Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla CNN wykreował nowe określenie "brukselo-sceptycyzmu". Widocznie nie było to wystarczająco zabawne, bo dodatkowo stwierdził, że w Polsce "ogromna większość członków KRS wybierana jest przez sędziów". Premierowi chodzi o tę samą KRS, w której 21 na 25 członków wybieranych jest przez większość parlamentarną
Podczas swojej ostatniej wizyty w USA 5 października 2018 premier Mateusz Morawiecki zdecydował się udzielić wywiadu stacji CNN. Richard Quest, prowadzący rozmowę dziennikarz, nie dawał premierowi Polski taryfy ulgowej, od samego początku bombardując go pytaniami. Zaczął od: "Jak ci się robi biznesy z nowym autorytarnym kolegą, prezydentem Trumpem?", na co Morawiecki odparł "Chyba sobie żartujesz, Richard" i opisał wspaniałe spotkania z amerykańskimi biznesmenami.
Morawiecki uciekając od odpowiedzi na prowokacyjne pytania, opowiadał o tym, jak to "jesteśmy bardzo proamerykańscy i zarazem bardzo proeuropejscy", co jest połączeniem unikalnym i dzięki temu Polska jest "wielkim integratorem".
Warta zapamiętania jest również wymiana zdań, w której premier dostał porządną lekcję retorycznej uczciwości.
Richard Quest: Polska jest w najgłębszym konflikcie z Unią Europejską. I to o fundamentalne sprawy, bo konflikcie o praworządność.
Mateusz Morawiecki: Niektórzy tak uważają.
Richard Quest: To nie jest kwestia opinii, takie są fakty. Przeciwko Polsce toczy się procedura z artykułu 7.
Morawiecki odpowiedział, że położenie Polski jest niezrozumiałe dla Europejczyków, którzy nie doświadczyli komunizmu (OKO.press już analizowało ten "argument"), o tym, że jest w nieustającym dialogu z instytucjami UE, w wyniku którego PiS poszedł na wiele ustępstw. Podzielił się również autorską uwagą, że "Polska jest proeuropejska, ale trochę brukselsko-sceptyczna" (to nie żart, premier naprawdę użył takiego określenia).
Te rewelacje dziennikarz CNN skwitował krótkim pytaniem:
"Jak to możliwe, że wszyscy wokół są w błędzie, a tylko ty masz rację?"
Przez osiem minut Mateusz Morawiecki powtarzał swój stały zestaw manipulacji, sloganów i dziwnych sugestii, ale pod koniec wywiadu nie wytrzymał i skłamał wprost, mówiąc:
"Nasza KRS jest w ogromnej większości wybierana przez sędziów".
Wypowiedź Mateusza Morawieckiego jest w oczywisty sposób nieprawdziwa, wystarczy zajrzeć do ustawy o KRS z 8 grudnia 2017. Warto jednak zapytać, czy w jakimkolwiek momencie procedury wyboru członków KRS uczestniczy samorząd sędziowski. Zdaniem premiera i polityków PiS zapewne w fazie wstępnej, czyli podczas zgłaszania kandydatur.
Sędziów kandydujących do KRS zgłaszać miałyby grupy co najmniej 2000 obywateli lub 25 sędziów. Ani jeden z 18 kandydatów nie został zgłoszony przez grupę obywateli. Oficjalnie wszystkich zgłaszały grupy sędziów.
Niestety, do tej pory nie wiadomo, kto ich kandydatury poparł i czy zgłoszenia spełniły wymogi formalne. Batalia o dostęp do informacji publicznej toczy się od momentu zamknięcia procedury zgłaszania kandydatur, czyli od lutego 2018.
Listy poparcia mają dwie osoby w państwie PiS - minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oraz marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Kuchciński jest jednak specjalistą nie tylko od odszczurzania, ale także od utajniania. Kancelaria Sejmu odmówiła udostępnienia informacji na temat list. Sprawa trafiła do sądu. Wojewódzki Sąd Administracyjny orzekł 12 lipca, że listy muszą zostać odtajnione, ale ostateczny wyrok zapadnie dopiero w orzeczeniu Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wiele wskazuje na to, że będziemy musieli na to poczekać aż dwa lata.
Z pomocą pospieszył Minister Sprawiedliwości, który w kwietniu "ujawnił" listy poparcia, ale... usunął z niej wszystkie dane osobowe. Upubliczniono zatem pusty dokument.
Powróćmy jednak do wypowiedzi premiera i "wybierania" członków KRS przez sędziów. Cała ustawa PiS sprowadza się do tego, że (co najmniej) 21 z 25 członków KRS pochodzi z politycznego, nie sędziowskiego, nadania. Według nowych zapisów bowiem 15 sędziów (powtórzmy: zgłaszanych w sposób tajny w skandalicznych okolicznościach) wybieranych jest przez większość sejmową.
Dodatkowym "wygłupem legislacyjnym" ustawy jest przepis, zgodnie z którym Sejm wybiera członków Rady większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. To był postulat Andrzeja Dudy, kiedy "bohatersko" wetował poprzednią ustawę o KRS w lipcu 2017 roku.
Przepis jest pozorny - w przypadku "niedokonania wyboru członków Rady" większością kwalifikowaną, Sejm wybiera członków większością zwykłą. W dodatku - nie głosując nad pojedynczymi kandydaturami, ale na cała listę. Zaskoczeń nie było - 15 kandydatów do KRS, wytypowanych wcześniej przez Komisję Sprawiedliwości dowodzoną przez Stanisława Piotrowicza, wybrano hurtowo głosami posłów PiS i Kukiz'15.
Kim są członkowie KRS? Znakomita większość z nich jest bezpośrednio lub pośrednio powiązana z ministrem Ziobrą. OKO.press kilkukrotnie omawiało ich sylwetki:
Podsumujmy skład nowej PiS-owskiej KRS:
Aż 21 z 25 członków wybieranych jest przez parlament (15 sędziów + posłowie i senatorowie). Do wyboru z klucza politycznego bez żadnych wątpliwości zaliczyć można ministra sprawiedliwości oraz osobę powołaną przez prezydenta . Oznacza to, że 23 z 25 członków KRS wybieranych jest przez polityków obozu rządzącego.
To jeszcze bardziej spektakularny fake news rozpowiadany przez premiera Morawieckiego niż ten o projekcie politycznej KRS Platformy Obywatelskiej:
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze