Amerykanie modyfikują pierwotną wersję planu pokojowego, negocjując z Ukraińcami. Swoje trzy grosze wtrąciły Wielka Brytania, Francja i Niemcy. Jednak realna europejska odpowiedź na amerykańską propozycję planu pokojowego dopiero powstaje. Między innymi w Angoli
Pierwszą wersję planu pokojowego przygotowali Amerykanie – kto wie, czy nie pod dyktando Kremla. Wersję drugą negocjują z Amerykanami Ukraińcy. Wersję trzecią przygotowały kraje grupy E3 uważanej przez Amerykanów za reprezentację Europy a złożonej z Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Wersja czwarta powstaje wewnątrz Unii Europejskiej, do której – co warto przypomnieć – nie należy Wielka Brytania, za to należą wszystkie państwa wschodniej flanki NATO, w tym Polska.
Taki jest aktualny stan gry toczącej się w warunkach globalnego chaosu rozpętanego przez Biały Dom.
W nocy z czwartku na piątek 21 listopada według polskiego czasu portal Axios opublikował pełną treść planu pokojowego mającego w intencji swych autorów zakończyć wojnę w Ukrainie. Określony mianem „amerykańskiego” plan powstawał w rzeczywistości na linii między Waszyngtonem a Moskwą. Bez jakiegokolwiek udziału Ukrainy (wiadomo bowiem, że przed październikową rozmową Trumpa z Putinem Moskwa podesłała – prawdopodobnie pierwszy raz na piśmie – listę swoich żądań, a potem istnienie tego memorandum potwierdził rosyjski MSZ). Ze strony amerykańskiej za jego przygotowanie odpowiadał specjalny wysłannik Donalda Trumpa ds. Ukrainy Steve Witkoff wspierany przez zięcia Trumpa Jareda Kushnera. Ze strony rosyjskiej – powiązany z Kremlem oligarcha Kiriłł Dimitriew.
W piątek analizowaliśmy w OKO.press treść tego dokumentu, który w wielu punktach jawnie naruszał interesy Ukrainy oraz podważał suwerenność NATO, Unii Europejskiej i jej państw członkowskich ze szczególnym uwzględnieniem Polski, której poświęcono w nim jeden z punktów – znacząco ograniczający obecność wojskową NATO w naszym kraju. Ta pierwotna wersja amerykańskiego planu pokojowego wyglądała jak napisana pod dyktando Kremla. Nie było przy tym wtedy jeszcze jasne, czy plan został w pełni autoryzowany przez Biały Dom, czy raczej jego autorzy zadbali o przeciek do mediów, by w ten sposób wywierać naciski i na Trumpa, i na Zełenskiego.
W piątkową noc ta ostatnia wątpliwość przestała być aktualna. Donald Trump z właściwą sobie arogancją ogłosił przed kamerami, że plan „musi się spodobać” prezydentowi Ukrainy. Przypomniał też swoje słowa z pamiętnego pierwszego spotkania z Zełenskim w Białym Domu – o tym, że Ukraina „nie ma już więcej kart” w grze o zakończenie wojny. Zabrzmiało to bardzo jednoznacznie – jako wywieranie twardej bezpośredniej presji na Kijów.
Za chwilę twardy ton Amerykanów znacząco osłabł. W trakcie weekendu w szwajcarskiej Genewie odbyły się rozmowy delegacji Ukrainy i Stanów Zjednoczonych dotyczące amerykańskiego planu pokojowego. Ich szczegóły nie zostały ujawnione, jednak reakcje prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego wydają się wskazywać, że przynajmniej część postulatów Kijowa musiała zostać uwzględniona przez Amerykanów. „Członkowie naszej delegacji przedstawili już krótkie raporty z wyników pierwszych spotkań i rozmów. Obecnie panuje przekonanie, że propozycje amerykańskie mogą zawierać szereg elementów opartych na ukraińskiej perspektywie i kluczowych dla ukraińskich interesów narodowych. Trwają dalsze prace nad tym, aby wszystkie elementy były rzeczywiście skuteczne w osiągnięciu głównego celu, którego oczekuje nasz naród: ostatecznego położenia kresu rozlewowi krwi i wojnie” – tak oto, dokładnie ważąc słowa i w bardzo dyplomatycznym tonie wypowiadał się w mediach społecznościowych na temat rozmów w Genewie Wołodymyr Zełenski.
Tak oto – w Genewie, z udziałem również negocjatorów z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji, lecz bez udziału jakiegokolwiek z państw wschodniej flanki NATO, w tym Polski – powstawała wersja nr 2 planu pokojowego.
Jej treści w szczegółach aktualnie nie znamy.
Według niego sekretarz stanu USA Marco Rubio miał powiedzieć senatorom, że 28-punktowy plan pokojowy uważany za opracowany przez specjalnego wysłannika USA Steve'a Witkoffa i jego rosyjskiego odpowiednika Kiriłła Dmitriewa miał być w rzeczywistości rosyjską listą żądań, którą Stany Zjednoczone jedynie zgodziły się przekazać Ukrainie.
Rubio bardzo stanowczo temu w weekend zaprzeczał i podkreślał, że plan pokojowy jest w pełni autorską propozycją Stanów Zjednoczonych. Zarazem jednak wiele wskazuje na to, że Rubio był de facto wyłączony z opracowywania szczegółów planu pokojowego. I że Witkoff i Kushner działali najprawdopodobniej pod patronatem wiceprezydenta J.D. Vance’a znanego z sympatii do Rosji i jej dyktatora i zarazem jawnej niechęci do Ukrainy i jej prezydenta. Vance stara się konkurować z Rubio pod względem inicjatyw dotyczących polityki zagranicznej – w ostatnim czasie punkty u Trumpa zbierał zaś za to raczej sekretarz stanu, który pomógł skierować uwagę Amerykanów na zupełnie inną część świata niż Europa, czyli na Amerykę Południową z Wenezuelą na czele.
Wokół planu pokojowego dla Ukrainy i Rosji toczy więc w Białym Domu niemal jawna wojna koterii skupionych wokół Donalda Trumpa.
Jednocześnie wersję, że podstawą planu Witkoffa-Kushnera-Vance’a był dokument przekazany przed miesiącem z Moskwy (przed rozmową telefoniczną Putin-Trump 16 października) zdawała się potwierdzać sama propaganda Kremla. Nie było tam widać zachwytu nad rozwojem sytuacji, ale pewne zamieszanie. Kreml przecież nie przekazywał Amerykanom swoich żądań po to, by o nich publicznie dyskutować (powstanie tego dokumentu potwierdził w październiku rosyjski MSZ). Putin nie może sobie pozwolić na to, by jego postulaty ktoś odrzucał lub zmieniał na oczach całego świata. A do tego właśnie doprowadziło ujawnienie „planu”.
Obecnie propaganda Kremla już opowiada, że po zmianach plan do niczego się nie nadaje.
W trakcie tego samego weekendu Wielka Brytania, Francja i Niemcy przygotowały tymczasem własną odpowiedź na plan Amerykanów. Dokument nieco na wyrost nazwany „europejskim” (bo nie jest to wspólne stanowisko ani Unii Europejskiej, ani europejskiej części NATO) stanowi rodzaj redakcji amerykańskiej propozycji. Treść niektórych z 28 punktów amerykańskiego planu została w nim zmodyfikowana, niektóre zostały pominięte. To wersja nr 3 propozycji pokojowej, która miałaby zakończyć wojnę w Ukrainie. Jej treść znamy w pełni, bo w niedzielny wieczór ujawnił ją Reuters.
Treść propozycji brytyjsko-francusko-niemieckiej z całą pewnością nieco lepiej zabezpiecza interesy Ukrainy i europejskich państw NATO niż plan w wersji amerykańskiej. Nadal jednak nie jest dokument, który można byłoby uznać za scenariusz akceptowalny zarówno dla Ukrainy, jak i dla państw wschodniej flanki NATO.
Owszem, propozycja brytyjsko-francusko-niemiecka, w odróżnieniu od pierwotnej amerykańskiej, nie zamyka już przed Ukrainą drogi do NATO. Owszem, Ukraina nie jest już też zmuszana do oddawania Rosji terenów, na których jeszcze nawet nie stanęła stopa rosyjskiego żołnierza, czyli pozostającej pod ukraińską kontrolą części Donbasu. W propozycji trzech największych państw Europy brak też obecnego w wersji amerykańskiej haniebnego zapisu o wieczystej amnestii dla rosyjskich zbrodni wojennych. Wciąż jednak jest to dokument wtórny wobec amerykańskiego – rodzaj jego modyfikacji według listy mniej lub bardziej pobożnych życzeń.
Zarazem nadal jest to jedynie propozycja Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, czyli trzech państw ochrzczonych w amerykańskiej nomenklaturze mianem „grupy E3”, nie zaś propozycja, którą można by naprawdę określić mianem „europejskiej”.
Bo Państwa Unii Europejskiej rozumianej jako całość nadal pracują nad wspólną odpowiedzią na amerykański plan pokojowy – czyli nad wersją nr 4. Część rozmów toczy się właśnie w stolicy Angoli Luandzie – gdzie trwa szczyt Unia Europejska – Unia Afrykańska. W trakcie tego szczytu europejscy przywódcy zwołali osobne spotkanie – we własnym gronie, bez afrykańskich gospodarzy – poświęcone wyłącznie kwestii planu pokojowego. Na tym spotkaniu Francja i Niemcy (nie mówiąc już o Wielkiej Brytanii nienależącej przecież do UE) nie miały już głosu dominującego. Za to dość wyraźnie słyszane były głosy państw wschodniej flanki NATO – nie tylko Polski. O ile zaś wśród politycznych elit brytyjskich, francuskich czy niemieckich myśl o takiej, czy innej formie appasemeantu wobec Putina przewija się z mniejszym lub większym natężeniem od początku pełnoskalowego konfliktu, o tyle Finlandia, Litwa, Łotwa, Estonia, Rumunia czy Polska wiążą dość trwale suwerenność Ukrainy z własnym bezpieczeństwem.
„Jest pełna zgoda po stronie europejskiej, że 28 punktów przedstawionych kilkadziesiąt godzin temu wymaga przepracowania. Część z tych propozycji jest nie do zaakceptowania. Szczególnie ważne z polskiego punktu widzenia jest to, by żadne porozumienie w żaden sposób nie osłabiło Polski, Europy i naszego bezpieczeństwa” – mówił po rozmowie przywódców UE w Luandzie premier Donald Tusk.
Jedną z propozycji „nie do zaakceptowania” wydaje się punkt 9. pierwotnego amerykańskiego planu. „W Polsce będą stacjonować europejskie myśliwce” – takie jest jego pełne brzmienie. Punkt ten można interpretować jako bardzo daleko idącą deklarację znaczącego zmniejszenia obecności wojsk NATO w naszym kraju – ograniczającą ją do samych myśliwców i to wyłącznie europejskich. Idąc tym tropem, należałoby uznać, że w Polsce nie będą już mogły stacjonować siły lądowe europejskich państw NATO i żadne inne wojska amerykańskie. Na tym jednak nie koniec. Bo skoro jeden z punktów amerykańskiej wersji nr 1 reguluje obecność wojsk NATO akurat w Polsce, to co z państwami bałtyckimi czy Rumunią? Na to zdecydowanie brak jasnej odpowiedzi. A jakie są intencje autorów planu?
„Wszystko wskazuje na to, że ten punkt jest punktem widzenia rosyjskim. Jest manipulacją czy pewnego rodzaju pułapką. Nikt się nie da w to wciągnąć. Możemy uznać, że tego punktu już nie ma” – tak ujął to w poniedziałek w Luandzie Donald Tusk. To istotna kontra w stosunku do niedzielnej propozycji Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, w której „europejskie myśliwce” mające stacjonować w Polsce poprawiono jedynie na „myśliwce NATO”. W propozycji trzech państw europejskich nie znalazły się rozwinięcia dotyczące innych krajów wschodniej flanki NATO. Można się więc spodziewać, że wewnątrz Unii Europejskiej będą się toczyć dalsze rozmowy – z udziałem krajów wschodniej flanki NATO jako całkiem silnej grupy nacisku.
Bezpieczeństwo
Świat
Władimir Putin
Donald Trump
Wołodymyr Zełenski
NATO
Unia Europejska
J. D. Vance
Jared Kuschner
plan pokojowy
Rosja
Steve Witkoff
Ukraina
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Komentarze