Gdy podczas pikniku patriotycznego PiS w Pułtusku premier Morawiecki mówił, że „byliśmy najbardziej mordowani” w czasie wojny, wliczał Żydów do polskiej wspólnoty. Gdy jednak chwilę później mówił o zadośćuczynieniu za majątki, potraktował ich jak obcych, którym dzielny rząd PiS nie da ani grosza
W sobotę 4 maja 2019 przy Domu Polonii w Pułtusku odbył się piknik patriotyczny PiS. Przemawiali: Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki i Beata Szydło.
Premier mówił m.in. o „europeizacji naszych zarobków” oraz obiecywał, że PiS nie pozwoli na „import nowinek obyczajowych”. Opowiadał, że PiS chce, aby Unia Europejska była „silna swoją kulturą, wielką kulturą chrześcijańskiej Europy”. Przy okazji wspomniał też o polityce historycznej rządu:
„Nasza polityka będzie zawsze w interesie Polski, czyli w interesie prawdy historycznej. To znaczy, że my tu byliśmy najbardziej mordowanymi ofiarami w czasie II wojny światowej i nigdy się nie zgodzimy na jakiekolwiek wypłaty dla kogokolwiek z tego powodu, jakiekolwiek odszkodowania”.
Tę wypowiedź warto rozplątać, zawiera ona bowiem jedno nadużycie, jeden fałsz (warunkowy, ale jednak) i jeden absurd.
Morawiecki mówił, że w „interesie Polski” oznacza to samo, co w „interesie prawdy historycznej”. To nowość. Dotychczas często sam premier, jak i oficjalna polityka historyczna rządu, wchodziła z ustaleniami naukowców w konflikt.
Władze państwowe, rządowa propaganda oraz Instytut Pamięci Narodowej atakowały bez pardonu grupę historyków z Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy IFiS PAN.
Kwestia współodpowiedzialności społeczeństwa polskiego za zbrodnie popełnione w czasie II wojny na Żydach pozostaje dla PiS i jego rządu szczególnie drażliwa. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której interes polski (tak, jak go PiS rozumie, czyli przedstawianie Polaków wyłącznie jako niewinne ofiary) kłóci się z prawdą historyczną (taką, jak ją przedstawiają niezależni naukowcy).
„My tu byliśmy najbardziej mordowanymi ofiarami w czasie II wojny światowej”.
To zdanie byłoby łatwiejsze do weryfikacji, gdyby było wiadomo, jakie „my” premier ma na myśli. Z pewnością „najbardziej mordowanymi ofiarami” w czasie wojny byli Żydzi.
Politycy PiS niekiedy traktują Żydów jak polskich obywateli, a niekiedy jako osobną grupę narodową odrębną od „Polaków” - zależnie od tego, jak im akurat wygodniej. Sam Morawiecki w lutym 2018 roku mówił np. o „żydowskich sprawcach” Zagłady. Często politycy partii rządzącej fantazjują też na temat polskiego męczeństwa. Np. w lutym 2018 roku rzeczniczka rządu porównała (fałszywie) prześladowania Polaków w czasie wojny do Zagłady Żydów czy ludobójstwa popełnionego przez nazistów na Romach.
Nie jest więc jasne, co Morawiecki miał na myśli w Pułtusku. Istnieją jednak dobre przesłanki, żeby myśleć, że akurat mówił o Polakach z wyłączeniem Żydów, o czym za moment.
Zdanie Morawieckiego jest prawdziwe tylko wówczas, kiedy wliczyć do zamordowanych Żydów, którzy byli obywatelami polskich (ok. 3 mln ofiar, czyli mniej więcej połowa zamordowanych obywateli II RP). Szacunki dotyczące liczby polskich ofiar są rozbieżne - według nich zginąć miało od 4,5 mln do nawet 6 mln polskich obywateli. Dopiero w XXI w. rozpoczęły się próby stworzenia możliwie szczegółowych szacunków liczby ofiar.
Oddajmy jednak Morawieckiemu sprawiedliwość: nawet z wyłączeniem ofiar Zagłady straty polskie (ok. 6 mln, 17 proc. populacji) należą do najwyższych.
Nie są jednak najwyższe ilościowo: np. ZSRR stracił 26-27 mln swoich obywateli, samych Rosjan zginęło 14 mln, Niemcy hitlerowskie - 6 - 7 mln ofiar (ok. 8 proc. populacji w granicach z 1937 r.).
Nie są też największe procentowo) - Białorusinów zginęło aż 25 proc.
„Nigdy się nie zgodzimy na jakiekolwiek wypłaty dla kogokolwiek z tego powodu, jakiekolwiek odszkodowania” - mówił premier.
Najpierw warto przypomnieć kontekst: premier mówił o tym w Pułtusku, mieście, w którym przed wojną Żydzi stanowili 45-50 proc. mieszkańców (wg. spisu powszechnego z 1931 roku w Pułtusku mieszkało 6,4 tys. Żydów). Ci ludzie mieli nieruchomości, które po Zagładzie przeszły w ręce Polaków.
Po drugie: nacjonalistyczna konkurencja dla PiS straszy Polaków nieustannie amerykańską „ustawą 447”, czyli rzekomą koniecznością wypłaty gigantycznych odszkodowań dla spadkobierców ofiar Zagłady, w tym także za tzw. mienie bezspadkowe.
W takim kontekście trzeba zrozumieć słowa premiera w Pułtusku: kiedy mówi „nie zgodzimy się na wypłaty”, ma na myśli zadośćuczynienie dla Żydów - obywateli polskich, którzy stracili w czasie wojny majątki (oraz ich spadkobierców).
O amerykańskiej „ustawie 447” (a naprawdę uchwale) OKO.press pisało wielokrotnie. Z punktu widzenia formalnego to raczej strachy na lachy, uchwała bowiem zobowiązuje tylko administrację amerykańską do przedstawienia Senatowi USA informacji o procesie odszkodowawczym: "Oszacowanie natury i zakresu narodowych praw albo wcielanych w życie polityk dotyczących identyfikacji, zwrotu lub restytucji przejętego w czasach Holocaustu mienia".
Absurdem jest więc pogląd, że Polska ma płacić "odszkodowania" — może płacić rekompensatę za utracone mienie własnych obywateli.
Warto jednak zwrócić uwagę, że kiedy Morawiecki mówi „byliśmy najbardziej mordowani” w czasie wojny, wlicza Żydów do polskiej wspólnoty narodowej i obywatelskiej. Wówczas to dla niego wygodne. Kiedy jednak mówi o zadośćuczynieniu za majątki, które im zabrano - często razem z życiem - stają się obcymi, którym dzielny rząd PiS nie wypłaci ani grosza.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze