Prezydent i premier 28 maja ogłosili, że 750 mld euro na walkę z kryzysem zaproponowane przez Komisję Europejską to „dowód, że głos Polski w Europie jest uwzględniany, słyszany i doceniany". Politycy PiS trzymają się narracji „co złego to Unia, co dobrego to my". Wbrew faktom
O planie pomocowym i nowym ambitnym europejskim budżecie napisaliśmy w OKO.press 27 maja. Komisja Europejska zaproponowała dodatkowych 750 mld euro na ratowanie gospodarek UE najbardziej dotkniętych przez koronakryzys. Z tej puli Polsce ma przypaść 63,8 mld, z czego ponad połowa w formie bezzwrotnych grantów.
To trzecia największa transza wśród krajów Unii, po Włoszech i Hiszpanii.
Komisja chce również zwiększenia podstawowego budżetu Unii, w tym więcej pieniędzy na kluczowe dla Polski fundusze spójności i na rolnictwo. Wraz z programem pomocowym unijny budżet na lata 2021-2027 ma wynieść 1,8 biliona euro, najwięcej w historii Wspólnoty.
Politycy PiS nie kryją zadowolenia i tłumaczą obywatelom: „To nasza zasługa". Zapominają, że jak na razie mamy do czynienia jedynie z projektem KE, który będzie podlegał negocjacjom państw członkowskich. Wiadomo już , że nie wszystkim członkom Unii podoba się pomysł Ursuli von der Leyen.
„Jest sukces!” - napisał mimo to na Twitterze prezydent Andrzej Duda.
„Początkowo wyglądało to różnie, ale dziś widzimy, że nasze postulaty przebiły się również do świadomości naszych partnerów w Europie Zachodniej. To dowód na to, że głos Polski w Europie jest uwzględniany, słyszany i doceniany. Ja cieszę się z tego mocno, ponieważ postulowałem Plan Marshalla dla Europy” – mówił na konferencji prasowej 27 maja premier Mateusz Morawiecki.
Rządzący w Polsce (ale nie tylko) wykorzystują fakt, że dynamika decyzji na poziomie UE pozostaje niezrozumiała dla większości społeczeństwa. Chętnie przypisują sobie sukcesy Unii, ale gdy coś idzie nie tak - np. Europę dosięga niespodziewana pandemia - zrzucają na nią odpowiedzialność za problemy.
Premier w sumie odbył dwie konferencje prasowe. W środę 27 maja po południu tłumaczył założenia funduszu odbudowy wraz z ministrem ds. europejskich Konradem Szymańskim. W czwartek 28 maja rano wystąpił po raz drugi - tym razem z Andrzejem Dudą.
Urzędujący prezydent, ubiegający w wyborach o drugą kadencję, miał okazję, by opowiedzieć obywatelkom i obywatelom, jak przyczynił się do „sukcesu Polski w UE".
„Dokładnie 29 kwietnia, wystosowałem list do moich koleżanek i kolegów, przywódców państw i organizacji Unii Europejskiej, państw bałkańskich oraz państw Partnerstwa Wschodniego” - przypomniał Duda.
W piśmie miał wskazywać koleżankom i kolegom, że „potrzebny jest nam nowy mechanizm finansowy, który pomoże rozwinąć na szeroką skalę działalność inwestycyjną w Europie". Miał też wspomnieć o nowym unijnym budżecie, w którym „trzeba mądrzej rozłożyć akcenty i środki".
List prezydenta rzeczywiście zawierał wzmianki o konieczności powołania „dodatkowego instrumentu inwestycyjnego". Nie dopatrzyliśmy się natomiast pomysłów na reformę budżetu Unii.
Nawet jeśli przyjąć, że głos Andrzeja Dudy został ciepło przyjęty wśród pozostałych liderów państw członkowskich UE, to trudno w jego propozycji dopatrzyć się czegoś więcej niż rytualnych i ogólnikowych apeli o „więcej współpracy w dobie kryzysu".
A w całym wystąpieniu próby trudno dopatrzyć się czegoś więcej niż podczepienia się pod decyzje szczytu przywódców UE, by ugrać kilka dodatkowych punktów w (nieistniejącej de iure) kampanii wyborczej.
„Żyjemy w czasach wymagających odważnych decyzji i skutecznego działania” - przekonuje w liście prezydent. Tak, to akurat wiemy.
Po prezydencie zabrał głos premier Morawiecki. Najpierw pochwalił Dudę za „aktywne rozwijanie” np. Inicjatywy Trójmorza wspólnie z „naszymi partnerami". Podkreślił, że w nowym projekcie KE znajdą się środki na dalsze prace.
Potem przeszedł do podsumowania własnych dokonań.
„To efekt twardej polityki negocjacyjnej, wynik żmudnych, nocnych rozmów, które toczyły się w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Dziękuję bardzo panu prezydentowi za udział w tych różnych rozmowach. Wcześniej przed pandemią miały miejsce np. podczas wizyty prezydenta Macrona” - przypomniał Morawiecki.
To raczej kurtuazyjne podziękowania, bo Duda nie brał aktywnego udziału w unijnych negocjacjach, a w Radzie Europejskiej (zgromadzeniu szefów rządów) Polskę reprezentuje premier. Spotkanie z Emmanuelem Macronem miało miejsce podczas oficjalnej wizyty głowy państwa przed wybuchem pandemii, nie było polem do „żmudnych rozmów".
Głos Polski nadaje ton i wytycza ścieżki, pomaga w podejmowaniu podstawowych decyzji, takich jak fundusz odbudowy Europy po koronawirusie. Na pewno nie byłoby tego wielkiego sukcesu, gdybyśmy kontynuowali politykę poklepywania po plecach.
„Doskonale wiemy, na czym polegają mechanizmy gospodarcze. Dlatego tak mocno zabiegałem w Europie, aby te fundusze były jak największe, aby ich spłata rozpoczęła się możliwie najpóźniej” - przekonywał premier.
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z „polskim sukcesem"? O potrzebie znacznego zwiększenia funduszy na walkę ze zbliżającym się kryzysem mówiły w ostatnich miesiącach niemal wszystkie państwa członkowskie.
Ostateczny projekt Komisji Europejskiej niemal dokładnie odzwierciedla propozycję nie Polski, a Francji i Niemiec.
Prezydent i premier jeszcze niedawno prezentowali Polkom i Polakom zgoła inną narrację. W marcu, gdy rząd inicjował pakiet pomocowy dla polskich przedsiębiorców, Duda mówił:
„To jest program, który zakłada, że radzimy sobie sami. Kompletnie bez żadnej zewnętrznej pomocy z jednoczesnym osłanianiem naszego sektora finansowego".
Morawiecki cieszył się, że tarcza jest „całkowicie niezależna od jakichkolwiek funduszy europejskich”. Podkreślał, że Unia nie przeznacza „żadnych nowych środków” na walkę z koronawirusem.
O tym, że „zabrakło tej unijnej solidarności” mówił także minister zdrowia Łukasz Szumowski. Z przekazem dnia o Unii, która „bezradnie rozkłada ręce”, pospieszyły „Wiadomości” TVP.
Ale, jak pisaliśmy w OKO.press, słowa polskich władz nie miały pokrycia w rzeczywistości. Unia już wtedy wykorzystywała wszelkie możliwe środki, by pomóc swoim członkom w walce z koronakryzysem. Miała ograniczone pole manewru, bo większość kompetencji w dziedzinie ochrony zdrowia należy do państw członkowskich.
Poza tym większość pieniędzy z unijnego budżetu na lata 2014-2020 została już wydana, a przywódcy państw członkowskich nie dogadali się co do kolejnej siedmiolatki. Komisja Europejska mogła tylko przesuwać niewykorzystane środki i tak też zrobiła.
Nieuzasadniony atak rządzących na UE nie uszedł uwagi Rzecznika Praw Obywatelskich. Adam Bodnar w liście do premiera Morawieckiego z 21 maja napisał:
„Rozpowszechnianie nierzetelnych informacji na temat UE wypacza jej obraz, podsyca niechęć, wzmacnia postawy nieprzychylne, kwestionujące jej potrzebę. Nie służy konstruktywnej i odpowiedzialnej krytyce, ale wprost prowadzi do podważania sensu integracji europejskiej, będącej jednym z największych osiągnięć współczesności”.
Świat
Władza
Andrzej Duda
Mateusz Morawiecki
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
Unia Europejska
koronawirus
Wybory prezydenckie 2020
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze