0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

"Co się stanie, jeśli Komisja Europejska rozpocznie trzecią wojnę światową? Jeśli do tego dojdzie, będziemy bronić naszych praw wszelką bronią, która jest w naszej dyspozycji" - mówił Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla "Financial Times", który ukazał się 26 października 2021.

Polska opinia publiczna w dużej mierze potraktowała straszenie wojną jako próbę przykrycia przez premiera nieuchronnie zbliżających się ustępstw polskiego rządu w sporze o praworządność z Komisją Europejską. W tym samym wywiadzie Morawiecki powtarza przecież zapowiadaną wcześniej obietnicę, że rząd zlikwiduje Izbę Dyscyplinarną. Premier deklaruje jednocześnie, że rozmowy z Angelą Merkel, Emanuelem Macronem oraz Ursulą von der Leyen były "bardzo satysfakcjonujące". I ostrzega, że Polska będzie się twardo bronić przed naciskami instytucji unijnych.

Jak więc wygląda rzeczywiście sytuacja na tym "froncie"? "Z punktu widzenia polskiego rządu sytuacja idzie raczej w dobrym kierunku" - komentuje w rozmowie z OKO.press Piotr Buras, ekspert ds. unijnych z think tanku ECFR.

Twarde warunki...

Jeszcze podczas gorącej wtorkowej (19 października) debaty w Parlamencie Europejskim szefowa KE przedstawiła polskiemu rządowi trzy warunki, które musi spełnić, by móc korzystać z Funduszu Odbudowy:

  • zlikwidowanie Izby Dyscyplinarnej,
  • przywrócenie do orzekania represjonowanych sędziów,
  • przywrócenie niezależnego sądownictwa.

Publiczne wypowiedzi premiera dotyczą jedynie zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej. Nie znamy jeszcze założeń ustawy, która rzekomo jest finalizowana i pojawi się w Sejmie przed końcem roku. Pytań jest więcej, niż odpowiedzi, bo samo formalne rozwiązanie Izby nie przesądza, jak będzie wyglądał system odpowiedzialności dyscyplinarnej i jaką rolę będą odgrywać w nim sędziowie likwidowanej izby. Nie mówiąc już o głębszych problemach, czyli statusie Krajowej Rady Sądownictwa i Trybunału Konstytucyjnego.

O te kwestie upomina się Parlament Europejski. W połowie października Komisja prawna PE przegłosowała skierowanie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pozwu przeciwko Komisji Europejskiej za opieszałość w uruchomieniu mechanizmu „pieniądze za praworządność”. W ostatni czwartek zaś PE ogromną większością przegłosował rezolucję, w której domaga się:

  • wszczęcia przeciwko Polsce procedury naruszeniowej w związku z funkcjonowaniem TK, Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa oraz Prokuratury Krajowej;
  • uruchomienia mechanizmu warunkowości, czyli tzw. narzędzia „pieniądze za praworządność”;
  • wstrzymania zatwierdzenia KPO do czasu prawidłowego wykonania przez Polskę wyroków TSUE.

Przeczytaj także:

...wyparowują po szczycie

Tymczasem w czwartek (21 października) podczas szczytu Rady Europejskiej Angela Merkel wzywała do dialogu z Polską. "Musimy znaleźć sposób na zbliżenie stanowisk, ponieważ kaskada pozwów w Trybunale Sprawiedliwości UE nie jest rozwiązaniem" - mówiła odchodząca kanclerz Niemiec. Jak donosi POLITICO, na rozmowę o polskich problemach z praworządnością poświęcono około 2 godzin, a jej nastrój był... "pogodny".

W oficjalnym pisemnych wnioskach po szczycie temat w ogóle się nie pojawia. Jeszcze kilka dni temu komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders zapowiadał, że uruchomienie mechanizmu jest kwestią dni, najwyżej tygodni. W piątek 22 października Ursula von der Leyen ogłosiła, że mechanizm nie zostanie uruchomiony przez wydaniem przez TSUE wyroku w sprawie jego zgodności z prawem UE, który poznamy dopiero za kilka miesięcy.

W sobotę Donald Tusk po powrocie z Brukseli mówił, że "nikomu w Europie nie przyjdzie do głowy pomysł, by karać Polaków za upór pisowskiej władzy". Szef PO stwierdził, że gwarantuje otrzymanie przez Polskę pieniędzy z KPO. Zaliczki mają zostać odblokowane, jeśli "po słowach premiera Mateusza Morawieckiego o likwidacji Izby Dyscyplinarnej przyjdą czyny".

Trudno nie dopatrzeć się w tych stanowiskach rozdźwięku z działaniami Parlamentu Europejskiego, którego deputowani - w tym polscy posłowie Europejskiej Partii Ludowej należący do PO - zagłosowali za ostrą rezolucją. "Wystarczy jeden szczyt UE i wszystkie ostrzeżenia PE zostają zignorowane. Skutki dla rządów prawa w Polsce będą katastrofalne" - napisał na Twitterze Daniel Freund, niemiecki eurodeputowany Zielonych.

View post on Twitter

Fasadowa likwidacja Izby Dyscyplinarnej

"Z punktu widzenia polskiego rządu sytuacja idzie raczej w dobrym kierunku. Nie wygląda na to, żeby Komisja Europejska chciała ostro zadziałać i nie sądzę, żeby dowodem na to była akurat kwestia mechanizmu warunkowości. Decydujący jest raczej ugodowy ton dotyczący Krajowego Planu Odbudowy" - mówi OKO.press Piotr Buras, ekspert ds. europejskich, dyrektor warszawskiego biura think tanku European Council on Foreign Relations.

I tłumaczy:

"Groźba, że pod wpływem głosu Angeli Merkel Komisja pójdzie na taką ugodę, jest realna. KE powie, że coś wyegzekwowała od polskiego rządu, czyli likwidację Izby Dyscyplinarnej. Tymczasem sama likwidacja nie ma większego znaczenia z perspektywy całego systemu, w tym dalszego funkcjonowania ustawy kagańcowej. Ale Komisja ogłosi, że to sukces.

Polski rząd zlikwiduje Izbę, co już zapowiadano, argumentując, że i tak nie działała. Ale to nie będzie przecież wykonanie wyroku, co rząd będzie podkreślał, bo przecież oficjalnie tych wyroków nie uznajemy. A pieniądze z KPO i tak zostaną uruchomione. To scenariusz, na który bardzo liczy Morawiecki i po tym szczycie mógł poczuć, że jest bliski realizacji".

Skąd zatem dobra passa polskiego rządu? Zdaniem eksperta skutecznie udało się przekierować spór na kwestię kompetencji organów UE.

Buras: "Przedmiotem tego sporu powinno być pytanie, czy może istnieć kraj członkowski, w którym nie ma niezależnego sądownictwa. Z takim stanowiskiem nikt by się nie zgodził. Ale inaczej jest, gdy spór został ustawiony wokół kompetencji UE, z sugestią, czy przypadkiem instytucje unijne nie roszczą sobie ich zbyt wiele. I premier Morawiecki w wywiadzie dla "Financial Times" atakuje przede wszystkim instytucje unijne, zarzucając, że są niedemokratyczne, że te uprawnienia przekraczają.

Jak długo polski rząd będzie mógł przedstawiać ten spór jako spór państwa członkowskiego z unijnymi technokratami, tak długo będzie jego wygranym. Ta dynamika byłaby inna, gdyby polskiemu rządowi jasno przeciwstawił się rząd innego kraju członkowskiego. Ale podczas szczytu takich głosów nie było słychać".

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze