Epidemiolodzy powtarzają: testować, testować, testować. Tylko w ten sposób będziemy w stanie opanować wirusa. Tymczasem my robimy mniej testów PCR niż latem, kiedy epidemia była w odwrocie. W pierwszej połowie sierpnia było ich średnio prawie 25 tys. dziennie. W drugiej połowie września – niewiele ponad 20 tys.
Tymczasem mamy kolejne rekordy nowych wykrytych przypadków – w zeszłym tygodniu prawie 1 600 na dobę. W związku z tym wzrasta również gwałtownie odsetek testów pozytywnych w dobowej puli testów. W lecie była ona poniżej 3 proc., co jest przez Europejskie Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób uważane za oznakę stabilności sytuacji. W poniedziałek 28 września wyniosła aż 9,7 proc.
Gorszy wynik był tylko 11 marca, zaraz po wykryciu pierwszego przypadku SARS-CoV-2 w Polsce – 10,5 proc. Wtedy jednak tylko kilka laboratoriów w Polsce miało prawo przeprowadzać takie badania. Teraz jest ich 194.
Źródło: COVID-19 w Polsce/Michał Rogalski
Niepokojące symptomy nowej strategii
To konsekwencja nowej „jesiennej” strategii Ministerstwa Zdrowia walki z epidemią. Zrezygnowano w niej z robienia testów osobom na kwarantannie i potwierdzania wyzdrowienia podwójnym negatywnym wynikiem testu PCR. Teraz testowani mają być przede wszystkim pacjenci z symptomami COVID-19.
Według badania zespołu z brytyjskiego Imperial College London opublikowanego w sierpniu w „Lancecie” regularne testy PCR mają duże znaczenie w ograniczaniu epidemii – na przykład cotygodniowe badanie pracowników służby zdrowia i innych grup wysokiego ryzyka może zmniejsza ich udział w reprodukcji wirusa o 23 proc. A służba zdrowia to część populacji szczególnie narażona na zakażenie.
Nie jesteśmy jednak jedynym krajem, który przyjął zasadę, żeby testować pacjentów z symptomami. Czy jest ona wystarczająca?
Oto interaktywny wykres nowych przypadków na milion mieszkańców przygotowana przez zespół „Our World in Data”, którego eksperckim zapleczem są badacze z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Kraje, które mają niski odsetek w dobowej puli testów – czyli ich wykres ma kolor niebieski – są tu na dole skali. Te, które przekraczają 3 proc. – pomarańczowe i czerwone – są u góry. (Klikając w zakładkę „Select countries” można wybrać sobie i porównać interesujące nas kraje).
Może to oznaczać dwie rzeczy: że łatwiej jest utrzymywać niski odsetek wyników pozytywnych, kiedy w ogóle jest mało przypadków. Ale też – że kiedy nie utrzymuje się niskiego odsetka wyników pozytywnych, epidemia wymyka się spod kontroli.
Dlatego „Our World in Data” uważa wykres z nowymi przypadkami i procentami dodatnich testów za najważniejszy w swoim bogatym zbiorze danych. Jak piszą: „Wykres pozwala każdemu sprawdzać, czy świat jest skuteczny w zwalczaniu epidemii: wszystkie te linie powinny zrobić się ciemnogranatowe i dążyć do zera”.
W Polsce tymczasem linia robi się coraz bardziej czerwona.
Korea Południowa – czyli jak być prymusem w testowaniu
Jeśli przeanalizować przypadki innych krajów, to zdecydowanie lepiej radzą sobie te, które starają się utrzymywać ją w kolorze niebieskim. Takim wzorcowym przykładem może być Korea Południowa:
Po pierwszym ataku wirusa w lutym władze w Seulu postanowiły ograniczyć jego rozprzestrzenianie się i były w tym konsekwentne. Zwiększono ilość testów, wprowadzono nowoczesny, scyfryzowany wywiad epidemiologiczny. Osoby mające kontakt zakażonymi izolowano, obowiązywały restrykcje w kontaktach międzyludzkich. Nigdy jednak – także dzięki tym skutecznym działaniom – nie wprowadzono ostrego lockdownu.
Do dziś Korea Południowa zrobiła o połowę mniej testów niż Polska – 44,7 tys. na milion mieszkańców. Polska – 86,3 tys. Jak widać, to wystarczy, jeśli skutecznie utrzymuje się wirusa „pod butem”.
Stany Zjednoczone, czyli dużo, ale wciąż za mało
Nigdy nie udało się to bogatym i potężnym Stanom Zjednoczonym, mimo że zrobiły już 314,7 tys. testów na milion mieszkańców. Co prawda rolę grają tu również naciski Białego Domu, by robić mniej testów – bo wtedy wykryje się mniejszą liczbę nowych przypadków i nie będzie się straszyło wyborców (wybory już za pasem). Od początku jednak amerykańscy epidemiolodzy uważali, że Stany powinny robić zdecydowanie więcej testów, jeśli chcą myśleć o opanowaniu epidemii.
Szwecja, czyli model już nie taki szwedzki
Nie ma się też co łudzić, że realizujemy w tej chwili idealizowany przez wielu „model szwedzki” – mimo wzrostu przypadków Szwecja bardzo obecnie pilnuje, żeby odsetek pozytywnych testów był niski. (Nie wiemy, jak było na początku, bo szwedzkie dane są od czerwca). Zrobiła już prawie dwa razy tyle testów na milion mieszkańców co Polska – 151,5 tys. A ma tyko nieco więcej nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców niż Polska – 42,7 do 34,7.
Widać, że Szwecja reaguje obecnie na zwiększoną liczbę przypadków zwiększoną liczbą testów. Korea robi tak samo, a kiedy ogniska wygasają – liczbę testów zmniejsza.
Niderlandy jako przestroga?
Na strategii „testujemy tylko osoby z symptomami” przejechały się wiosną Niderlandy. Tamtejsze służby sanitarne, podobnie jak szwedzkie, liczyły na to, że bardziej opłaca się dać COVID-19 społeczeństwu przechorować, z nadzieją na odporność stadną. Testowani byli więc ci, którzy już poważnie chorzy trafiali do szpitala. Pozostali mieli izolować się w domu. Z uwagi na przywiązanie do wolnościowych ideałów nie istnieje w Niderlandach instytucja przymusowej kwarantanny; epidemiolodzy zlekceważyli też niebezpieczeństwo zakażeń bezobjawowych. Nosiciele wirusa chodzili więc po ulicach, liczby ciężko chorych szybko rosły. Miejsc na intensywnej terapii okazał się szybko być za mało – pacjentów musiano przewozić z miasta do miasta.
Wiele wskazuje na to, że ta fala koronawirusa w Europie nie będzie tak dramatyczna jak poprzednia – zgony rosną o wolniej niż na wiosnę mimo, że wykrywa się więcej przypadków. Poniżej przykład Francji i Hiszpanii. Francja wykrywa teraz nawet pięć razy więcej zakażonych niż wiosną. Hiszpania – mniej więcej tyle samo.
To zasługa lepszego przygotowania służby zdrowia, sprawdzonych już leków wspomagających leczenie, a może i łagodniejszego wirusa.
Polska strategia – biednie, ale czy sprytnie?
Jednak rzut oka na wykres pokazujący liczbę używanych w Polsce obecnie przez pacjentów z COVID-19 respiratorów może przerazić, bo krzywa pnie się w górę tak stromo, jak wskaźniki w krajach zachodniej Europy w lutym i marcu.
Co prawda w odróżnieniu od Holandii wysyłamy ludzi mających kontakt z osobą zakażoną na kwarantannę, ale większa ilość testów – czy w zakładach pracy, czy w szkołach w przypadku pojawienia się pierwszych zakażeń pozwoliłaby skuteczniej eliminować ogniska choroby. Epidemiolożka z Uniwersytetu Zielonogórskiego, prof. Maria Gańczak, mówiła pod koniec sierpnia OKO.press:
„Testy, testy i jeszcze raz testy. Jeśli będziemy testować w takim zakresie, jak dotychczas, to nie będziemy wykrywać zakażeń tam, gdzie naprawdę powinniśmy. To, że nie ma teraz ogniska w dużym zakładzie pracy, to tylko kwestia przypadku”.
Rząd tymczasem przedstawia swoją jesienną strategię jako „smart” – celowaną i elastyczną. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że o jej wprowadzeniu zadecydowały względy finansowe – testy molekularne są drogie. Albo/i niewydolność nie tyle laboratoriów, co systemu pobierania wymazów. Ten ostatni w warunkach pozaszpitalnych wymaga obsady dużej ilości załóg tzw. wymazobusów, przyjeżdżających do osób na kwarantannie i do zakażonych firm lub instytucji. Od początku były z tym problemy – brakowało chętnych do pracy, szwankowała koordynacja na linii sanepid – odpowiadający za wymazobusy wojewodowie. Nowa strategia odciąży również powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne – część ich obowiązków, jak wpisywanie do systemu chorych w izolacji, przejęli lekarze POZ. Spodziewaną zwiększoną liczbę przypadków jesienią oddajemy więc walkowerem, licząc na łut szczęścia, który może nam sprzyjać, a może nie.
Chyba, że ktoś uwierzył dawno już zdezawuowaną teorię o szybkim nabyciu przez populację odporności zbiorowej. W większości europejskich miast, gdzie przeprowadzono badania w tym kierunku, przeciwciała anty SARS-CoV-2 miało poniżej 15 proc. mieszkańców.
Testów nie będzie bo koryto + rozkradło całą kasę. Na szczęście wybrańcy narodu zabezpieczyli sobie możliwość regularnego testowania jak szumowina z rodzinką, ale jemu się należy bo ma takie piękne wory pod oczami . Reszta chołoty jak nie ma równocześnie czterech objawów o testach niech zapomi – taka nowa strategia….
Proponuję wprowadzić zasadę – jak chcesz sie dowiedzieć czy masz wirusa to nakasłaj na jakiegoś członka pisu – wtedy test będzie zrobiony błyskawicznie
Swietny pomysl. Proponuje stosowanie przy kazdej zarazliwej chorobie. Liczba PiSiorow sie zmiejszy a ich stosunek do lekarzy polepszy.;)
PISowscy zbrodniarze interesują się tylko sobą. Wszystko, co robią publicznie jest propagandą wynikającą z bieżących ocen, która ma służyć wyłącznie zasłanianiu rzeczywistości. Rabunek trwa i okupacja się powoli umacnia.
Nieudolnosc, a wręcz przestępczą działalność ministra zdrowia przykrywana jest jego ględzenie o strategii, która nie przynosi pozytywnych efektów. Opowiadania bzdur o genialnym systemie elektronicznej rejestracji leków. Absurdach w orzekaniu o przyczynach śmierci – mają być zgony tylko z powodu COVID i z uwzględnieniem chorób towarzyszących. Tak, jakby teraz było inaczej. Minister, idac na rękę zdemoralizowanym lekarzom robi wszystko, aby uchronić ich od kontaktu z pacjentami. Bo to niebezpieczne i marnie płatne. Staje się bezpieczne, gdy na płatna wizytę stać tylko niewielu chorych. Lekarze stali się znachora i i cudotwórcami leczącymi i orzekającymi przez telefon. Administracja państwowej służby zdrowia chroni ich dodatkowo uniemożliwiając kontakt telefoniczny. Słusznie tu pisze jey jey o pisowskich zbrodniarzach. Polska staje się Białorusią Unii Europejskiej. Zamiast OMONU mamy ministerstwo zdrowia.
Ten wzrost uzytku respiratorow jest niebezpieczny. W ciagu 2-4 tygodni Polska moze wygladac jak dawniej Italia.
W sezonie 2015/2016 roku hospitalizacji z powodu grypy podlegało 16 tys. Polaków. Sezon grypowy jest już oficjalnie otwarty. Teraz może być gorzej, bo ludzie mają zalecenia od swoich lekarzy by się szczepić (w tym osoby starsze), a szczepionki wykupili młodzi i nie ma szczepionek dla tych, którzy potrzebują ich realnie.
Respirator przy grypie, gdy potrzebna jest hospitalizacja nie jest wcale taki rzadki.
> W większości europejskich miast, gdzie przeprowadzono badania w tym kierunku, przeciwciała anty SARS-CoV-2 miało poniżej 15 proc. mieszkańców.
Należy wskazać, że są to przeciwciała przeciwko białku S wirusa SARS-CoV-2 a nie przeciwko dowolnym jego składnikom. Mamy też przeciwciała przeciwko białku M lub składnikom otoczki wirusa, których testy te NIE WYKRYWAJĄ. A to czy będziemy odporni – wystarczy, że układ odpornościowy wykryje składniki wirusa (dowolne) i wyśle przeciwko niemu przeciwciała. Ostatnio mówi się o receptorom neuropiliny – tutaj przeciwciało skierowane przeciwko białku pasującemu do tego receptora TEŻ DA ODPORNOŚĆ – TESTU BRAK!!!
Wirus jest niepoznany i wszelkie inne testy niż PCR są o kant d…y rozbić. Są nic nie warte, dotąd, dokąd nie poznamy w pełni tego wirusa. Tak więc poprawne zdanie brzmi – jako że podanie tych wykrytych przeciwciał powoduje złagodzenie przebiegu (czyli faktycznie istnieją):
"W większości europejskich miast, gdzie przeprowadzono badania w tym kierunku, przeciwciała anty SARS-CoV-2 miało CONAJMNIEJ 10 proc. mieszkańców."
Nie dajcie się manipulować i nie dajcie się niewiedzy – poczytajcie o przeciwciałach i układzie immunologicznym – jak to działa i słuchajcie też bardziej wykształconych lekarzy zagranicznych.
Dlaczego pomijacie fakty, że podawano osocze krwi osoby chorującej od osoby zdrowej, która "nie wytworzyła przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2" (a właściwie temu białku S) i mimo to doszło do wyzdrowienia tej chorującej ciężko? Niejeden przypadek – proszę OKO.press ZROBIĆ ŚLEDZTWO W TYM TEMACIE, bo na razie promujecie dalej histerię, propagandę i paranoję strachu.
To z czym można się zgodzić, po puszczeniu dzieciaków do szkoły (a kiedyś trzeba było!) wzrosła zarówno ilość użytych respiratorów, obłożenie szpitali i ilość pozytywnych testów (pocentowo) – co sugeruje rozwój epidemii.
Należy tu ZAPYTAĆ MZ CZY WSZYSTKIE TE TESTY SĄ TESTAMI RT-PCR, inaczej mówiąc czy na pewno chorują na COVID, czy może na grypę lub inne zapalenie płuc. Wg WHO tylko test RT-PCR pozowala postawić poprawnę diagnozę (z małym ryzykiem false positive/false-negative o ile testy powtórzono).
Powinno się zacząć od całkowitego zakazu testowania członków PiS. Niech się wykańczają w ciszy i spokoju.