0:000:00

0:00

"Washington Examiner" ma niewielki nakład, ale jest to pismo bliskie Republikanom i chętnie czytane w konserwatywnych kręgach politycznych - a więc wśród elit partii, która ma teraz większość w Kongresie i Senacie, oraz której reprezentant, Donald Trump, wygrał wybory prezydenckie. Morawiecki próbuje więc przekonać amerykańskich konserwatystów, że zmiany w sądownictwie wprowadzone przez PiS nie szkodzą demokracji w Polsce.

Publikowanie tekstów głów państw i premierów jest normalnym sposobem uprawiania dyplomacji - zwłaszcza w USA, na którego opinii publicznej z reguły innym krajom zależy. Robią to zarówno politycy demokratyczni, jak i dyktatorzy. Np. „The New York Times” opublikował w 2013 roku artykuł podpisany przez prezydenta Rosji Władimira Putina o konflikcie w Syrii. Dziennik został zresztą potem skrytykowany za użyczenie głosu autokracie.

Co napisał Morawiecki?

Fragmenty z jego tekstu były komentowane przez polityków w Polsce — np. przez Borysa Budkę (PO) w radiu TOK FM 20 grudnia. Wywołały także oficjalną reakcję Sądu Najwyższego. Napiszemy o niej niżej, ale najpierw streścimy artykuł Morawieckiego.

Premier zaczyna od opisania „dylematu, który stoi przed nowoczesną Polską” - którego przykładem jest niesprawiedliwe, jego zdaniem, opisanie Marszu Niepodległości w zachodnich mediach.

"Prawie dla wszystkich uczestników marsz był pokojowy, radosny i apolityczny. Mimo to niewielka grupa antysemickich i rasistowskich ekstremistów — niewidoczna dla większości obecnych — umiejętnie zdobyła uwagę międzynarodowych dziennikarzy i fotografów".

Morawiecki powtarza tutaj starą linię obrony PiS: dziennikarze są niesprawiedliwi, pokazując Polskę jako kraj ksenofobiczny i nacjonalistyczny. (Naszym zdaniem, premier przy okazji mija się z prawdą: rasistowskie i antysemickie transparenty w czasie Marszu były doskonale widoczne dla bardzo wielu obecnych.)

Przeczytaj także:

Premier pisze:

"Polska tradycja polityczna jest zbudowana nie na etnicznej lub sekciarskiej tożsamości, ale na wspólnej kulturze, która czci ludzką wolność".

To opinia, do której ma prawo, chociaż warto pamiętać, że Polska ma również bardzo bogatą tradycję myśli antyliberalnej, a najbardziej popularne ugrupowanie polityczne Polski międzywojennej — Narodowa Demokracja — była jawnie antysemicka i (wbrew nazwie) antydemokratyczna.

Kolejnym przykładem „niezrozumienia” Polski jest międzynarodowy odbiór „planów reformy głęboko niesprawnej struktury prawnej”.

„Czas, abyśmy wytłumaczyli je lepiej, ponieważ nasza sprawa jest słuszna” — pisze Morawiecki.

"Żadne demokratyczne państwo nie może akceptować aby jedna z gałęzi władzy funkcjonowała poza mechanizmami społecznej kontroli i odpowiedzialności. Taki jest status sądownictwa w dzisiejszej Polsce. I ten bardzo szczególny defekt systemu władzy, jego pochodzenie, i jego konsekwencje są rzadko dyskutowane lub rozumiane w Europie i Ameryce".

Morawiecki znów powtarza tutaj stary (i fałszywy) argument PiS: że sądownictwo w Polsce jest całkowicie niezależne od społecznej kontroli i że obciąża je dziedzictwo komunizmu. Mówił o tym w exposé, a my obszernie omawialiśmy jego poglądy tutaj.

Dodaje także, że generał Jaruzelski - kiedy został prezydentem - nominował wielu sędziów z czasów komunistycznych do sądów III RP. I konkluduje:

"Ci sędziowie zdominowali nasze sądownictwo na następne ćwierć wieku. Niektórzy pozostają czynni. Do dzisiaj elitarna rada 25 osób, zdominowana przez 15 sędziów ze stopnia apelacyjnego lub wyższego, nominuje wszystkich sędziów, włączając w to własnych następców".

W tym miejscu w tekście Morawieckiego pojawia się kluczowy zarzut:

"Ten system prowadzi do nepotyzmu i korupcji".

Jak celnie w odpowiedzi zauważył Sąd Najwyższy, premier nie podaje żadnego przykładu „nepotyzmu i korupcji”, które jego zdaniem cechują działanie Krajowej Rady Sądownictwa!

Morawiecki podaje dwa przykłady, oba niezwiązane z KRS: jeden dotyczy procesów wytaczanych przez sędziów w 2012 roku o należne im wynagrodzenia. Drugi brzmi tak:

"W 2016 roku sędzia dorabiający jako lichwiarz nie mógł być osądzony, ponieważ jego koledzy-sędziowie tak długo deliberowali nad jego immunitetem, że sprawa się przedawniła i powrócił do orzekania bez kary".

Morawieckiemu zapewne chodzi o sprawę Marka Szocińskiego-Kleina, sędziego z Puław, który został oskarżony w listopadzie 2013 roku o dorabianie jako lichwiarz. Materiał TVN na ten temat można obejrzeć tutaj. Rzecznik dyscyplinarny postawił mu zarzuty - w tym zarzut o „niegodne zachowanie”. W 2014 roku sędzia został uznany przez sąd za lichwiarza, sprawa jednak się przedawniła, więc nie poniósł kary.

„Wyborcza” pisała wtedy: „Mógłby zostać ukarany w ciągu trzech lat od ostatniego czynu. Rzecznik dyscyplinarny przyjął, że było to w marcu 2013 rok, ale sąd twierdzi, że należy przyjąć datę 1 stycznia 2011 roku, bo wtedy Szociński-Klein [sędzia] wypowiedział umowę Skowrońskiemu [poszkodowanemu].

Argument Morawieckiego jest oczywiście całkowicie bałamutny, nawet gdyby przytoczył tę sprawę w całości. Nawet jeśli jeden sędzia zgrzeszył, to nie ma to żadnego związku z Krajową Radą Sądownictwa! Po kolejnym przykładzie — mającym świadczyć o nepotyzmie w sądach — Morawiecki przechodzi do generalnego zarzutu:

"Sędziowie są przydzielani do spraw swoich bliskich kolegów bez nadzoru publicznego. Przyjaciele otrzymują przysługi. Zemsta dokonuje się na rywalach. Łapówki są żądane w niektórych z najbardziej lukratywnie wyglądających przypadkach. Postępowania niekiedy ciągną się w nieskończoność, w przypadkach, w których służy to zamożnym i wpływowym oskarżonym".

Te zarzuty nie są potwierdzone żadnym przykładem. Jak pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie - zdarza się, że niektórzy sędziowie łamią prawo. Manipulacja Morawieckiego — powtarzającego w tym momencie tezy PiS - polega na nieuprawnionym uogólnieniu. Pojedyncze (naprawdę pojedyncze - np. sędzia o lichwę był oskarżony w historii III RP raz) przypadki stają się podstawą do oskarżenia całej grupy zawodowej, liczącej około 10 tys. osób.

„Reformy” - pisze Morawiecki - mają służyć m.in. przyspieszeniu postępowań oraz ujawnianiu majątków sędziów, co ma zabezpieczać przed „przekupstwem i korupcją”.

Znów manipulacja: w zmianach wprowadzanych przez PiS nie chodzi o przyspieszenie postępowań, ale o uzyskanie przez polityków wpływu na nominacje sędziów. Tego się nie dowiemy z jego tekstu. Pisze tylko, że „parlament i rząd debatują o najbardziej stosownym sposobie powoływania i dyscyplinowania sędziów”.

Dodaje też, że mianowanie sędziego ma być dożywotnie albo do czasu przejścia na emeryturę, ale „narzucony przez Unię Europejską wiek emerytalny dla wszystkich pracowników wszystkich gałęzi władzy może zostać zastosowany do naszego sądownictwa”.

Problem w tym, że przymusowe przejście na emeryturę - które zakłada projekt PiS - służyłoby do wymiany składu Sądu Najwyższego, oznaczałoby bowiem wyrzucenie poza możliwości orzekania 40 proc. sędziów. Morawiecki kończy:

"Demokracja w Polsce jest silna. Dzięki reformom zapewniającym naszym obywatelom dostęp do bezstronnego, szybkiego, sprawnego i wolnego od korupcji wymiaru sprawiedliwości, stanie się silniejsza".

Z tym poglądem wypada nam się zgodzić - tyle że reformy, które reklamuje Amerykanom Morawiecki, nie mają nic wspólnego z zapewnianiem dostępu do „szybkiego, sprawnego i wolnego od korupcji wymiaru sprawiedliwości”.

Poniżej infografika OKO.press z listopada 2017 roku pokazująca jaką władzę nad wymiarem sprawiedliwości uzyskuje rząd PiS dzięki ustawom o SN i KRS. Dziś - po podpisaniu tych ustaw przez prezydenta Dudę, wiemy, że tak właśnie się stało. Wprowadzone poprawki nie zmieniły zasadniczo żadnego z tych punktów.

Sąd Najwyższy: Jeśli premier wie o łapówkach, powinien pójść do prokuratury

Na artykuł Morawieckiego odpowiedziało w specjalnej uchwale Kolegium Sądu Najwyższego 19 grudnia 2017 roku.

"Wobec wypowiedzi Prezesa Rady Ministrów Pana Mateusza Morawieckiego dotyczących sądów, Kolegium Sądu Najwyższego stanowczo stwierdza:

  • - nieprawdą jest, że w wyniku obrad Okrągłego Stołu to gen. Wojciech Jaruzelski obsadził stanowiska sędziowskie w wolnej Polsce postkomunistycznymi sędziami;
  • - nieprawdą jest, że w pracach Krajowej Rady Sądownictwa przy rozstrzyganiu postępowań konkursowych nie uczestniczą sędziowie „liniowi” oraz przedstawiciele władz pochodzących z wyboru;
  • - nieprawdą jest, że dotychczasowy system obsady stanowisk sędziowskich oparty jest na nepotyzmie i korupcji;
  • - nieprawdą jest, że w sądownictwie przy przydziale spraw lub ich rozpoznawaniu rozpowszechnione jest zjawisko korupcji lub kumoterstwa.

Jeżeli Prezes Rady Ministrów dysponuje informacjami na temat przestępczej działalności sędziów, ma obowiązek zawiadomić organy ścigania, albowiem rozpowszechnianie w mediach, w tym w prasie zagranicznej, tego typu nieprawdziwych stwierdzeń, podważających autorytet organów państwa, nie przystoi szefowi rządu Rzeczypospolitej Polskiej, szkodzi wizerunkowi kraju i krzywdzi tysiące uczciwych sędziów".

A Rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Michał Laskowski dodał jeszcze:

"Sam fakt orzekania w czasach PRL nie świadczy o tym, że dany sędzia sprzeniewierzył się niezawisłości i postępował niegodnie. Jeśli Pan Premier dysponuje wiadomościami na temat konkretnych spraw i konkretnych sędziów, powinien przedstawić je publicznie, a nie posługiwać się krzywdzącymi uogólnieniami.

Podobnie powinien postąpić wtedy, gdy stwierdza w odniesieniu do spraw sądowych, że „gdy sprawa wygląda na najbardziej dochodową”, wymagane są łapówki. Wiedza o takich sprawach powinna być udostępniona przez Pana Premiera organom ścigania".

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze