0:000:00

0:00

Prawa autorskie: EU/Etienne AnsotteEU/Etienne Ansotte

"Przyszedł już czas, by Komisja Europejska odrobiła lekcje. W Europie zbyt długo obserwujemy destrukcję rządów prawa. Musimy zacząć bronić praworządności z całą mocą. Dlatego dziś zwrócimy się do Komisji i powiemy, że jeśli nie zacznie działać, zareagujemy na jej zaniechanie" - mówił w Parlamencie Europejskim 9 czerwca 2021 Moritz Körner, niemiecki eurodeputowany zasiadający we frakcji "Odnowić Europę".

Debata podczas sesji plenarnej PE toczyła się wokół rozporządzenia "pieniądze za praworządność", które obowiązuje od 1 stycznia 2021, a którego jak dotąd nie udało się uruchomić. Rozporządzenie pozwala Komisji wnioskować o zawieszenie wypłat z unijnego budżetu, jeśli dane państwo członkowskie ma problemy z praworządnością. A te problemy mogą zagrozić właściwemu wydawaniu pieniędzy UE.

Parlament zarzuca KE niedopełnienie obowiązków i ostrzega, że pozwie ją w Trybunale Sprawiedliwości UE. Przygotował w tym celu projekt rezolucji, który zostanie poddany pod głosowanie jeszcze 9 czerwca 2021 wieczorem.

Wynik poznamy w czwartek 10 czerwca rano. Wydaje się przesądzony, bo autorami projektu jest pięć największych proeuropejskich ugrupowań. Łącznie to zdecydowana większość Parlamentu: 534 na 705 głosów.

To już trzecia rezolucja, w której PE nawołuje Komisję, by bezzwłocznie uruchomiła mechanizm "pieniądze za praworządność". Po raz pierwszy eurodeputowani wezwali KE do działania jeszcze w grudniu 2020, wkrótce po szczycie UE. W marcu 2021 PE po raz pierwszy zagroził, że zaskarży Komisję do TSUE za bezczynność i podał ostateczny termin na reakcję: 1 czerwca 2021.

Przeczytaj także:

Termin zdążył już upłynąć. Czy Parlament Europejski rzeczywiście przekaże sprawę do Luksemburga?

Komisja "potrzebuje czasu"

Komisja jak dotąd nie reagowała na te wezwania. Jak pisaliśmy w OKO.press, znalazła się w politycznym potrzasku. Bo na grudniowym szczycie UE głowy państw członkowskich zobowiązały ją, by nie stosowała mechanizmu, zanim na jego temat nie wypowie się TSUE. Był to ukłon w stronę Polski i Węgier, by zrezygnowały z weta do budżetu Unii.

W imieniu KE głos w debacie 9 czerwca zabrał komisarz ds. budżetu Johannes Hahn. Tłumaczył, że Komisja od 1 stycznia "monitoruje" sytuację w państwach członkowskich i "nie przegapi żadnego przypadku" naruszenia interesów finansowych UE. Obiecał, że w najbliższym tygodniu przedstawi Parlamentowi i Radzie "projekt wytycznych" do stosowania rozporządzenia "pieniądze za praworządność".

"Polityczne zobowiązanie" Komisji przez Radę Europejską eurodeputowani uważają jednak za bezprawne, podobnie jak wymóg przygotowania "wytycznych" (również pomysł Rady). W dzisiejszej debacie nie kryli irytacji na bezczynność KE.

"Moja grupa nie uzna przyjęcia wytycznych za działanie, bo wytycznych nie ma w rozporządzeniu. To żenujące, że USA nakładają sankcje na skorumpowanych oligarchów w Bułgarii, a UE wciąż nic nie robi. Nie możemy dłużej tego akceptować. Komisja musi zadecydować, czy stanie po stronie praworządności, czy po stronie polskiego rządu i Orbána"

- komentował Moritz Körner.

Komisarz Hahn wskazywał, że Komisja musi drobiazgowo przygotować grunt pod działanie mechanizmu "pieniądze za praworządność". Tak, aby nie mógł on zostać łatwo zakwestionowany przez państwa członkowskie w Radzie. Bo to Rada będzie miała decydujący głos, gdy przyjdzie do ew. zawieszenia funduszy. Hahn mówił, że Komisja potrzebuje czasu, ale zapewniał, że rozporządzenie ostatecznie będzie sukcesem.

Ile czasu? Z wypowiedzi innego komisarza - Didiera Reyndersa - wynika, że KE poczeka na wyrok TSUE, który zapadnie najpewniej pod koniec 2021 roku. Ew. zawieszenie funduszy dojdzie więc do skutku nie wcześniej niż w połowie 2022 roku.

Parlament oskarża

Europarlamentarzyści są już poważnie zniecierpliwieni. Większość głosów w debacie była krytyczna wobec Komisji, a także Rady. Eurodeputowani ubolewali, że obie te instytucje stanęły "po stronie Orbána i Kaczyńskiego".

"To 24. debata o praworządności, od kiedy Viktor Orbán został premierem w 2010 roku. 24 razy debatowaliśmy o demontażu demokracji, atakach na niezależnych sędziów i media. Nie powstrzymało to Orbána przed przemianą Węgier w skorumpowaną autokrację, w samym sercu UE. Najpierw Komisja odwracała głowę. Potem mówiła, że nie ma narzędzi. Teraz narzędzia są, ale ich nie używa"

- mówił Daniel Freund z Zielonych.

"Panie komisarzu, powiedział pan, że żadna sprawa nie przejdzie wam koło nosa, sugerując, że mamy czas. Ale nie mamy. Za sześć miesięcy na Węgrzech odbędą się wybory. Wasz brak działania pozwala Orbánowi kupować poparcie za unijne fundusze i kontrolować to, jak media ukazują kampanię wyborczą. [...] Po 24 debatach i po 10 latach pozywamy Komisję. Nie chcemy, by UE wspierała reelekcję skorumpowanego autokraty na Węgrzech" - apelował.

"Tu nie chodzi o budżet, a o wartości Unii Europejskiej. O sedno tego, czym jesteśmy. Przewodnicząca Von der Leyen powinna być obecna na tej debacie, Charles Michel [przewodniczący Rady Europejskiej - red.] także" - podkreśliła Sophie in 't Veld z "Odnówmy Europę".

Ze strony eurodeputowanych PiS głos zabrał dziś jedynie Ryszard Legutko. Stwierdził, że problemy z praworządnością rzeczywiście mają miejsce - ale nie w państwach członkowskich, a w samej Unii. "Przypadki gwałcenia traktatów są coraz częstsze, a co grosze, praktyka ta wydaje się mieć akceptację unijnych instytucji i sił politycznych, które je kontrolują" - podkreślił.

Dodał, że choć po stronie komisarza Hahna nie widzi chęci, by "przekraczać" postanowienia traktatów, to już inni komisarze w przeszłości wypowiadali się w zupełnie innym tonie. "Nie jestem pewien, czego chce Komisja i jakie jest jej stanowisko. Gracie w dobrego i złego policjanta?" - dopytywał.

Głosy eurosceptycznych frakcji - Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (gdzie zasiada PiS) oraz "Tożsamości i Demokracji" - były dziś jednak nieliczne i odosobnione.

Zniecierpliwieni i rozczarowani

W projekcie rezolucji eurodeputowani podkreślają, że rozporządzenie "pieniądze za praworządność" weszło w życie 1 stycznia 2021 roku i jako takie jest "w całości i bezpośrednio" stosowane w całej UE i we wszystkich państwach członkowskich. Ewentualnemu zawieszeniu podlegać mają wszystkie środki z unijnego budżetu i z Funduszu Odbudowy UE.

PE uważa, że sytuacja "w niektórych państwach członkowskich" wymaga natychmiastowego zastosowania rozporządzenia. Bo naruszenia zasady praworządności są coraz wyraźniejsze i zagrażają właściwemu wydawaniu unijnych funduszy. To na Komisji ciąży obowiązek podjęcia działań, zgodnie z treścią rozporządzenia. Ale informacji o działaniach wciąż brak.

Eurodeputowani przypominają, że może stanowić to "zaniechanie działania" i podlegać zaskarżeniu w TSUE na mocy art. 265 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. Mimo wcześniejszych apeli PE Komisja nie uruchomiła mechanizmu przed 1 czerwca 2021. Dlatego tym razem rezolucja zakłada podjęcie konkretnych kroków:

  • w ciągu dwóch tygodni od jej przyjęcia przewodniczący PE ma wezwać KE do podjęcia działań, powołując się na art. 265 TFUE;
  • w międzyczasie PE rozpocznie przygotowania do ew. postępowania sądowego przed TSUE przeciwko Komisji na podstawie tego artykułu.

Parlament nie kryje zniecierpliwienia i rozczarowania Komisją Ursuli von der Leyen. Zarzuca jej, że niedostatecznie aktywnie broni wartości zapisanych w art. 2 Traktatu o UE (w tym praworządności), mimo że ma ku temu narzędzia. A także, że nie uwzględniając dotychczasowych uwag PE, szkodzi lojalnej współpracy między instytucjami.

W rezolucji eurodeputowani krytykują też Radę UE, która prowadzi wobec Polski i Węgier postępowania z art. 7 TUE od - odpowiednio - 2017 i 2018 roku. Bez skutku. Zdaniem PE taka nieskuteczność "podważa integralność wspólnych wartości europejskich, wzajemne zaufanie i wiarygodność Unii jako całości".

"Parlament ma prawo głosować nad wnioskiem o wotum nieufności dla Komisji i ma możliwość zareagowania na brak współpracy ze strony Rady; zachęca pozostałe instytucje, by współpracowały, zamiast blokować wysiłki na rzecz rozwiązania obecnego kryzysu" - piszą w ostrym tonie europosłowie i europosłanki.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze