0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Pawel Malecki / Agencja GazetaPawel Malecki / Agen...

Czwartek 30 lipca przyniósł największy w historii polskiej epidemii wzrost liczby osób zakażonych - 615.

W ciągu doby wyzdrowiały 453 osoby, ale oznacza to, że jest to kolejny, 10. dzień (od 20 lipca), gdy liczba osób zakażonych rośnie.

W drugiej połowie lipca średnia dzienna liczba zakażeń osiągnęła 421, więcej niż w najgorszym do tej pory okresie pierwszych dwóch tygodni czerwca. Pokazujemy to pierwszy raz na wykresie:

Więcej szczegółów o stanie epidemii - dalej w tekście. Ale głównym tematem jest co innego - niebezpieczny przykład pomieszania polityki i zdrowia publicznego.

Cud przed urną

Być może to państwu umknęło, ale w lipcu w Polsce nastąpił cud. W ciągu niespełna dwóch tygodni rząd Prawa i Sprawiedliwości zrewolucjonizował wiedzę naukową dotyczącą epidemii i zdusił ją tylko sobie znanymi sposobami. Jeśli wierzyć oficjalnym komunikatom członków rządu, jeszcze 22 czerwca koronawirus był bardzo groźny, a Polacy powinni zachowywać dyscyplinę, natomiast 2 lipca wirus był już całkowicie niegroźny, a obywatele nie powinni się go w najmniejszym stopniu obawiać.

Niestety, nie byliśmy świadkami cudu, tylko dość prostackiej sztuczki szemranego magika Mateusza Morawieckiego. W ciągu dwóch dni premier rządu PiS dwa razy wprowadził w błąd obywateli

wypowiadając pochopne sądy, rysując nieodpowiedzialne prognozy i wprost zachęcając obywateli do nieprzestrzegania zasad bezpieczeństwa.
Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. To jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się go bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca. Wszyscy, zwłaszcza seniorzy, nie obawiajmy się, idźmy na wybory
Były sygnały, że epidemia słabnie, ale nie było podstaw do takiego optymizmu. Premier cynicznie igrał ze zdrowiem najbardziej narażonych Polaków
TVN24,01 lipca 2020

Kiedy Morawiecki ogłaszał de facto koniec epidemii, liczba osób zakażonych faktycznie malała. Ale nie dawało to podstaw do tak kategorycznych prognoz, co potwierdził dalszy rozwój epidemii.

Latem wirusy grypy i ten koronawirus też są słabsze. Dużo słabsze. Młodsi, starsi i w sile wieku, spokojnie można iść na wybory
Także to zdanie okazało się groźnym fałszem, w dodatku mogło wywołać efekt, któremu miało zaprzeczać
Wiec wyborczy w Kraśniku,01 lipca 2020

OKO.press ostrzegało, Szumowski milczał, dla Dudy

Premier oszukiwał wyborców i robił to z pełną świadomością, bo musiał wiedzieć, co jego własny minister zdrowia mówił zaledwie dwa tygodnie wcześniej.

22 czerwca w „Gazecie Polskiej Codziennie” Łukasz Szumowski podkreślał, że wirus nadal jest groźny i wciąż część ludzi umiera na wywoływaną przez niego chorobę. Ostrzegał również, żeby w żadnym wypadku nie bagatelizować wirusa, bo może to przynieść opłakane skutki.

Jak relacjonowała Polska Agencja Prasowa, jego zdaniem należy powtarzać Polakom, że bez ich odpowiedzialności wszystko może się zdarzyć: „Musimy mieć w pamięci Włochy, czy Hiszpanię. Niezwykle istotna jest tu rola mediów” - stwierdził.

Na wezwanie Szumowskiego odpowiedziało OKO.press. Po słowach Morawieckiego z 2 lipca ostrzegaliśmy, że w 9 województwach współczynnik R0 był większy od 1, co oznaczało, że jedna osoba zarażała więcej niż jedną osobę, a epidemia się rozprzestrzeniała.

Pisaliśmy też, że epidemia w Polsce nie jest w odwrocie. Polska jest w stanie w tej chwili opanowywać z mniejszym lub większym sukcesem ogniska zakażeń, ale wciąż wybuchają one na nowo.

Minister Szumowski zachował się jednak mniej odpowiedzialnie niż my i nie uznał za stosowne sprostować słów premiera.

Nie powiedział też publicznie, że Morawiecki kłamie, przekonując, że latem „koronawirus jest dużo słabszy". Mimo że jeszcze 15 czerwca minister zdrowia mówił tak:

"Tutaj nie ma co liczyć na to, że ta wysoka temperatura zlikwiduje wirusa, (…) może słońce, promienie ultrafioletowe, ale to też w niewielkim stopniu. Wirusa zabija dystans".

Morawiecki namawiał do nieodpowiedzialności

Trzeba nazwać rzecz po imieniu: w imię doraźnych politycznych celów związanych z reelekcją Andrzeja Dudy premier Mateusz Morawiecki oraz minister zdrowia Łukasz Szumowski narazili zdrowie i życie milionów Polaków: pierwszy wprowadził nas w błąd, drugi nie sprostował jego słów, mając pełną świadomość, że są fałszywe.

Chodziło o to, żeby do urn wyborczych pofatygowali się najstarsi wyborcy - niska frekwencja w tej grupie podczas pierwszej tury zaniepokoiła strategów obozu władzy i stanowiła zagrożenie dla wyboru Dudy.

Operacja się udała, prezydent został wybrany na kolejną kadencję przy dużym wzroście frekwencji wśród najstarszych wyborców (wzrost z 56 do 62 proc. w porównaniu do pierwszej tury), a Mateusz Morawiecki może sobie pogratulować.

Tak jak kiedyś, gdy wypowiadał się z podziwem o sztuce manipulacji odbiorcami. W rozmowie z 2013 roku w restauracji Sowa i Przyjaciele obecny premier tak mówił o reklamie banku BZ WBK, którego był wówczas prezesem: „Ludzie są tacy głupi, że to działa. Niesamowite!".

COVID-19 nie słucha Morawieckiego

Jak obecnie wygląda stan epidemii w Polsce, widać na poniższym wykresie. Liczba osób zakażonych rosła do 17 czerwca osiągając 14,5 tys., potem przez miesiąc spadała (19 lipca - 8188), od tego czasu znów rośnie zbliżając się do 10 tys.

Wzrasta liczba aktywnych przypadków. Widać to na wykresie, który dobrze ilustruje postęp lub odwrót epidemii koronawirusa:

W czwartek 30 lipca padł rekord dziennych zakażeń. Z dziewięciu dni z najwyższą liczbą zachorowań od początku epidemii, aż cztery przypadają na ostatni tydzień:

Niepokojąco rośnie też liczba osób na kwarantannie - 97 6561. Na początku lipca spadła już do poziomu 82 tys.

Ten wzrost zakażeń nie dotyczy tylko Polski. Niepokojące są wzrosty w Hiszpanii (2031 nowych zakażeń 29 lipca), Francji (1392) i w Rumunii (1182), gdzie jest niemal dwa razy mniej mieszkańców niż w Polsce. Nie może opanować epidemii 9-milionowy Izrael (2006 w 9-milionowym kraju!), skok wystąpił nawet w Czechach (541). W przeliczeniu na liczbę mieszkańców podobnie jak w Polsce jest w Belgii, Holandii i Austrii.

Europa zaczyna się niepokoić. W Hiszpanii mówi się, że to już początek drugiej fali, która miała nadejść jesienią.

Polacy się wyluzowali. Czy nie za wcześnie?

Minister Szumowski tłumaczy, że wzrost przypadków to konsekwencja nowych ognisk epidemii: „Sytuacja stabilizuje się w sensie pozytywnym, bo kiedy nie mamy nowych ognisk, dobowa liczba pozytywnych przypadków oscyluje w okolicach 300. W wielu województwach epidemia jest szczątkowa. Mamy w nich po kilka przypadków".

Również epidemiolodzy twierdzą, że nie ma co panikować: „Wciąż mieścimy się w granicach 200-600 nowych zachorowań dziennie, czyli w przedziale, który obserwujemy praktycznie od połowy marca. Dlatego nie ma co siać paniki. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak wdrożyć procedury ograniczające rozprzestrzenianie się wirusa właśnie w takich sytuacjach, w których powstają te ogniska” - mówił w rozmowie z OKO.press prof. Robert Flisiak.

Trudno powiedzieć, czy te uspokajające opinie nie zostaną podważone przez dalszy wzrost epidemii, zwłaszcza, gdy jesienią nadejdą chłodniejsze dni co będzie sprzyjać wirusowi SARS-CoV-2. Dodatkowo pojawi się - jak co roku - kilka milionów osób chorych na "zwykłą grypę" (w sezonie grypowym 2019/2020 było ich 3,8 mln), wiele z nich będzie przerażonych, że to COVID-19 - wyzwaniem dla systemu opieki zdrowotnej będzie testowanie na znacznie większa skale niż obecnie.

Już obecnie można jednak mówić, że konsekwencje banialuków Mateusza Morawieckiego z kampanii prezydenckiej mogą mieć groźny i długofalowy efekt.

Polacy przekonywani przez premiera, że epidemia jest już zupełnie niegroźna, nie przestrzegają podstawowych zasad ostrożności: nie dezynfekują rąk, nie noszą maseczek. Nie tylko Morawiecki decydował o takiej zmianie postaw, ale z pewnością jej pomógł.

Epidemii w świadomości społecznej nie ma. „Przykład idzie z góry - mamy rozluźnienie restrykcji, więc nie nosimy maseczek, albo udajemy, że nosimy. Mało kto pilnuje obostrzeń, nie spotkałem się, by straż miejska czy policja sprawdzała w galeriach czy maseczki są prawidłowo noszenie” - mówił w Onecie dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.

Prof. Flisiak w OKO.press: „Społeczeństwo powinno być stale edukowane, że w miejscach skupisk ludzkich bezwzględnym nakazem jest założenie maseczki. W parku, w lesie, na ulicy można sobie pozwolić, żeby chodzić bez. Ale tam, gdzie jest dużo ludzi, blisko siebie, bezwzględny nakaz".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze