Używamy słowa "bezczelnych" nie w celu obrażenia premiera, ale by podkreślić, że jego wypowiedzi dotyczą kwestii wymiernych, statystyk, liczb. To nie jest przesada, zła interpretacja, manipulacja czy półprawda. To zwykłe kłamstwa, w dodatku powtarzane w kółko. Prawdziwe liczby łatwo znaleźć w GUS, dostawaliśmy je też od instytucji rządowych i z Eurostatu
Premier Rzeczpospolitej kłamie – do tego notorycznie. Jakby tego nie było dość, są to kłamstwa wyjątkowo łatwe do sprawdzenia, bo dotyczą kwestii wymiernych. Ale to nie przeszkadza Morawieckiemu, który za każdym razem podaje liczby z księżyca – tak, jakby w jego rzeczywistości dwa plus dwa nie równało się już cztery.
Nasuwa się pytanie: i co z tego? Przecież tak samo postępuje prezydent najpotężniejszej demokracji świata (o najstarszej spisanej konstytucji) – Stanów Zjednoczonych. CNN policzył, że prezydent Trump skłamał ponad 3 tysiące razy w 466 dni. To średnio 6,5 kłamstwa dziennie.
My – wyborcy, obywatele, dziennikarze, zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych – zaczynamy powoli się do tego przyzwyczajać. Fakt, że przywódcy naszych państw są notorycznymi kłamcami, przestaje nas dziwić i oburzać, zaczynamy traktować to jako "the new normal", nową normalność. To ich sukces – oznacza, że udało im się wciągnąć nas wszystkich do krainy postprawdy, gdzie kategorie kłamstwa i prawdy tracą jakiekolwiek znaczenie. Jedynym sposobem, żeby nie dać się wciągnąć do tego pół-śmiesznego, pół-strasznego świata, jest ciągłe przypominanie o podstawowym podziale na prawdę i kłamstwo.
Zebraliśmy siedem szczególnie bezczelnych kłamstw premiera Morawieckiego. Używamy słowa "bezczelnych" nie w celu obrażenia głowy rządu, ale by podkreślić fakt, że dotyczą kwestii policzalnych, statystyk i liczb – nie są zatem zwykłą przesadą, pokrętną interpretacją, manipulacją, czy półprawdą.
Mało tego, dane potwierdzające, że wypowiedzi premiera są niezgodne z prawdą, otrzymaliśmy często od organów rządowych (np. Urząd ds. Cudzoziemców) albo instytucji międzynarodowych (Eurostat). Inne są łatwo dostępne np. na stronach GUS.
"W Polsce mamy ponad 25 tys. uchodźców z Czeczenii" - Morawiecki w debacie z szefem Bundenstagu Wolfgangiem Schaeuble (29/06/2018) oraz w rozmowie z Angelą Merkel (21/06/2018).
Fakty: Wg informacji, które OKO.press otrzymało od Urzędu ds. Cudzoziemców, ważne zezwolenia na pobyt w Polsce posiada 11, 7 tys. Rosjan, w tym 2,4 tys. Czeczenów, którym udzielono ochrony (czyli otrzymali status uchodźcy, ochronę uzupełniającą, pobyt ze względów humanitarnych lub pobyt tolerowany). Ponadto, ok. 1,5 tys. Czeczenów jest w trakcie procedury uchodźczej. Łącznie - ok. 4 tysięcy osób. Przeczytaj szczegółową analizę OKO.press na temat liczby Czeczenów w Polsce.
Przyjęcie uchodźców czeczeńskich po pierwszej (lata 90.) i drugiej (2000-2009) wojnie czeczeńskiej to rzeczywiście chlubna karta w polskiej historii. Ale jej przypomnienie tylko zwiększa kontrast z polityką rządu PiS, która opiera się na dwóch filarach: bezprawnym blokowaniu uchodźców na przejściu granicznym Brześć – Terespol i odrzucaniu wniosków o ochronę.
Blokowanie uchodźców na granicy polsko-białoruskiej Brześć-Terespol
Od lipca 2016 polski rząd systematycznie łamie polskie i międzynarodowe prawo, uniemożliwiając uchodźcom (w większości Czeczenom) na granicy polsko-białoruskiej w Terespolu składanie wniosków o azyl – i to pomimo decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Polscy strażnicy graniczni, przy wsparciu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych odsyłają azylantów na Białoruś, gdzie nie funkcjonuje system azylowy. Wyrzuceni z Polski uchodźcy z Czeczenii i innych państw Azji Centralnej mogą zostać deportowani do krajów pochodzenia, co naraża ich na niebezpieczeństwo tortur lub innego nieludzkiego traktowania.
Zgodnie z ekspertyzą Stowarzyszenia Interwencji Prawnej strażnicy łamią prawo – odmowy tłumaczą brakiem wizy, a przecież osoba ubiegająca się o azyl nie musi jej posiadać. To naruszenie nie tylko polskiego, ale także międzynarodowego prawa. OKO.press opublikowało serię reportaży o uchodźcach z Brześcia.
Odrzucanie wniosków Czeczenów o ochronę międzynarodową
Z informacji, których udzielił OKO.press Urzęd ds. Cudzoziemców, wynika, że w latach 2003-2017 wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce złożyło aż 91,5 tys. Czeczenów. Ale którąś z pięciu form ochrony międzynarodowej dostało – przez całe 14 lat – tylko 5,5 tysiąca (w tym azyl - minimalna liczba osób). Dlaczego tak mało? Prawie 69 tys. spraw zostało umorzonych, bo osoba składająca wniosek opuściła już Polskę, nie czekając na wydanie decyzji. Kolejne 17,5 tysiąca otrzymało decyzje negatywne. Jak wynika z wyżej cytowanych danych Urzędu ds. Cudzoziemców, tylko 7 proc. czeczeńskich uchodźców wjeżdżających do Polski zostało u nas legalnie.
"Przed przyjściem rządu PiS rodzina z osobą niepełnosprawną miała ok. 2 tys. zł na rękę, dziś jest to 3 tys. zł" - spotkanie z mieszkańcami Żnina 28/04/2018;
„Budżety domowe osób tragicznie pokrzywdzonych przez los zwiększyliśmy poprzez różnego rodzaju dodatki rehabilitacyjno-pielęgnacyjne, rentę socjalną z ok. 2 tys. zł do ok. 3 tys. zł, a więc o 50 proc. To są realne środki w budżetach rodzin z osobami niepełnosprawnymi. W ciągu 2,5 roku zwiększyliśmy rentę socjalną prawie o 50 proc" - wystąpienie w Sejmie 06/06/2018.
Fakty: Istnieje grupa rodzin osób z niepełnosprawnościami i opiekunów, która będzie pod koniec 2018 r.dostawać ok 2 tys. 550 netto wobec 1996 zł netto w 2015. Ich łączne świadczenia netto od 2015 r. wzrosną więc o 28 proc, a nie połowę, jak twierdzi Morawiecki. To głównie efekt ustawy uchwalonej po proteście w 2014 roku oraz rezultat okupacji Sejmu w kwietniu i maju 2018. Ale osób z niepełnosprawnościami jest wielokrotnie więcej, a ich budżety domowe nijak się mają do tego, co twierdzi premier. To jedna z najbardziej zagrożonych ubóstwem grup społecznych.
System świadczeń dla osób z niepełnosprawnościami i opiekunów jest skomplikowany i niejasny: dużo świadczeń o podobnej nazwie i dużo różnych grup świadczeniobiorców.
Co robi Morawiecki? Sumuje świadczenia dla części osób z niepełnosprawnością i części opiekunów rezygnujących z pracy zarobkowej i przedstawia te dane tak, jakby dotyczyły wszystkich rodzin osób z niepełnosprawnościami w Polsce. Do tego podaje całkowicie fałszywe kwoty.
W przypadku najbardziej „uprzywilejowanej” - o ile to określenie ma tu jakikolwiek sens - grupy rodzin zsumowane świadczeń dla opiekunów i osób z niepełnosprawnościami to 1996 zł netto w 2015 i planowane 2547 zł netto pod koniec 2018 roku. To wzrost o 28 proc., a nie 50 proc jak utrzymuje Morawiecki.
Ta grupa liczy 117 tys. rodzin, bo tyle wypłaca się świadczeń pielęgnacyjnych.
Ile łącznie jest osób z poważną niepełnosprawnością? Nie wiadomo dokładnie, bo system orzekania w Polsce jest skomplikowany, niesprawiedliwy, a często też zupełnie nie odpowiada rzeczywistości. Według Europejskiego Statystycznego Badania Zdrowia (EHIS), w 2014 roku było w Polsce 1062,8 tys. osób z prawną niepełnosprawnością w stopniu znacznym (i 1581,8 tys. w stopniu umiarkowanym).
Ogromna większość z nich bardzo się zdziwi słysząc, że dzięki „różnego rodzaju dodatkom rehabilitacyjno-pielęgnacyjnym” ich budżet domowy wzrósł w ciągu 2,5 roku o 50 proc.
"Polska jest nowym domem dla półtora miliona obywateli, w większości z Ukrainy. Nie są zarejestrowani u nas jako uchodźcy, bo nasze procedury umożliwiają im uzyskanie pozwoleń na pracę" - wystąpienie w Europarlamencie w Strasburgu, 4/07/2018
"Mówiłem też o wojnie rosyjsko-ukraińskiej i o milionie osób, które są w ogromnej większości osobami migrującymi za pracą (...), ale tysiące z nich to osoby z terenów wojennych, bez dachu nad głową – typowi uciekinierzy wojenni ze wschodniej Ukrainy" - wypowiedź w Komisji Europejskiej, 09/01/2018
"They have thousands and thousands of immigrants from North Africa, we have thousands of thousands from Ukraine. It’s simply a matter of perspective.. (…) some people seem to forget that there is a war in Ukraine, and that there is a huge population coming from the Donbas area to Poland" - w wywiadzie dla CNN, 25/01/2018
Fakty: Wg danych Urzędu ds. Cudzoziemców, organu MSWiA, od 2014 którąś z form ochrony międzynarodowej w Polsce otrzymało 582 obywateli Ukrainy. To zaledwie 9 proc. spośród 6676 Ukraińców, którzy złożyli taki wniosek. Zaledwie 90 osób otrzymało status uchodźcy, czyli najpełniejszą formę ochrony międzynarodowej. Przeczytaj szczegółową analizę OKO.press na temat kłamstwa premiera o ukraińskich uchodźcach.
Premier Morawiecki wymiennie używa dwóch wersji tego kłamstwa: w pierwszej w Polsce są "tysiące" lub "tysiące tysięcy" (a więc milion) ukraińskich uchodźców. W drugiej, bardziej wyszukanej, Ukraińcy "nie są zarejestrowani jako uchodźcy", bo wybierają aplikowanie o pozwolenie na pracę.
W obu wersjach premier Morawiecki z pełną świadomością manipuluje odbiorcami, zacierając różnicę między kategoriami prawnymi "uchodźcy" i "migranta". Przypomnijmy więc premierowi:
Jak podaje Ministerstwo Pracy, w 2017 roku polskie urzędy pracy wydały 235 tys. pozwoleń na pracę dla cudzoziemców oraz zarejestrowały 1,8 mln tzw. oświadczeń pracodawców „o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi”. 85 proc. pozwoleń na pracę i 95 proc. oświadczeń dotyczyło Ukraińców, których zatrudnia już 10 proc. polskich pracodawców.
Ukraińcy, o którym mówi premier Morawiecki, są więc migrantami ekonomicznymi, a nie uchodźcami. Nawet jeśli rzeczywiście część tych osób spełnia kryteria bycia uchodźcą, a Polska nie udziela im wsparcia należnego z tego tytułu, to nie ma się czym chwalić. Wręcz przeciwnie, jest się czego wstydzić.
Różnica jest zasadnicza. Migrantom ekonomicznym z Ukrainy nie przysługuje żadne wsparcie, czyli państwo nie ponosi w związku z ich pobytem w Polsce żadnych wydatków. Wręcz przeciwnie, pracujący u nas Ukraińcy i Ukrainki rozwijają polską gospodarkę i zwiększają polskie PKB, a do tego zasypują dziurę w ZUS-ie (w większości pracują na umowach zlecenie, są więc za nich opłacane składki, ale oni sami nie będą mieli z tego korzyści). OKO.press opublikowało szczegółową analizę rządowej polityki migracyjnej (albo raczej jej braku).
Stawianie znaku równości między uchodźcami a migrantami i sugerowanie, że Polska nie musi przyjmować uchodźców z relokacji z obozów we Włoszech i Grecji, bo w Polsce mieszkają już migranci z Ukrainy i Białorusi, jest manipulacją. Dokonywaną z pełną świadomością, bo premier Morawiecki ma przecież wiedzę na ten temat.
“Wpływy z tytułu naszego uszczelnienia (wyniosły) 40 mld zł” - Sejm, 06/06/2018;
"Nasze zmiany doprowadziły do tego, że odzyskaliśmy 10 mld Euro. Powinniście to docenić, to są również pieniądze należące do budżetu Unii Europejskiej” - Europarlament, 04/07/2018.
Fakty: luka najprawdopodobniej zmniejszyła się o ok. 13 mld zł, czyli 3 mld euro.
Przez wiele lat polska luka w VAT - czyli różnica między teoretycznymi a realnymi wpływami z tego podatku - należała do najwyższych w Europie. Według danych opublikowanych przez Komisję Europejską w 2015 roku wynosiła prawie 41 mld zł.
Rząd zjednoczonej prawicy lubi chwalić się zmniejszeniem luki. I ma do tego podstawy, choć część zmian ordynacji podatkowej i administracji skarbowej była zaprojektowana wcześniej, a pierwsze reformy uchwalono przed dojściem PiS do władzy (Jednolity Plik Kontrolny, JPK dla dużych firm).
W 2017 roku reformy - w szczególności obowiązek przesyłania JPK przez małych i średnich przedsiębiorstw - zaczęły przynosić owoce. W sprawozdaniu z wykonania budżetu za 2017 rok wpływy z VAT oszacowano na 156,8 mld zł. Były wyższe o 23,9 proc. – czyli 30,2 mld zł – niż w 2016 roku. Wpływy były też wyższe od zaplanowanych w ustawie budżetowej – o 13,3 mld zł, czyli o 9,3 proc. To duży wzrost.
2017 rok był co prawda rokiem dobrej koniunktury gospodarczej: wzrosło PKB (o 4,6 proc.) i – co szczególnie istotne dla wpływów z VAT – konsumpcja (o 4,8 proc.). Jednak wzrost ten nie tłumaczy wzrostu wpływów z VAT – uszczelnienie faktycznie ma tutaj znaczenie.
Jak duże? Szacunki analityków wahają się od 8 mld zł do ok 17 mld zł z uszczelnienia. Większość wskazuje na kwotę gdzieś pomiędzy tymi skrajnymi szacunkami.
To dużo, ale nie 40 mld zł, które wymyślił sobie Morawiecki.
Wymyślił, powtarza, a nawet przelicza na obcą walutę.
“Wyrwaliśmy 10 mld euro z rąk mafii” - mówił premier w Parlamencie Europejskimi. Nic podobnego, rzeczywista kwota jest około trzy razy mniejsza.
"Jako państwo polskie uważamy, że [relokacja] to nie jest dobra metoda radzenia sobie z problemem migracji. Stawiamy na pomoc rzeczywiście poszkodowanym uchodźcom przebywającym na miejscu" - wywiad dla PAP, 13/02/2018.
Fakty: Według liczb podanych OKO.press przez MSZ, w 2017 roku nasze wydatki na pomoc na miejscu wyniosły 0,09 proc. PKB. Każdy Polak przez cały rok wydał na ten cel 4,3 zł. Więcej wydajemy na obsługę Kancelarii Prezydenta. Przeczytaj szczegółową analizę OKO.press .
Podstawą narracji rządu dotyczącej uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej jest właśnie mityczna "pomoc na miejscu": nie przyjmujemy uchodźców, bo Polska inwestuje "na miejscu".
„Pomoc na miejscu” obejmuje dwa rodzajów pomocy zagranicznej: humanitarną i rozwojową. Pierwsza – to działania doraźne, w przypadku klęsk humanitarnych (wojen, katastrof naturalnych), druga to programy rozwijające gospodarkę, odbudowa infrastruktury, zapewnienie dostępu do edukacji, tworzenie miejsc pracy itp. Już w latach 70. Organizacja Narodów Zjednoczonych rekomendowała 0,7 proc. PKB jako kwotę docelową, którą kraje powinny przeznaczać na pomoc zagraniczną. Mało który kraj spełnił ten cel, ale np. Wielka Brytania w 2015 roku wprowadziła taką właśnie stałą pozycję w budżecie.
Pomimo znacznego zwiększenia pomocy rozwojowej po 2016 roku, Polska nadal jest daleko od osiągnięcia średniej wyznaczonej przez ONZ - wydajemy osiem razy mniej.
Według informacji, które OKO.press otrzymało od MSZ, w 2017 roku wydaliśmy na ten cel 0,09 proc. PKB. W sumie Polska wydała na pomoc humanitarną ponad 166 mln zł, z czego ponad 157 mln na Bliskim Wschodzie (głównie na obowiązkową składkę na rzecz Instrumentu Tureckiego UE).
Polskie projekty za sumę 11,4 miliona zł. realizował m.in. Caritas Polska (w Jordanii i Irackim Kurdystanie), Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (w Libanie) i Polska Misja Medyczna (w Jordanii). Pomoc dotyczyła dostępu do podstawowej opieki medycznej oraz znalezieniu (i opłaceniu) dachu nad głową. PCPM w Libanie zajmowało się też poprawieniem dostępu do edukacji dzieci.
Żaden z projektów nie był realizowany w Syrii – pewnie dlatego, że MSZ zdaje sobie sprawę z tego, że niemożliwe jest „tworzenie miejsc pracy” i „rozwiązywanie problemu migracji u źródła” w miejscu, gdzie toczą się działania wojenne.
Według najnowszych danych UNHCR, w krajach sąsiadujących z Syrią przebywa ponad 5,5 miliona milionów syryjskich uchodźców (nie licząc uchodźców z innych krajów, takich jak Irak czy Afganistan). Ale nawet licząc jedynie uchodźców syryjskich, w ramach polskiej pomocy każdy z nich w 2017 otrzymał przez cały rok 30,1 zł. Ta kwota nie zapiera dechu w piersiach.
Pomoc humanitarna nie jest zbyt poważną pozycją w budżecie. Według planu budżetowego na 2018 rok, na samą obsługę Kancelarii Prezydenta wydamy więcej (ponad 200 mln zł). Na Instytut Pamięci Narodowej wydamy ponad dwa razy więcej (363 miliony).
Oczywiście, każda pomoc się liczy – arogancją jednak jest twierdzenie, że pomoc na taką skalę powstrzyma uchodźców przed próbą przedostania się do Europy, gdzie mają szansę na pracę, dach nad głową i budowę nowego życia.
“Podwyżki płac w Polsce są najwyższe od 25 lat" - wywiad dla tygodnika "Sieci" - 02/07/2018.
Fakty: Wyższy niż w 2017 realny wzrost płac był w latach 1996-98, 2006-08, 2015-16. Realnie płace w gospodarce narodowej w 2017 wzrosły o 3,4 proc., ale w niektórych sekcjach gospodarki wzrost jest niewysoki lub żaden.
Polska rządzona przez konserwatywną prawicę to kraj, w którym
wszystkie wskaźniki nie tylko rosną, ale i rosną w rekordowym, niebywałym wręcz tempie. Tak przynajmniej widzi to premier.
Tymczasem w 2017 roku realny wzrost wynagrodzeń – po uwzględnieniu inflacji – wyniósł 3,4 proc. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat taki wzrost jest dobry, ale daleko mu do rekordów, które wymyśla Morawiecki. Realny wzrost płac był wyższy w latach 1994, 1996-98, po wejściu Polski do EU oraz tuż przed globalnym kryzysem finansowym – w 2006, 2007 i 2008. Wzrost płac był też równy obecnemu w 2014 oraz wyższy w 2015 i 2016 roku.
A ile się zarabia w Polsce i czy premier ma powód do dumy?
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w 2017 roku wyniosło 4271,51 zł brutto, czyli 3044 zł netto. Warto pamiętać, że jest ono zawyżane przez najlepiej zarabiających - dwie trzecie pracujących zarabia mniej.
"Komisarze Komisji Europejskiej, którzy mi to pokazywali nie mogli uwierzyć własnym oczom, ale sami takie dane wyprodukowali. Dwie trzecie wszystkich nowych miejsc pracy w przemyśle w UE powstało w Polsce” – wystąpienie w Sejmie, 10/10/2017;
"W 2017 r. dwie trzecie nowych miejsc w przemyśle w całej Unii Europejskiej powstało w Polsce. Zaczęto nas nazywać fabryką Europy" - exposé z dnia 12/12/2007;
"Zauważcie panowie, że dwie trzecie miejsc pracy, które powstały w europejskim przemyśle w 2017, powstało w Polsce" - wywiad dla tygodnika "Sieci", 01/07/2018.
Fakty:
Między pierwszym kwartałem 2017 a pierwszym kwartałem 2018 w Polsce przybyło 111 tys. pracowników produkcji. W tym czasie w UE przybyło 591 tys. miejsc pracy w przemyśle.
Skąd Morawiecki wziął swoje "dane", które z bezczelnością Trumpa powtarza jako ekspercki fakt? Wyjaśniamy tu na samym końcu tekstu.
Polska pod rządami Zjednoczonej Prawicy stanie się przemysłowym mistrzem Europy - Chinami starego kontynentu. Tak w każdym razie premier widzi przyszłość, a skoro taka jest przyszłość to po co czekać, właściwie można to uznać za teraźniejszość. Kłopot w tym, że teraźniejszość ma swoje dane i wskaźniki, a te uparcie nie nadążają za wizją premiera.
Choć wskaźniki publikowane przez Europejski Urząd Statystyczny są powszechnie dostępne, dla pewności poprosiliśmy tę unijną instytucję o dokładne dane dotyczące zatrudnienia w przemyśle. Co z nich wynika?
W przemyśle wytwórczym w Polsce w pierwszym kwartale 2017 roku pracowało 3 mln 363 tys. osób. Rok później w tym sektorze gospodarki pracowało 3 mln 474 tys. osób. Przybyło 111 tys. pracowników. Taki wzrost – 3,3 proc. był dobry na tle Unii, ale Polska nie była liderem wzrostu zatrudnienia w przemyśle.
Lepiej od Polski wypadły:
Wszystkie te gospodarki są mniejsze od naszej, ale w 2017 także w dużych państwach liczba pracowników przemysłu wytwórczego wzrosła, nawet jeśli nieco mniej niż w Polsce.
Ogólnie w Unii Europejskiej zatrudnienie w produkcji w 2017 wzrosło o 1,8 proc. Ile to pracownic i pracowników? W pierwszym kwartale 2017 – 32 mln 159 tys.; na początku 2018 roku – 32 mln 720 tys.
Oznacza to, że w europejskiej gospodarce przybyło 591 tys. miejsc pracy w przemyśle wytwórczym. Przyrost w Polsce to zatem jedna piąta tej wartości. Dobry wynik, ale do dwóch trzecich naprawdę daleko.
Nie tylko liczby się nie zgadzają. Przedstawiania wzrostu zatrudnienia tak jak robi to Morawiecki - "dwie trzecie miejsc pracy w przemyśle UE powstało u nas!" - jest wątpliwe, bo po prostu niewiele mówi.
Jeśli w kilku krajach - zwłaszcza większych - ubędzie miejsc pracy w danym sektorze, wówczas jakiś kraj ze znaczącym wzrostem może jednocześnie "odpowiadać za dwie trzecie" albo, czemu nie?, nawet 100 proc. wszystkich nowych miejsc pracy. Fajnie brzmi z trybuny sejmowej, ale ma nikłą wartość poznawczą.
Skąd Morawiecki wziął fikcyjne liczby? We wrześniu 2017 serwis money.pl opublikował artykuł o zatrudnieniu w przemyśle w dwóch kwartałach 2017 roku w oparciu o nieskorygowane sezonowo dane. Sensacyjny i nieuprawniony nagłówek powtórzyły prawicowe media, a Morawiecki zapewne za nimi. I do dziś powtarza to jako fakt, choć dostępne od dawna faktyczne dane o zatrudnieniu w 2017 roku nie pozostawiają wątpliwości - Polska wypada nieźle, ale daleko jej do fantazji premiera.
Co ciekawe, Morawiecki wkłada nagłówek z polskiego internetu w usta zachodnich polityków.
"Komisarze Komisji Europejskiej, którzy mi to pokazywali nie mogli uwierzyć własnym oczom, ale sami takie dane wyprodukowali" - mówił premier.
Cóż, być może "komisarze Komisji Europejskiej" faktycznie czytają polski internet i coś takiego mówili, tego akurat nie możemy sprawdzić. Nasze doświadczenie z innymi wypowiedziami premiera oraz zdrowy rozsądek pozwalają nam sformułować przypuszczenie: to bujda.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze