obietnice i puste słowa. Będziemy naciskać na tych, którzy zdecydowali się nas reprezentować, dopóki słowa nie będą odzwierciedlone w działaniu" - deklarują młodzi aktywiści.
Rzućmy okiem na postulaty Młodzieżowego Strajku Klimatycznego:
Nie wiem, czy te postulaty są "radykalne". Z pewnością - z punktu widzenia rzetelnej, naukowej wiedzy - są całkowicie racjonalne.
Bo do ogłoszenia stanu wyjątkowego dla klimatu i podjęcia natychmiastowych, nadzwyczajnych działań namawiają również naukowcy w artykule "Climate tipping points – too risky to bet against" w ostatnim numerze prestiżowego periodyku "Nature", na co zwrócił uwagę Edwin Bendyk.
To zresztą zdumiewające, że i dzieci, i badacze mówią jednym głosem, a niektórzy "dorośli" prawicowi publicyści wbijają się w ton protekcjonalnej wyższości.
W powyższym kontekście co najmniej dziwnie brzmią słowa konserwatywnego publicysty Christophera Caldwella - na którego powołuje się Warzecha - z jego felietonu "The Problem With Greta Thunberg’s Climate Activism" (2 sierpnia 2019). Tym opublikowanym w "New York Times" tekstem sprowadził na swoją głowę lewicowe gromy, nad czym zresztą ubolewa polski publicysta.
"W normalnych warunkach Thunberg nie kwalifikowałaby się do debaty na demokratycznym forum. Jako że 16-latka nie jest z prawnego punktu widzenia osobą dorosłą, nie może być twardo krytykowana, a ponadto, pomijając nawet deklarowany przez nią samą autyzm, Thunberg jest skomplikowaną nastolatką. Intelektualnie jest przedwcześnie dojrzała i delikatna. Rozumuje jak oczytany, ale dogmatyczny student w wieku lat dwudziestu paru" - napisał Caldwell.
"Dzieci w jej wieku nie mają doświadczenia życiowego. Jej spojrzenie na świat może być nierealistyczne, a jej priorytety – niewyważone" - dodał kilka linijek niżej.
Cytuję te słowa dlatego, że są one dla mnie esencją niezrozumienia fenomenu, jakim jest Greta Thunberg i Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. A to niezrozumienie bazuje na braku akceptacji tego, że w warunkach demokracji niepełnoletni mają prawo do głosu, który powinien zostać wysłuchany.
„O naszej przyszłości decydują ludzie 40, 50 i 60-letni, którzy nie traktują nas partnersko. A przecież to my będziemy ponosić konsekwencje ich decyzji. Bo kiedy ich już nie będzie, to my będziemy się zmagać ze skutkami zmian klimatycznych. Dlatego tym razem nie będziemy pytali nauczycieli i polityków o zgodę – po prostu wyjdziemy na ulice i wykrzyczymy: »Nie zabierajcie nam przyszłości!«” - powiedział mi dzień przed pierwszym strajkiem klimatycznym Dominik Słowiński (17-latek), warszawski licealista.
I tu dochodzimy do clou: Młodzieżowy Strajk Klimatyczny nie dokona natychmiast wymiernej zmiany, bo - jak wspomniałem wyżej - nie ma on do tego narzędzi.
Jego wartość polega na czym innym: na samokształceniu uczestników, na tym, że jest szkołą aktywizmu politycznego i ekologicznego. Ale też, co być może najważniejsze, Strajk wprowadza do debaty publicznej głos ludzi, którzy nie godzą się na uciszanie.
Robiłem relację z pierwszego Młodzieżowego Strajku Klimatycznego (15 marca 2019). Zrozumiałem wtedy, że dla uczestników i uczestniczek był on wydarzeniem emancypacyjnym. Przemawiający ze sceny zaczynali od kryzysu klimatycznego, a kończyli na tym, że nauczyciele traktują ich protekcjonalnie.
„Mojego dyrektora nie interesuje, co do niego mówię. Zwraca tylko uwagę na to, jak do niego mówię, czy zachowuję się poprawnie według szkolnych standardów” – mówił jeden chłopak. Nagrodzono go brawami.
Jestem też pewien, że przynajmniej część tych, którzy mieli dość odwagi, by wejść na scenę i z niej przemawiać, za kilka lat zostanie znanymi aktywistami, liderami swoich środowisk. Nieważne, czy ekologicznymi, czy jakimikolwiek innymi - ważne, że będą działać i zasilą polski aktywizm.
Być może część z nich wejdzie też do ściśle rozumianej polityki.
I myślę, że wtedy, kiedy przyjdzie czas na dokonywanie przez nich trudnych politycznych decyzji w czasach klimatycznego kryzysu, będą gotowi dokonywać mądrych wyborów. Tę mądrość słychać w hasłach i manifeście Strajku.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze