Mateusz Morawiecki twierdzi, że w PiS obecna jest „robotnicza myśl socjalistyczna". Odwołuje się też do dziedzictwa przedwojennej PPS. To fałsz i kradzież cudzej tradycji. PPS była partią antyklerykalną i robotniczą. Rząd ultrakonserwatywnego byłego bankiera, który chce budować narodowy kapitalizm i atakuje strajkujących pracowników, byłby jej wrogiem
Chociaż kampania wyborcza oficjalnie jeszcze się nie rozpoczęła, to PiS ją de facto prowadzi. Mateusz Morawiecki otrzymał pierwsze miejsce na śląskiej liście Prawa i Sprawiedliwości i tam zabiega o głosy. W niedzielę 21 lipca był z wizytą w Siemianowicach Śląskich, gdzie przemawiał do sympatyków PiS. Powiedział tam, że:
„Społeczeństwo polskie może się różnić, jedni mają bardziej prawicowe poglądy, inny bardziej lewicowe. Wszystkich potrzebujemy. Również w tej lewicowej, dawnej PPS-owskiej tradycji, tam rosła ta wrażliwość społeczna, jakże potrzebna dla sprawiedliwości społecznej. To »Solidarność« jest spadkobiercą chrześcijańskiego myślenia o miłości bliźniego, ale również robotniczej myśli socjalistycznej. […]
Ta myśl [socjalistyczna, dziedzictwo PPS] jest w filozofii Prawa i Sprawiedliwości głęboko obecna.
Morawiecki próbuje pokazać PiS jako partię, która zrzesza ludzi niezależnie od ich poglądów. W ten sposób nawet lewicowiec-patriota może do PiS należeć czy też partię Kaczyńskiego wspierać. Aby taki przekaz uwiarygodnić, premier powołuje się na dziedzictwo przedwojennej Polskiej Partii Socjalistycznej.
To o jeden krok za daleko w narracji o politycznej zgodzie ponad podziałami - krok w absurd.
Polska Partia Socjalistyczna była formacją postępową, antyklerykalną i radykalnie socjalistyczną. Co powiedzieliby politycy PPS o ultrakonserwatywnym byłym bankierze chcącym budować narodowy kapitalizm? Nic dobrego.
PPS została założona w 1892 roku w Paryżu. Była jedną z kluczowych sił politycznych, które działały na rzecz odzyskania niepodległości. Z PPS wywodził się Józef Piłsudski. Od przełomu XIX i XX wieku do 1948 roku, gdy została zmuszona do połączenia z komunistyczną Polską Partią Robotniczą, była jedną z najważniejszych sił na polskiej scenie. I była bezkompromisowo lewicowa, a co za tym idzie także antyklerykalna.
Ignacy Daszyński, najbardziej znana postać przedwojennego PPS krytykował oderwanie kleru od problemów ludzi, ślepą wierność księży wobec rozkazów, sojusz kościoła z bogaczami. Był konsekwentnie antyklerykalny. W 1924 roku pisał:
„Gdyby kto chciał wierzyć w Boga, ale ominął po drodze księdza, już bluźnierca!
Uroiło im się w głowach, że Bóg jest zawsze po stronie księdza, chociaż przysłowie mówi, że piekło wybrukowane tonsurami księży.
I nic dziwnego, że potem taki klerykał cieszy się z ambony, jeżeli się spali stodoła ludowcowi lub socjaliście we wsi, bo to w jego oczach kara boża za to, że czytał mądrzejszą gazetę lub za to, że nie wierzył w księże brednie na zgromadzeniu wypowiedziane, albo głosował inaczej, niż »jegomość«. Jak się u klerykała stodoła pali, to zwykłe nieszczęście – u socjalisty: »dopust boży«”.
Warto spojrzeć na program PPS z 1920 roku. Znajdą się tam rzecz jasna kwestie, które dziś nie będą miały żadnego zastosowania, bo prawie sto lat temu, przed Polską stały zupełnie inne wyzwania. Postulaty mówią jednak wiele o wartościach, jakie PPS reprezentował.
W zakresie edukacji PPS w 1920 roku proponował:
„Powszechne, obowiązujące, świeckie nauczanie”.
Co na to partia, która rzekomo czerpie z tradycji PPS? Stosunek PiS do lekcji religii w szkole jest znany. W styczniu 2016 rząd Beaty Szydło negatywnie zaopiniował obywatelski projekt ustawy, zgodnie z którym uczniowie szkół ponadgimnazjalnych mieliby prawo samodzielnie decydować o udziale w lekcjach religii, a finansowanie lekcji religii przez państwo byłoby zakazane.
W punkcie „w zakresie wewnętrznych stosunków politycznych” programu PPS znajduje się postulat:
„oddzielenie kościoła od państwa”.
I chociaż premier Morawiecki twierdzi, że „Polska stosuje rozdział Kościoła od państwa w bardzo podobny sposób, jak ogromna większość państw europejskich”, to sposób finansowania lekcji religii, obecność duchownych na uroczystościach państwowych czy kościelne przywileje podatkowe świadczą o czymś innym.
Program PPS z 1920 roku był stosunkowo niewielki, zarysowywał najważniejsze wyzwania dla lewicowej siły na czas odbudowy państwa. Dużo bardziej szczegółowy jest program partii z ostatniego przedwojennego kongresu w Radomiu z 1937 roku.
W rozdziale o kryzysie kulturalnym dowiemy się, że:
„Runęło wiele pojęć i pewników etycznych, które uchodziły za fundament moralności współczesnej.
Przyczyniły się do tego walnie kierownictwa kościołów chrześcijańskich, gotowe z reguły na wszelki kompromis, byle osiągnąć lub zachować bezpośrednie korzyści materialne.
Tak samo postępują kościoły innych wyznań”.
W programie PiS z 2014 roku czytamy:
„Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm. Z tych powodów specyficzny status Kościoła katolickiego w naszym życiu narodowym i państwowym jest wyjątkowo ważny; chcemy go podtrzymać i uważamy, że próby niszczenia i niesprawiedliwego atakowania Kościoła są groźne dla kształtu życia społecznego”.
Słowo Kościół pada w dokumencie PiS 14 razy, zawsze w pozytywnym kontekście. Ówczesny program jest do dziś najbardziej aktualnym dokumentem programowym, który tak kompleksowo opisuje polską rzeczywistość.
Wśród postulatów gospodarczych PPS z 1937 roku znajdziemy:
„wywłaszczenie bez odszkodowania wielkiej własności obszarniczej, łącznie z dobrami kościelnymi, i oddania ziemi tym, którzy na niej pracują – w myśl programu rolnego Partii”.
Mamy też fragment o stosunku przedwojennej PPS do religii i Kościoła:
„Religia stanowi sprawę istotnie wewnętrzną, istotnie osobistą jednostki. Państwo nie wkracza w tę dziedzinę tak długo, dopóki organizacje religijne, kościoły przede wszystkim, nie stają się – wbrew swemu powołaniu – narzędziem walk społeczno-politycznych, dopóki nie wkraczają one – odwrotnie – na teren życia społeczno-politycznego. Polska Partia Socjalistyczna wysuwa w tym zakresie dwie zasady:
W należącym do partii dzienniku „Robotnik”, Mieczysław Niedziałkowski rozwijał kwestię podejścia partii do Kościoła:
„Dlatego mówimy: oddzielenie kościoła od państwa.
Nie wolno plątać religii z polityką. Nie wolno nikomu przy żadnym systemie rządzenia przeobrażać religii w narzędzie, którym dysponuje minister spraw wewnętrznych albo kierownictwo jakiejkolwiek partii politycznej. Skoro ksiądz pojedynczy, albo cała hierarchia kościelna, wkracza na grunt polityki, przestaje być hierarchią kościelną, a staje się po prostu grupą polityków.
I niech się wtedy nie zasłania suknią duchowną. Bo ona właśnie wyrządza religii i kościołowi krzywdę największą”.
Wspomniany radomski program PPS zaczyna się słowami:
„Od chwili swego powstania Polska Partia Socjalistyczna prowadzi walkę nieustanną o całkowitą zmianę ustroju społecznego, o wyzwolenie mas pracujących z pęt przemocy i wyzysku”.
Napisany jest językiem walki klas, mówi o konieczności upadku kapitalizmu, który nie służy masom pracującym. Co robi "Prawo i Sprawiedliwość" dla pracowników? Jak pisaliśmy w OKO.press - jedną ręką daje, drugą bije.
Rząd PiS ma na koncie kilka decyzji, które poprawiły sytuację najmniej zarabiających, w tym jedną bardzo istotną - wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej. Z drugiej strony, sposób traktowania przez rząd związków zawodowych i pracowników domagających się podwyżek jest jasnym komunikatem: jak dajemy, to bierzcie, nie dajemy – nie podskakujcie. Ostentacyjny brak dialogu - jak przy strajku nauczycieli - to długofalowe uderzenie w pracowników.
Odwoływanie się do dziedzictwa PPS w województwie śląskim może być o tyle zrozumiałe, że ta partia miała przed wojną silne poparcie na Śląsku i Zagłębiu. Niewykluczone, że na nagły lewicowy sentyment premiera miało wpływ powstanie otwarcie lewicowej koalicji SLD-Wiosna-Razem, do której zresztą dołączyła też niewielka, reaktywowana w 1987 roku Polska Partia Socjalistyczna.
Ignacy Daszyński byłby jednak zdumiony, gdyby się dowiedział, że w przyszłości konserwatywna partia, dla której katolicyzm to fundament polskości i która zabiega o względy wielkiego biznesu, będzie uważać się za spadkobierczynię PPS.
Deklarowana prospołeczność PiS, która objawia się głównie we wprowadzeniu świadczenia wychowawczego, nie wystarczy, żeby móc mówić, że w PiS obecna jest „robotnicza myśl socjalistyczna”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze