Ministerstwo Rodziny rozesłało do szkół ulotki-informacje, jak ubiegać się o 300 zł wyprawki. A na ulotce premier, otoczony wianuszkiem szczęśliwych dzieci, pisze zatroskany, że "powrót do szkoły spędza rodzicom sen z powiek" i że chce "pomóc w tym niełatwym momencie". Ulotki finansowane są z budżetu. Rodzice dostaną wyprawki tuż przed wyborami samorządowymi
Program "Dobry start" ogłoszony przez Mateusza Morawieckiego w kwietniu 2018 podczas konwencji samorządowej PiS wszedł już w życie. Od 11 do 15 czerwca ministrowie i wiceministrowie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej odwiedzili wszystkie województwa. Spotykali się z przedstawicielami władz gminnych i dyrektorami szkół, by przekazać informacje na temat programu.
"Z programu »Dobry Start«, który jest inwestycją w edukację polskich dzieci, skorzysta 4 mln 600 tys. uczniów, z 3 mln 400 tys. rodzin. Koszt w skali kraju to 1 mld 400 mln zł. Jesteśmy przygotowani" – zapewniła minister rodziny Elżbieta Rafalska w Warszawie 11 czerwca.
W ramach akcji informacyjnej do szkół w całej Polsce rozsyłane są plakaty oraz ulotki. Mają instruować, jak składać wniosek o 300 zł wyprawki. I rzeczywiście, na ulotce znalazła się infografika ze stosownym wyjaśnieniem. Na jej rewersie widnieje jednak znacznie mniej informacyjna treść - zdjęcie Mateusza Morawieckiego otoczonego roześmianymi dziećmi. Obrazek utrzymany w estetyce reklamy zdobionej stockowym zdjęciem (z komercyjnej bazy zdjęć) opatrzony jest listem od samego premiera.
"Powakacyjny powrót do szkoły wielu rodzicom spędza sen z powiek. Nowy rok szkolny to nowe podręczniki, zeszyty, przybory szkolne, ale też buty i ubrania. Wyprawka szkolna to spory wydatek, dlatego chcemy pomóc w tym niełatwym dla wielu z Państwa momencie. (...) Mam nadzieję, że świadczenie to ułatwi planowanie szkolnych zakupów".
Do szkół trafił również list od minister edukacji Anny Zalewskiej. Minister prosi w nim o poinformowanie rodziców o materiałach informacyjnych programu „Dobry Start”. "Do szkół zostały już dostarczone ulotki dla rodziców" - podkreśla Zalewska.
Oficjalnie nie ma żadnych wytycznych, w jaki sposób materiały mają być dystrybuowane. Decyzja należy do nauczycieli. W Zespole Szkół Agrotechnicznych w Słupsku ulotki rozdawane były w jednej z klas podczas godziny wychowawczej - informuje uczeń na Facebooku.
Jak powiedziała OKO.press pracowniczka administracji szkoły, przysłane materiały zostawiła w pokoju nauczycielskim i bibliotece. Co było dalej, nie wie.
“W ustawie o systemie oświaty jest jednoznacznie zapisane, że na terenie szkoły nie można prowadzić działalności, ani agitacji politycznej”
- te słowa Anny Zalewskiej z lutego 2017 odnosiły się do nauczycielek z Zabrza, które ubrały się na czarno podczas Czarnego Protestu.
Zakaz działalności partii politycznych w szkołach reguluje art. 86 ustawy prawo oświatowe.
Zakaz ten jest bezwzględny. Jak czytamy w komentarzu do ustawy dr. Mateusza Pilicha i dr. Artura Olszewskiego,
"uczniom można przekazywać wiedzę na temat funkcjonowania życia publicznego, ale tylko w formach przewidzianych przez podstawę programową kształcenia ogólnego". W dodatku "w sposób niefaworyzujący żadnego ugrupowania".
W ramach takiej edukacji szkoły mogą odwiedzać przedstawiciele rządu i opowiadać na przykład na czym polega praca ministra.
W jakiej roli pojawia się na ulotkach rozdawany uczniom Mateusz Morawiecki? Nie ma tam informacji o zasadach piastowania urzędu premiera, ani innych aspektach życia publicznego w Polsce.
Widać tylko polityka, który wyraża osobistą troskę o plany szkolnych zakupów. I deklaruje "chcemy pomóc". My - rząd PiS.
"Trudno uwierzyć, że do szkół można wejść z tak nachalną propagandą. Jeżeli ministerstwo chce dotrzeć bezpośrednio do rodziców, to szkoły i dzieci nie powinny być zamieszane w pośredniczenie przekazywania takich informacji" - komentuje dla OKO.press Dorota Łoboda, jedna z założycielek ruchu Rodzice Przeciw Reformie Edukacji.
"Zdjęcie premiera otoczonego dziećmi jest ohydną i podprogową informacją. W sposób oczywisty te ulotki są elementem prekampanii wyborów samorządowych. I składamy się na nie wszyscy, bo finansowane są z budżetu ministerstwa, a nie partii".
Zakaz agitacji wyborczej w szkołach regulują - poza ustawą oświatową - przepisy kodeksu wyborczego. Tyle, że nie mają tu zastosowania.
Po pierwsze dlatego, że kampania oficjalnie się nie zaczęła. Nawet jeśli by tak było, to i tak PiS nie poniósłby żadnych konsekwencji. Państwowa Komisja Wyborcza zainteresowałaby się ulotkami z Morawieckim dopiero podczas kontroli sprawozdania finansowego komitetu wyborczego. Tymczasem komitet... nie umieściłby ulotek w sprawozdaniu, bo są one dystrybuowane i finansowane przez ministerstwo. Tak działa ten system.
OKO.press zwróciło się z pytaniem do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z pytaniem o koszt akcji informacyjnej o programie "Dobry start". Czekamy na odpowiedź.
Oficjalnie cele programu "Dobry start" są elementem polityki społecznej "wyrównania szans wśród uczniów" i to "niezależnie od posiadanego kapitału kulturowego, społecznego i materialnego".
W ocenie skutków regulacji ustawy o wyprawce przeczytamy już o nieco skromniejszym przedsięwzięciu, które ma po prostu "pomóc w pokryciu zwiększonych wydatków związanych z rozpoczęciem roku szkolnego".
W jakimś stopniu wyrównuje on szanse, ponieważ 300 zł dla osób niezamożnych to relatywnie większe pieniądze niż dla osób bogatszych. Ale tak ogromną kwotę - 1,5 mld zł - można było zagospodarować dużo skuteczniej. Rząd mógłby np. sfinansować darmowe podręczniki dla szkół ponadpodstawowych przez trzy (!!!) lata.
O innych pomysłach na wyrównywanie szans edukacyjnych za taką sumę pisaliśmy w maju:
"Dobry start" i przekazywanie wszystkim rodzinom 300 zł zostało zapewne w szeregach PiS uznane za bardziej opłacalne politycznie, ponieważ termin wypłat przypada w okresie kampanii wyborczej do samorządów.
Według ministerstw środki mają być wypłacane "do 30 września", a w przypadku rodziców, którzy złożą wnioski po 1 września - nawet później. Oznacza to, że gotówka trafi do rodzin, gdy te wydatki na szkolną wyprawkę będą miały już za sobą, ale zanim pójdą do urn.
Złudzenia co do intencji rządu rozwiać mógł również ostatni protest opiekunów osób niepełnosprawnych. Jednym z postulatów protestujących był wypłacany co miesiąc dodatek rehabilitacyjny w wysokości 500 zł, nazywany przez rząd i prawicę z niesmakiem "żywą gotówką". Postulatu tego nie spełniono.
Proponowano w zamian zabiegi oraz pieluchy. Niefinansowe świadczenie zamiast gotówki ma „zapobiec nadużyciom” – twierdził wówczas Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera Morawieckiego.
W przypadku "dobrego startu" PiS nie wyraża takich obaw. Może dlatego, że program ma objąć 3,4 mln rodzin, czyli jego dobrodziejstw doświadczy bezpośrednio wiele milionów ludzi - razem z pokoleniem dziadków kilkanaście milionów. A "żywa gotówka" świadczenia pielęgnacyjnego objęłaby zaledwie 270 tysięcy osób z niepełnosprawnościami.
Mateusz Morawiecki
Elżbieta Rafalska
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej
agitacja polityczna
samorząd
wybory samorządowe
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze